0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

Od środy 10 lutego polskie środowisko naukowe żyje kolejnym skandalem wywołanym przez Ministra Edukacji i Nauki, Przemysława Czarnka. Do dymisji podała się wiceminister Anna Budzanowska. Powodem są elektryzujące naukowców punkty za publikacje. Czym są punkty i co z nimi zrobił minister z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego? Dla OKO.press pisze o tym dr hab. Mikołaj Pawlak, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Punktoza

Pracę naukową indywidualnych uczonych jak i uczelni trzeba w jakiś sposób oceniać. Ocena indywidualnych badaczy służy decyzjom o ich zatrudnieniu, awansom, nadawaniu stopni naukowych. Ocena uczelni czy instytutów PAN służy z kolei rozdziałowi publicznych pieniędzy przeznaczonych na ich funkcjonowanie. W świecie nauki podstawą tych ocen są publikacje – artykuły naukowe i książki. Jeśli publikujesz wysoko cenione prace naukowe, jesteś uważany za dobrego naukowca. Jeśli uniwersytet zatrudnia badaczy publikujących cenione prace, to warto przekazywać mu pieniądze pochodzące z podatków.

System oceny i finansowania nauki w Polsce od kilkunastu lat podlega niemal nieustannym reformom. Najnowsza reforma ministra Jarosława Gowina (2015-2020) określiła, że uczelnie i instytuty oceniane będą osobno w poszczególnych dyscyplinach naukowych. Podstawową miarą będą punkty za artykuły publikowane w czasopismach naukowych – są też inne elementy, ale mają mniejszą wagę. Najbliższa ocena ma zostać przeprowadzona w 2022 roku i obejmie dokonania z lat 2017-2021. Miejsce w rankingu wpłynie na wysokość subwencji z Ministerstwa Edukacji i Nauki. Tylko najwyżej ocenione uczelnie będą miały uprawnienia do nadawania doktoratu i habilitacji, czyli naukowej „reprodukcji”.

Stąd ocena spędza sen z powiek rektorom i dziekanom, przekładającym jej miary na indywidualne oceny pracownicze. Naukowców ogarnia zaś „punktozą” – obsesja mierzenia swoich osiągnięć naukowych w ministerialnych punktach.

Czym są i skąd się biorą wspomniane punkty za artykuły? Obecnie czasopisma „wycenione” są na 20, 40, 70, 100, 140 lub 200 punktów. Punkty przypisywane są (a przynajmniej miały być) czasopismom ze względu na to, jak często i gdzie cytowane są publikowane w nich artykuły (co pokazuje zasięg naukowego wpływu badań).

Przeczytaj także:

200 punktów to w tej chwili najwyższy światowy top – przewyższają pozostałe 97 proc. czasopism publikujących wyniki badań w danej tematyce. Dla przykładu 200 punktów otrzymuje uczelnia, której badacz opublikował artykuł w powszechnie znanym „Nature”. W mojej dyscyplinie – socjologii – 200 punktów otrzymać można za publikację w „American Sociological Review”, szczycącym się, że przyjmuje do druku zaledwie ok. 5 proc. zgłoszonych prac.

140 i 100 punktów było zarezerwowane dla solidnych, międzynarodowych tytułów. Sytuacja w naukach humanistycznych i społecznych jest jednak specyficzna. Obieg publikacyjny zwykle zorientowany jest tu bardziej na język własnego społeczeństwa. Przedstawiciele tych dziedzin w sporej części publikują wyniki swoich badań w czasopismach krajowych. Większość z nich nie znajduje się w bazach zliczających światowe cytowania, co utrudnia poddanie ich ocenie według jednolitego kryterium. Część z nich spełnia wysokie standardy naukowości, część jednak nie. Redaktorzy naczelni raczej poszukują tekstów do zapełnienia swoich łamów niż bezlitośnie odrzucają nawet tylko nieco słabsze prace.

