0:000:00

0:00

10 października, jak co miesiąc kolejna, już 150. miesięcznica na pl. Piłsudskiego. Obok, w parku Saskim – jak co miesiąc - na zgłoszonej demonstracji protestuje Lotna Brygada Opozycji. Jarosława Kaczyńskiego jej członkowie pytają m.in.: „Gdzie jest wrak?”.

Tym razem większość przebrała się w stroje ludowe z całej Polski. - Zauważyliśmy, że gdy prezes spotyka się w Polakami w kraju, to najbliżej do niego dopuszczane są osoby w tradycyjnych strojach, takie baby z kół gospodyń. Uznaliśmy, że dzięki temu nas też policjanci dopuszczą – żartowała Tita Halska z LBO.

Również jak co miesiąc policjanci utrudniali manifestującym dojście do miejsca ich legalnego zgromadzenia - żądali wylegitymowania się, choć brak ku temu podstaw. Na Michale Różankowskim - członek zarządu KOD Małopolski, opozycjonista uliczny - przebranym za biskupa, policja wymusiła rewizję osobistą w policyjnym busie. „Nie mówili czemu. Nie wystarczyło, że podniosłem sutannę. Musiałem ją zdjąć. Sprawdzali też buty i beret” – opisuje. Dwa miesiące wcześniej pod sutanną kardynała aktywiści przemycili szczekaczkę.

Przeczytaj także:

Grupę ok. 20-30 aktywistów otaczały – jak zwykle – wielokrotnie liczniejsze oddziały policji. Prawie wszyscy zamaskowani. Do pomników na pl. Piłsudskiego, gdzie pojawia się prezes ze świtą, jest jakieś 150 m. Drogę zagradza szpaler policyjnych suk oraz podwójny, metalowy płot.

Jeszcze zanim rozpoczęła się pikieta, Katarzyna Pierzchała, fotoreporterka, pracująca też dla OKO.press, słyszała, jak policjanci za jej plecami umawiali się. „Knuli, kto kogo ma zaatakować” - twierdzi.

View post on Twitter

„Deptali mnie, kopali po żebrach”

Tadusz Kaczmarski i Arkadiusz Szczurek – członkowie LBO - z megafonami w dłoniach, stali na ławce. Wokół reszta ekipy Lotnej i przyjaciół zwartym kordonem otaczała ławkę. Gdy Szczurek krzyknął pierwsze słowo: „Jarek” nadkom. Sławomir Grzegorzewski jednym susem już był na ławce. Gdy aktywista wykrzykiwał drugie słowo pytania: „kazałeś”, Grzegorzewski już od tyłu łapał go za twarz. To bardzo dobrze widać na tej relacji:

Na zwolnionym tempie zobaczymy, że ręka oficera policji, w rękawiczce, łapie aktywistę w pobliżu oka. Szczurek odruchowo zamyka oczy w obliczu możliwego zagrożenia. Policjant zrzuca go z ławki, a mundurowi wokół wyrywają mu błyskawicznie megafon. Kaczmarskiego policjanci zrzucają z ławki dosłownie 3 sekundy później. Bardzo aktywna w tym jest policjantka M. Kawa - spycha aktywistę z ławeczki na betonowy chodnik.

Tam już mrowie mundurowych powala go na ziemię.

„Uderzyłem plecami. W lewej ręce miałem szczekaczkę. Nie mogli jej wyrwać, bo miałem obwiązaną paskiem na ręce. Nadepnęli mi więc butem na rękę, by ją wyszarpać. Deptali mnie, gdy leżałem na ziemi, kopali po żebrach. Długo po zajściu znalazłem na ręce jeszcze ślad odciśniętego buta”

– opisuje Tadeusz Kaczmarski.

W relacji Wolne Media, nagrywanej z przeciwnej strony zgromadzenia, widać, że szczekaczka Tadeusza została przez policjantów wykopana. Jak piłka – po ziemi. Zniszczyli ją – rozpadła się na 2 części (od 50 min. relacji):

policjanci szarpią aktywistę
Moment interwencji policji podczas kontrmiesięcznicy. Fot. OKO.press
policjanci szarpią aktywistów
Fot. OKO.press

„Bandyta!”, „Gdzie za gardło łapać?!”

Gdy Kaczmarski leżał, spadła na niego czapka policyjna. „Wyrzuciłem ją, by nie mówili, że chciałem ją ukraść. Wtedy nachylił się nade mną Grzegorzewski i zaczął gadać, że zdjąłem mundurowemu czapkę z głowy. Jak, jeśli ja leżałem, a oni stali nade mną i trzymali na mnie nogi?” – pyta Kaczmarski.

Sprawdzamy na relacjach.

Wszyscy policjanci, którzy powalili Kaczmarskiego i wyrywali mu megafon, zarówno na początku jak i pod koniec akcji, mieli swoje czapki na głowach. Na relacji Wolnych Mediów widać, że jednemu z wyrywających megafon spadła bejsbolówka na moment, ale szybko ją założył.

„Nie zdziwiłbym się, gdyby sami mi tej czapki nie podrzucili” – dywaguje Kaczmarski.

Na nagraniu OKO.press dobrze słychać, jak nadkom. Grzegorzewski, pochylając się nad jeszcze leżącym i obezwładnionym Tadeuszem, pyta go: „Chłopie, co robisz?”.

– Co ja robię?! Co ty robisz?! – odpowiedział wstający i wyraźnie zdenerwowany już aktywista.

Wtedy nadkomisarz złapał go za gardło. „Mocno ścisnął, po bokach szyi” – precyzuje Tadeusz.

Widać to świetnie na tym zdjęciu z Twittera Krzysztofa Boczka:

View post on Twitter

Uchwyt trwa krótko, ale wygląda bardzo groźnie. Aktywiści wokół krzyczeli: „Bandyta!”, „Gdzie za gardło łapać?!”, „Medal będzie?”.

Kilka minut po tej sytuacji, autor niniejszego tekstu zapytał nadkom. Grzegorzewskiego, czy dusił aktywistę.

– Nie. Pomówienia są karalne – odpowiada Grzegorzewski.

– Ale oni mówią, że mają nagrania ponoć.

– To dobrze, jak mają. No to trudno. Pomówienia też są karalne. Policjant używa siły fizycznej w indywidualnych przypadkach.

Dalej rozmowa z oficerem już się nie klei. Przeszkadza mu mój oddech.

– Pan się nie zbliża i nie dmucha na mnie, bo nie chcę pana oddechu wdychać. Skończyłem z panem! Rozmowę! – mówi kategorycznie. Odsyła do rzecznika KSP.

View post on Twitter

Megafony wyrwano aktywistom brutalnie, mimo to w protokołach zatrzymania szczekaczek policjanci wpisali najpierw, że aktywiści oddali je „dobrowolnie”.

„Bez żadnych wezwań gość po prostu mnie zaczął dusić”

W tym samym czasie, po drugiej stronie ławki, inny policjant – M. Towarnicki – z pomocą dwóch rąk, założył Michałowi Różankowskiemu chwyt duszący. Potem jeszcze założył mu inny chwyt, uciskając gardło od tyłu.

„Stosowałeś chwyt duszący. (…) To jest psychopata” – chwilę potem mówił do mundurowego zdenerwowany aktywista. Nam opisuje: „Staliśmy dookoła, w kordonie, by nie przepuszczać policji. Rzucili się na nas, choć nic nie robiliśmy. Bez żadnych wezwań gość po prostu mnie zaczął dusić. Z premedytacją. Zacząłem krzyczeć, że mnie dusi, więc puścił”.

Na nagraniach nie słychać żadnych ostrzeżeń policji. Widać nagłą agresję i atak na spokojnie pikietujących.

Autor niniejszego tekstu, chwilę po tych zdarzeniach, sfilmował konfrontację aktywisty z M. Towarnickim. Czemu policjant dusił demonstranta? Czy dostał taki rozkaz? Mundurowy oczami jakby chciał zanegować, a przez kominiarkę powiedział coś niewyraźnego: „to jest inny...”. Potem już milczał.

„Ten pan jest nadgorliwy i nie panuje nad emocjami. On myśli, że to jest bójka kibiców, że mundur go broni i nie musi się stosować do przepisów, i może używać przemocy bezprawnej” - mówił aktywista do Towarnickiego. „Nie powinien pan nigdy być w policji!” – kończył.

Inna z aktywistek krzyczała do tego samego funkcjonariusza. „Co ja ci zrobiłam? Dlaczego mnie przewróciłeś?”.

„Brutalny”, mówił „suko”, ścigał jednoosobowe „zgromadzenia”

Kaczmarski uważa, że pod względem brutalności policji wobec aktywistów, ta demonstracja nie odbiegała zbytnio od innych. „Już kilkadziesiąt razy zdarzało się podobnie. Wielokrotnie mnie dusili, haki zakładali”, mówi.

Faktycznie – nie tylko autor tego artykułu, ale także kamera OKO.press wielokrotnie to zarejestrowała.

Kaczmarski twierdzi, że nadkom. Grzegorzewski nieraz okazywał swoją brutalność na protestach.

„Pod Dworcem Wileńskim złapał Babcię Kasię i nie chciał jej puścić. Powiedział do niej coś w stylu: „w końcu cię złapałem, suko” - relacjonuje Kaczmarski. Inna aktywistka potwierdza nam – nadkomisarz czasem mówi per „suko”. Pytamy o to Katarzynę Augustynek zwaną Babcią Kasią. „Nie mogę komentować” – ucina. Tłumaczy, że ma kilka spraw sądowych z nadkomisarzem.

„Ostatnio był wyjątkowo nabuzowany. Ponad średnią” – uważa Szczurek. Opowiada, jak któregoś razu, w drodze na ich zgromadzenie policja znów ich legitymowała w Parku Saskim. Zwrócił Grzegorzewskiemu uwagę: „A innych ludzi to nie legitymujecie”.„Bo normalni ludzie to chodzą do pracy” – miał odpowiedzieć nadkomisarz.

„Czyli my jesteśmy »nienormalni«” - dopowiada Szczurek.

Pod adresem nadkomisarza padają ostrzejsze słowa, ale ich autor nie chce mówić pod nazwiskiem. „Policji się nie boję, ale jego tak” – tłumaczy.

Zbigniew Komosa – aktywista, znany m.in. z comiesięcznego składania wieńca pod pomnikiem smoleńskim – opowiada, jak 13 maja 2020 roku stanął samotnie pod Pałacem Prezydenckim z transparentem „Precz z faszyzmem”. Policjanci wynieśli go z miejsca tego jednoosobowego protestu. „Grzegorzewski brał udział w pacyfikacji mnie – nadzorował tę akcję”. To zatrzymanie przez policję sąd uznał za nielegalne i nakazał prokuraturze wszcząć postępowanie, a sprawę wobec Komosy umorzył. Przed sądem Grzegorzewski twierdził, że policjanci interweniowali, by w ten sposób zabezpieczyć zgromadzenie, które było w tym miejscu zarejestrowane. Chodziło o demonstrację Strajku Kobiet, która miała być... 3 godziny później.

Także w tamtym czasie Komosa protestował samotnie pod Sądem Najwyższym z hasłem: „Cześć i chwała sędziom niezłomnym. Ziobro musi odejść”. Policjanci ponownie uważali, że łamie prawo swoim jednoosobowym „zgromadzeniem”. „Grzegorzewski dowodził. Założyli mi sprawę. Sąd uznał to za całkowitą bzdurę i odrzucił zarzuty policji” – opisuje Komosa.

Z artykułu „Gazety Policyjnej" można wywnioskować, że nadkom. Grzegorzewski w policji jest od ok. 2004 - 5 roku, awansował po 11 latach pracy, w wieku 31 lat, krótko po tym, gdy do władzy doszła „dobra zmiana”. Stopień oficera został mu nadany w październiku 2016 roku po półrocznym szkoleniu / kursie w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie (PiS objął władzę w listopadzie 2015).

Najwyraźniej wyróżniał się, bo wypowiadał się dla „Gazety Policyjnej" jako jeden z trzech spośród 510 funkcjonariuszy, którzy wtedy awansowali.

„Wierzę, że stopnie oficerskie, które otrzymaliśmy, dadzą nam wszystkim dzisiaj promowanym siłę i zapał na wiele lat przyszłej służby” – powiedział.

Bezpodstawnie, łamiąc procedury, ukrywając tożsamość

Czy policjanci mogli fizycznie atakować demonstrujących i to bez uprzedzenia?

Prokurator Ewa Wrzosek nie ma wątpliwości – nie mogli. „Policja ma prawo stosować środki przymusu bezpośredniego, ale nie może ich używać bez uzasadnienia. Interwencja musi być oparta na prawie” – podkreśla. I wylicza, gdzie ono mogło zostać złamane:

  • Demonstracja LBO była zgłoszona – to legalne zgromadzenie. „Używanie megafonów na takowym to poprawne działanie”. Prok. Wrzosek oglądała relacje z protestu i według niej, w tej konkretnej sytuacji zachowanie Szczurka nie uprawniało policji do podjęcia takich działań. „Nie łamał prawa, nie używał wulgarnych słów, nie nakłaniał do nienawiści... Ja nie widzę aspektu, z powodu którego policja mogłaby interweniować”.
  • Jeśli już policjanci mieliby interweniować w ten sposób, to dopiero po uprzednim wezwaniu zgromadzonych do poprawnego zachowania się. Na relacjach widać, że tego nie było – Grzegorzewski rzucił się na aktywistów od razu, gdy Szczurek zaczął wykrzykiwać swoje pytanie. Wielu uczestników i świadków zdarzenia potwierdzało OKO.press: nie słyszeli żadnego wezwania ze strony policji przed atakiem.
  • „Sama decyzja o użyciu środku przymusu bezpośredniego musi być podjęta ze szczególną rozwagą, a środek użyty jako ostateczny” – podkreśla prok. Wrzosek. W stosowaniu środków przymusu bezpośredniego jest odpowiednia gradacja, by niepotrzebnie nie zagrozić zdrowiu czy życiu zatrzymywanego. Chwytanie za gardło i duszenie nie jest środkiem, który policjant może stosować jako pierwszy. „Środki mają być używane proporcjonalnie do stopnia zagrożenia i wybiera się te o możliwe najmniejszej dolegliwości. Chwyt za gardło był tak agresywny i na tyle groźny, że można stwierdzić, iż funkcjonariusz nie wybrał środka o możliwie jak najmniejszej szkodliwości” – uważa prokurator. Dodatkowo środki przymusu bezpośredniego mogą być używane, jeśli są niezbędne do osiągnięcia celu interwencji. Co nim było? Wyrwanie megafonów. Kaczmarski był łapany za gardło przez Grzegorzewskiego już po odebraniu mu szczekaczki. Różankowski w ogóle megafonu nie miał.
  • Wrzosek zwraca uwagę na element znany z tłumienia protestów na Białorusi, czy w Rosji – znaczna część funksjonariuszy policji na kontromiesięcznicy była w kominiarkach. „Przepisy mówią, że elementy umundurowania nie mogą być używane w innym celu, niż te, do których są przewidziane. Noszenie kominiarek jest uzasadnione dla np. antyterrorystów podczas akcji, czy wtedy, kiedy mieliśmy zagrożenie Covid-19. Ale w takiej sytuacji jak ta, funkcjonariusze nie mają prawa być zamaskowani. To jest ewidentnie maskowanie twarzy dla ukrycia swojej tożsamości” – uważa prokurator.
  • Dodatkową kwestią mocno obciążającą policję jest fakt, że mundurowi działają analogicznie na każdej kontrmiesięcznicy. „W ciągu ostatnich dwóch lat nie przegraliśmy procesu z policją o nasze zgromadzenia. Wytaczane nam sprawy sądy albo umarzają, albo jesteśmy uniewinniani” – twierdzi Arkadiusz Szczurek. „Mając świadomość jakimi wyrokami kończą się sprawy, policja wciąż powiela swoje działania. Nie można więc powiedzieć, że to jest działanie nieumyślne. To ich obciąża” – podkreśla prok. Wrzosek.

Policja „została prywatną armią aktualnie rządzących”

Wnioski? „To było być może celowe przekroczenie kompetencji” – uważa prok. Wrzosek. Jej zdaniem, prokurator właściwy dla miejsca, w którym to się działo – Warszawa Śródmieście-Północ – po doniesieniach medialnych, nie czekając na zgłoszenie przestępstwa, powinien wszcząć z urzędu co najmniej postępowanie w sprawie ewentualnego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy policji podczas tej interwencji.

„Sprawa ewidentnie powinna zostać wyjaśniona w świetle art. 231 KK przez niezależnych prokuratorów” – podkreśla.

Wrzosek przypomina też sytuację sprzed roku, gdy nacjonalista Robert Bąkiewicz poprowadził demonstrację w tym samym czasie, co proeuropejska pikieta opozycji na pl. Zamkowym. Z 3 mln zł publicznej dotacji, Stowarzyszenie Marsz Niepodległości zakupiło potężne głośniki i zagłuszało nimi kilkudziesięciotysięczną demonstrację. Hałas był wówczas tak wielki, że szyby drżały w oknach. Urzędnicy warszawscy stwierdzili, iż poziom decybeli może zagrażać zdrowiu. Dwukrotnie prosili o interwencję KSP. Policja nie tylko nie interweniowała, ale wręcz ochraniała garstkę narodowców, by nikt im nie przeszkodził w zagłuszaniu.

„Wówczas Sylwester Marczak (rzecznik prasowy KSP – red.) mówił, że nie mogli ingerować w legalne zgromadzenie. W porównaniu z tym, co tutaj się dzieje, jego słowa nie trzymają się logiki” – wspomina prok. Wrzosek.

„Coraz trudniej mi oprzeć się wrażeniu, że policja nie stoi na straży porządku, a została prywatną armią aktualnie rządzących” – kończy.

Milczenie KSP i brak działań prokuratury

Rzeczniczkę prasową Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandrę Skrzyniarz zapytaliśmy, czy prokuratura właściwa dla miejsca zdarzenia rozpoczęła postępowanie z urzędu, by sprawdzić czy policjanci swoimi działaniami nie popełnili przestępstwa z tytuł 231 KK lub inaczej nie złamali prawa. „Nie ustaliłam postępowania przygotowawczego spełniającego kryterium Pańskiego zapytania” – odpisała Skrzyniarz. Dlaczego prokuratura nie podjęła takiego postępowania z urzędu? To pytanie rzeczniczka już zignorowała.

Komendę Stołeczną Policji zapytaliśmy:

  1. Dlaczego policja tak brutalnie po raz kolejny zaatakowała legalnie demonstrujących, uniemożliwiając im demonstrowanie w sposób, jaki chcą?
  2. Czy zdaniem KSP megafon na demonstracji to element zakazany?
  3. Dlaczego nadkom. Sławomir Grzegorzewski, bez żadnego wcześniejszego wezwania, zaatakował dwóch aktywistów stojących na ławce – Arkadiusza Szczurka oraz Tadeusza Kaczmarskiego – zrzucając ich z ławki?
  4. Dlaczego nadkom. Grzegorzewski łapał Kaczmarskiego za szyję, choć ten nie stawiał oporu, a został wcześniej otoczony przez kilku mundurowych i powalony przez nich na ziemię?
  5. Czy w związku z tymi działaniami KSP poczyniła/ rozważa/ poweźmie jakiekolwiek kroki wobec nadkomisarza?
  6. Czy do KSP wcześniej docierały informacje o brutalności działań nadkom. Grzegorzewskiego? Jeśli tak, jakie działania zostały podjęte?
  7. Nadkom. Grzegorzewski tuż po ww. sytuacji wypierał się przed kamerą, że dusił za gardło aktywistę. Czy zdaniem KSP, okłamywanie opinii publicznej to zachowanie godne oficera policji?

Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.

W innych mediach nadkom. Sylwester Marczak tłumaczył, że osoby uczestniczące w demonstracjach są „informowane o konsekwencjach zakłócania, a następnie stawiają bierny opór. W konsekwencji to wymusza na nas stosowanie środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej".

Przestępstwo: „rozproszenie przemocą zgromadzenia publicznego (art. 260 KK)”

14 października 2022 Arkadiusz Szczurek zgłosił do Prokuratury Warszawa Śródmieście-Północ zawiadomienie o uzasadnionej możliwości popełnienia przestępstwa „rozproszenia przemocą zgromadzenia publicznego (art. 260 KK)”. We wniosku dopisał, że ww. przestępstwo popełnili m.in. nadkom. Grzegorzewski – „który wyrwał mi megafon” oraz podinsp. Mariusz Stoczkowski – „pełnił funkcję dowodzącego akcją”.

Załączył do tego opis sytuacji i płytę CD ze zdjęciami i nagraniami ze zdarzenia.

Do Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia zaś złożył zawiadomienie na czynność zatrzymania rzeczy, bez uprzedniego polecenia sądu lub prokuratora. „Zaskarżonej czynności zarzucam: nielegalność, bezzasadność i nieprawidłowość” – napisał.

Lotna Brygada Opozycji składa podobne zawiadomienia od kilku miesięcy. Policja zabrała już Lotnej 25 megafonów. Dotychczas zwrócono ich tylko 6.

"Na pewno będziemy też składać zażalenie na kontrolę osobistą Michała Różankowskiego – całkowicie bezzasadna, zrobiona, aby tylko temu człowiekowi utrudnić manifestowanie" – zapowiada mecenas Jerzy Jurek, który często broni aktywistów i przyjaciół LBO. Dodaje, że Lotna planuje też ścigać funkcjonariuszy z powództwa cywilnego o ochronę dóbr osobistych. „Dobrem człowieka jest wolność, a oni nie pozwolili aktywistom w pełni demonstrować, więc ją ograniczyli” – tłumaczy mecenas.

Kruk krukowi...

Dostajemy akta innej sprawy, w której przewija się nadkomisarz Grzegorzewski. 26 października 2020 roku funkcjonariusz policji przekroczył uprawnienia, tj. mocno popchnął i przewrócił na Placu Trzech Krzyży Katarzynę Augustynek. W wyniku tego doznała ona potłuczenia od barku do kolan.

Z nagrań wynikało, że Grzegorzewski pomagał wstać Babci Kasi. Przed prokuraturą jednak nie rozpoznał mundurowego, który – obok niego – popchnął kobietę. Tak jak ponad 20 innych policjantów, którzy tam byli i zeznawali jako świadkowie. Prawie wszyscy bez problemu rozpoznawali Babcię Kasię, niektórzy też Włodzimierza Ciejkę – dziennikarza obywatelskiego, który był na miejscu – oraz nadkom. Grzegorzewskiego. Ale nikt nie był w stanie stwierdzić, czy widoczny na filmie popychający to podinsp. Józef Mikołajczyk.

Podinspektor to w policji bardzo wysokie stanowisko. Prokurator Hanna Stanowicz z Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście umorzyła więc śledztwo w styczniu 2022.

Po akcji funkcjonariuszy na ostatniej kontrmiesięcznicy zapytaliśmy policyjny zespół antykonfliktowy – w akcji uczestniczyło 8 osób z tego zespołu – czemu nie reagowali, by nie doszło do eskalacji agresji ze strony policji. Nikt z zapytanych nie widział duszenia aktywistów przez policjantów.

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze