„Dostawy Leopardów to byłoby przesunięcie czerwonej linii, której państwa zachodnie do tej pory nie chciały przekraczać” – mówi OKO.press Justyna Gotkowska, ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich. Sondaż OKO.press i TOK.FM pokazuje, dlaczego dla Niemiec to szczególnie trudna decyzja
„Niemcy są pod taką presją ze strony sojuszników, że przynajmniej powinni zgodzić na dostawy czołgów Leopard ze strony innych państw” – mówi OKO.press Justyna Gotkowska, ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich.
Do lotniczej bazy Ramstein w pobliżu francusko-niemieckiej granicy zjechali dziś, 20 stycznia 2023, przedstawiciele 50 krajów. Zachodni alianci omawiają dalsze dostawy broni do Kijowa. Spotkanie zaczęło się około godz. 11:00.
I choć spotkanie nie dotyczy wyłącznie wysłania do Ukrainy czołgów Leopard, to właśnie ten temat rozpala opinię publiczną i jest przedmiotem gorączkowych rozmów dyplomatów od Waszyngtonu po Warszawę. Od kilku dni rośnie międzynarodowa presja na Niemcy, by zgodziły się wysłać te ciężkie czołgi do walki z rosyjskimi wojskami. To Niemcy jako producent Leopardów, odgrywają decydującą rolę: bez ich zgody kraje, które mają Leopardy w swoim arsenale, nie powinny ich wysyłać zagranicę.
Jak reaguje Rosja? „Zachód pożałuje” – powiedział w piątek rzecznik Putina Dmitrij Pieskow o planach wysłania czołgów do Ukrainy.
Leopardy to sprzęt wagi ciężkiej, nowoczesne czołgi wyposażone są w armaty kalibru 120 mm (takie same armaty mają amerykańskie Abramsy i koreańskie K2). A dyskusja dotyczy dwóch kwestii:
„Dostawy Leopardów to byłoby przesunięcie czerwonej linii, której państwa zachodnie w zakresie dostaw do tej pory nie chciały przekraczać” — uważa Justyna Gotkowska. W podobnym tonie piszą międzynarodowe media.
Strategię Zachodu od początku inwazji Rosji z 24 lutego 2022 wyznaczała niechęć do „prowokowania Rosji”. Cały wysyłany Ukrainie sprzęt miał być przeznaczony do obrony. O czołgach trudno to powiedzieć. Jednak zachodni komentatorzy zwracają też uwagę, że takich „czerwonych linii” było w zachodniej strategii już kilka – przekroczeniem była choćby deklaracja o przekazaniu Ukrainie Patriotów.
Spotkanie w Ramstein odbywa się wśród doniesień, że Rosja przygotowuje się do kolejnej ofensywy, która jest spodziewana wiosną. Stąd znaczne przyspieszenie militarnego zaangażowania Zachodu.
Początek 2023 roku to nowy etap w dostawach broni dla Ukrainy. To m.in. pojazdy AMX-10 RC (Francja), wozy bojowe M2 Bradley (USA) i 40 BWP Marder (Niemcy). A przede wszystkim baterie Patriot, które wzmocnią ukraińską obronę przeciwlotniczą. Holenderski rząd rozważa wysłanie Ukrainie nie tylko Leopardów, ale nawet F-16, jeśli Ukraina o nie poprosi.
Oprócz Polski i Wielkiej Brytanii, które oficjalnie zapowiedziały przekazanie Ukrainie po 14 czołgów Leopard 2 (Polska) i Challenger 2 (Wielka Brytania), do podobnego ruchu skłaniają się m.in. Dania, Finlandia, Hiszpania i Szwecja. Pierwszym krajem, który przekaże Ukrainie czołgi zachodniej produkcji, jest Wielka Brytania. Dotąd Zachód wysyłał Ukrainie czołgi z czasów sowieckich.
Jak wygląda stan gry o Leopardy i na jakich pozycjach stoją kluczowi gracze – Ukraina, Niemcy, Stany Zjednoczone i Polska. Tak, rola Polski okazała się znacząca.
Ukraina domaga się Leopardów od kwietnia 2022 roku — już wtedy umieściła je na liście potrzeb, którą dostali Niemcy. Wówczas nie było jednak o tym mowy — Zachód wysyłał Ukrainie stosunkowo lekki sprzęt, obawiając się posądzenia o jakiekolwiek działania zaczepne.
Jeszcze na początku stycznia niemiecki minister gospodarki Robert Habeck stwierdził, że nie może wykluczyć przekazania Ukrainie Leopardów. Jednak podczas zakończonego właśnie zjazdu w Davos Niemcy ogłosiły, że przekażą Ukrainie Leopardy tylko pod warunkiem, że Amerykanie wyślą Abramsy. I to właśnie ta zapowiedź znalazła się w ostatnich dniach w centrum międzynarodowych dyskusji.
„Prawdziwe przywództwo polega na dawaniu przykładu, a nie oglądaniu się na innych” — skomentował Mychajło Podolak, doradca prezydenta Ukrainy.
„Jesteście dorosłymi ludźmi. Można tak mówić przez pół roku, ale ludzie tu umierają – każdego dnia. To nie jest tak, że będą służyły do ataku. One nie przejadą przez Rosję, będziemy się nimi bronić” — mówił w czwartek Wołodymyr Zełenski. Przy czym podkreślił, że Ukraina jest wdzięczna Niemcom za ich pomoc.
W całej tej rozgrywce o Leopardy kluczowa okazała się rola Polski.
To podczas niedawnej wizyty we Lwowie prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że Polska jest gotowa przekazać Ukrainie Leopardy. Jednocześnie jednak zaznaczył, że miałoby się to dziać w ramach międzynarodowej koalicji.
Jednak w czwartek polski premier podbił stawkę: stwierdził, że zgoda Niemiec jest drugorzędna. „My ją albo uzyskamy szybko, albo sami postąpimy tak, jak trzeba” — powiedział w rozmowie z Polsat News. Wypowiedź tę cytowały wszystkie międzynarodowe media opisujące stan gry wokół Leopardów.
„Cała debata w Niemczech i na Zachodzie została wywołana przez polskie deklaracje. To był kamyczek, który poruszył lawinę w obozie zachodnim. Potrzeba takich proaktywnych działań, żeby poszerzać możliwości, granice dostaw. Jednak w tej chwili decyzje niemieckie zależą od presji USA i działań Francji” – mówi OKO.press Justyna Gotkowska z OSW.
„Niemcy są zmuszane do podjęcia pewnych kroków poprzez działania sojuszników. Przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, Francji i Wielkiej Brytanii. Niemcy obawiają się izolacji, pozostania poza mainstreamem zachodnim w kwestii dostaw. I z tego względu przyłączają się do działań innych” – mówi OKO.press Justyna Gotkowska z OSW.
W niemieckich komentarzach są zasadniczo dwa zestawy argumentów: historyczne i strategiczno-współczesne. Niemcy nie chcą być posądzane o odgrywanie przywódczej roli w kwestiach militarnych. Nie chcą też doprowadzić do zaostrzenia toczącego się konfliktu.
Niemiecką strategię streszczają słowa kanclerza Scholza z Davos: „Nigdy nie robimy niczego samodzielnie, lecz zawsze wraz z innymi, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi”. Chodzi o to, żeby wszelkie działania prowadzić w koalicji, żeby Niemcy nie wychodziły przed szereg. To podejście jest krytykowane za opieszałość, ale są też komentatorzy, którzy zwracają uwagę, że z powodów historycznych Niemcy nie mogą sobie pozwolić na to, żeby być prowodyrem w kwestiach militarnych.
W przemówieniu wygłoszonym po angielsku określił dotychczasową pomoc wojskową udzieloną i obiecaną Ukrainie jako „głęboki punkt zwrotny w niemieckiej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa”.
„Jest to związane z ostrożną postawą SPD. Partie koalicyjne i opozycyjna chadecja domagają się rozszerzenia dostaw. Jednak w szeregach SPD dominują nastroje nastawione na szybsze osiągniecie pokoju, na doprowadzenie do rozmów pokojowych, niechęć wobec eskalacji konfliktu, narażania się na nieprzewidywalne ruchy Rosji, w tym użycie broni jądrowej. Według SPD dostawy czołgów nie wpisują się w strategię szybszego osiągnięcia pokoju i zakończenia tej wojny. Kanclerz jest zależny od swojej partii i musi takie nastroje brać pod uwagę” – mówi OKO.press Justyna Gotkowska z OSW.
Ekspertka zauważa, że Niemcy nie są w tej sprawie monolitem. To SPD i urząd kanclerski są niechętne dostawom czołgów. „Czasem nam to umyka i traktujemy Niemcy zbyt monolitycznie”.
„W sprawie Leopardów – podobnie jak w odniesieniu do pomocy wojskowej dla Ukrainy w ogóle – od miesięcy toczy się w Niemczech zażarta dyskusja. Dla niemieckiej kultury politycznej i polityki zagranicznej ma ona ogromne znaczenie. Zdecydowana większość ekspertów i mediów jest przeciwko kanclerzowi i krytykuje jego wstrzemięźliwość.
Jest on pod obstrzałem nie tylko opozycji, lecz także partii koalicyjnych, Zielonych i FDP, a nawet niektórych prominentnych przedstawicieli SPD. Czasami można odnieść wrażenie, że to mecz Scholz kontra reszta świata, choć podział w społeczeństwie jest bardziej zrównoważony. Większość Niemców popiera wysyłanie wozów bojowych, ale już w sprawie czołgów szala przechyla się na stronę sceptyków”.
„Dostarczanie czołgów na Ukrainę nie jest pozbawione ryzyka i słusznie Scholz do tej pory zabiegał o koordynację z Ameryką” — napisał w czwartek komentator dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
„Scholz zdaje się uważać, że jeśli taki krok europejskich sojuszników miałby nastąpić, to muszą mieć gwarancję, że amerykański parasol nuklearny jest nad nimi mocno rozpięty – na wypadek gdyby ze strony Rosji nastąpiła eskalacja, której tak bardzo się obawia” – pisał w OKO.press Piotr Buras.
Dużo ostrzej ocenił tę postawę brytyjski historyk Timothy Garton Ash, który uważa, że Niemcy powinny nie tylko dać innym zgodę na użycie Leopardów, ale i same wysłać do Ukrainy czołgi.
„Na tym wielkim mocarstwie europejskim spoczywa wielka odpowiedzialność wobec napadniętej demokracji na wschodzie Europy. I ma też ono środki, by jej pomóc” – napisał Ash.
„To decydujący moment” – powiedział w piątek w Ramstein amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin. „Naród ukraiński patrzy na nas. Kreml patrzy na nas. I historia patrzy na nas. Dlatego nie spoczniemy”. Stwierdził też, że sojusznicy Ukrainy będą wspierać broniący się kraj „tak długo, jak to konieczne”.
W czwartek Pentagon ogłosił nowy gigantyczny pakiet pomocy wojskowej dla Ukrainy. Jest w nim broń o wartości 2,5 mld dolarów, w tym 90 transporterów kołowych Stryker, 59 bojowych pojazdów piechoty Bradley oraz systemy obrony powietrznej Avenger.
Można to uznać za odpowiedź czynem na Niemieckie wyzwanie „najpierw Abramsy, potem Leopardy”. Ale były też słowa.
„Problem z Abramsami to głównie problemy z utrzymaniem. To jest czołg, który potrzebuje paliwa lotniczego, podczas gdy Leopardy i Challengery mają inne silniki, dieslowskie, więc są łatwiejsze w utrzymaniu. Mogą poruszać się po dużych częściach terytorium zanim będą wymagać tankowania (...) Po prostu nie ma sensu dostarczać ich Ukraińcom w tym momencie” — powiedziała w czwartek rzeczniczka Pentagonu Sabrina Singh.
Na to zareagował doradca ukraińskiego ministra obrony, Jurii Sak: „Mówimy o ludzkim życiu. Nie sądzę, żeby dobrą strategią było analizowanie zużycia paliwa”.
Amerykanie nie mają zastrzeżeń co do dostaw Leopardów.
Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez Ipsos dla OKO.press i TOK.FM Niemcy - w przeciwieństwie do Polaków - są głęboko podzieleni w kwestii tego, czy Ukrainie należy udzielać długofalowej pomocy aż do zwycięstwa tego kraju w wojnie z Rosją, czy raczej dążyć do zawarcia porozumienia pokojowego - nawet niekorzystnego dla Ukrainy.
Za wspieraniem Ukrainy aż do wygranej w wojnie opowiada się 42 procent Niemek i Niemców. Prawie tyle samo (39 procent) osób w Niemczech uważa jednak, że zamiast tego UE i NATO powinny dążyć do wynegocjowania porozumienia pokojowego – nawet kosztem części terytorium Ukrainy.
W kontekście wyników tego badania postawa niemieckiego rządu wydaje się nieco bardziej zrozumiała - przynajmniej w kontekście niemieckiej polityki wewnętrznej. Jeśli chodzi o wspieranie militarne Ukrainy rząd Olafa Scholza mierzy się i będzie mierzył ze sceptycyzmem sporej części opinii publicznej. W tym znacznej części własnych wyborców. Nawet część elektoratu niemieckiej lewicy i centrolewicy opowiada się bowiem raczej za dążeniem do porozumienia pokojowego - także kosztem Ukrainy.
Podobne wnioski dotyczące samej kwestii przekazania Ukrainie niemieckiej produkcji czołgów wynikają z innych badań. Za wysłaniem Leopardów Ukrainie jest 46 proc. badanych w sondażu dla niemieckiego „Morgenmagazin”. Jednak niemal tyle samo jest przeciw: 43 proc. Dziennik zwraca uwagę na różnice pokoleniowe: połowa osób między 18. a 34. rokiem życia nie chce wysyłania czołgów, zaś w grupie powyżej 65. roku — połowa osób popiera taki gest. Dostawa czołgów cieszy się większym poparciem na zachodzie Niemiec (50 za do 38 proc. przeciw) niż na wschodzie (59 przeciw, 32 proc. za). Podobny wynik odwróconych postaw uzyskaliśmy w naszym sondażu - Niemcy i Niemki z byłego NRD są w znacznej większości za dążeniem do pokoju z Rosją, a ich rodacy z zachodu popierają wojnę aż do zwycięstwa.
„To urząd kanclerski kształtował niemiecką opinie publiczną w ostatnich miesiącach bardzo ostrożną narracją, wskazując, że dostawy czołgów spowodują eskalację i doprowadzą do III wojny światowej. Te sondaże odzwierciedlają miesiące ostrożnej, sceptycznej retoryki kanclerza. Kanclerz Scholz ma dziś problem z efektami swojej narracji, ale jeśli będzie potrafił dobrze uzasadnić dostawy, to te postawy będą się zmieniać” — uważa Justyna Gotkowska z OSW.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze