Niedźwiadek był słaby, chudy i chory. Odłowiono go, nadano imię, jest pod opieką weterynarzy. "Dla mnie zabieranie niedźwiedzia i trzymanie w niewoli jest niehumanitarne" - mówi dr Robert Maślak, biolog i badacz niedźwiedzi. Precyzyjnie wyjaśnia, na czym polega problem z zachowaniem Lasów Państwowych
Mieszkańcy Teleśnicy (woj. podkarpackie) 10 stycznia 2022 zauważyli niedźwiadka podchodzącego coraz bliżej rzeki. Był słaby i chudy, zataczał się, a wokół nie było widać jego matki, ani rodzeństwa. "Leśniczy otropił okolicę w poszukiwaniu tropów samicy i drugiego niedźwiadka. Nie znalazł ich. Odnalazł tropy dwóch wilków - jak się okazało- idących za tropem niedźwiadka (na śniegu było widać ślady krwi). Ten wbił się w potok i nim szedł w kierunku domostw. Tu utknął nad wezbraną rzeką" - relacjonowało Nadleśnictwo Ustrzyki Dolne.
Dalej - według relacji leśników - wystarczył telefon do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska (RDOŚ) i kliniki weterynaryjnej w Przemyślu, żeby podjąć decyzję o odłowieniu niedźwiadka. Zwierzę trafiło do Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu. Nadano mu imię Ada, od nazwy kliniki weterynaryjnej.
Jego stan nadal jest ciężki, ale weterynarze mówią o możliwym wypuszczeniu go do lasu po zakończeniu leczenia. Post Nadleśnictwa o niedźwiadku wywołał lawinę pozytywnych komentarzy. Eksperci zajmujący się zwierzętami studzą jednak entuzjazm. "Dlaczego tak bardzo żałuję, że roczny niedźwiadek nie został zjedzony przez wilki? Bo zakłócono prawa natury" - napisała na Facebooku Ewa Zgrabczyńska, dyrektorka poznańskiego ZOO.
"Niedźwiedź to nie miś z bajki, ale zwierzę, które jeśli jest oswojone, stanowi na wolności zagrożenie dla człowieka. Jak się takie poszukiwanie pokarmu u ludzi może skończyć? To wiadomo, bo na Słowacji zabija się kilka takich niedźwiedzi rocznie" - pisał z kolei doktor Robert Maślak, biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego. Przypomniał też historię niedźwiedzicy Przemisi, która żyje we wrocławskim zoo. Przemisię wielokrotnie wypuszczano i odławiano, po czym przekazywano pod opiekę tego samego ośrodka w Przemyślu, sądząc, że to dziki niedźwiedź, a nie oswojony uciekinier z Ukrainy. "Przemisia cierpi na padaczkę, nie może mieć dużego wybiegu, wody w basenie i innych elementów wybiegu, gdyż w czasie ataku mogłaby się pokaleczyć czy utopić. Epilepsja może być spowodowano zbyt częstym podawaniem leków usypiających. Nie potrzebujemy w niewoli kolejnego cierpiącego wiele lat niedźwiedzia. To okrutne" - napisał.
W rozmowie z OKO.press dr Maślak podkreśla - zabieranie niedźwiadka z jego naturalnego środowiska to bardzo problematyczna droga do ocieplenia wizerunku Lasów Państwowych. LP znacznie lepiej pomogłyby niedźwiedziom, rezygnując z masowych wycinek lasów na Podkarpaciu.
Katarzyna Kojzar, OKO.press: Nadleśnictwo Ustrzyki Dolne wrzuca zdjęcia uratowanego niedźwiadka, cała Polska się z tego cieszy, bo wreszcie jakaś pozytywna wiadomość. Zziębnięty i głodny miś już pod kocem i z pełną miską. A pan pisze, że Nadleśnictwo popełniło błąd. Dlaczego?
Dr Robert Maślak*, Uniwersytet Wrocławski: Bo powinno się tego niedźwiedzia — mówiąc wprost — zostawić w środowisku. Pierwszy, emocjonalny odruch jest zrozumiały. Trzeba niedźwiadka ratować, bo przecież jest skazany na śmierć, bo jest chory, waży mniej więcej połowę tego, ile powinien ważyć, a w jego pobliżu nie ma matki. Oprócz tego wiemy, że w okolicy są wilki.
Ale jeśli zaczniemy się zastanawiać, co dalej się stanie z tym niedźwiedziem i co on właściwie przeżywa, okaże się, że odłowienie go nie było dobrym pomysłem.
Prawdopodobnie by zginął, plus minus połowa niedźwiadków nie przeżywa pierwszego roku. To wynik chorób, czy właśnie zaatakowania przez wilki, ale też inne niedźwiedzie. Nierzadko, zwłaszcza samce, zabijają młode. Teraz – po zabraniu go z lasu – jeśli przeżyje, to trafi na całe życie do niewoli. Po długotrwałym przebywaniu blisko człowieka nie poradzi sobie z powrotem do środowiska.
„Musimy się spieszyć, bo jest taki okres, kiedy ten może być bezpiecznie z człowiekiem, że się nie przyzwyczai, inaczej będzie problem z wypuszczeniem go na wolność” – mówił w rozmowie z RMF FM weterynarz z Przemyśla, który zajmuje się niedźwiadkiem. Rzeczywiście jest taki okres?
Od kilkunastu lat badam niedźwiedzie, w tym te w niewoli. Z doktor Agnieszką Sergiel robiliśmy 10 lat temu badania dotyczące niedźwiedzi w niewoli. Wtedy w Polsce mieliśmy 54 takie osobniki. Każdego znaliśmy i każdy był inny. Mówienie, że okres przyzwyczajania się jest taki, a nie inny, nie ma związku z rzeczywistością, bo wszystko zależy od konkretnego osobnika i warunków, w jakich przebywa.
Jest szansa, że niedźwiadek jednak się nie przyzwyczai do ludzi i wróci do lasu?
Moim zdaniem – nie. To, że zamkniemy pomieszczenie, w którym przebywa niedźwiadek, niewiele daje, bo ten gatunek posługuje się przede wszystkim węchem. Klinika, do której trafił, znajduje się na osiedlu domków jednorodzinnych, tam wszędzie czuć człowieka i nie ma warunków do zajmowania się takim zwierzęciem. Pozostają także kwestie merytoryczne. Znajomość medycyny weterynaryjnej nie daje kompetencji do opieki nad niedźwiedziem w aspekcie jego potrzeb psychicznych czy biologicznych. Dlatego w dobrych ośrodkach, gdzie leczone bywają niedźwiedzie, decyzje co do warunków utrzymywania oraz postępowania w podobnych sytuacjach podejmują często zespoły z udziałem biologów i doświadczonych lekarzy weterynarii zajmujących się niedźwiedziami.
Niedźwiadek będzie leczony przez kilka tygodni, karmiony, człowiek będzie miał z nim stały kontakt. Jeśli wypuścimy go na wolność, na pewno będzie szukał ludzi.
Niedźwiedzie bardzo szybko się oswajają, są oportunistami pokarmowymi. Dostają łatwe jedzenie, więc korzystają — a temu niedźwiadkowi jedzenie będzie kojarzyło się z zapachem człowieka. On sobie w środowisku już nigdy sam nie poradzi.
Może być niebezpieczny dla człowieka?
Jeszcze nie – jest młody, prawdopodobnie z poprzedniej zimy. Ale będzie rósł. Nawet dziki niedźwiedź jest niebezpieczny, jeśli zaskoczymy go w gawrze czy gęstym młodniku . Jest w stanie poturbować człowieka, co zdarza się w Polsce każdego roku, albo zabić, co na szczęście rzadko ma miejsce. Niedźwiedź oswojony, poszukujący pokarmu w siedzibach ludzkich, jest szczególnie niebezpieczny.
Jaki jest realny scenariusz? Weterynarze się nim zajmą, a jak wyzdrowieje, trafi do zoo?
Na razie żaden ogród zoologiczny nie jest zainteresowany przyjęciem tego niedźwiedzia, także azyl dla niedźwiedzi w poznańskim zoo jest pełny. To gatunek trudny i kosztowny w utrzymaniu. Potrzeba kilku tysięcy metrów kwadratowych przystosowanej i dobrze zabezpieczonej powierzchni, bo nie wyobrażam sobie, żeby trafił do klatki. Jeszcze niedawno była taka praktyka: z 54 niedźwiedzi przez nas badanych, 15 żyło w warunkach przerażających, w betonowych dziurach, małych klatkach. Niedźwiedź nie może trafić do takiego miejsca. A z drugiej strony: budowa wybiegu to miliony złotych. Do tego trzeba doliczyć około 40 lat zajmowania się nim, leczenia i karmienia. To ogromne koszty.
Wiemy więc, że w naturze sobie nie poradzi. Czy poza tym będą jakieś skutki jego przywiązania do człowieka?
Może to zabrzmi brutalnie, ale ten niedźwiedź po kilku miesiącach opieki przez człowieka nie będzie niedźwiedziem normalnym. Niedźwiedzie są bardzo inteligentne, mają największy mózg w stosunku do wielkości ciała ze wszystkich ssaków drapieżnych. Mają wiele bardzo rozbudowanych zdolności poznawczych, większość doby spędzają na poszukiwaniu pokarmu. W związku z tym mają też duże potrzeby stymulacji psychicznej, potrzeby eksploracji zróżnicowanego środowiska. Nie da się im zapewnić tego nawet w najlepszym ogrodzie zoologicznym.
Drugi problem jest taki, że nie jesteśmy w stanie zastąpić mu matki. Młode dzięki obserwacji matki wiedzą, jak się zachowywać, gdzie szukać jedzenia, jak reagować na różne sytuacje, wyrastają w poczuciu bezpieczeństwa.
Ten niedźwiadek został takiej szansy pozbawiony, przez co w dorosłym wieku będzie miał problemy behawioralne, lęki, stereotypie, które mogą się objawiać na przykład chodzeniem wzdłuż ogrodzenia po wybiegu i które wskazują, że zwierzę nie radzi sobie psychicznie z otoczeniem. Jest to wyraz cierpienia. Dla mnie zabieranie niedźwiedzia i trzymanie w niewoli jest niehumanitarne i skazuje go na lata życia w sytuacji braku możliwości spełnienia ważnych potrzeb biologicznych.
Leśnik widzi chorego niedźwiadka, który się zatacza, jest wychudzony i słaby. Ma mu w ogóle nie pomagać? Jak powinna wyglądać interwencja w idealnym scenariuszu?
W Polsce nie ma procedur, które powinny obowiązywać w takich sytuacjach. Propozycje takich rozwiązań są znane, świetnie funkcjonują na przykład w Chorwacji. W Polsce zostały zawarte w dokumencie „Program Ochrony Niedźwiedzia Brunatnego w Polsce” opracowanego dokładnie 10 lat temu i nigdy niewdrożonego w życie. Jedna z tych propozycji, to powołanie roboczej grupy ekspertów oraz grupy interwencyjnej zdolnej do działania w terenie, To one powinny decydować i podejmować interwencje, a nie leśnicy i ośrodek rehabilitacji zwierząt. Zakres spraw związanych z obecnością niedźwiedzi to nie tylko tego typu interwencje, ale także problematyka związana ze szkodami powodowanymi przez te zwierzęta np. w pasiekach, wypadki z udziałem niedźwiedzi, zniszczenie gawry.
Decyzje w sprawie odławiania, leczenia czy ratowania zwierząt powinni podejmować specjaliści. Decyzje byłyby wtedy racjonalne, a nie tylko emocjonalne.
A jeśli wyłączymy rozum, to możemy zrobić duże szkody. Tak stało się w tym wypadku.
Teraz wszystko się odbywa na urzędniczym szczeblu. Zgodę na odłowienie niedźwiadka wydał RDOŚ. A trudno od pracowników RDOŚ wymagać znajomości potrzeb gatunkowych poszczególnych zwierząt.
Nie muszą się znać. Mamy to szczęście, że w Polsce działają specjaliści, a przede wszystkim specjalistki, które zajmują się niedźwiedziami naukowo i to na światowym poziomie Zresztą nie tylko niedźwiedziami, ale też np. wilkami. Nie wiem, dlaczego nie korzysta się z tej wiedzy.
Dobrze, że pan o wilkach wspomina, bo mam wrażenie, że one w historii niedźwiadka odegrały ważną rolę. Nadleśnictwo poinformowało, że wilki zagrażały maluchowi, co wpisuje się w coraz bardziej natarczywą antywilczą narrację. Wilki zabiły psa, wilki podchodzą do wsi, wilki straszą dzieci, a teraz wilki chciały zamordować misia.
Ja myślę, że kwestia wilków nie pojawiła się przypadkowo. Generalnie okolice Karpat to teren, gdzie wilki występują w dość dużej liczbie. Wiemy o tym od dawna. W związku z tym to nie jest news, że były w okolicy, ale z jakichś powodów Lasy Państwowe uznały, że trzeba to podkreślić. To jest o tyle ciekawe, że przedstawiciele LP krytykują często innych za bambinizm, czyli bezrefleksyjne podejście do dzikich zwierząt. A w tym wypadku właśnie bambinizmem się posłużono. Podejście, w którym wilki występują w roli straszaka, jest nieprofesjonalne. To się rzeczywiście wpisuje w pewną kampanię.
Nie jest tajemnicą, że spora część leśników to myśliwi, a LP współpracują z myśliwymi. Gdyby dziś chroniony wilk został wprowadzony na listę gatunków łownych, atrakcyjność łowiecka regionu byłaby dużo większa, przyjeżdżaliby myśliwi z całej Europy.
Nie chcę powiedzieć, że całe środowisko leśników i myśliwych uważa, że wilki trzeba odstrzelić - ale jest spora grupa, która chętnie by na wilka zapolowała. Stąd ta antywilcza kampania.
Co więcej, nie jest też tajemnicą, że nielegalnych odstrzałów wilków jest bardzo dużo. Według najnowszych badań, co najmniej 150 wilków rocznie ginie w nielegalnych polowaniach. Może być ich jeszcze więcej, bo ukrycie ciała wilka nie jest trudne. To wszystko przypomniało mi, jak jeden z bieszczadzkich leśniczych kilka lat temu przerwał polowanie wilków na niedźwiadki. Lasy Państwowe wykorzystały to oczywiście do ocieplenia wizerunku, który jest przecież coraz gorszy. W rzeczywistości są w ogóle wątpliwości, czy wilki wówczas polowały, czy po prostu znalazły się w pobliżu matki z młodymi niedźwiadkami. Dział, który odpowiada za wizerunek LP liczy już kilkadziesiąt osób, które żadnej takiej sytuacji nie przepuszczą do wykreowania pozytywnego PR i pokazania, co Lasy robią dla niedźwiedzi. A co robią naprawdę? Wycinają drzewa, niszcząc ekosystemy, w których te niedźwiedzie żyją.
Podkarpacie to szczególnie wrażliwy teren pod tym względem. To tu od lat LP sprzeciwiają się powstaniu Turnickiego Parku Narodowego, tutaj co chwilę słyszymy o wycinkach starych drzew.
To jest zagadka, dlaczego Lasy nie skorzystają z szansy na poprawę wizerunku i się stamtąd po prostu nie wycofają. W niektórych rejonach Bieszczad niedźwiedzie wybierają na gawry stare jodły, odpowiednio spróchniałe, z otworami. Wciskają się w te jamy, tam zimują, a samice rodzą młode. Około 80 proc. niedźwiedzi zimuje w ten sposób, pozostałe wybierają jamy ziemne. I to właśnie stare jodły tak często są wycinane przez leśników. Oczywiście, są tereny „ochronne”. Na ok. 400 tys. ha, którymi w tym regionie gospodarują LP, fragmenty chronione ze względu na niedźwiedzie zajmują zaledwie 10 ha. Bardzo mało. Prawdziwą troską o zwierzęta byłoby zaprzestanie cięć.
Nie chodzi o to, żeby zostawić jodłę, w której niedźwiedź ma gawrę i wszystko dookoła wyciąć. Niedźwiedzie gawrują w terenach trudno dostępnych, gdzie leżą zwalone pnie, gdzie są gęste krzaki. Jeśli to wszystko wytniemy, niedźwiedź już nigdy tam nie wróci.
Musi czuć się bezpiecznie na terenie, który wybiera – a taki wykarczowany kawałek lasu nie jest dla niego odpowiednim miejscem.
Wiemy ile niedźwiedzi żyje w tych rejonach – blisko Bieszczad, na Pogórzu Przemyskim?
Lasy Państwowe mają specjalną metodę liczenia zwierząt, przez co często wychodzą im zawyżone wyniki. To metoda, która w nauce jest nieznana, nazywana przez nich „całorocznymi obserwacjami”. Co to znaczy? Ja nie wiem. Przecież podczas takiej obserwacji możemy zobaczyć tego samego osobnika kilka razy i kilka razy go policzyć. LP mówią o 220, a nawet 300 niedźwiedziach. Według metody uznanej naukowo, czyli monitoringu genetycznego, wychodzi, że w Polsce żyje 100-160 osobników.
Po co zawyżać te liczby?
Znowu chodzi o wizerunek. LP chcą udowodnić, że bardzo dobrze gospodarują lasami i że nawet cięcia nie szkodzą zwierzętom. Bo przecież wzrasta liczebność gatunków, wzrasta zalesienie, co świadczy o dobrej gospodarce leśnej. Lasom Państwowym potrzebne są te liczby. A wiemy, że kwestia zalesienia to po prostu przyrost młodych drzew, upraw leśnych. Tymczasem nam, przyrodnikom, chodzi o ochronę starych lasów, które LP wycinają. Wycinki, budowa domów pod lasami, rozbudowa dróg – to wszystko szatkuje środowisko. Mamy badania potwierdzające, że to źle wpływa na populację niedźwiedzi. Ochrona lasów przed fragmentacją i zachowanie starych drzew byłyby odpowiednim sposobem ratowania niedźwiadków. Na pewno lepszym niż odławianie ich i trzymanie w niewoli.
*Robert Maślak - doktor nauk biologicznych, adiunkt w Zakładzie Biologii Ewolucyjnej i Ochrony Kręgowców na Wydziale Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego. Ekspert w zakresie dobrostanu zwierząt nieudomowionych. Od kilkunastu lat bada niedźwiedzie w warunkach niewoli, m.in. w Chorwacji i Ukrainie. Współorganizator wielu akcji pomocy dla tych zwierząt. Realizował projekt „Niedźwiedzie w niewoli – badania dobrostanu w Polsce”. Autor ekspertyz i publikacji naukowych m.in. na temat zachowania, systemów komunikacji, neuroanatomii i dobrostanu niedźwiedzi.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze