W niezwykłym wywiadzie lekarka opowiada o tym, jak wygląda walka z koronawirusem na pierwszej linii frontu – jak pacjenci znoszą osamotnienie, a personel medyczny radzi sobie z ciągłą gotowością. I studzi entuzjazm tych, którzy ufają, że epidemia w Polsce wyhamowuje.
Już po publikacji dr Pietraszek przysłała nam oświadczenie, w którym pisze, że sposób ujęcia autoryzowanego materiału nie oddaje jej intencji:
OŚWIADCZENIE DR MARZENY PIETRASZEK
Celem udzielenia tego wywiadu przeze mnie było pokazanie z jak trudną sytuacją mamy do czynienia. Nigdy wcześniej taka epidemia nas nie dotknęła w związku z tym nikt nie mógł mieć gotowych rozwiązań. Chciałam, aby społeczeństwo zobaczyło ogrom wysiłku całego personelu medycznego związany nie tylko z pracą, ale też z naszym życiem osobistym.
Tytuł artykułu oraz wybór cytatów był wyborem redakcji i nie był ze mną konsultowany. Nie chciałam, aby ten materiał miał jakikolwiek wydźwięk polityczny lub kogokolwiek atakował.
Wszyscy uczymy się tej nowej dla wszystkich sytuacji i szukamy najlepszych, choć nie zawsze idealnych rozwiązań występujących problemów. Przekaz mojego wywiadu miał być taki, aby ludzie zrozumieli, że stosowanie się do nałożonych ograniczeń może uratować wielu z nich zdrowie i życie, a nam ułatwić pracę. Mam nadzieję, że w niedługim czasie będę mogła po powrocie z pracy przytulić dzieci, zabrać je do kina, na lody, albo na weekend nad morze, spotkać się z przyjaciółmi i pójść z rodziną na kolację. Tego sobie i wszystkim Państwu życzę.
Marzena Pietraszek
Lekarz Kardiolog, ale też, a może przede wszystkim matka i żona.
ODPOWIEDŹ REDAKCJI
Tytuł, lead i wybór cytatów na wstępie – pochodził od redakcji. Przykro nam, że uwypuklenie najmocniejszych wątków wywiadu, odczytuje Pani jako deformację swoich intencji. Doceniamy jednak Pani obywatelski głos i intencję ostrzegania a nie krytykowania. Dlatego ograniczamy wybór cytatów z początku artykułu, niech zostaną tylko na swoich miejscach. Życzymy Pani zdrowia, podziwiamy Pani pracę i dziękujemy za nią. Tak powinniśmy wszyscy patrzeć na pracę służb medycznych i doceniać to, że troszczą się o swoje miejsca pracy i o nas, swoich obecnych i przyszłych pacjentów. Przepraszamy też Czytelniczki i Czytelników za zamieszanie.
Piotr Pacewicz
„Musiałam stworzyć rytuał powrotu do domu. Najpierw kąpię się w pracy, po przyjściu przemykam przez dom, by nie zetknąć się z dziećmi. Znów biorę kąpiel, wrzucam ubrania do pralki, dezynfekuję wszystko, co trzeba zdezynfekować. I dopiero witam się z bliskimi.
Niełatwo powiedzieć do dziecka: »nie przytulaj się« czy »nie podchodź«. Ale mam przeświadczenie, że ten nadzwyczajny stan będzie trwał miesiącami, więc kompletny brak kontaktu byłby za trudny”
— mówi OKO.press Dr Marzena Pietraszek, lekarka, specjalista kardiolog i chorób wewnętrznych w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie, który został przekształcony w jednoimienny szpital zakaźny.
„Boję się, że szczególnie młode osoby, które mają dość siedzenia w domach ruszą na miasto. Jeśli ludzie znów zaczną się spotykać, nie uda nam się wyciszyć epidemii”.
„Mieliśmy pacjenta, który przyjechał z innego szpitala, córka już tam nie mogła się z nim skontaktować. Chciała, żebyśmy mu przekazali, że nie jest sam, że ktoś o nim myśli. Tyle możemy zrobić. Ale wiadomo, to kropla w morzu potrzeb. Nie zastąpimy bliskich. Proszę mi wierzyć, ciężko to opisać”
„Z testowaniem [red. – personelu] jest źle. W naszej Klinice, o ile mi wiadomo, wykonano testy u trzech osób. W innych klinikach ten odsetek jest zdecydowanie większy. Oczekiwanie na wynik zajmuje nie jak nam obiecywano cztery, ale ponad 24 godziny”.
Anton Ambroziak, OKO.press: Jak wygląda sytuacja na pierwszej linii frontu? Udało się bezpiecznie zorganizować pracę szpitala?
Dr Marzena Pietraszek: Początki były trudne, w ciągu godziny dowiedzieliśmy się, że szpital, który nie jest do tego przygotowany staje się szpitalem jednoimiennym. Musieliśmy przewieźć wszystkich pacjentów, nie mieliśmy śluz, żadnych zabezpieczeń. Na szczęście szefowie stanęli po naszej stronie, powiedzieli, że nie będziemy mięsem armatnim, nie będziemy przyjmować pacjentów dodatnich ze stwierdzonym COVID-19, dopóki nie będziemy zabezpieczeni.
A teraz?
Praca odbywa się w niewielkich zespołach, a dyżury zmieniono nam z 24 na 12 godzin. Śluzy powstały, niestety w środku naszego holu. Przejazd pacjenta z windy do sali chorych odbywa się korytarzem biegnącym obok m.in. pokoju lekarskiego.
Gdy pada hasło, że jedzie pacjent dodatni, personel nie będący w danej chwili na sali chorych (w części ”bezpiecznej”), a więc ubrany jedynie w maski chirurgiczne, chowa się w pokojach.
Potem salowa, w pełnym sprzęcie, musi umyć hol i zdezynfekować całą przestrzeń. I dopiero wtedy możemy wyjść i dalej pracować. Jak widać, nie wszystko jest przemyślane.
Co ze sprzętem? Dużo słyszymy o tym, że szpitale zakaźne są dopieszczone i akurat środków ochronnych w nich nie brakuje.
Na ostatnim dyżurze mieliśmy ostatni fartuch barierowy, w zastępstwie używamy więc chirurgicznych. Na razie jestem ujemna, więc chyba wystarczają. Na pewno jest coraz lepiej. Doszły bezpieczniejsze maski FFP3, mamy gogle, mamy przyłbice.
Mówi pani, że na razie jest „ujemna”. To znaczy, że personel ma dostęp do testów?
Z testowaniem jest źle.
W naszej Klinice, o ile mi wiadomo, wykonano testy u trzech osób. W innych klinikach ten odsetek jest zdecydowanie większy. Oczekiwanie na wynik zajmuje nie jak nam obiecywano cztery godziny – to czas powyżej 24 godzin.
Miałam test po kontakcie z pacjentem chorym na COVID-19 w innymi szpitalu. Było to jeszcze zanim pojawiła się prośba, żeby ograniczyć miejsca pracy do szpitala macierzystego, a moja Klinika przygotowywała się do przyjęcia pierwszych pacjentów „dodatnich”. Lekarz prowadzący zapewniał, że chory dwukrotnie miał wynik ujemny. Pacjent miał intensywny kaszel, dlatego zastosowałam maseczki chirurgiczne dla siebie i pacjenta oraz zwykły fartuch. Dwa dni po badaniu kolejny wynik tego pacjenta przyszedł dodatni. Chyba ktoś nade mną czuwa, bo po tym kontakcie mój wynik także był ujemny.
Ale generalnie by wykonać test w szpitalu, trzeba uzyskać zgodę przełożonego, który kieruje nas albo na SOR albo do medycyny pracy.
Czyli pracujecie w niepewności.
Nikt z nas nie miał objawów, ale przecież mogliśmy przechodzić chorobę bezobjawowo. Teraz będzie inaczej. Dyrekcja zdecydowała, że po dwóch tygodniach od kontaktu z chorym, personel medyczny będzie miał wykonywane badanie przeciwciał koronarowirusa z krwi.
Ilu pacjentów jest teraz podłączonych do respiratorów?
W tym momencie nie ma żadnego. Ostatnio mieliśmy dobry okres. Udało nam się wypisać sześciu pierwszych ozdrowieńców. To buduje. Oczywiście było kilka przypadków, gdy nam się nie udało. Często z góry wiedzieliśmy, że walka jest przegrana.
Póki co sytuacja nie wygląda dramatycznie, ale pamiętajmy, że jesteśmy przed szczytem zachorowań.
Jesteśmy na krzywej wznoszącej i w tym tempie moim zdaniem szczyt zachorowań osiągniemy za dwa lub trzy tygodnie.
Respiratory mamy głównie na OIOM-ach i to tam w pierwszej kolejności trafiają pacjenci w stanie ciężkim. Nasze respiratory, w klinice, gdzie leczymy pacjentów kardiologicznych, wykorzystujemy, gdy dochodzi u pacjenta do nagłego zatrzymania krążenia lub całkowitej niewydolności oddechowej. I do dyspozycji mamy tylko dwa takie urządzenia.
Jak wygląda leczenie pacjentów dodatnich?
Poruszamy się po nieznanym terytorium. Leczenie zakażenia SARS-COV-2 jest oparte na doświadczeniach chińskich i włoskich medyków. Pojawiły się także zalecenia Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, po których Komitet Terapeutyczny mojego szpitala zaproponował leczenie COVID-19 w oparciu o ocenę stanu pacjenta wyliczanej według skali MEWS [red. – zmodyfikowanej skali wczesnego ostrzegania].
Pacjenci, którzy do nas trafiają są obciążeni również innymi chorobami – kardiologicznymi, pulmonologicznymi, nefrologicznymi, reumatologicznymi, onkologicznymi. Musimy ich leczyć jak do tej pory, z pewnymi modyfikacjami, by nie kolidowało to z lekami, które stosujemy w zakażeniu COVID-19.
Szpital poinformował, że rozpoczyna zbieranie osocza od ozdrowieńców. Ma być wykorzystywane w leczeniu chorych.
To świeża sprawa, ale metoda ta była stosowana już podczas leczenia epidemii SARS, MERS czy Ebola. W trakcie epidemii SARS-CoV-2 zastosowano tą terapię w Chinach, Korei Płd. i w Stanach Zjednoczonych u pacjentów z ciężkim przebiegiem COVID-19. W moim szpitalu rozpoczęto nabór ozdrowieńców, którzy chcą pomóc pozostałym chorym.
Pacjenci z COVIDem chorują, a czasem też umierają, bez możliwości zobaczenia bliskich. Jak znoszą osamotnienie?
To najtrudniejszy temat. U nas większość hospitalizowanych to osoby zaawansowane wiekowo. Część z nich nie ma telefonów komórkowych, inni mają zespół otępienny i zupełnie nie są w stanie skontaktować się z rodziną.
Mieliśmy pacjenta, który przyjechał z innego szpitala, córka już tam nie mogła się z nim skontaktować. Chciała, żebyśmy mu przekazali, że nie jest sam, że ktoś o nim myśli. I tyle możemy zrobić. Ale wiadomo, to kropla w morzu potrzeb. Nie zastąpimy bliskich. Proszę mi wierzyć, ciężko to opisać.
Personel pracuje w pełnym składzie?
W tym momencie nie mamy nikogo w izolacji czy na kwarantannie. Tylko dwie młode matki wzięły urlopy opiekuńcze, bo nie miały z kim zostawić dzieci. Pracuje więc 99 proc. personelu.
Staramy się być solidarni, wiemy, że jeśli zabraknie jednego z nas, praca zostanie zepchnięta na kolegę czy koleżankę. Taki zawód wybraliśmy, etyka nie pozwala nam, żebyśmy schowali się w domach.
Od ponad miesiąca jesteście w ciągłym stanie gotowości. Nie czuje pani zmęczenia, frustracji?
Czuję się silna psychicznie, mimo że sama jestem poważnie obciążona. Choruję na astmę i zakażenie to dla mnie potencjalnie duże zagrożenie.
Mam małe dzieci, męża. Musiałam stworzyć rytuał powrotu do domu. Najpierw kąpię się w pracy, po przyjściu przemykam przez dom, by nie zetknąć się z dziećmi. Znów biorę kąpiel, wrzucam ubrania do pralki, dezynfekuję wszystko, co trzeba zdezynfekować. I dopiero witam się z bliskimi.
Pierwsze dni były trudne. Niełatwo powiedzieć do dziecka: „nie przytulaj się” czy „nie podchodź”. Ale mam przeświadczenie, że ten nadzwyczajny stan będzie trwał miesiącami, więc kompletny brak kontaktu z dziećmi byłby za trudny. Nie tylko dla dzieci, ale też dla mnie.
Oczywiście mamy przydzielony hotel. Gdyby okazało się, że jest na tyle ciężko, że nie możemy zapewnić bezpieczeństwa bliskim to możemy tam mieszkać. Część osób już tak robi. Albo wywożą rodzinę do teściów, na działki i wracają do pustych mieszkań.
Jesteście gotowi pracować w takim trybie nawet do końca roku?
Nikt nie przewidzi jak długo to potrwa. Ale proszę zobaczyć co dzieje się w samych DPS-ach. To są dziesiątki zakażeń za jednym razem. Do nas ostatnio jednym transportem przywieziono pięć osób z DPS-u.
Cztery miało wynik dodatni i jechało jedną karetką z osobą, która w ręce trzymała wynik negatywny.
Czasem przegrywamy ze zwyczajną bezmyślnością.
Co pani myśli o pomyśle powolnego otwierania Polski?
To tuszowanie problemu. Wcześniej gdy słyszałam, że oficjalne dane nie są takie jak być powinny, to traktowałam to z przymrużeniem oka. Myślałam, że to zwyczajne demonizowanie. Ale gdy zobaczyłam liczby zachorowań i zgonów w Polsce, to zmieniłam zdanie.
Według ministerstwa danego dnia w całym kraju było siedem zgonów. Jak to możliwe skoro tylko w naszym szpitalu było ich cztery? Myślę, że dane były nie kilka, ale kilkadziesiąt razy zaniżone.
[OKO.press: Z niedoszacowaniem ofiar COVID-19 mierzą się wszystkie kraje. Belgowie, żeby lepiej panować nad rozwojem epidemii, jako pierwsi zmienili sposób raportowania zgonów. I do statystyk wpisują nawet te przypadki, w których „zachodzi podejrzenie”, że zgon mógł być powiązany z zakażeniem. Stąd Belgia ma najwyższy odsetek śmiertelności – 419 na milion mieszkańców. Dla porównania w Hiszpanii jest to 413, we Włoszech – 367, we Francji – 275. A w Polsce – 8]
Obawiam się, że otwieranie się to załatwianie problemu ekonomicznego, ale epidemiologicznie niczego dobrego nie wróży.
Wróćmy jeszcze do zgonów. Dlaczego oficjalne statystyki są zaniżone i nie zgadzają się z danymi zbieranymi np. przez samorządowców?
Na pewno nie dlatego, że pacjenci, którzy u nas umierają są z innych regionów Polski. Takie przypadki oczywiście się zdarzają, ale jestem przekonana, że jest to głównie podyktowane „wadliwym” ich raportowaniem.
Każdy kto ma obciążenia, czyli choroby współistniejące, był wpisywany do statystyk jako ofiara tego schorzenia, a nie COVID-19. To się trochę zmieniło od kiedy temat nagłośniono w mediach. Statystyki poszły w górę, ale nie dlatego że robimy więcej testów, tylko dlatego że ewidencjonowanie jest sprawniejsze. Dostaliśmy dodatkowy druk, gdzie możemy dopisać COVID-19 do przyczyn zgonu. Nadal to nie jest pełen obraz sytuacji.
Zdarza się (informacja z innego szpitala, z którym współpracuję), że przyjeżdża do nich pacjent w ciężkim stanie i umiera przed pobraniem testu. Według relacji lekarzy ma wszelkie dane na zakażenie COVID-19, ale nie może być tak zakwalifikowany.
A jak wygląda współpraca ze szpitalami niezakaźnymi: do was trafić może tylko osoba z pozytywnym wynikiem testu, a reszta oczekuje na wynik w zwyczajnych szpitalach?
Nie, mamy osobny budynek dla podejrzanych o zakażenie. Pacjenci mają na SORze zakładane historie choroby i przeprowadzane są testy. Przyjęcie na oddział obserwacyjny zależy od stanu klinicznego pacjenta i przebiegu choroby. Osoby młode, skąpoobjawowe zwykle są odsyłane do domu, na kwarantannę do czasu uzyskania wyniku. W razie pogorszenia ich stanu zdrowia mają bezzwłocznie zostać ponownie przewiezione do szpitala.
Co najbardziej panią martwi?
Niestety pogoda nam nie sprzyja.
Boję się, że szczególnie młode osoby, które mają dość siedzenia w domach ruszą na miasto. Jest też problem wyborów. Jeśli ludzie znów zaczną się spotykać, nie uda nam się wyciszyć epidemii.
Czego najbardziej teraz potrzebujecie?
Nam wystarczy zabezpieczenie. Żebyśmy mieli swoje kombinezony barierowe i maseczki FFP3, a wtedy możemy pracować dalej. Jeśli do tego dołożymy zdrowy rozsądek społeczeństwa m.in. w postaci przestrzegania zaleceń o ograniczeniu kontaktów to poradzimy sobie z epidemią.
Krematoria nocami palą nadprogramowe ciała, a rodziny są przekupywane lub likwidowane. Blokady w przepływie informacji pozwalają wszystko ukryć. Na szczęście wolne media nie istnieją i nie mogą o niczym informować. Ludzie też nie mają telefonów i dzięki demu nie mogą dokumentować tych powszecchnych nadurzyć. Dyktatura działa na 100%
Przestań drwić. Nie widzisz, że coś nie gra? Wystarczy porównać statystyki (przytoczone powyżej) zgonów u nas ("Belgia – 419 na milion mieszkańców. Dla porównania w Hiszpanii jest to 413, we Włoszech – 367, we Francji – 275. A w Polsce – 8") i w innych krajach. Czy sądzisz, że Polacy są inaczej skonstruowani, niż inni ludzie w Europie i na świecie? A może za dużo oglądasz TVP(iS)? A może mamy tak cudowną i dobrze wyposażoną służbę zdrowia i takie świetne procedury?
Sprawdź śmiertelność w krajach w 100% wyszczepionych szczepionką na gruźlicę (w tym różnice w śmiertelności między wschodnimi i zachodnimi Niemcami), to może coś zrozumiesz.
Tak, szczepienia na gruźlicę to popularna hipoteza wyjaśniająca niską zachorowalność w Europie Wschodniej. Na razie nie potwierdzona, bo nie ma jeszcze badań. Możliwe są też inne wyjasnienia biologiczne czy populacyjne.
Ale wystarczy porównać liczby między nami, a również wyszczepionymi podobnymi populacjami Czech czy Wschodnich Niemiec a zaobserwujemy drugi fenomen, którego gruźlica nie wyjaśnia.
Jako, że jesteśmy krajem obiektywnie najgorzej zorganizowanym z naszej trójki, najgorzej przygotowanym i z najgorszą bieżącą organizacją, to nie powinnśmy mieć lepszych od sąsiadów wyników.
Nie są wyjasnieniem wczesne obostrzenia bo Czesi byli jeszcze szybsi. Nasz polski orginalny wkład w walkę z wirusem – zakaz wstępu do lasów – trudno uznać za przełomowy.
Jednym, choć pewnie nie jedynym, wyjasnieniem niskich statystyk jest właśnie nieudolność organizacyjna – wielokrotnie dokumentowana.
Czego też przykładem są masowe zachorowania w szpitalach, DPS, koszarach etc.
Drugim wyjaśnieniem, jest nasza polska tradycja sprawowania władzy (PiS tylko ją kontynuje) – władza czuje się upokożona niepowodzeniami oraz krytyką, ukrywa i fałszuje informacje na wszystkich poziomach organizayjnych. Wiele z opisywanych sytuacji fałszowania, niedopuszczania testów, nieinformowania, propagandy sukcesu etc. możemy zaobserwoać nie tylko u władzy PiS, ale u zwykłych szeregowych dyrektorów, kierowników i innych urzędników w szpitalach, laboratoriach, sanepidach, pogotowiach, strażach pożarnych, ministerstwach etc. etc. PiS nie musi się nawet specjalnie starać z fałszowaniem – wystarczy, że podaje dane zaniżone o połowę, a resztę "cudu" zapewnia mu oddolne "Polnische Wirtschaft".
Zapominasz o 1 rzeczy – w Polsce stan służby zdrowia PRZED pandemią był bardzo dobrze znany każdemu dorosłemu Polakowi i gdy pandemia do nas zawitała wszyscy (średnio 0,3% osób łamało kwarantannę) zaczeli sie prawidłowo zachowywać. To ma duże znaczenie.
Na razie to jedynie hipoteza, niepoparta badaniami i nieopisana dokładnie w publikacjach naukowych. Faktem jednak jest kiepska służba zdrowia i działanie na zasadzie "stłucz pan termometr, nie będzie gorączki". Donoszono już i tutaj i w innych miejscach, że Szumowski nie wprowadził kategoryzacji zgonów zgodnie z zaleceniami WHO. O tym zapominasz? Dzięki temu, jak ktoś miał choroby współistniejące (łupież, platfus), to w dokumentach umarł na te choroby!
Nie na darmo premier ma w internecie pseudonim Matuszek Kłamczuszek
Drwina nie jest wcale nieuzasadniona. Od początku epidemii media nieustannie na przemian uspokajają, że choroba ma z reguły lekki przebieg i nie stanowi zagrożenia i straszą, że choroba zabije miliony ludzi. Regularnie pojawiają się artykuły o tym, że tak naprawdę to bezpieczna odległość między ludźmi wynosi nie 2, a 20 metrów, a wirus czyha w powietrzu, albo że dane są zaniżone, że 70% populacji zachoruje, itd.. Biegunka sprzecznych informacji, które służą tylko podburzaniu paniki.
A mnie się wydaje, że nie byłoby w cale źle, gdyby ministerstwo w ogóle przestało codziennie publikować te dane o liczbie zakażonych i liczbie zgonów. Niech one gdzieś będą dostępne (jako informacja publiczna bądź co bądź), ale codzienne oficjalne komunikaty naprawdę nie są do niczego potrzebne.
Eee, mamy objawy jakiejś paniki? Nawet paier toaletowy jest.
Problemem jest dezinformacja z konsekwencjami w postaci głupich wyborów ludzi, niepodjęcia sensownych zmian po epidemii i niewykrycia przyczyn stasunkowa niskiej zachorowalności w Polsce i u sąsiadów (nawet uwzględniając masowe fałszerstwa).
Informowanie o stanie zakażenia i zgonach ma od samego początku w naszym kraju charakter polityczny i został podporządkowany celom wyborczym partii rządzącej. Stad ten podawane informacje są dalekie od rzeczywistości i są coraz częściej kwestionowane przez pracujących na pierwszej linii walki z koronawirusem medyków. Sytuacja może się ewentualnie zmienić po wygranych w oku szalejącej epidemii wyborach i zapewnieniu rządzącym utrzymanie władzy na kolejne lata. Dla myślących nie jest tajemnicą że liczba wykrytych zakażonych jest uzależniona od intensywności testowania. Testy przeprowadzone w Europie, ranking europejskich państw od największej do najniższej liczby testów per capita.
Wyspy Owcze – 117 983 / 1 mln osób (łącznie 5 765 testów, terytorium liczy 49 290 osób)
Islandia – 111 955 /1 mln osób (wykonano 38,2 tys. testów, Islandia liczy 364 260 osób)
Luksemburg – 50 577 testów / 1 mln osób (wykonano 31 660 testów, Luksemburg liczy 613 894 osób)
Malta – 47 932 testy / 1 mln osób (wykonano 21 164 testy, Malta liczy 493 559 osób)
Estonia – 27 156 testów / 1 mln osób – łącznie 36 tys. testów
San Marino – 24 933 testy / 1 mln osób (wykonano 846 testów, San Marino liczy 33 400 osób)
Norwegia – 24 664 testy / 1 mln osób – łącznie 133,7 tys. testów
Liechtenstein – 23 605 / 1 mln osób (wykonano 900 testów, Liechtenstein liczy 38 557 osób)
Portugalia – 21 678 testów / 1 mln osób – łącznie 221 049 testów
Niemcy – 20 629 testów / 1 mln osób – łącznie 1 728 357 testów
Hiszpania – 19 896 testów / 1 mln osób – łącznie 930 230 testów
CDN
CD zestawienia
Włochy – 19 490 testów / 1 mln osób – łącznie 1 178 403 testy
Irlandia – 18 358 testów / 1 mln mieszkańców – łącznie 90 646 testów
Słowenia – 18 344 testy / 1 mln osób – łącznie 38,1 tys. testów
Austria – 18 078 testów / 1 mln osób – łącznie 162 816 testów
Litwa – 17 829 testów / 1 mln osób – łącznie 48 537 testów
Łotwa – 16 595 testów / 1 mln osób – łącznie 31 302 testy
Cypr – 14 845 testów / 1 mln osób – łącznie 17 923 testy
Dania – 14 223 testy / 1 mln osób – łącznie 82 380 testów
Czechy – 13 634 testy / 1 mln osób – łącznie 146 004 testy
Belgia – 11 588 testów / 1 mln osób – łącznie 134 303 testy
Rosja – 11 056 testów / 1 mln osób – łącznie 1 613 413 testów
Finlandia – 8 970 testów / 1 mln osób – łącznie 49 700 testów
Holandia – 8 634 testy / 1 mln osób – łącznie 147 948 testów
Białoruś – 8 598 testów / 1 mln osób – łącznie 81 246 testów
Szwecja – 7 387 testów / 1 mln osób – łącznie 74 600 testów
Słowacja – 6 311 testów / 1 mln osób – łącznie 34 458 testów
Wielka Brytania – 6 152 testy / 1 mln osób – łącznie 417 649 testów
Turcja – 6 144 testy / 1 mln osób – łącznie 518 143 testy
CD zestawienia Francja – 5 114 testów / 1 mln osób – łącznie 333 807 testów
Macedonia Północna – 5 002 testy / 1 mln mieszkańców – łącznie 10 422 testy
Grecja – 4 971 testów / 1 mln osób – łącznie 50 771 testów
Chorwacja – 4 910 testów / 1 mln osób – łącznie 20 158 testów
Kazachstan – 4 566 testów / 1 mln mieszkańców – łącznie 85 735 testów
Bośnia i Hercegowina – 4 494 testy / 1 mln osób – łącznie 14 743 testy
Polska – 4 467 testów / 1 mln osób – łącznie 169 071 testów (*stan na 17 kwietnia)
Węgry – 4 305 testów / 1 mln osób – łącznie 41 590 testów
Rumunia – 4 139 testów / 1 mln osób – łącznie 79 629 testów
Serbia – 3 373 testy / 1 mln osób – łącznie 29 472 testy
Bułgaria – 2 663 testy / 1 mln osób – łącznie 18 502 testy
Albania – 1 677 testów / 1 mln osób – łącznie 4 827 testów
Ukraina – 979 testów / 1 mln osób – łącznie 42 823 testy To zestawienie jest bardzo wymowne……. źródło zestawienia – https://www.euractiv.pl/section/bezpieczenstwo-i-obrona/news/testy-na-koronawirusa-na-milion-mieszkancow-krotkie-zestawienie/
Moim zdaniem musi istniec dodatkowy czynnik chroniacy kraje wschodnie przed pandemia. Kto wie czy Wodka nie ma silniejszego przeciwdzialania kontra COVID niz Whisky? Konsekwentne profilaktyczne wewnetrzne odkarzanie sie Woka wyjasnilo by moze i nawet gotowosc elektoratu na wybor PiSu i ilosc i jakosc ynteligetnej propagandy. W nastempnych wyborach proponuje dodac slogan "Wodka +!".
Czyli zdaniem OKA sytuacja w kraju jest gorsza niż we Włoszech i Hiszpanii?
Zdaniem (nie tylko OKA) po prostu nie wiemy, jaka jest w Polsce sytuacja. Podobnie jak nie wiemy, jak wyglądają analizy i prognozy, z których korzysta rząd. Bo nie chcą nam tego powiedzieć, oczywiście dla naszego dobra.
Znowu sensacjonalizm.
"Jak to możliwe skoro tylko w naszym szpitalu były cztery? Myślę, że dane są nie kilka, ale kilkadziesiąt razy zaniżone" – przedstawianie taki pytań bez odpowiedzi, ale z sugestią jest zaprzeczeniem fact-checkingu.
A jak to możliwe, że w Szwecji jeszcze nie ma tysiąca śmierci dziennie?
Może tak, że mimo braku lockdownu tylko 2,5% populacji jest zarażona?
https://www.folkhalsomyndigheten.se/nyheter-och-press/nyhetsarkiv/2020/april/resultat-fran-undersokning-av-forekomsten-av-covid-19-i-region-stockholm/
Jak się porówna oficjalne dane na temat zgonów z powodu COVID19
https://experience.arcgis.com/experience/09f821667ce64bf7be6f9f87457ed9aa
z oficjalnymi danymi na temat wszystkich zgonów:
https://www.scb.se/en/finding-statistics/statistics-by-subject-area/population/population-composition/population-statistics/
to powoli ukazuje się obraz, że większość zgonów nie była nadprogramowa.
I w ten sposób można by przestać tę nagonkę na oficjalne liczby. Jeżeli ktoś ma poważne choroby i słabe rokowania nawet bez COVID19, to czemu miałoby się koniecznie zaliczać go do "ofiar" wirusa tylko dlatego, że na ostatniej ścieżce swojego życia także go złapa.
Od początku epidemii poziom dziennikarstwa w tym portalu spadł na łeb na szyję. Straszny wstyd.
Zamiast epatować swoim amatorskim "check-fuckingiem", wystarczyłoby, żebyś przez chwilę pomyślał.
Domniemanie że zgonów danego dnia było więcej niż 7 wynika z prostej ekstrapolacji liczby zgonów w jednym ze szpitali jednoimiennych na wszystkie (19 plus kolejne własnie uruchamiane), a przecież zgony mają miejsce nie tylko w tych szpitalach. Dysproporcja między liczbą 7 a 76 powinna dać do myślenia nawet komuś tak nieskoremu do tej czynności jak ty. Żadna redakcja nie ma takich środków, żeby uruchomić ogólnopolski, niezależny od władz system ścisłego liczenia zgonów w szpitalach.
Sugerowanie, że odsetek zakażeń na poziomie 2,5% populacji jest znacząco niższy niż w Polsce świadczy o nieznajomości matematyki. Zakładając identyczny odsetek w Polsce, powinniśmy mieć już ok. 900 tys. zakażonych, podczas gdy wiadomo o stokrotnie mniejszej liczbie.
Kwalifikacje przyczyn zgonów zostawiłbym jednak medykom. Bywają przypadki wątpliwe, ale na ogól jest to wykonalne.
Z całym szacunkiem dla Pani lekarki chciałbym nadmienić, iż w czasach bez epidemii koronawirusa bywały dni, w których tylko na jednym oddziale szpitalnym (interna) umierały nawet CZTERY osoby.
Panie Rafale, chyba nie zrozumiał Pan jej wypowiedzi. Każdy lekarz wie, że jednego dnia mogą na oddziale umrzeć cztery osoby. Tu chodzi o to, że jest mało prawdopodobne, żeby zgony w jednym szpitalu stanowiły ponad 50% zgonów (z powodu danej choroby) w Polsce.
Jeśli na podstawie statystyk zgonów podejmowane są kluczowe decyzje, to wszystkim nam powinno zależeć na rzetelności tych statystyk.
Ręce opadają
Szkoda, że p. doktor przedstawia tylko część swoich działań.
Publiczne dyskredytowanie drugiej osoby pod pseudonimem to niezbyt eleganckie zachowanie. Jeśli nie podoba się Panu/Pani wypowiedź rozmówczyni, to proszę odnieść się merytorycznie do kwestii, z którymi się Pani/Pan nie zgadza.
To nie jest dyskredytowanie osoby p. doktor tylko stwierdzenie, że jest to przykre, że informacje w wywiadzie nie są pełne. Każdy przekazuje to co -chce bo takie ma prawo. Równocześnie mam prawo wyrazić swoje odczucia.Rozumiem, że komentarz dotyczył chęci zabłyśnięcia, dlatego końcówké komentarza zmieniono bo faktycznie mogła być nieco uszczypliwa.Niestety muszę korzystać z pseudonimu.
Może p. doktor odpowie na kilka pytań -Gdzie spędziła ferie?
-Czy po powrocie z ferii pracowała?
– kiedy miała pobrany pierwszy wymaz w kier Covid 19?
-Dlaczego nie podała tych info w wywiadzie?
– Ile czasu spędza przy pacjencie?
Jedyny dzien kiedy bylo 7 smierci to 10 kwietnia (raport z 10.4). Osoby zmarle (wiek – plec, umiejscowienie zgonu):
87-M Poznań,
82-M Poznań,
69-K Bydgoszcz,
75-M Wrocław,
71-K Bolesławiec,
73-M Kraków
88-M Lublin
Pani lekarz jest z Warszawy. Nastepnego dnia (11.04) raportowano o 27 smierciach, w tym z wojewodztwa mazowieckiego:
79-M – Radom,
81-K – Radom,
60-M – Radom,
74-K – Radom,
84-K – Radom,
81-K – Radom,
69-M – Warszawa,
76-M – Warszawa,
85-M – Warszawa,
66-M – Warszawa,
74-K – Starachowice (mieszkaniec woj. mazowieckiego),
80-K – Starachowice (mieszkaniec woj. mazowieckiego)
Mysle, ze pani doktor powinna rozwiac swoje watpliwosci
Powtarzam moją prośbę :
Czy pani doktor odpowie na kilka pytań :
-Gdzie spędziła ferie?
– Czy nie bała się wtedy o zdrowie rodziny, o które teraz tak drży?
-Czy po powrocie z ferii pracowała?
– Jeśli tak, dlaczego świadomie narażała inne osoby z personelu?
– kiedy i z jakiego powodu miała pobrany pierwszy wymaz w kier Covid 19?
-Dlaczego nie podała tych info w wywiadzie?
– Ile czasu spędza przy pacjencie? Przy łóżku pacjenta !
– Jakie inne gabinety znajdują się we wspomnianym korytarzu i jakie są środki ochrony zastosowane w tym miejscu?
– Czy pracownicy szpitali nieprzekształconych w placówki zakaźne mają takie zabezpieczenia ( na pewno ma znajomości w innych szpitalach)?
A dlaczego MUSISZ być anonimowa/y? Twoje pytania sugerują, że znasz odpowiedzi, to może oświeć wszystkich, oczywiście "pod pseudonimem". Albo może napisz co miałyby wnieść te odpowiedzi? Pani Dr nikogo nie atakuje w artykule, przekazuje suche fakty zresztą potwierdzające inne tego typu newsy, ba nawet broni przełożonych. Jeśli zatem razem pracujecie to współczuję Pani Dr koleżanki czy kolegi? A myślałam, że zawiść jest tylko w mojej branży, a to takie jednak "polskie" 🙂
odpowiedzi na pytania zostawię w gestii lekarki. Lubię znać prawdę a po przemyśleniu artykułu rodzą się u mnie kolejne pytania… czy to jest zawiść? Bohaterka wywiadu podjęła temat w wielu płaszczyznach to normalne, że padają różne pytania, są różne komentarze….
Anna Kkk też z jakiegoś powodu nie podałaś nazwiska 😉
Co do "rejestrowania" zgonów są dwie tendencje: ukrywania wirusowej przyczyny i vice versa: "dodawania" wirusowi ofiar. Ukrywają chcący się popisać skutecznością działania i np. u nas: zwolennicy majowych wyborów – to oczywiste; dodają zaś chcący więcej nakładów i środków, bo…. Np. chodzi plotka, że UE ma płacić za każdego zmarłego zdiagnozowanego aż ileś tam tysięcy Euro… Stąd we Włoszech zdarzało się (po weryfikacji), że nawet samobójcy i ofiary wypadków śmiertelnych jeśli miały koronawirusa, to "wzbogacały" listę ofiar i… I już teraz posłużyły do np. wymuszenia zwiększenia ilości delegowanych do danego regionu lekarzy…
Co najmniej 1/3 we wszystkich krajach (w Polsce być może nawet ponad połowa – ze względu na małą ilość testów przesiewowych) to chorzy tzw. terminalni ze skrajnie obniżoną odpornością, którym pozostało i bez wirusa statystycznie kilka dni, najwyżej parę miesięcy życia. I taka jest prawda, i z tym należy się pogodzić, że jesteśmy śmiertelni nawet wobec takiego jak obecny postępu w medycynie, kiedyś i tak po prostu umrzemy… Niby prosta prawda, a jednak?
Pamiętajmy też, że pandemia nawet w USA (328 milionów ludzi), Niemczech (83 miliony) itd., objęła na razie ułamek procenta społeczeństw tych krajów. A śmiertelność np. w Hiszpanii, ludzi w wieku do 60 lat wynosi (w przedziałach wiekowych co 10 lat) od zera (najmłodsze dzieci) do 0,64%, (średnio c. 0,2%), jest więc niewielka.
A grypa rokrocznie powoduje do 1 miliard zachorowań na świecie (lub zdarza się – np. 2019 r. gdy pandemia grypy była skrajnie silna, wyjątkowo "agresywna", nawet ponad 1,5 miliarda). Liczba ofiar śmiertelnych grypy to średnio rocznie blisko 650 tys. zgonów (ale i 3,6 miliona – być może – w rekordowym 2019 r.).
“W 2016 r. na całym świecie około 6 milionów osób zmarło z powodu infekcji górnych dróg oddechowych, gruźlicy, grypy jelitowej…” (Wińska K. et al., 2019.)
Obecnie największy problem w walce z koronawirusem stanowią tzw. "bezobjawowcy", którzy przez 3 dni są pod presją ataku wirusa, jednak ich organizm przezwycięża infekcję. Mimo to przez 2-3 (maks. 5 dni) mogą go oni jeszcze transmitować, szczególnie że inokulum dla grup ryzyka jest wielokrotnie niższe niż dla ludzi zdrowych. W Europie środkowej i wschodniej odporność jest istotnie – wyraźnie większa nie ze względu na szczepienie na gruźlicę – to absurd, a ze względu na częstsze przechodzenie w przeszłości infekcji przeziębieniowych powodowanych przez co najmniej 4 "stare" gatunki koronawirusa (2 znane jeszcze z lat 60.).
Nie panikujmy więc, jak to robią w większości komentujący powyżej, nie doszukujmy się wszędzie teorii spiskowych.
Nie żądajmy też niszczenia gospodarki i wielomilionowego bezrobocia, czy niszczenia więzi społecznych, dla ratowania być może skrajnie niewielkiej liczby osób.
I zacznijmy coraz częściej odpowiedzialnie wychodzić z domu, zwłaszcza do parków i lasów, choćby po to aby skorzystać z dobrodziejstwa np. olejków eterycznych, zwłaszcza tych pochodzących z drzew iglastych. Fitoncydy te bowiem: „W czasie ciepłych i słonecznych dni wydostają się… …przez komórki roślin do powietrza i zabijają znajdujące się w nim bakterie i wirusy…” (Aleksandrowicz M., 2011.).
W najbardziej zalesionym woj. lubuskim zdiagnozowanych jest przecież rekordowo mało…