0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Minister edukacji Przemysław Czarnek najwyraźniej próbuje rozbroić argumenty kampanii #WolnaSzkola prowadzonej przez 40 organizacji społecznych ze wsparciem ZNP, Unię Metropolii Polskich (12 największych miast) oraz Związek Miast Polskich (350 największych miast), która – według informacji OKO.press – dotarła w 24 godziny do ponad 2 milionów odbiorców.

Przeczytaj także:

Minister przekonuje, że zmiany w ustawie oświatowej, które dają ogromną władzę kuratorom nad dyrektorami szkół, nie oznaczają, że dyrektorzy stracą autonomię. Czarnek twierdzi też, że nie będzie żadnej dyskryminacji organizacji społecznych, które prowadzą zajęcia dodatkowe w szkołach.

To jednak tylko słowa, bez pokrycia w konkretach legislacyjnych. Inne uwagi Czarnka wskazują, że obowiązuje nadal ten sam kurs: ministerstwo chce wyeliminować ze szkół to, co arbitralnie uzna za "niemoralne", a także dyrektorki i dyrektorów, którzy by tej "niemoralności" byli zwolennikami.

Zapowiadana nowelizacja prawa oświatowego i rozporządzenie o nadzorze pedagogicznym z 25 maja 2021 roku są zamachem na autonomię edukacji, próbą przejęcia szkół kosztem uprawnień władz samorządowych, przejęcia kontroli nad dyrektorami i dyrektorkami szkół, wreszcie próbą umocnienia monopolu edukacyjnego poprzez kontrolę centrali nad dostępem do szkół organizacji społecznych.

Przemysław Czarnek zapowiedział na razie tylko jedną poprawkę, która złagodziłaby projektowane przepisy. Nie wiadomo jednak, czy i jak zostanie zapisana.

Wybór dyrektora pod kontrolą. A gdyby co, to odwołanie

Związek Nauczycielstwa Polskiego obawia się, że decyzją kuratoriów dyrektorami szkoły będą mogły zostać osoby bez doświadczenia pedagogicznego. Tymczasem Przemysław Czarnek przekonuje w rozmowie z Onetem z 26 sierpnia 2021 roku:

"W komisji konkursowej zasiada do 15 osób. Jakim cudem w kilkunastoosobowej komisji pięć głosów kuratora ma stanowić większość? To kolejna teza wyssana z palca. Nie widzę powodów, dla których związki zawodowe miałyby się bać zmiany tych przepisów. Rozmawiałem z przedstawicielami jednego ze związków, który popiera wzmocnienie narzędzi w rękach kuratorów oświaty i urealnienie nadzoru pedagogicznego".

Do tej pory dyrektor szkoły był wyłaniany w konkursie, w którym przedstawiciele samorządu i kuratorium oświaty mieli po trzy głosy, rady pedagogicznej – dwa głosy, rady rodziców – dwa głosy i związki zawodowe obecne w szkole – do trzech. Teraz rząd chce, by głos kuratorium oświaty, niezależnie od liczby obecnych na posiedzeniu przedstawicieli, zawsze liczył się jako pięć.

Zwiększenie liczby głosów kuratora to zwiększenie kontroli nad wyborem dyrektora czy dyrektorki. Obecna równowaga 3 głosy kuratora i trzy samorządu jest wyrazem równowagi rządowo-samorządowej w zarządzaniu oświatą, Czarnek chce ją zburzyć.

Ponadto, jeżeli kandydata nie uda się wyłonić w konkursie, samorząd nie będzie mógł go - jak do tej pory - powołać bez konkursu i niezbędna będzie pozytywna opinia kuratora.

Fatalny w skutkach jest kolejny zapis nowelizacji: kurator może złożyć wniosek do organu prowadzącego placówkę o odwołanie dyrektora w czasie roku szkolnego i to bez wypowiedzenia, jeśli „nie zrealizuje on w ostatecznym terminie wskazanym przez kuratora zaleceń wynikających z przeprowadzonych czynności z zakresu nadzoru pedagogicznego”.

Odwołanie dyrektora... "niearbitralne"

W tej kwestii Przemysław Czarnek przekonuje, że w projekcie ustawy nie ma przepisów, które mówią o tym, że dyrektor szkoły może zostać odwołany arbitralnie po negatywnej opinii kuratora. To karkołomny argument.

„Projekt zakłada, że jeżeli dyrektor nie zrealizuje zaleceń pokontrolnych kuratora w dodatkowym terminie i bez uzasadnienia, kuratorium będzie mogło wnioskować o odwołanie. Nadzór pedagogiczny jest od tego, żeby sprawdzać szkoły pod względem pedagogicznym, nie organizacyjnym. 99 proc. dyrektorów wykonuje zalecenia pokontrolne, więc mogliby powiedzieć, że już dzisiaj znajdują się pod pręgierzem kuratorów (...) podkreślam, że nie ma i nie będzie żadnej możliwości arbitralnego odwoływania dyrektorów przez kuratorów, uzależnionej wyłącznie od negatywnej opinii kuratora” – mówi Czarnek.

Prawda jest inna.

„Według przepisów, które proponuje minister edukacji, jeżeli dyrektor nie zrealizuje zaleceń pokontrolnych kuratora, to kurator wnioskuje o odwołanie go, a organ prowadzący musi to wykonać. Jeżeli nie wykona, to stanowisko dyrektora wygasa. Ważne jest, że od takiej procedury nie będzie przysługiwało odwołanie”

– mówi w rozmowie z OKO.press Iga Kazimierczyk z Fundacji Przestrzeń dla Edukacji, jedna z inicjatorek kampanii #WolnaSzkoła.

Minister Czarnek mówi, że 99 proc. dyrektorów wykonuje zalecenia pokontrolne, ale nie wiadomo, skąd ma takie dane, ile było wykonanych kontroli, gdzie i kiedy. Być może faktycznie większość zaleceń kontrolnych była realizowana, ale do tej pory dotyczyły one spraw technicznych, organizacyjnych, wyjaśniały nieprawidłowości. Nie były wojnami ideologicznymi.

"Kurs ministerstwa nie jest neutralny ideologicznie i światopoglądowo, dlatego możemy obawiać się tego, jak kontrole kuratoriów będą wyglądać po zmianie przepisów" - mówi Iga Kazimierczyk.

Organizacje społeczne tylko za zgodą kuratora

W Lex Czarnek zostały zawarte ograniczenia współpracy szkół z organizacjami społecznymi i kuratorzy mogą kontrolować, kto wchodzi do szkół.

"Dyrektorzy już teraz obawiają się, że zorganizowanie tęczowego piątku lub spotkań takich jak Tour de Konstytucja będzie wiązało się z sankcjami, a nawet, że wylecą z pracy" – mówi Kazimierczyk.

I tłumaczy, że „w procedowanym projekcie jest napisane, że jeżeli organizacja społeczna ma przeprowadzić zajęcia w szkole, to dyrektor musi przejść przez następującą procedurę: uzyskać opinię rady rodziców czy na takie zajęcia się zgadzają, wystąpić do kuratora z wnioskiem o opinię i załączyć do wniosku konspekt zajęć. Ten wymóg – jak jest zapisane w projekcie zmiany prawa oświatowego – dotyczy każdego »wejścia« na teren szkoły organizacji społecznej, prowadzącej zajęcia”.

Wymóg takiej kontroli kuratora jest też morderczy także dlatego, że procedura musi zostać przeprowadzona dwa miesiące przed zajęciami. To zablokowałoby zajęcia prowadzone przez organizacje społeczne w szkołach, bo jest praktycznie niemal niewykonalne: organizacje nie są w stanie planować z takim wyprzedzeniem.

Czarnek zapowiada złagodzenie przepisów, ale kontrola ma być

Minister edukacji zapowiada w rozmowie z Onetem, że odstąpi od wymogu opiniowania każdego wejścia organizacji do szkoły na dwa miesiące przed rozpoczęciem zajęć.

"W wyniku konsultacji chcemy zmienić projektowane przepisy. Kurator nie będzie opiniował wszystkich organizacji wchodzących do szkoły".

Ta rezygnacja, choć bez konkretów, staje się mniej rewelacyjna, bo - jak mówi Czarnek - "kurator będzie miał jedynie prawo sprzeciwu w sytuacji, kiedy treści przekazywane przez organizacje pozarządowe wchodzące do szkoły, będą zagrażały moralności dzieci. Mówimy wprost, że chodzi przede wszystkim o rozszerzoną edukację seksualną, na punkcie której niektóre lewackie organizacje i wspierający je politycy PO i Lewicy mają obsesję".

Minister nadal deklaruje więc ideologiczną kontrolę. Kurator dalej będzie mógł eliminować wejście do szkół tych organizacji społecznych, które mu się nie podobają. "Demoralizacja" nie ogranicza się do edukacji seksualnej. Demoralizujące mogą być także zajęcia z edukacji równościowej, obywatelskiej, europejskiej, globalnej, o prawach zwierząt itd.

Czarnek wprost o dyskryminacji

"Nie mam nic przeciwko obecności organizacji pozarządowych w szkołach. Sprzeciwiam się jedynie tym grupom, które chcą demoralizować młodzież i w takich sytuacjach kurator będzie miał prawo sprzeciwu na wniosek rodziców, którzy zgłaszają takie gorszące sytuacje do ministerstwa" - mówi Czarnek.

"Do tej pory dyrektor nie musiał mieć zgody kuratora, tylko zgodę rodziców. Decyzja była podejmowana w środowisku szkolnym. Dobrym rozwiązaniem jest to, żeby rodzice mieli wpływ na to, kto pojawia się w szkole, aby prowadzić wraz z nauczycielami zajęcia. Dlaczego jednak o tym, jaka organizacja pojawi się w szkole, ma decydować kurator? Co to znaczy „demoralizacja dzieci”?” – pyta Iga Kazimierczyk.

„Czy zajęcia, w ramach których uczniowie poznają Konstytucję, którym sprzeciwiała się kurator Nowak, są demoralizacją, przed którą dzieci mają być ochronione?”.

Czarnek "dziwi się nauczycielom". Kpi czy o drogę pyta?

Przepisy – jak podkreśla ekspertka – pogorszą jakość funkcjonowania szkół, bo za każdym razem, kiedy placówki będą chciały zaprosić na zajęcia organizację społeczną, będzie to wymagało dodatkowej pracy od nauczyciela, dyrektora, rodziców oraz urzędników kuratorium. I to kuratorzy będą decydować, czy np. na zajęciach z geografii pojawi się lokalne stowarzyszenie, zajmujące się edukacją ekologiczną.

Czarnek: „Dziwię się, że nauczyciele, którzy nie mają czasu na zrealizowanie programu w szkole, silą się jeszcze na to, aby zapraszać do szkół organizacje pozarządowe i wydłużać czas prowadzonych zajęć. Szkoła jest przede wszystkim miejscem realizacji programu, który służy temu, aby uczniowie radzili sobie w kolejnych etapach kształcenia”.

Tymczasem organizacje wspierają pracę szkół, uzupełniają braki.

„Minister może nie wie, że organizacje społeczne pomagają w szkołach także realizować podstawę programową w szkołach, są zapraszane na lekcje biologii, chemii, geografii, fizyki. Na lekcjach historii są to często organizacje badające historię regionalną, na geografii - organizacje z zakresu edukacji globalnej. Na WOSie – przedstawiciele organizacji zajmujących się edukacją europejską" - mówi Kazimierczyk.

"Po wprowadzeniu zmian o każde takie »wejście« na lekcje trzeba będzie zapytać kuratora. To, że urzędnicy ministerstwa mają problem z zaakceptowaniem faktu, że istnieje edukacja seksualna, w praktyce będzie oznaczało to, że na godzinie wychowawczej nie odbędzie się... szkolenie z pierwszej pomocy, ponieważ prowadzi je jedna z organizacji, z którą rządzącym nie jest po drodze".

"Edukacji seksualnej nie będzie"

„To, że w radzie rodziców znajdzie się większość, która będzie chciała wprowadzić rozszerzoną edukację seksualną, nie znaczy, że cała reszta ma być temu poddana i to obserwować. Jak państwo chcecie wprowadzać sobie dodatkową edukację seksualną, proszę bardzo zachęcić samorząd do tego, aby zapłacił za to i w domu kultury zorganizował takie zajęcia. Zapewniam państwa, że tylko garstka rodziców zechce wysłać swoje dzieci na takie zajęcia” – mówi Czarnek.

Jeżeli – jak sam podkreśla Czarnek – w szkole znajdzie się większość rodziców, którzy takich zajęć będą dla swoich dzieci oczekiwali, to z jakiego powodu minister ma wolę większości ograniczać?

"Minister wielokrotnie podkreślał, że rodzice mają prawo wychować dzieci zgodnie ze swoim światopoglądem. Gwarantuje im to konstytucja. Ale edukacja seksualna nie mieści się w obszarze, który może zaakceptować kierownictwo MEiN,

więc jako »demoralizacja« zostanie ona zakazana w szkole także dla tych, którzy wnioskują o takie zajęcia. Minister podkreśla, że rodzice muszą mieć możliwość decydowania o światopoglądzie dzieci. Ale tylko do momentu, w którym z tym światopoglądem jest po drodze urzędnikom z ministerstwa. W innym wypadku ta zasada nie działa" - mówi Kazimierczyk.

"W szkołach pojawią się pewne treści niezależnie od woli rodziców"

"Pamiętajmy, że w projekcie zawarty jest przepis, który stanowi o tym, że inicjatywy rządowe są zwolnione z konieczności zasięgania opinii rodziców i kuratora.

Oznacza to, że w szkołach pojawią się pewne treści niezależnie od tego czy rodzice tego chcą czy nie, bo nie będzie wymagana ich zgoda.

Jeśli minister zleci lub wesprze jakąś inicjatywę i jego wolą będzie to, aby dane treści, nieobecne w podstawie programowej, pojawiły się w szkole, rodzice nie będą mieli żadnego narzędzia, aby się temu sprzeciwić. Kierownictwo MEiN nie jest neutralne religijnie i światopoglądowo. To widać w działaniach publicznych i inicjatywach resortu. Jeśli więc minister postanowi o propagowaniu w szkołach ideologii pro life albo treści związanych ze światopoglądem katolickim, dzieci będą musiały brać udział w takich zajęciach" - mówi Kazimierczyk.

I konkluduje: "Prawo powinno być zrozumiałe i tworzyć bezpieczne warunki pracy, a dyrektorzy już teraz mówią, że to nie są stabilne warunki pracy. Jeśli kadra kierująca szkołami zwraca uwagę na to, że przepisy są zagrażające ich bezpieczeństwu pracy, to ministerstwo edukacji powinno wziąć to pod uwagę".

Udostępnij:

Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze