Złe myśli dojrzewają powoli, ale jeśli na pomoc czeka się miesiącami… – o zbrodni studenta UW pisze prof. Andrzej Leder, filozof i psychoterapeuta*. Pyta też o pracowników administracyjnych i fizycznych UW pomijanych w chaotycznych reakcjach władz
Każde tragiczne wydarzenie wywołuje w Polsce klimat stanu wyjątkowego. Stan wyjątkowy wcale jednak nie uspokaja, raczej pogłębia lęk i niepewność, związane z wydarzeniem.
Co więcej, dzisiejszy obieg informacji, filmy z zarejestrowaną zbrodnią krążące w sieci, ekscytacja w komentarzach, wyraźna
chęć szokowania i zarazem pragnienie szoku,
to wszystko nasila rozchwianie związane z tym strasznym wydarzeniem. Grozi tu mechanizm błędnego koła.
Tak, to prawda, zbrodnia taka jak ta dokonana w środę, 7 maja 2025 roku, jest czymś, co nigdy, w powojennej historii Uniwersytetu Warszawskiego, się nie zdarzyło. Prawdą jest też, że na szokujące zdarzenie trzeba odpowiedzieć jakąś troską o społeczność, w której do niego doszło. Jednak sposób organizowania i manifestowania tej troski jest symptomatyczny dla braków, które przeważają w Polsce – nie tylko w uniwersyteckiej warszawskiej społeczności – gdy stajemy wobec poważnego zaburzenia codziennego życia.
Uderza chaos i związana z nim nadmiarowość reakcji.
Tak jakby każda instytucja uniwersytecka chciała zademonstrować, że coś robi, że otoczy wszystkich opieką psychologiczną i wyleczy traumę. Za tym jednak widać cień poczucia winy – brak codziennej pracy i przygotowania osób tworzących społeczność na to, że straszne rzeczy jednak się zdarzają. Brak procedur przygotowanych na tego rodzaju zdarzenia. Brak codziennej dbałości o odporność, tę cechę, którą Anglosasi nazywają resilience.
Już nie mówiąc o tym, że codzienne oczekiwanie na pomoc psychiatryczną trwa w Warszawie długo, zbyt długo.
Złe myśli dojrzewają powoli, ale jeśli na pomoc czeka się miesiącami…
To wszystko nasuwa myśl o pozornym charakterze wielu praw, które mamy – prawa do publicznej opieki zdrowotnej, do przygotowania na niebezpieczeństwa, czy do ochrony przed nimi.
W końcu status pracowników straży uniwersyteckiej, ich wyszkolenie, trening reakcji na realne niebezpieczeństwa, wreszcie ich wynagrodzenie – wszystko to raczej nie przygotowuje ich na konfrontację z człowiekiem z siekierą.
I wreszcie,
na ile fala pomocy po wydarzeniu adresowana jest do tej grupy, której przedstawicielka poniosła śmierć?
Słyszymy przede wszystkim o szoku studentów i studentek, o szoku opowiadają także profesorowie.
Na ile ci, którzy w gruncie rzeczy spędzają najwięcej czasu na kampusie, pracownicy administracyjni i fizyczni, brani są pod uwagę w owej trosce, która dotyczyć ma całej społeczności uniwersytetu?
*Prof. Andrzej Leder (rocznik 1960), filozof, członek Rady Naukowej w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Praktykuje też psychoterapię. Autor rozpraw filozoficznych (m.in. „Nauka Freuda w epoce »Sein und Zeit«”), głośnej książki o historii Polski „Prześniona rewolucja, ćwiczenie z logiki historycznej”, a ostatnio pracy „Ekonomia to stan umysłu. Ćwiczenie z semantyki języków gospodarczych”. Publikował także po angielsku („The Changing Guise of Myths”) i po niemiecku („Polen in Wachtraum”, „Die Revolution 1939-1956 und Ihre Folge”). Naucza w Szkole Nauk Społecznych (GSSR) IFiS PAN, a także na paryskiej Sorbonie.
Komentarze