W rozpowszechnionym przekonaniu próg dostępu do opublikowania artykułu w polskim czasopiśmie jest znacznie niższy niż w dobrej jakości czasopiśmie międzynarodowym. Wynika to z dość prostej zależności: w „American Journal of Sociology” pragną publikować socjolodzy z całego świata, w „Studiach Socjologicznych” – socjolodzy z Polski, a w piśmie wydawanym przez regionalną uczelnię – pracownicy tej i innych regionalnych uczelni. Określone rozporządzeniem ministra Gowina „stawki punktowe” dla czasopism oferowały większości polskich tytułów 20 punktów. Nieliczne z nich, po spełnieniu rygorystycznych kryteriów prowadzonych poza Polską baz cytowań, mogły liczyć najwyżej na punktów 70.

W Polsce wydawanych jest kilka tysięcy czasopism naukowych, niektóre o bardzo niszowym zasięgu, rekrutujące autorów i recenzentów (każda praca naukowa musi być zrecenzowana przez specjalistów w danej dziedzinie) z wąskich, czasem lokalnych środowisk. Zarówno za czasów, gdy resortem nauki kierowała Barbara Kudrycka, Lena Kolarska-Bobińska, Jarosław Gowin, czy krótko Wojciech Murdzek różne grupy interesu, redaktorzy, władze instytucji naukowych lobbowały na rzecz wyższych ocen swoich czasopism. Budziło to środowiskowe kontrowersje, mniejsze lub większe skandale. Mieliśmy do czynienia z grzeszkami samych uczonych, często święcie przekonanych o wysokiej wartości prowadzonych przez nich czasopism. Mieliśmy też za rządów zarówno PO i PiS do czynienia z grzechem administracji, która często zmieniała reguły gry w jej trakcie. Jednak dotychczas nie mieliśmy do czynienia z takim skandalem.

Lista Czarnka

We wtorek (9 lutego) Minister Czarnek ogłosił „Komunikat w sprawie wykazu czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych”, którego załącznikiem jest długi na blisko 300 stron wykaz 31 433 czasopism naukowych (oraz 1638 konferencji informatycznych) z przypisanymi punktami. Wykaz zaczęli już w środę pilnie analizować naukowcy z całej Polski. Najpierw znajdowano pojedyncze kwiatki – przykłady czasopism powiązanych przede wszystkim z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim czy posiadające słowo „teologia” w nazwie.

Oczywiście szybko zauważono wydawane przez uczelnię Tadeusza Rydzyka czasopismo „Fides, Ratio et Patria. Studia toruńskie” (40 punktów – tyle co o ugruntowanej pozycji wydawane w Polsce tytuły), czy wydawanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości (dopiero od zeszłego roku!) czasopismo „Nieruchomości@”, którego Radzie Naukowej przewodniczy Kamil Zaradkiewicz. Czasopismo uzyskało 70 punktów (tyle co niezłe czasopisma międzynarodowe i najlepsze z najlepszych wydawane po polsku).

Publikacje - jak sama nazwa wskazuje - są publiczne, a uczelnie chwalą się pracami wydanymi przez swych pracowników. Zatem łatwo sprawdzić, kto personalnie dzięki zmianom „zdobył” więcej punktów (zmiana ma działać wstecz!). Szczególnie, o ironio, należy pochwalić KUL, który bardzo przejrzyście na stronie internetowej informuje o dorobku swoich pracowników.

Minister Czarnek, cały czas profesor KUL, podwyższył punktacje czasopism, w których sam ostatnio publikował. Wszystkie cztery artykuły ministra z ostatnich lat pojawiły się na łamach czasopism, które jego decyzją zyskały więcej punktów:

  • „Biuletyn Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego” wzrost z 20 do 70 punktów;
  • „TEKA Komisji Prawniczej PAN Oddział w Lublinie” wzrost z 40 do 100 punktów (dwa artykuły ministra);
  • „Przegląd Sejmowy” wzrost z 70 do 100 punktów.

Przypomnijmy, że poziom 100 punktów według „punktowej wyceny” ministra Gowina to solidne międzynarodowe czasopisma, które na swoją reputację zwykle pracowały latami, a o publikację w nich konkurują zwykle uczeni z całego świata (lub kontynentu).

Nie jest moją intencją dyskredytowanie poziomu badań naukowych lubelskich prawników – jednak to oni sami siebie ośmieszają, zaliczając wydawane przez siebie czasopismo do ćwiartki najlepszych na świecie.

Minister Czarnek skompromitował siebie jako naukowca, za którego pragnie uchodzić. Decyzja tak jednostronnie korzystna dla czasopism, w których sam niedawno publikował, jest szkolnym przykładem konfliktu interesów. Przypomnijmy, że na podstawie tych punktów sam niedługo będzie wypłacał subwencję.

W wykazie pojawiło się ponad tysiąc nowych czasopism, natomiast 264 wcześniej tam figurującym podwyższono punktację. Badacze z DELab UW (Laboratorium Gospodarki Cyfrowej) wykonali zestawienie wzrostu ocen punktowych w poszczególnych dyscyplinach naukowych, pokazujące olbrzymi skok czasopism teologicznych. Zwracają też uwagę dyscypliny takie jak prawo kanoniczne, nauki prawne oraz nauki o polityce i administracji. Sam minister jest przedstawicielem nauk prawnych.

Przedstawicielami nauk politycznych są grający pierwsze skrzypce w ministerialnym „Zespole doradczym do spraw rozwoju szkolnictwa wyższego i nauki” Waldemar Paruch i Mieczysław Ryba. Dzięki zmianom w punktacji również oni personalnie zyskali.

(Mieczysław Ryba w 2020 roku artykuły w czasopiśmie „Archiwa Biblioteki i Muzea Kościelne” wzrost z 40 do 100 punktów i w czasopiśmie „Pamięć i Sprawiedliwość” wzrost z 70 do 100 punktów; Waldemar Paruch w 2020 roku artykuł w lubelskim periodyku „Res Historica” wzrost z 70 do 100 punktów oraz wzrost z 70 do 100 punktów redagowanego przez niego samego „Przeglądu Sejmowego”). Wskutek ich własnej decyzji wzbili się na poziom światowy.

Wzrosty w całej dyscyplinie mogą szokować – zwłaszcza zwiększenie rang czasopism teologicznych. To jednak tylko pozorne zwiększenie znaczenia tej dyscypliny naukowej. Na pewno wpłynie to na poprawę samopoczucia jej przedstawicieli, ale przypomnijmy, że uczelnie porównywane są w ramach dyscyplin. Więcej punktów dla teologii nie oznacza, że „przegoni” w czymś biologię lub psychologię, gdyż teologowie z Uniwersytetu Adama Mickiewicza będą porównywani z teologami z innych uczelni np. KUL. Jednak podział między dyscyplinami nie jest całkowicie hermetyczny. Czasopisma są zwykle przypisane do paru dyscyplin, a co więcej – psycholog publikujący tekst w czasopiśmie teologicznym, otrzyma punkty czasopisma, jeśli tylko eksperci MEiN uznają publikację za psychologiczną. To w istocie otwiera dodatkową furtkę do manipulacji wynikami (punkty mogą „przeciekać” między dyscyplinami). Dlatego wzrost punktacji wybranych dyscyplin „peryferyjnych” ma pewne szersze znaczenie.

Rzućmy też okiem na czasopisma, które zanotowały najwyższe wzrosty. Awans o 50 lub więcej punktów zanotowały 63 czasopisma, z tego 44 wydawane w Polsce (samo w sobie świadczy to o nieproporcjonalnym pompowaniu rodzimych periodyków).

Wśród tych 44 najbardziej docenionych przez ministra Czarnka tytułów najwięcej jest z Lublina (12), druga jest Warszawa (10), następnie Toruń (7) i na czwartym miejscu Kraków (6).

Lublin i Toruń to ważne ośrodki akademickie, a tamtejszym uczelniom stosownie jest oddać należny honor, jednak jest jasne, że te proporcje odbiegają od wielu innych miar naukowej doskonałości.

Obecnie nikt nie jest w stanie przedstawić rzetelnego przeliczenia, czy wprowadzone zmiany przełożą się na wyższe oceny określonych jednostek naukowych. Jednak widać wyraźnie, że dają one punktowe „wspomaganie” naukom politycznym oraz naukom prawnym uprawianym na uczelniach lubelskich. W ostatnich dwóch latach, kiedy do tamtejszych czasopism nie ustawiały się długie kolejki autorów, publikowali w nich często pracownicy lokalnych uczelni. Teraz, na mocy decyzji MEiN, okazuje się, że były to publikacje wybitne, które – w domyśle – przeszły przez ucho igielne rygorystycznej selekcji naukowej.

Czy to jest zgodne z prawem?

Ustawa Prawo o nauce i szkolnictwie wyższym (art. 267 ust. 3) mówi, że Wykaz czasopism sporządza minister. Jednak jej art. 274 ust. 1 mówi, że projekt Wykazu przygotowuje Komisja Ewaluacji Nauki. Ciało to powołał na ustawową czteroletnią kadencję jeszcze minister Gowin, zatem minister Czarnek ma związane ręce – nie może Komisji od tak odwołać. Komisja zaś wydała dziś na łamach Forum Akademickiego oświadczenie, że ominięto ją w procedurze, do której prowadzenia została powołana. W oświadczeniu czytamy, że „Komisja jest zdumiona faktem oraz skalą tego zjawiska i w żadnym dostępnym źródle nie znalazła merytorycznego uzasadnienia wprowadzonych zmian”.

Wiele nowych czasopism, które znalazły się na ogłoszonej przez ministra Czarnka liście nie spełnia przyjętych wcześniej kryteriów. Ministerstwo nie podało też uzasadnienia zmian, a jest jasne, że w przypadku poszczególnych czasopism przesłanki były zróżnicowane. Minister Czarnek najwyraźniej zlekceważył ustawowe ciało, zlekceważył obowiązujące go rozporządzenie i przyznał liczby punktów wedle własnego uznania.

Można ten wywód skwitować mówiąc „Co z tego? Paru drobnych cwaniaczków będzie chełpić się wybitnymi osiągnięciami naukowymi, ale wszyscy wiedzą, że ich wartość jest realnie niewielka”. Niestety, sprawy nie można sprowadzić do kolejnej anegdoty o ministrze, którego Marcin Matczak swego czasu porównał z Boratem. Po pierwsze, zwiększenie punktacji korzystne dla pewnych ośrodków naukowych po zbliżającej się ewaluacji przełoży się na ich wyższe finansowanie i możliwości naukowej „reprodukcji”.

Powiedzmy otwarcie: jest to skok na kasę i dostęp do naukowych stopni oraz stanowisk.

Po drugie, tak ordynarne manipulowanie ocenami czasopism każe przewidywać, że i w innych decyzjach minister Czarnek będzie miał za nic obowiązujące go przepisy i będzie kierował strumień finansowania do ośrodków „zaprzyjaźnionych” (sympatyzujących z PiS). Cześć środowiska, zwłaszcza „wygrani” nowego rozdania, przyjmie te decyzje z aprobatą, ale w dłuższej perspektywie zmiana zadziała na całe środowisko demoralizująco. Ci, którzy latami zabiegali o dobre, widoczne międzynarodowo publikacje wyszli po prostu na frajerów.

;

Udostępnij:

Mikołaj Pawlak

Doktor habilitowany socjologii. Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji pełni funkcję wicedyrektora ds. badań naukowych. Naukowo zajmuje się problematyką migracji, instytucji oraz napięcia między wiedzą i ignorancją. Ostatnio opublikował książkę "Ignorance and Change: Anticipatory Knowledge and the European Refugee Crisis” (Routledge 2020) oraz “Tying Micro and Macro: What Fills up the Sociological Vacuum?” (Peter Lang 2018).

Komentarze