0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

Największe organizacje lekarskie przedstawiły postulaty zmian w ochronie zdrowia. Zrobiły to podczas konferencji 9 grudnia 2020. Wzięli w niej udział reprezentanci Naczelnej Izby Lekarskiej, Federacji Porozumienie Zielonogórskie, Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, Porozumienia Rezydentów i Porozumienia Chirurgów SKALPEL.

„Polski system ochrony zdrowia od dawna jest na granicy wytrzymałości, a obecnie doszło do zapaści w wielu jego obszarach. Mimo to, my lekarze dajemy z siebie wszystko” – mówił Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.

„W naszą misję zawodu jest wpisane niesienie pomocy potrzebującym, ratowanie życia i zdrowia naszych pacjentów.

Leczymy mimo wszystko, ale są granice wytrzymałości, ludzkiej wytrzymałości, a jesteśmy tylko ludźmi. Nie możemy się godzić na sposób, w jaki traktuje się nasze środowisko lekarskie.

Oczekujemy szacunku, wsparcia, godnych warunków pracy, autentycznego, a nie pozorowanego dialogu przede wszystkim dla dobra naszych pacjentów – dodał”.

Przeczytaj także:

Zdaniem Piotra Pisuli, przewodniczącego Porozumienia Rezydentów, wszystkie niedomagania systemu ochrony zdrowia wynikają z braku pieniędzy. „Wśród naszych postulatów jest szybsze dojście do 6,8 proc. PKB w 2021 roku i to bez wliczania wydatków na COVID-19” - podkreślił.

Natomiast Krzysztof Hałabuz, prezes ds. operacyjnych Porozumienia Chirurgów SKALPEL, mówił, że „rok 2020 zapamiętamy jako walkę z wirusem SARS-CoV-2, ale kolejne lata to będzie walka z chorobami, które nie zostały zaopiekowane w tym roku".

Konsekwencją zaniedbań, zdaniem Hałabuza, jest to, że Polacy umierają w domach.

„Najwyższy od lat wskaźnik zgonów to porażka rządzących i mam nadzieję, że Polacy rozliczą polityków przy najbliższych wyborach” - stwierdził.

Postulaty Porozumienia Organizacji Lekarskich to:

  • Zagwarantowanie wszystkim medykom środków do leczenia i ochrony niezależnie od typu placówki.
  • Zagwarantowanie ubezpieczenia personelu medycznego na wypadek trwałej choroby nabytej w trakcie udzielania świadczeń lub śmierci.
  • Zagwarantowanie bezpieczeństwa prawnego lekarzom zgłaszającym powikłania a pacjentom - szybką ścieżkę naprawy szkody.
  • Zagwarantowanie przejrzystych i jednoznacznych zasad wynagradzania.
  • Zniesienie obowiązku określania i odpowiedzialności za wysokość refundacji wypisywanego leku.
  • Zagwarantowanie wzrostu wydatków na ochronę zdrowia do poziomu 6,8 proc. PKB nie wliczając w to wydatków związanych z epidemią już w 2021 roku.
  • Ograniczenie biurokracji.
  • Zagwarantowanie klarownego procesu rekrutacji na specjalizację i kierowania na rezydenturę oraz jasno określonego przebiegu szkolenia.
  • Zmiana organizacji systemu opieki zdrowotnej oraz procedury organizacyjnej w COVID-19.

O komentarz poprosiliśmy dr. Stanisława Górskiego z Collegium Medicum UJ.

Sławomir Zagórski, OKO.press: Co pan sądzi na temat postulatów przedstawionych przez organizacje lekarskie?

Dr Stanisław Górski*: To bardzo rozsądne propozycje. I mocno merytoryczne, podane w konstruktywny sposób.

Trzeba pamiętać, że porozumienie stworzyły różne organizacje lekarskie i w części z nich wystąpiły głosy bardzo radykalne. Np. w szczycie pandemii pojawiły się postulaty odejścia od łóżek pacjentów, co dla mnie było zbyt daleko idącym posunięciem.

Może dlatego postulaty lekarzy w ogóle nie przebiły się do mainstreamowych mediów.

Rzeczywiście zainteresowanie mediów, może ze względu na ten spokój przekazu, było znikome. Szkoda, bo to ważne sprawy dotyczące nie tylko naszego środowiska zawodowego, ale wszystkich Polaków – pacjentów.

Mnie ten brak zainteresowania nie zaskoczył. Sformułowano 9 mądrych, potrzebnych postulatów, tylko że to wszystko już było. O tym, że trzeba zwiększyć nakłady na ochronę zdrowia mówi się od lat, że trzeba godnie płacić za waszą pracę też. Chyba najważniejsze jest to, że w końcu mówicie jednym głosem. Choć - jak widać - szerszego frontu, np. z pielęgniarkami czy ratownikami, nie udało się stworzyć.

Zwracam uwagę, że konferencja prasowa była moim zdaniem znacznie ciekawsza niż same postulaty. Pojawiły się bardzo konkretne i ciekawe rozwiązania, co mnie mile zaskoczyło. Bo często przy takich okazjach padają ogólne wyzwania do polepszenia sytuacji. Albo organizatorzy skupiają się przede wszystkim na zwiększeniu finansowania, co jest naturalnie ważne, ale nie rozwiązuje samoistnie problemów w ochronie zdrowia. A tym razem padły fajne, konkretne propozycje.

Co ma pan na myśli?

Przede wszystkim wprowadzenie systemu no fault. Sam próbuję mówić i pisać na temat od początku epidemii.

To wcale nie jest oczywisty koncept, bo ludziom często się wydaje, że jeżeli na lekarzy, którzy popełnią błąd, nałoży się kary, tych błędów będzie mniej, bo medycy będą bardziej uważać. Nic bardziej mylnego.

Doświadczenie, jakie wynika np. z badania wypadków lotniczych wskazuje na to, że penalizacja błędów w tak skomplikowanych systemach jak system ochrony zdrowia, przynosi dokładnie odwrotne skutki niż otwarte mówienie o błędach. Jeśli za niezawiniony błąd płaci się nie tylko odszkodowanie, ale można też iść do więzienia, wszyscy próbują, żeby broń Boże nie wyszedł on na światło dzienne.

W efekcie tracimy na tym wszyscy. Lekarze, bo sprawy wloką się latami. Pacjenci, bo często nie dostają odszkodowania. Błędy były, są i zawsze będą, natomiast otwarte mówienie o nich ułatwia ustrzeżenie się przed nimi w przyszłości.

Jest dokładnie tak, jak pan mówi.

Co zatem zrobić? Po pierwsze należy stworzyć rejestr zdarzeń niepożądanych. A po drugie zorganizować specjalny fundusz na rzecz ofiar.

Ja to sobie policzyłem. Obecnie płacę składkę na ubezpieczenie OC w wysokości 1300 zł rocznie. Ponieważ pracuję na SOR-ze, więc ta składka jest stosunkowo wysoka. Skoro lekarzy w Polsce jest ok. 150 tys., to jeśli przemnożymy to przez tysiąc złotych (bo część z nas płaci niższe składki), to wychodzi 150 milionów rocznie.

Lekarzy de facto jest mniej.

Ale nawet jeśli by to było 50 milionów zł rocznie, i tak byłby to potężny fundusz.

Dr Artur Drobniak, zastępca sekretarza Naczelnej Izby Lekarskiej, który przedstawiał ten pomysł, mówił o specjalnym taryfikatorze. W efekcie, w zależności od rodzaju zdarzenia niepożądanego, pieniądze dla ofiar byłoby z tego funduszu wypłacane niemalże automatycznie.

Uważam, że to świetne rozwiązanie dla ofiar. Można by od razu zużyć część tych pieniędzy na rehabilitację. Ludzie wracaliby szybciej do pracy. To znacznie lepsze niż procesowanie się latami i często nie doczekanie się na jakiekolwiek finansowe zadośćuczynienie.

Ostatni element systemu no fault polega na wprowadzeniu takiej regulacji prawnej, która zwalnia lekarza od odpowiedzialności karnej i finansowej, ale tylko wtedy, gdy sam zgłosi popełniony błąd. Jeśli go nie zgłosi, nadal sądzony jest według dotychczasowych zasad.

Strasznie mi się to spodobało. Bo to by było jednocześnie samooczyszczające dla środowiska.

Byłoby od razu widać, którym ludziom naprawdę nie idzie, albo którym oddziałom nie idzie. Można by wysyłać takie osoby na dodatkowe szkolenie albo oddelegowywać gdzie indziej.

Pewnie nie wszystkim takie rozwiązanie przypadłoby do gustu.

Zawsze znajdą się malkontenci. Ja uważam, że to doskonały pomysł. Byłem zaskoczony spójnością tych rozwiązań.

Sam mam z systemem no fault konkretne doświadczenie, ponieważ jestem koordynatorem kursów centrum symulacji. Taka symulacja wysokiej wierności polega na tym, że studenci znajdują się w sztucznym szpitalu i leczą sztucznego pacjenta-manekina. Dobrym działaniem mogą go uratować, a złym zaszkodzić lub wręcz zabić. Ciekawie jest obserwować, jak dochodzi do błędów.

Otóż bardzo rzadko jest to wina jednej osoby, nawet jak jest szefem zespołu. Najczęściej to suma mniejszych błędów kilku osób. Jak się o tych błędach otwarcie rozmawia, bez atmosfery piętnowania i strachu, a studenci sami je zgłaszają, w następnych scenariuszach jest ich wyraźnie mniej. Co tydzień mam eksperyment społeczny na ten temat.

O systemie no fault mówi się już od jakiegoś czasu. Skąd opór, by go wprowadzić?

Nastawienie społeczeństwa nie jest w tej kwestii najlepsze. Jak wspomniałem, ludziom wydaje się, że za błędy lepiej karać.

Podobnego zdania jest minister sprawiedliwości, który prowadzi osobistą vendettę przeciw lekarzom. Może te konkretne propozycje Naczelnej Izby Lekarskiej przyspieszą sprawę?

Druga bardzo konkretna propozycja poruszona podczas konferencji to zniesienie obowiązku określania i odpowiedzialności za wysokość refundacji wypisywanych leków. Brzmi to trochę banalnie i jest trochę banalne, ale z drugiej strony to wieczny temat na bardzo wielu forach lekarskich. Mamy wciąż konflikty z pacjentami, którzy nie dostarczają potrzebnych dokumentów, i my nie wiemy, czy należy im się refundowany czy nierefundowany lek. Zamiast poświęcić czas na leczenie, zajmujemy się biurokracją.

Wydawało mi się, że to uderza raczej w pacjenta. Bo jeżeli lekarz się pomyli i wpisze nieprawidłowo poziom refundacji, pacjent musi zapłacić 100 proc. za lek.

Nie, to wygląda inaczej. Recepta jest wydawana według wskazań lekarza. Proszę sobie wyobrazić, że do punktu opieki nocnej przychodzi pacjent, który mówi, że skończyły mu się leki na nadciśnienie i prosi o ich wypisanie. Jeśli ma rzeczywiście nadciśnienie, należy mu się refundacja. Ale jeśli tak naprawdę przyszedł po lek dla teściowej, już nie. My tego często nie wiemy, ale gdy wypiszemy niesłusznie receptę refundowaną, to w razie kontroli NFZ mandat płacimy my. I to niebagatelnej wysokości.

Wystarczy, żeby informacja o nadciśnieniu znalazła się w internetowym koncie pacjenta.

Naturalnie. To wszystko powinno działać automatycznie. Mam nadzieję, że niedługo do tego dojdziemy. To byłoby dla nas bardzo duże odciążenie.

Można by nawet wyliczyć, ile potencjalnie czasu lekarzy dałoby się w ten sposób zyskać. Nie muszę przekonywać jak bardzo to ważne przy naszym braku kadr.

W trakcie konferencji wyszedł też przy okazji ciekawy wątek wypisywanie recept przez nie lekarzy. Obecny system zrzucający temat refundacji na medyków to utrudnia. Wspomniał o tym dr Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego. Mało kto wie, że odpowiednio przeszkolone pielęgniarki w Polsce też mają prawo do przepisywania leków stosowanych przewlekle.

Może to trochę wbrew interesom środowiska lekarskiego, ale moim zdaniem ten kierunek powinien być w obliczu niedostatku lekarzy wzmacniany.

Podczas konferencji nie było mowy o żadnych następnych ruchach. Co lekarze planują, jeśli rząd nie odpowie na ich postulaty?

I to mnie bardzo zaskoczyło. Na stronie Porozumienia Rezydentów pada też sporo pytań na ten temat. Być może jest jakiś plan jak się tego domagać. A może między stronami porozumienia nie ma zgody jak to robić.

Medykom nie jest łatwo protestować. Pod tym względem genialny strategicznie był protest rezydentów z 2017 roku. Bo z jednej strony był on bardzo radykalny i miał rezonans społeczny, a z drugiej nie był groźny dla pacjentów. Bardzo trudno wymyślić coś takiego, co będzie zauważone, a nie uderzy w pacjentów. I rządzący to naturalnie wykorzystują.

Mam nadzieję, że organizacje mają jakiś pomysł w tym względzie.

Obserwując to się dzieje np. w kwestii szczepień przeciw COVID-19 widać, że władza pod silnym naporem środowiska i mediów ustępuje. W ostatniej chwili zmieniono kryteria naboru do punktów szczepień. Może ktoś w ministerstwie zdrowia uzna przynajmniej część tych postulatów za warte wprowadzenia.

Tym bardziej że te konkretne projekty o których mówiłem – no fault i refundacja recept – generują w dłuższym terminie spore oszczędności.

U nas długoterminowo się nie myśli.

Zgoda, ale to dużo łatwiejsze do realizacji pomysły niż bardzo potrzebne 6,8 proc. PKB na zdrowie. Ja się cieszę, że te postulaty przynajmniej wybrzmiały.

Pan nie brał udziału w konferencji, ale ma pan wyraźnie społecznikowskie zacięcie. Jak mam pana przedstawić? Jako komentatora?

Mówiąc szczerze, to jeśli chodzi o społeczność jestem trochę outsiderem. Mnie to zainteresowało jako zwykłego doktora, a z drugiej strony osobę koordynującą strefę COVID w szpitalu. System no fault jest bardzo związany z tym, co robimy teraz. Więc proszę napisać, że to głos szeregowego lekarza i niższej rangi menedżera z powiatowego szpitala.

*Dr Stanisław Górski jest lekarzem internistą koordynującym przepływ pacjentów z COVID-19 w Szpitalu Powiatowym w Bochni i adiunktem w Collegium Medicum UJ. W latach 2007-2013 kilkakrotnie pracował dla Lekarzy Bez Granic, w tym również mi.in. podczas lokalnych epidemii odry i gorączki krwotocznej Lassa.

;

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze