Europosłowie PiS zagłosowali przeciwko czteromiesięcznym płatnym urlopom dla ojców. Nie podoba im się, że urlopu ojca nie będzie mogła wykorzystać matka. A Unia znowu nas do czegoś zmusza. Tylko że w ten sposób koło się zamyka: lepiej zarabiający ojcowie oddadzą urlop matkom, które stracą część dochodu, być może także awans, i dostaną mniejszą emeryturę
Cztery miesiące płatnego urlopu rodzicielskiego do wykorzystania tylko dla ojca - to propozycja, którą dla państw członkowskich przygotowała Komisja Europejska. Mężczyzna mógłby wykorzystać urlop do 12. roku życia dziecka, ale nie mógłby przenieść go na drugiego rodzica - najczęściej matkę. Niewykorzystany urlop po prostu przepada. Jego odpłatność wynosiłaby 80 proc. zarobków - tyle, ile w Polsce na zwolnieniu chorobowym.
11 lipca 2018 roku dyrektywa ws. równowagi między życiem prywatnym a zawodowym (ang. work and life balance) dostała zielone światło od Komisji Zatrudnienia i Spraw Socjalnych w Parlamencie Europejskim. Teraz propozycja trafi do negocjacji z państwami członkowskimi. Propozycjom sprzeciwiają się europarlamentarzyści PiS. Dlaczego?
Ryszard Czarnecki mówi OKO.press: "Jesteśmy za płatnymi urlopami tacierzyńskimi, ale uważamy, że to rodziny i małżeństwa decydować o tym,
jak korzystać z tych uprawnień. Jeśli ojciec nie jest w stanie tego wykorzystać, matka powinna mieć prawo przejąć ten urlop. Komisja Europejska nie powinna narzucać rodzinom, kto ile ma tego urlopu brać.
Innymi słowy, jesteśmy za dobrowolnością.
My byliśmy sceptyczni wobec tej dyrektywy w Parlamencie Europejskim, ale wszystkie 28 krajów członkowskich jest przeciwnych wprowadzeniu regulacji w takim kształcie".
Agnieszka Kozłowska-Rajewicz europosłanka Platformy Obywatelskiej mówi OKO.press: "Mówiąc o głosach przeciwnych poseł Czarnecki miał na myśli posłów PiS w Parlamencie lub tych reprezentantów państw członkowskich, którzy są w Radzie, ale nie w PE.
Parlament głosował za przyjęciem zarówno raportu, jak i towarzyszących mu opinii, które popierały propozycje dyrektywy.
Dużą większością głosów przegłosował też mandat Parlamentu do negocjacji z Radą".
Opór przed dyrektywą jest więc w Radzie, a nie tak jak twierdzi Ryszard Czarnecki w Europarlamencie. Inne są też powody sprzeciwu. Podczas, gdy reprezentacja polskiego rządu i posłowie PiS buntują się przeciwko "narzucaniu rozwiązań przez Komisję" i "obowiązkowym urlopom ojcowskim" - reszta państw nie zgadza się na propozycje finansowe.
Agnieszka Kozłowska-Rajewicz: "Rada uważa, że o poziomie odpłatności za czteromiesięczne urlopy rodzicielskie powinny decydować państwa członkowskie. Paradoksalnie opór płynie głównie z krajów zachodnich - aż 6 z nich obecnie nie płaci ani centa za urlop rodzicielski. Wszystko więc rozbija się o pieniądze, czyli propozycję 80 proc. odpłatności tych urlopów.
Jedyne kraje, które do propozycji dyrektywy złożyły żółte kartki [red - zawetowały całe rozwiązanie, a nie tylko jego część], to Polska i Holandia.
Polska uważa, że jest ona niesubsydiarna, czyli wykracza poza kompetencje UE. Holandia zaś, że zmiany mogą być ograniczające dla tych rozwiązań, które obecnie w Holandii są dostępne".
PiS burzy się też, że ojcowie będą przymuszani do urlopów. To bezzasadne, bo urlop rodzicielski jest uprawnieniem, a nie obowiązkiem. Funkcjonuje na zasadzie "use it or lose it" (skorzystaj albo strać).
Komisja chce jedynie, by państwa członkowskie umożliwiły ojcom wzięcie takiego płatnego urlopu.
Doświadczenia innych państw pokazują, że tradycyjne role społeczne łatwiej przełamać, gdy wprowadza się politykę zachęcania do korzystania z urlopów. Innymi słowy, dobrowolność nie działa. W Niemczech od 2007 roku obowiązuje 12-miesięczny urlop rodzicielski (do wyboru, ale najczęściej bierze go matka) plus dwa miesiące zarezerwowane dla „drugiego rodzica” (najczęściej – ojca).
W ciągu siedmiu lat odsetek dni urlopu, z których skorzystali ojcowie wzrósł tam z 3 do 35 proc.
Przeciwko propozycjom Komisji PiS sprzeciwiał się już w 2017 roku, gdy ta przyjęła dyrektywę. W debacie sejmowej towarzyszącej wydaniu negatywnej opinii poseł PiS Jerzy Czerwiński w oratorskim popisie bronił skrajnie konserwatywnej wizji rodziny i ról społecznych: „To, że w Europie mężczyźni przestają być mężczyznami, wiąże się, niestety, także z tym, że kobiety przestają być kobietami. To się jakby zjeżdża. Efekt jest taki, że wchodzi islam z »prawdziwymi mężczyznami«. Chcecie państwo tutaj mieć taką równość? Bo ja nie.
Ja chcę mieć w Polsce po prostu kobiety i mężczyzn. Bo tak urządziła to natura, a właściwie Bóg”.
Negatywną opinię projektowi wystawił też Senat. W uchwale uznał, że „szczególnie jaskrawym przykładem nadmiernej ingerencji w systemy prawne państw członkowskich jest przepis zakazujący przeniesienia co najmniej czterech miesięcy urlopu rodzicielskiego na drugiego rodzica”. A dyrektywa, „narzucając wykorzystanie urlopu przez ojców ingeruje w życie rodzinne i odbiera rodzicom prawo decydowania o sposobie sprawowania przez nich opieki nad dzieckiem i planowania życia zawodowego”. Czy naprawdę jest się czego obawiać?
W 2017 roku z urlopów rodzicielskich skorzystało rekordowe 708 tys. osób. To o 39 tys. więcej niż rok wcześniej. Ten wzrost to przede wszystkim wynik tego, że rodzi się więcej dzieci. Z wstępnych danych GUS wynika, że w 2017 roku pękła granica 400 tys. urodzeń (ok. 403 tys.). W 2017 roku urodziło się o 21 tys. więcej dzieci niż w roku 2016 i o 34 tys. więcej niż w 2015.
Jednak urlopy na opiekę nad dziećmi to wciąż domena kobiet. W 2017 roku z jakiejkolwiek formy urlopu skorzystało 519 tys. kobiet i – ponad dwa i pół razy mniej mężczyzn – 188,7 tys. Różnica wygląda na niedużą, ale prawdziwe dysproporcje pojawiają się, gdy weźmiemy pod uwagę długość urlopów. Ojcowie najczęściej wybierają przysługujący tylko im dwutygodniowy urlop ojcowski. W 2017 roku było ich 174,2 tys. – to wzrost o 27,8 tys. w porównaniu do 2016.
Natomiast z rocznego urlopu rodzicielskiego, który jest przedłużeniem obowiązkowego 20-tygodniowego macierzyńskiego (dla kobiet z możliwością podzielenia się z drugim rodzicem od 15. tygodnia), skorzystało zaledwie 4,2 tys. mężczyzn.
Kobiet było 100 raz więcej – 402,4 tysiące.
Różnice w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn sprawiają, że dla rodzin bardziej opłacalne (mniejsza strata w dochodzie) jest, gdy to kobieta korzysta z uprawnień. Zasiłek jest bowiem wprost zależny od wynagrodzenia (za cały okres 12 miesięcy – 80 proc.),
a zarobki kobiet to średnio tylko 64,5 proc. zarobków mężczyzn.
Chociaż Polska w ostatnich latach pnie się w górę w rankingach równości płac (raport PwC „Kobiety w pracy 2017”) – o 10 pozycji w ciągu 15 lat (najszybciej między 2014 a 2015) – to wciąż jesteśmy na szarym końcu w aktywizacji zawodowej kobiet. W 2015 roku pracowało tylko 61 proc. Polek w wieku produkcyjnym. To wynik gorszy niż 17 krajów UE .
Sytuacja na rynku pracy jest też odzwierciedleniem stereotypów na temat ról płciowych. Pracodawcy już na etapie rekrutacji faworyzują mężczyzn, spodziewając się, że nie będą korzystać ze świadczeń. Podobnie jest ze ścieżką awansu.
Dane Eurostatu pokazują, że mężczyźni, którzy zostają ojcami - mają też wyższy poziom zatrudnienia niż ci bezdzietni, a odsetek pracujących rośnie wraz kolejnymi dziećmi. Odwrotnie jest w przypadku kobiet. "To klasyczny przykład kary za macierzyństwo i premii za ojcostwo” - mówi OKO.press Dorota Szelewa z Fundacji ICRA i University College Dublin.
Polska ma też zdecydowanie za mało miejsc w żłobkach. W 2016 roku wystarczało ich dla ok. 9 proc. dzieci (93 tys. miejsc). Z takim wynikiem plasujemy się w samym ogonie Unii Europejskiej.
PiS uważa, że nieprzekładalny urlop dla ojca odbiera urlop macierzyński. To nieprawda. Obecnie w Polsce urlop może trwać w sumie 12 miesięcy. Ustawodawca może go jednak wydłużyć np. o dwa miesiące.
Optymalna długość urlopu – bez niekorzystnych skutków dla kariery – to około rok. Dorota Szelewa: „Wzorcowa jest Islandia. Większość krajów decydowała się na stopniowe wydłużanie urlopów dla ojców – co kilka lat dokładając kolejny miesiąc. Islandia od razu wprowadziła miesięczny system zmienny 3-3-3, co oznacza, że ojciec musi wykorzystać minimum trzy miesiące, inaczej przepadną. To spowodowało skokowy wzrost zaangażowania ojców i zbiegło się z najwyższą w UE dzietnością".
PiS broniąc się przed dyrektywą, tak naprawdę strzeże modelu rodziny, w którym to kobieta odpowiedzialna jest funkcje opiekuńcze (wychowanie dzieci), a mężczyzna jest żywicielem. W ten sposób sam strzela sobie w kolano. Dlaczego? Bo dla rządu PiS ponoć kluczową kwestią jest demografia. Badania przeprowadzone w Szwecji i na Węgrzech przez Livię Olah z Uniwersytetu w Sztockholmie pokazały, że dla kobiet najważniejsza w podejmowaniu decyzji o posiadaniu kolejnego dziecka jest postawa ojca. Jeśli był zaangażowany w wychowanie pierwszego dziecka, chętniej decydują się na powiększenie rodziny.
Dla Polski największym problemem jest rosnący odsetek bezdzietnych kobiet. Dzieci pierwszych z roku na rok ubywa.
Ostatnie lata przyniosły wzrost w liczbie dzieci drugich i trzecich. To wynik stabilniejszej sytuacji na rynku pracy (spadek bezrobocia i wzrost płac), a także wprowadzenia wielu instrumentów polityki prorodzinnej. Jednak w 2018 roku ten efekt powoli zaczyna się wyczerpywać. Ze wstępnych danych GUS wynika, że w pierwszym kwartale 2018 urodziło się 96 tys. dzieci – czyli 4 tys. mniej niż w tym samym okresie 2017 roku. A to oznacza, że państwo musi prowadzić aktywną i różnorodną politykę, której celem jest wspieranie decyzji Polek i Polaków o rodzicielstwie.
Twórcom dyrektywy na sercu leży przede wszystkim równość kobiet i mężczyzn. Obecnie podział obowiązków pracy w domu, w tym opieki nad dziećmi, jest dla tych pierwszych krzywdzący. Polki najczęściej pracują na dwie zmiany – najpierw w pracy, potem w domu. Według badań OECD obowiązki domowe zajmują im średnio 296 minut dziennie - niemal pięć godzin. Za to mężczyźni pracują w domu około dwie i pół godziny krócej. Tygodniowo daje to 17,5 godziny różnicy.
Raport eurobarometru z 2017 roku pokazał, że w zasadzie połowa pracy, którą wykonują Polki jest zaliczana jako nieodpłatna i obejmuje przede wszystkim prace opiekuńcze i domowe.
Przerzucenie odpowiedzialności za funkcje opiekuńcze na kobiety ma wpływ na aktywizację zawodową. Większa ilość urlopów opiekuńczych to też bariera w ścieżce kariery. A skoro kobietom odmawia się awansu, to też nie rosną ich płace. Niższe płace w połączeniu z przerwami na wychowanie dziecka to w rezultacie niższe emerytury. W konsekwencji kobiety tracą perspektywy samodzielności życiowej i ochrony przed ubóstwem.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze