Marszałek Sejmu Marek Kuchciński zmagał się od tygodni w milczeniu z doniesieniami o wykorzystywaniu państwowych samolotów do prywatnych lotów z rodziną. Wreszcie dziś oświadczył, że loty mu się należały, musiał latać, bo ciężko pracował, ale skoro opinia publiczna uważa inaczej, to on przeprasza. Przypominamy wcześniejsze wyczyny marszałka
„Mam świadomość, że liczba lotów była duża, ale wynikała ona z modelu pracy, który przyjąłem” – powiedział 5 sierpnia 2019 w Sejmie marszałek Marek Kuchciński.
Pierwsze informacje o częstych lotach Kuchcińskiego rządowymi samolotami do Rzeszowa, najczęściej na weekend, pojawiły się już w kwietniu. Od 25 lipca, dzięki działaniom opozycji i mediów, wiadomo, że lotów było ponad 100, a w niektórych uczestniczyli członkowie rodziny Kuchcińskiego.
Marszałek zdecydował się wreszcie na publiczne zabranie głosu i wygłosił oświadczenie. Zaproszeni dziennikarze nie mieli jednak możliwości zadawania mu pytań.
Przed marszałkiem głos zabrał szef Centrum Informacyjnego Sejmu Andrzej Grzegrzółka. To Centrum w kwietniu 2019 roku twierdziło, że takich lotów nie było. Teraz Grzegrzółka powiedział, że „przekazaliśmy [wówczas] informację taką, jaką mieliśmy dostępną”, chociaż trudno uwierzyć, że CIS o lotach Kuchcińskiego nie wiedział.
Grzegrzółka zapowiedział opublikowanie wszystkich informacji o lotach marszałka Sejmu w całej kadencji.
Marszałek przyznał dziś, że odbył 23 loty o statusie HEAD (zarezerwowany tylko dla prezydenta, marszałka i premiera) razem ze swoją rodziną.
Dużą liczbę wszystkich swoich lotów tłumaczył trybem pracy – odbywa wiele spotkań z Polakami, więc musi często korzystać z samolotów.
Unikał podawania konkretnej liczby lotów, podkreślił za to, że spotkań w ramach pracy odbył ponad 900, a na wiele z nich musiał lecieć samolotem. Spotkania te nazwał „formą konsultacji bezpośredniej z mieszkańcami różnych miejsc w Polsce, głównie małych miejscowości”.
„Olbrzymia aktywność legislacyjna Sejmu tej kadencji wymaga rozmów włączających obywateli w proces tworzenia prawa. Sejm w obecnej kadencji uchwalił 876 ustaw” – tłumaczył Kuchciński.
Marszałek nie doprecyzował, czy w przypadku ustaw uchwalanych nocą w ekspresowym tempie, również latał samolotem do małych miejscowości, aby konsultować treść uchwalanego właśnie prawa.
„Korzystanie z tych środków transportu wynikało z bardzo napiętego kalendarza spotkań i wydarzeń, w których uczestniczyłem,
co spowodowało konieczność dynamicznego i sprawnego przemieszczania się pomiędzy odległymi punktami w kraju i zagranicą" - tłumaczył się marszałek.
Media donosiły, że czasami rządowym samolotem latali członkowie rodziny bez marszałka. Kuchciński przyznał się tylko do jednego takiego lotu, kiedy leciała samotnie jego żona z Rzeszowa do Warszawy. Stało się tak, ponieważ samolot, który dostarczył marszałka do Rzeszowa, i tak wracał do Warszawy, dlatego pani Kuchcińska zabrała się wraz z załogą do stolicy. Według Kuchcińskiego, ten lot nie miał statusu Head.
Aby „rozwiać wszelkie wątpliwości”, Kuchciński twierdzi, że wpłacił 28 tys. złotych (czyli „kwotę pokrywającą pełen koszt tego lotu”) na Fundusz Modernizacji Sił Zbrojnych. Nie wiadomo jednak, w jaki sposób jest to pokrycie kosztów, skoro to nie Fundusz płacił za lot.
Marszałek nie odniósł się do zarzutów, że samolotami rządowymi latają jego dzieci. Podjął za to próbę przeprosin:
"Mam świadomość, że opinia publiczna negatywnie ocenia takie postępowanie, dlatego pragnę wszystkich, którzy poczuli się urażeni, przeprosić. Jednocześnie chciałbym zdecydowanie stwierdzić, że działałem zgodnie z prawem".
Marszałek „przeprasza” więc dlatego, że boi się opinii publicznej. I tylko osoby, które poczuły się urażone.
Kuchciński zakończył zdaniem: „Poza jedną opisaną sytuacją nie było nigdy przypadku lotu mojej rodziny samolotem wojskowym bez mojej obecności".
Problem w tym, że marszałek latał trzema maszynami: rządowym samolotem Gulfstream G550, wojskowym samolotem transportowym CASA, a także wojskowym śmigłowcem Sokół.
Gulfstream nie należy do wojska, dlatego takie tłumaczenie nie załatwia sprawy. Pojawia się pytanie, ile lotów rodzina marszałka odbyła samolotem rządowym. Ale Kuchciński po swoim oświadczeniu wyszedł, a dziennikarze nie mieli okazji zadać pytania.
Po Kuchcińskim głos zabrał obecny na konferencji zastępca rzecznika PiS Radosław Fogiel, bronił legalności wykorzystywania przez marszałka państwowego transportu lotniczego, i powiedział jeszcze, że Donald Tusk również latał rządowymi samolotami.
Zapytany chwilę później, dlaczego wspomniał o lotach Tuska, ale pominął loty premier Szydło wojskowym samolotem CASA, odpowiedział, że wyszukiwarka Google podała mu akurat artykuł o Tusku.
Marszałek sam nie poda się do dymisji. Jednak w piątek, na specjalnym posiedzeniu Sejmu, głosowany będzie wniosek PO o jego odwołanie, dojdzie więc też do debaty nad „lotnym” marszałkiem.
Dodatkowe posiedzenie było konieczne, ponieważ według regulaminu Sejmu: „rozpatrzenie wniosku, o którym mowa w ust. 1, i poddanie go pod głosowanie następuje na najbliższym posiedzeniu Sejmu przypadającym po upływie 7 dni od dnia jego złożenia, nie później jednak niż w terminie 45 dni od dnia złożenia wniosku”.
Wniosek wpłynął do Sejmu 26 lipca, dlatego zgodnie z regulaminem izba nie mogła się nim zająć na poprzednim posiedzeniu 31 lipca, bo wówczas upłynęło tylko pięć dni, zamiast wymaganych siedmiu.
Już w kwietniu tego roku dziennikarze „Gazety Wyborczej” pytali Kancelarię Sejmu o to, czy marszałkowi towarzyszą w lotach członkowie jego rodziny.
25 lipca w Radiu Zet usłyszeliśmy o sześciu lotach Marszałka Kuchcińskiego między styczniem a lipcem 2019. Tego samego dnia na konferencji prasowej poseł PO Sławomir Nitras, na podstawie dokumentów Gabinetu Marszałka Sejmu, mówił, że „pan marszałek każdego tygodnia wraca do domu, 300 kilometrów do Rzeszowa, samolotem”. 29 lipca Nitras na antenie TOK FM mówił z kolei, że takich lotów mogło być ponad sto. Tego samego dnia kancelaria Sejmu potwierdziła informację o 23 lotach marszałka o statusie HEAD razem z rodziną.
Kuchciński, próbując ratować swój wizerunek, wpłacił wtedy 15 tys. złotych na Caritas i Fundację Budzik. Kwota miała być równowartością kosztów, jakie należy zapłacić za loty na trasie Warszawa — Rzeszów.
Andrzej Grzegrzółka tak w TVN24 tłumaczył wysokość kwoty: „Pewnego rodzaju odniesieniem są istniejące umowy między Kancelarią Sejmu a PLL LOT, gdzie ta kwota na przelot jednej osoby jest określona na niecałe 600 złotych. [..] Na tej podstawie, mnożąc to przez liczbę lotów i przez liczbę pasażerów, wychodzi kwota prawie 15 tysięcy złotych".
Afera była jednak daleko od rozwiązania. Okazało się też, że Kuchciński mimo lotów i służbowego samochodu z szoferem, który należy się marszałkowi Sejmu, pobrał w 2018 roku 6 tysięcy złotych tzw. kilometrówek (czyli zwrotu za służbowe podróże prywatnym autem).
Dodatkowo „Rzeczpospolita” doniosła, że według anonimowych osób, które obsługiwały loty marszałka, czasami z rządowych lotów korzystały same dzieci Kuchcińskiego.
Afera samolotowa na trzy miesiące przed końcem kadencji to mocne podsumowanie sejmowej kariery marszałka Kuchcińskiego. Wielokrotnie w OKO.press opisywaliśmy fatalny sposób, w jaki prowadzi prace i obrady na Wiejskiej.
Przez cztery lata marszałek wielokrotnie łamał regulamin Sejmu, odbierał głos opozycji, ograniczał dostęp do Sejmu dziennikarzom i obywatelom.
Przypomnijmy.
W lutym 2019 wygraliśmy z marszałkiem Kuchcińskim proces. Dziewięć miesięcy wcześniej, 10 maja 2018, Kuchciński zakazał naszemu dziennikarzowi Danielowi Flisowi, wstępu na posiedzenie Sejmu.
Kancelaria Sejmu nie zgodziła się wtedy na wydanie jednorazowej przepustki, z której korzystają na co dzień dziennikarze i inni obywatele. Centrum Informacyjne Sejmu powołało się na decyzję Komendanta Straży Marszałkowskiej, który w związku z protestem zawiesił wydawanie przepustek „z przyczyn organizacyjnych i bezpieczeństwa”. Komunikat nie tłumaczył, o jakiego rodzaju niebezpieczeństwo chodzi.
Tego samego dnia marszałek nie wpuścił też do Sejmu Janiny Ochojskiej, która chciała odwiedzić protestujące tam osoby z niepełnosprawnościami wraz z ich opiekunami.
Sąd stwierdził, że Marszałek Sejmu nie mógł w ten sposób ograniczyć konstytucyjnego prawa do informacji publicznej (art. 61), które obejmuje także wstęp na posiedzenia Sejmu wraz z możliwością ich nagrywania.
Cały protest osób z niepełnosprawnościami w kwietniu i maju 2018 został przez marszałka i kancelarię Sejmu rozegrany fatalnie. Kuchciński zamienił Sejm w twierdzę, izolował protestujących. Protest okupacyjny w Sejmie mu przeszkadzał i mówił o tym otwarcie:
„To są także koszty, proszę państwa, bo codzienne wyżywienie kosztuje, i tak dalej. Bierzemy to na siebie, ale będziemy musieli zastanowić się, czy ktoś musi za to zapłacić”.
Straż Marszałkowska dopuściła się wtedy przemocy wobec matek dzieci z niepełnosprawnościami.
Zakazując wstępu do Sejmu dziennikarzom, ekspertom i zwykłym obywatelom marszałek i komendant Straży Marszałkowskiej bezprawnie ograniczyli wolność prasy i dostępu do informacji.
W sejmowym oświadczeniu dla mediów Kuchciński zapewniał, jak ważne dla jego pracy są spotkania z Polakami. Co dzieje się na takich spotkaniach? 15 kwietnia 2018 nasz dziennikarz Robert Kowalski brał udział w jednym z nich, w Janowie Lubelskim. Marszałek Sejmu mówił tam do zwolenników PiS:
„My odbudowujemy dom – Polskę, w którym mieszka 38 milionów ludzi, prawda, a więc nie możemy odgrzybić, odszczurzyć, prawda, zastosować środków chemicznych, żeby raz-dwa wyremontować, tylko musimy, prawda jeszcze dbać o zdrowie obywateli”.
Po komentarzach polityków opozycji, że marszałek mówi faszystowskim językiem, Kuchciński tłumaczył się na Twitterze, że była to „przenośnia”, która „nie miała na celu nikogo obrazić”.
W grudniu 2016 miały miejsce jedne z najbardziej gorących obrad Sejmu w tej kadencji. Po tym, jak marszałek wykluczył z obrad posła Michała Szczerbę z PO, posłowie PO i Nowoczesnej zablokowali sejmową mównicę.
W odpowiedzi Kuchciński przeniósł obrady do sali kolumnowej. Miał do tego prawo. Ale prowadząc tam obrady, złamał regulamin Sejmu cztery razy: nie wpuścił mediów do Sali kolumnowej, ograniczył dostęp posłom opozycji, nie pozwolił składać wniosków i zablokował poprawki w głosowaniu.
Nasz dziennikarz, Daniel Flis, ocenił wówczas, że za te wszystkie naruszenia, Kuchcińskiemu może grozić do trzech lat więzienia.
Tę analizę potwierdzili później wybitni prawnicy. Mimo tego prokuratura dwukrotnie umorzyła śledztwo w tej sprawie.
Ale katalogu wyczynów dzielnego marszałka jeszcze nie zamykamy. Do końca kadencji trzy miesiące. Jeszcze wiele okazji przed Markiem Kuchcińskim.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze