0:000:00

0:00

"Decy­zja o zawie­sze­niu ruchu lot­ni­czego zastała dziesiątki tysięcy Polek i Pola­ków poza gra­ni­cami. Po zamknię­ciu komer­cyj­nych połą­czeń jedyną opcją powrotu jest akcja #lotdodomu.

Informacja o zamknięciu granic zaskoczyła nas w Kostaryce. Po kilku dniach stało się jasne, że lot powrotny do Polski, kupiony kilka godzin po przeczytaniu o zamknięciu granic, nie dojdzie do skutku.

Próbowaliśmy wydostać się na własną rękę, ale kolejny kupiony lot do Europy został odwołany. Skontaktowałem się więc z najbliższymi ambasadami RP - w Meksyku i Panamie. Ambasada RP w Panamie szybko przesłała nam informację o planowanych lotach czarterowych z Dominikany, gdzie polecieliśmy dzień później.

Tak znaleźliśmy się wraz z żoną na Dominikanie, gdzie 3 dni czekaliśmy na lot do Polski.

Pre­mier Mora­wiecki uza­sad­niał koniecz­ność zamknię­cia gra­nic obroną przed roz­prze­strze­nia­niem się COVID-19, rzą­dowa akcja powro­tów miała gwa­ran­to­wać, że ryzyko roz­prze­strze­nia­nia się cho­roby przez wra­ca­ją­cych będzie zmi­ni­ma­li­zo­wana. Tyle w teo­rii. Prak­tyka wygląda ina­czej.

Przeczytaj także:

Niniej­szy tekst opi­suje moje doświad­cze­nia pod­czas powrotu do Pol­ski, być może w innych przy­pad­kach pro­ce­dura wygląda ina­czej, jed­nak sądząc po poja­wia­ją­cych się w sieci rela­cjach, lot z Punta Cana do War­szawy był normą" - pisze nasz czytelnik Hubert Rożyk. Publikujemy jego relację.

#Lotdodomu. W samo­lo­cie

Dre­am­li­ner z pol­ską flagą na pły­cie lot­ni­ska w Punta Cana na Dominikanie wygląda jak wyba­wie­nie. Po godzi­nach cze­ka­nia i ner­wów z bile­tem w ręku wsia­damy na pokład. Lot roz­po­czyna się o cza­sie, czeka nas 10 godzin w powie­trzu.

Pasa­że­ro­wie sły­szą komu­ni­kat infor­mu­jący, że pod­czas lotu ser­wis będzie róż­nił się od nor­malnego. Zamiast dwóch posił­ków otrzy­mu­jemy 1,5 litra wody na pasa­żera, dwie kanapki oraz bato­nik lub paczkę orzesz­ków.

Na około 2 godziny przed lądo­wa­niem ste­war­dessy zaczy­nają roz­da­wać for­mu­la­rze doty­czące kwa­ran­tanny i mie­rzą pasa­że­rom tem­pe­ra­turę. Każdy zba­dany ma wpi­sać swoją tem­pe­ra­turę do for­mu­la­rza, nikt jed­nak nie spraw­dza, czy wszy­scy wpi­sują praw­dziwą war­tość. Na pokła­dzie są osoby z podwyż­szoną tem­pe­ra­turą.

Otrzy­mu­jemy także ulotkę z nume­rami kon­tak­to­wymi i adre­sami stron internetowych doty­czą­cych kwa­ran­tanny i koro­na­wi­rusa.

Na pły­cie lot­ni­ska

Po wylą­do­wa­niu na pokład wcho­dzi czworo żoł­nie­rzy, któ­rzy zbie­rają wypeł­nione for­mu­la­rze o kwa­ran­tan­nie. Nikt nie spraw­dza ponow­nie tem­pe­ra­tury, nie wery­fi­kuje wpi­sa­nych wyni­ków ani danych oso­bo­wych.

Poin­for­mo­wano nas tylko, że na pokład wejdą żoł­nie­rze, oni sami zni­kają bez słowa po kilku minu­tach. W samo­lo­cie jest wiele rodzin z małymi dziećmi, poja­wia się nie­po­kój, nikt nie wie co dalej. Po kilku minutach kapi­tan infor­muje, że na wyj­ście z samo­lotu pocze­kamy minimum 30 minut, zgod­nie z nowymi pro­ce­durami bez­pie­czeń­stwa ma to zmi­ni­ma­li­zo­wać nasz kon­takt z innymi pasa­że­rami.

Cze­kamy 1 godzinę i 50 minut bez żad­nych kolej­nych komu­ni­katów ze strony obsługi samo­lotu. Załoga pozo­staje w tym cza­sie z pasa­że­rami, ludzie wstają ze swo­ich miejsc, część odwie­dza zna­jo­mych w innych czę­ściach samo­lotu. Nikt nie reaguje.

Potem ludzie ruszają wąskimi kory­ta­rzami na zasa­dzie „kto pierw­szy, ten lep­szy”. Zapeł­niony do ostat­niego miej­sca Dre­am­li­ner jest obsłu­gi­wany przez jeden auto­bus, który przy­je­chał po nas po prze­wie­zie­niu pasa­że­rów z innego rejsu, co było widać przez okna samo­lotu.

Zgod­nie z nowymi nor­mami do auto­busu powinno wsiąść mak­sy­mal­nie 50 osób, nikt jed­nak nie liczy wsia­da­ją­cych. W autobusie jadą 72 osoby. Wysia­damy i wcho­dzimy na ter­mi­nal.

Ter­mi­nal

Po wej­ściu do hali sta­jemy w kolejce, nie ma obsługi portu lot­ni­czego, ludzie tło­czą się bli­sko sie­bie w dłu­gim ogonku. Na naszej dro­dze poja­wiają się pojem­niki z żelem anty­bak­te­ryj­nym. Spo­ty­kamy też pasa­że­rów innych lotów, któ­rzy stoją w kolejce do odprawy.

Po kil­ku­na­stu metrach na podło­dze poja­wiają się taśmy poka­zu­jące jaki odstęp trzeba zacho­wać w kolejce, widzimy też ban­nery i pra­cow­ni­ków lot­ni­ska sto­ją­cych z tablicz­kami infor­mu­jącymi o koniecz­no­ści zacho­wa­nia odstępu.

Kolejka na pewien czas usta­wia się zgod­nie z pro­ce­durą, ale nikt nie reaguje na ludzi łamią­cych zasady, pra­cow­nicy lot­ni­ska mil­czą. Po kolej­nych kil­ku­na­stu metrach taśmy wyzna­cza­jące odstęp zni­kają. Po około 20 minu­tach tra­fiamy do kon­troli pasz­por­to­wej. Podaję pasz­port oraz dane kon­taktowe – adres odby­wa­nia kwa­ran­tanny i tele­fon komór­kowy. Odprawa trwa około 2 minuty i nie różni się niczym od nor­mal­nej, po niej tra­fiamy do pustego kory­ta­rza pro­wa­dzą­cego do strefy odbioru bagażu.

Na wyświe­tla­czach nie ma infor­ma­cji o tym, na jakiej taśmie znaj­duje się nasz bagaż. Po całej hali swo­bod­nie cho­dzą ludzie z kilku innych rej­sów szu­ka­jąc bagażu, pra­cow­nicy lot­ni­ska stoją w kącie sali.

Po 10 minu­tach odnaj­du­jemy swoje bagaże, ple­caki stoją w innym punk­cie hali niż walizki. Przy wyjściu pra­cow­nicy lot­ni­ska pytają, czy będziemy korzy­stać z trans­portu zbio­ro­wego czy pry­wat­nego. Nikt nie wery­fi­kuje naszej dekla­ra­cji.

Na hali przy­lo­tów widzimy kil­ka­dzie­siąt osób sto­ją­cych bli­sko barierki oddzie­la­ją­cej wycho­dzących. Rodziny witają się z przy­la­tu­ją­cymi rzu­ca­jąc sobie w ramiona. Pra­cow­ni­ków lot­ni­ska brak.

Na gór­nym pozio­mie czeka pod­sta­wiony samo­chód, któ­rym poje­dziemy na kwa­ran­tannę, w cza­sie pako­wa­nia wali­zek widzimy osoby wsia­da­jące do pry­wat­nych samo­cho­dów z kie­row­cami lub tak­só­wek.

Wnio­ski

Pod­czas lotu pasa­że­ro­wie są nara­żeni na nie­po­trzebny kon­takt z innymi oso­bami, bra­kuje infor­ma­cji i pra­cow­ni­ków lot­ni­ska, któ­rzy byliby w sta­nie egze­kwo­wać porzą­dek od nie­prze­strze­ga­ją­cych zasad.

Mogli­śmy nie tylko wle­cieć cho­rzy i podać nie­praw­dziwe dane na for­mu­la­rzu. Cała pro­ce­dura naraża wresz­cie per­so­nel pokła­dowy, przy spraw­nej orga­ni­za­cji ich kon­takt z poten­cjal­nie zara­żo­nymi pasa­że­rami mógłby trwać około 2 godziny kró­cej.

Na lot­ni­sku zetknę­li­śmy się z ludźmi wra­ca­ją­cymi z róż­nych stron świata, któ­rzy zostali skon­tro­lo­wani tylko pobież­nie przez ste­war­dessy, nie kon­tro­lo­wano odstępów i umoż­li­wiono mie­sza­nie się pasa­że­rów.

Co można popra­wić

Pod­czas wie­lo­go­dzin­nych lotów pasa­że­ro­wie nie są infor­mo­wani, że posiłki zostały ogra­niczone do mini­mum. Dla rodzin z małymi dziećmi lub cier­pią­cych na cho­roby zwią­zane z tra­wie­niem może to być poważny pro­blem. Można przy­go­to­wać peł­no­war­to­ściowe pakiety z posił­kami i roz­da­wać je zamiast kana­pek.

W samo­lo­cie powi­nien obo­wią­zy­wać zakaz opusz­cza­nia swo­ich miejsc z wyjąt­kiem uda­nia się do łazienki. Po wylą­do­wa­niu pasa­że­ro­wie powinni być wypusz­czani gru­pami i kie­ro­wani komu­ni­katami per­so­nelu, łatwo jest w ten spo­sób wypusz­czać mak­sy­mal­nie 50 osób i unik­nąć prze­py­cha­ją­cych się pasa­że­rów, któ­rzy moż­li­wie szybko chcą opu­ścić samo­lot.

Na lot­ni­sku zabra­kło jasnej komu­ni­ka­cji. Per­so­nel pokła­dowy powi­nien infor­mo­wać o ocze­ki­wa­nym cza­sie wyj­ścia z samo­lotu co 15 lub 30 minut. Na lot­ni­sku potrzeba wię­cej komu­ni­katów gło­so­wych o zacho­wa­niu odstępu. Zmniej­szy­łoby to stres wra­ca­ją­cych, któ­rzy w obec­nej sytu­acji nie wie­dzą, jak wygląda cała pro­ce­dura.

Należy ogra­niczyć zasadę zaufa­nia spo­łecz­nego i wery­fi­ko­wać praw­dzi­wość danych wpi­sa­nych do for­mu­la­rza. Każdy pasa­żer powi­nien mieć ponow­nie zmie­rzoną tem­pe­ra­turę na lot­ni­sku.

Nikt nie powi­nien zostać wypusz­czony z lot­ni­ska bez poda­nia szcze­gó­łów doty­czą­cych prze­jazdu na kwa­ran­tannę – tj. reje­stra­cji samo­chodu lub infor­ma­cji o trans­por­cie publicz­nym. W obec­nej sytu­acji nikt nie kon­tro­luje, z kim sty­kają się osoby wra­ca­jące po opusz­cze­niu lot­ni­ska. Jedna zara­żona osoba w tak­sówce lub auto­busie to dzie­siątki innych zacho­ro­wań.

Osoby przy­la­tu­jące powinny być prze­wo­żone spe­cjal­nym trans­por­tem bez­po­śred­nio do miej­sca odby­cia kwa­ran­tanny lub kie­ro­wane na kwa­ran­tannę orga­ni­zo­waną przez woje­wodę, jeśli nie jest moż­liwy ich powrót do domu bez nara­ża­nia innych na bez­po­średni kon­takt.

Bezw­zględ­nie należy popra­wić orga­ni­za­cję ruchu na lot­ni­sku, zwłasz­cza w obsza­rze odbioru bagażu. Nie ma wytłu­ma­cze­nia dla faktu, że sys­tem infor­ma­cji elek­tro­nicz­nej nie działa w sytu­acji, gdy lot­ni­sko obsłu­guje kilka lotów dzien­nie. Pasa­że­ro­wie powinni być wpusz­czani po dobór bagażu w gru­pach.

Sytu­acja jest nad­zwy­czajna i wymaga wiele wysiłku i impro­wi­za­cji, zwłasz­cza bio­rąc pod uwagę, jak dyna­micz­nie zmie­nia się sytu­acja osób uwię­zio­nych na innych kon­ty­nen­tach. Obłudne byłoby wyma­ga­nie od orga­ni­za­to­rów powro­tów per­fek­cji, ale nie­do­cią­gnię­cia nie wyni­kają z nie­prze­wi­dzia­nych sytu­acji.

Akcja Lot do domu prze­ro­sła jej orga­ni­za­to­rów, widać ile rze­czy wymaga pil­nej poprawy, jeśli nie chcemy w spo­sób nie­kon­tro­lo­wany spro­wa­dzać do Pol­ski osób poten­cjal­nie cho­rych. Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że wielu ludzi bio­rących udział w tej ope­ra­cji wyka­zuje się pro­fe­sjo­na­li­zmem i opa­no­wa­niem, potrze­bują jed­nak pro­fe­sjo­nal­nej orga­ni­za­cji i wspar­cia, jeśli naprawdę chcemy izo­lo­wać osoby poten­cjal­nie chore.

*Bar­dzo dziękuję Amba­sa­dzie RP w Pana­mie za pomoc w dotar­ciu na Domi­ni­kanę i przy rezer­wa­cji czar­teru do Pol­ski. Tylko dzięki pro­fe­sjo­na­li­zmowi jej pra­cow­ni­ków setki Polek i Pola­ków mogło wydo­stać się z Ame­ryki Cen­tral­nej.

Udostępnij:

Redakcja OKO.press

Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press

Komentarze