Konferencja Dudy to chocholi taniec władzy, która desperacko próbuje naprawić, co zepsuła i ratować resztki reputacji. "Tworzenie prawa nie może być ekspresowym, interwencyjnym reagowaniem na bieżące zdarzenia" – deklarował PiS w programie.
W piątek 2 czerwca 2023 Andrzej Duda zapowiedział nowelizację ustawy powołującej komisję do spraw zbadania rosyjskich wpływów w Polsce, którą sam w poniedziałek (29 maja) podpisał i która – bez vacatio legis – weszła już w życie. Zanim rzeczowo omówimy zaskakującą propozycję prezydenta, trudno nie zauważyć, że proces legislacyjny zaczyna przypominać jakiś szalony chocholi taniec z zaskakującymi figurami.
Warto przywołać cytat. "Celem powinno być wyeliminowanie nazbyt częstych i pospiesznie wprowadzanych zmian w obowiązujących ustawach. Tworzenie prawa nie może być ekspresowym, interwencyjnym reagowaniem na bieżące zdarzenia (...), gdy nowelizacja goni nowelizację albo nakłada się w czasie na parlamentarny proces uchwalania nowej ustawy dotyczącej tej samej materii”.
Nie, nie jest to krytyka ze strony opozycji. To fragment programu wyborczego, z jakim PiS szedł na wybory 2015 roku.
Ale po kolei.
Wystąpienie prezydenta było pełne emocji i sprzeczności. Podkreślał, że trzeba się pospieszyć z wprowadzeniem ustawy i zaprzeczał, że jego kancelaria zwleka z pracami. "Wniosek [do TK w ramach tzw. kontroli następczej] zostanie złożony z całą pewnością przed rozpoczęciem prac komisji, w ciągu dwóch tygodni".
Czyli wszystko ze "starą ustawą" gra?
Przez kilkanaście minut prezydent sprawiał w piątek wrażenie, jakby chciał kolejny raz podkreślić, jak niezbędne jest powstanie komisji. I bronił jej zapisów przed krytyką (w domyśle – także ze strony UE i USA). Oskarżał media o propagowanie nieprawd na temat komisji i o próby jej storpedowania.
Ale potem, nagle oznajmił:
"Nie ukrywam, że zbulwersowany tymi zarzutami, które są ewidentnie nacechowane złą wolą wobec mnie i moich współpracowników, postanowiłem zrobić krok, który będzie swoistym sprawdzam, także wobec uczestników naszej sceny politycznej i to zarówno z obozu rządzącego, jak i opozycji. Przygotowałem nowelizację, cały szereg przepisów, które w tej ustawie regulują dodatkowo albo zmieniają te zagadnienia, które wzbudzają największe kontrowersje, które są zakłamywane bardzo często w mediach".
Czyli zarzuty są kłamliwe, niesprawiedliwe, ale ustawę trzeba znowelizować.
Duda długo wywodził np., że zarzut, że ustawa nie daje możliwości odwołania się do sądu od orzeczenia komisji jest fałszywy, bo "taką formułę przewiduje ogólnie polski system prawny, w tej postaci, że od każdej decyzji administracyjnej, jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, przysługuje skarga do WSA. Taka reguła „po prostu obowiązuje i już”.
Ta polemika nie odnosiła się jednak do zarzutu, bo odwołanie do WSA niewiele pomaga. Sąd administracyjny nie będzie bowiem badał merytorycznie sprawy, czyli nie będzie rozpatrywał na podstawie przedstawionych dowodów, czy taki lub inny obywatel jest np. rosyjskim agentem wpływu. Sądy administracyjne sprawdzają tylko, czy konkretna decyzja została podjęta zgodnie z procedurami.
Duda wywodził zatem, że zarzuty braku kontroli prac komisji przez sądy są niezasadne, po czym... zmienił zapis ustawy, by taką kontrolę umożliwić (patrz dalej).
Brak powagi wystąpienia Dudy wyrażał się także w tym, że sporo czasu poświęcił sondażowi, który jego zdaniem "pokazał, że większość Polaków takiej komisji chce". Najpewniej chodzi o sondaż UCE REASERCH dla Onetu z 31 maja, w którym zadano pytanie:
"Czy Państwowa Komisja ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo Polski w latach 2007-2022 w ogóle jest potrzebna?"
43 proc. ankietowanych odpowiedziało twierdząco, 38 proc. – przecząco, a 19 proc. nie miało zdania. Wyniki są zaskakująco niekorzystne dla inicjatywy PiS, bo osoba niedokładnie zorientowana w polityce powinna raczej uznać, że owszem, jakaś taka komisja powinna powstać, czemu nie?
Uznanie 43 proc. odpowiedzi na tak postawione pytanie za głos "większości Polaków" nie jest wypowiedzią poważną. Ośmiesza prezydenta.
Prezydent starał się też przekonać, że komisja jest potrzebna i powinna działać poza kontekstem wyborczym. Tymczasem zgodnie z ustawą, komisja ma opublikować pierwszy raport już 17 września, czyli na chwilę przed wyborami parlamentarnymi.
A według większości niezależnych od władzy ekspertów i komentatorów, ustawa jest skonstruowana tak, by komisja mogła posłużyć jako narzędzie do urządzenia paraprocesu nad byłym premierem, Donaldem Tuskiem.
Prezydent nie uważa, aby zarzuty niekonstytucyjności były na tyle poważne, by należało zatrzymywać ustawę.
"Wręcz przeciwnie. Uważam, że ta ustawa została uchwalona za późno. [...] powinna powstać znacznie wcześniej, żałuję, że jest dopiero teraz" – mówił Andrzej Duda. Jego zdaniem powstanie komisji będzie zapobiegało dalszemu rozprzestrzenianiu się rosyjskich wpływów w naszym kraju. Potwierdził, że skieruje ustawę do TK, ale jedynie w trybie następczym.
"Wniosek zostanie złożony z całą pewnością przed rozpoczęciem prac komisji, w ciągu dwóch tygodni. Pracujemy nad tym".
Czyli prezydent chce przyspieszyć ustawę, którą jednocześnie w istotny sposób zamierza znowelizować.
Nowelizacja to dla PiS problem. Prezydent poparł ustawę, ale teraz ją zmienia. Jego nowelizacja musi przejść pełną drogę parlamentarną i nawet gdyby Sejm chciał ją przyjąć błyskawicznie, to Senat ma prawo pracować nad nią 30 dni, z czego z pewnością skorzysta.
Czyli wejście w życie nowelizacji może nastąpić w połowie lipca. O ile znowu nie będą potrzebne zmiany. I jeśli PiS nie zignoruje prezydenta.
Gdyby jednak nowelizację prezydenta potraktować poważnie, wyklucza to szybki start komisji w wersji, pod którą się podpisał.
A jednocześnie komisja w wersji bez poprawek już może zacząć pracę. Sejm może powoływać jej członków, bo przecież Duda ją podpisał, a skierowanie ustawy do tzw. TK w toku tzw. kontroli następczej niczego nie zatrzymuje.
Od legislacyjnej strony wystąpienie Dudy niczego zatem nie zmienia, jest natomiast gestem politycznym, z którym Jarosław Kaczyński zapewne będzie się liczył. Nawet jeśli zasadniczo opóźni to uruchomienie prac komisji, która miała posłużyć do publicznego grillowania polityków opozycji.
Prezydent cały czas mówi o pośpiechu, nawet wtedy, gdy opóźnia:
"Ta nowelizacja zostanie złożona dzisiaj przeze mnie, dzisiaj jeszcze do laski marszałkowskiej trafi prezydencki projekt ustawy zmieniający ustawę o komisji ws. badania wpływów rosyjskich. Będzie to nadal komisja, która będzie komisją zewnętrzną parlamentu, bo nie chcę, aby uległa dyskontynuacji po wyborach parlamentarnych, kiedy będzie nowy parlament".
Prezydent zapowiada wycofanie z ustawy zapisu o tzw. "środkach zaradczych", czyli "karach", jakie komisja może wymierzyć. Art. 37 p. 1-3 przewidywał trzy takie "kary":
Duda chce jednak, by w ustawie został zapis z art. 37 ust. 6, który daje komisji możliwość przesądzenia, że „osoba, wobec której została wydana decyzja administracyjna, nie daje rękojmi należytego wykonywania czynności w interesie publicznym”.
Zdaniem dr Teresy Gardockiej (jednej z ekspertek Senatu) oznacza to, że "osoba taka nie może kandydować w żadnych wyborach ani pełnić żadnej funkcji, przy której wymagany jest nieskazitelny charakter lub podobnie określony przymiot osobisty, np. nieposzlakowana opinia".
"Decyzje administracyjne" podjęte przez komisję nadal mogłyby zatem sprawiać, że kandydowanie osoby X, a także głosowanie na osobę X, stanie się problematyczne, a jej szanse na wybór spadną.
Wycofanie zakazu pełnienia funkcji publicznych to istotne złagodzenie "penalnej funkcji ustawy", ale jak widać, pozostaje ona potencjalnym narzędziem ograniczania biernego prawa wyborczego.
Poza tym najważniejszą politycznie funkcją komisji nie będzie jej orzeczenie, ale publiczne przesłuchiwanie, polityczne igrzyska. Tej idei prezydent w piątek bronił snując fantazje o przesłuchiwaniu Waldemara Pawlaka...
"Kwestia sądu administracyjnego, który wzbudził kontrowersje. Również proponuję, aby została zmieniona. Proponuję, aby środek odwoławczy od decyzji powołanej przez komisję kierowany był do sądu apelacyjnego. Przy czym dodatkowo jeszcze, aby rozwiać wszystkie możliwości, jako sąd wskazany jest sąd apelacyjny w Warszawie, ale w przypadku, gdyby osoba, której dotyczyło postępowanie przed komisją i której dotyczy decyzja wydana przez komisję, życzyła sobie inaczej, to według jej życzenia właściwym sądem może być także sąd apelacyjny ustalony ze względu na miejsce jej zamieszkania" – mówił prezydent, choć chwilę wcześniej odrzucał kłamstwa o braku sądowej kontroli nad pracami komisji.
To na pozór zmiana fatalnej ustawy w dobrym kierunku.
Sąd apelacyjny ma tę przewagę nad administracyjnym, że może uruchomić postępowanie dowodowe i sprawdzić zasadność zarzutów o uleganiu wpływom. Rzecz jednak w tym, że wydział karny warszawskiego sądu apelacyjnego jest opanowany przez neo-sędziów powołanych przez nielegalną neo-KRS. Zgodnie z orzecznictwem europejskich Trybunałów są oni wadliwymi sędziami. To podstawa dla wszystkich poszkodowanych działaniem rosyjskiej komisji do uzyskania środków zabezpieczających od ETPCz, chroniących ich przed rozpoznaniem sprawy przez neo-sędziów.
Poza tym są tu znani ze ścigania niezależnych sędziów "egzekutorzy" ministra Ziobry. To główny rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab (jest też prezesem tego sądu) i jego zastępca Przemysław Radzik (do niedawna wiceprezes tego sądu). Orzeka tu też członek nielegalnej neo-KRS Dariusz Drajewicz. A już nie długo może do nich dołączyć drugi zastępca rzecznika dyscyplinarnego Michał Lastota. Wszyscy popierają zmiany PiS w sądach. Też będzie można składać wnioski o ich wyłączenie. Może dlatego prezydent daje możliwość wyboru innego sądu...
Nie wiadomo też, jaki będzie konkretnie zapis, bo w obecnej wersji ustawy skarga na decyzję komisji nie wstrzymuje skutków wydania decyzji. Jest to tym ważniejsze, że postępowania sądowe trwają miesiącami, a kalendarz wyborczy pędzi naprzód.
Z przekierowaniem skarg na decyzję komisji do sądu apelacyjnego jest jeszcze jeden problem. Bo kto miałby rozpoznać sprawę w II instancji. Nad sądem apelacyjnym jest już tylko Sąd Najwyższy, który nie rozpoznaje jednak spraw merytorycznie. Bo to sąd prawa.
"Według prezydenckiego projektu ustawy zmieniającej ustawę o komisji ws. badania wpływów rosyjskich, komisja będzie nadal komisją zewnętrzną parlamentu, bo nie chcę, aby uległa dyskontynuacji po wyborach parlamentarnych, kiedy będzie nowy parlament. Ma działać nadal, takiej jest moje założenie, ale chcę, żeby w tej komisji nie było członków parlamentu".
Prezydent deklaruje, że chce, by w komisji zasiedli jacyś eksperci, którzy osądzą polityków, ale kandydaci nie muszą praktycznie spełniać żadnych warunków, nawet wyższego wykształcenia. W komisji może zasiąść np. prawicowy publicysta sprawdzony w PiS-owskich bojach, większość sejmowa przegłosuje każdego, kogo wskażą liderzy partii. Przypomnijmy, że członkowie komisji mają działać z całkowitym wyłączeniem odpowiedzialności.
Zmiana prezydenta jeszcze bardziej oddala komisję do lex Tusk od komisji śledczych, które przewiduje polskie prawo i które działają w krajach demokratycznych. Poseł czy senatorka, nawet z partii rządzącej, jest zobowiązana choćby do przestrzegania etyki poselskiej, poza tym może zastanawiać się nad reakcją swoich przyszłych wyborców. "Eksperci" jakich może powołać PiS mogą działać bez wszelkich hamulców.
Nawet gdyby uznać, że ograniczenie faktycznych wyroków komisji zwanych "środkami zaradczymi" jest zmianą pozytywną, a przekazanie kontroli sądowej z fikcyjnej w wykonaniu sądów administracyjnych w ograniczoną w wykonaniu sądów apelacyjnych to zmiany w dobrym kierunku, nie zmieniają one - jak to nazwał w OKO.press Jerzy Zajadło - oczywistej niekonstytucyjności. Oto powołany przez większość sejmową, podporządkowany władzy wykonawczej (premierowi) zespół osób o ogromnych uprawnieniach śledczych, osób całkowicie bezkarnych, z prawem do ogłaszania infamii, ma przesłuchiwać oponentów politycznych i wydawać orzeczenia w apogeum kampanii wyborczej.
Naruszone zostało prawo unijne, które - jak stanowi Konstytucja RP - jest aktem wyższej rangi niż ustawa. Ustawa jest sprzeczna z zapisami traktatowymi (jest sprzeczna z "wartościami UE" i z konwencjami podpisanymi przez Polskę, a także z rozporządzeniami UE gwarantującymi ochronę dóbr osobistych. O tym wszystkim pisaliśmy w szczegółach w wielu tekstach pod tym linkiem
Operacji "komisja" towarzyszy zmasowana akcja kłamstw i już wypowiadanych oskarżeń i pomówień pod adresem polityków opozycji na czele z Tuskiem (Morawiecki: "Jeśli pan Donald się tak bardzo przestraszył, to chyba ma coś za uszami”). Na koniec zacytujemy jeszcze wypowiedź byłej ministry edukacji, która dorównuje popisom obecnego ministra. Anna Zalewska w „Kawie na ławę” TVN24 z 28 maja 2023 zwróciła się do Jana Grabca z PO: „Wy o ruskich agentach możecie pisać książki. Wasz rząd, wasze całe osiem lat, to jest sprzyjanie ruskim agentom”. To pokazuje czego można spodziewać się po komisji.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze