0:00
0:00

0:00

Angela Merkel i Aleksandr Łukaszenka już dwukrotnie rozmawiali przez telefon na temat rozwiązania kryzysu na białorusko-polskiej granicy. Z mińskiego lotniska mają odlecieć dzisiaj pierwsze samoloty z ludźmi wracającymi z Białorusi do Iraku. Na pokład mają zostać wpuszczeni za pozwoleniem Łukaszenki.

Podpis: Ludzie zbierający się do powrotu do Iraku

Połączenia telefoniczne między panią kanclerz i dyktatorem wywołały wśród Białorusinów falę rozgoryczenia. Jednym z warunków Łukaszenki na wypuszczenie z Białorusi kilkuset osób z tysięcy zatrzaśniętych na białorusko-polskiej granicy, miało być oficjalne uznanie go za prezydenta Białorusi. Przedstawiciele białoruskiej opozycji uważają, że Putin chce przy pomocy Łukaszenki rozegrać Zachód.

Przeczytaj także:

W międzyczasie kraju wciąż panuje państwowy terror. Co najmniej 873 osoby są pozbawione wolności na podstawie politycznie motywowanych wyroków. Tysiące czekają na rozprawy. Uzasadniony strach przed więzieniem nie pozwala ludziom na wygłaszanie krytycznych opinii nawet w mediach społecznościowych.

Białoruską perspektywę na kryzys na granicy przedstawia Pawieł Usau, politolog i analityk. Obecnie dyrektor Centrum Analiz i Prognoz Politycznych, komentuje bieżące wydarzenia dla szeregu niezależnych białoruskich redakcji. Doradza opozycyjnemu Narodowemu Antykryzysowemu Urzędowi (NAU) Pawła Łatuszki. Żyje i pracuje w Warszawie po tym, jak w 2005 roku władze zmusiły go do zrezygnowania z pracy naukowej na mohylewskim uniwersytecie za działalność społeczną i próbę kandydowania do niższej izby białoruskiego parlamentu.

Nikita Grekowicz: Jak Białorusini odnoszą się do tragicznej sytuacji na granicy?

Pawieł Usau: Trudno zabierać głos za wszystkich, ale myślę, że każdy rozsądny człowiek w kraju uważa, że przekroczone zostały wszelkie granice, do absurdu. Sytuacja na granicy podkreśla całą anormalność Łukaszenki i jego reżimu. Pełną odpowiedzialność za ofiary, powstałe zagrożenia i całokształt sytuacji na granicy ponosi właśnie Łukaszenka i jego otoczenie.

Dalszy rozwój sytuacji będzie skrajnie negatywny. W takim czy innym wypadku, pójdzie wszystko w dramatycznym kierunku.

Czy wśród Białorusinów jest jakiś podział w podejściu do uchodźców i migrantów?

Białorusini wewnątrz kraju znajdują się w całkowitej blokadzie informacyjnej. Jakakolwiek krytyka albo publiczne uwagi do polityki władz są od razu karane – grzywnami i więzieniem. W domowym zaciszu Białorusini o tym rzecz jasna rozmawiają i to w skrajnie krytycznym wobec władz duchu, ale ze względu na zagrożenia publicznie głosu nie zabierają. Dlatego trudno tę niechęć jakoś zmierzyć i zweryfikować.

W przytłaczającej większości Białorusini od początku wiedzieli kto i po co urządza ten kryzys. Jeśli rzeczywiście ma miejsce wzrost napięcia i negatywnych emocji, to skierowany jest on wyłącznie w kierunku władz i personalnie Łukaszenki.

Dotychczas nie było żadnych przypadków agresji ze strony migrantów wobec Białorusinów. I to mimo tego, do jakiego stanu zostali doprowadzeni. Ich obecność w Białorusi wywołuje jakieś niedogodności – migranci nocują w parkach, na klatkach schodowych.

Tysiące ludzi z plecakami, z dziećmi, często w kilkudziesięcioosobowych grupach koczują na terytorium Białorusi. Mają niemal nomadyczny tryb życia. W miastach może to tworzyć nieprzyjemne wrażenie, bo od razu widać, że nie są to „turyści”, jak mówi się o nich w państwowych mediach. Ale nie rodzi to agresji w ich kierunku – ludzie rozumieją, że migranci są ofiarami tej sytuacji, że trafili w pułapkę zastawioną przez reżim Łukaszenki.

Pojawiają się w Białorusi krytyczne głosy, że powinni byli wiedzieć dokąd jadą i w jakim celu zostaną wykorzystani, ale są to głosy nieliczne, sytuacyjne. Oceniające są też niektóre głosy w stosunku do ludzi krzyczących, że chcą się dostać do Niemiec, a nie do Polski – niektórzy krytykują rzekomą interesowność migrantów związaną z tym, z czym kojarzy się status migranta w Niemczech (m.in. pomocą socjalną).

Mimo występowania tych epizodycznych, krytycznych opinii nie uważam, żeby można było mówić o wrogości względem migrantów i uchodźców. Nie sądzę, żeby obecna sytuacja wpłynęła na ogólne podejście do obcokrajowców w Białorusi. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Białoruś jest teraz w dużej mierze odcięta od świata.

Jak w tej sytuacji odnajdują się siły demokratyczne?

Tutaj narracja jest całkowicie jednolita. Opozycja przekonuje, że cały ten kryzys to zemsta wymierzona w Europę. Łukaszenka chce ukarać Unię i Polskę za wprowadzenie sankcji i za wspieranie przemian w Białorusi. Wszyscy w opozycji są jednomyślni, że jedyną odpowiedzią musi być jeszcze bardziej radykalne podejście i jeszcze silniejsza presja na reżim. Opozycja przekonuje również, że część winy ponosi Kreml i Putin.

Pytam między innymi o to, czy temat kryzysu humanitarnego na granicy nie zdominował całkowicie rozmów między białoruską opozycją a Unią? Czy inne ważne, ale nie tak palące tematy mogły spaść na drugi plan?

Jednym z takim tematów to być działania Rosji na obszarze krajów poradzieckich, jej ekspansywna i agresywna polityka. Sankcje i kryzys na granicy jednoznacznie tworzą w Białorusi przestrzeń do zwiększania rosyjskich wpływów i zależności od Rosji.

A Rosja ten moment skrzętnie wykorzystuje. Buduje sobie dominującą pozycję gospodarczą i polityczną. W przeciągu ostatnich miesięcy nad Białorusią zaczęły latać rosyjskie taktyczne bombowce, w kraju pojawiła się baza szkoleniowa rosyjskich wojsk. Ostatecznie istnieje też możliwość, że w kraju pojawi się jakiś „stabilizacyjny” kontyngent rosyjskich wojsk.

To wszystko dzieje się niejako poza zasięgiem Unii w rozmowach z białoruską opozycją.

Czy uważa Pan, że Kreml od początku był aktywnie zaangażowany w organizację siatki przemytniczej?

Na ile bezpośrednio Rosja zajmowała się organizacją tego schematu powiedzieć rzecz jasna nie jestem w stanie. Natomiast od samego początku widać było realizację rosyjskich interesów.

Pytanie powinno brzmieć inaczej – czy kryzys na granicy jest częścią planu coraz większej izolacji międzynarodowej Białorusi? Ewentualnie czy ten kryzys jest wymówką dla zwiększenia rosyjskiej obecności w Białorusi? Wtedy odpowiedzi są twierdzące.

Wzrost napięcia na granicy i liczne prowokacje tego dowodzą. A przecież jest jeszcze możliwość zaostrzenia kryzysu. Zaognianie sytuacji na skalę lokalną, być może nawet regionalną może być oficjalnym uzasadnieniem wprowadzenia rosyjskich wojsk na białoruską granicę.

[Łukaszenka pozwolił na rozstawienie rosyjskich systemów rakietowych Iskander nie tylko na granicy z Polską, ale również na granicy z Ukrainą - red.]

Ideologiczne wytłumaczenie przedstawiałoby wtedy rosyjskie wojska jako siły stabilizacyjne. Społeczeństwo międzynarodowe może być do tego stopnia przestraszone możliwością wybuchu konfliktu, że zgodzi się na takie rozwiązanie, na przekształcenie Białorusi w przestrzeń rosyjskiej obecności wojskowej.

Rosja w takim wypadku spełniałaby ponownie rolę „gwaranta stabilizacji” całego regionu. Scenariusz ten staje się szczególnie prawdopodobny w obliczu ograniczenia przesyłu ropy przez Łukaszenkę i jego niedawnych groźbach zamknięcia rurociągu jamalskiego dostarczającego gaz do Europy

Dyktator podbija stawki, eskaluje napięcie, a głównym tego beneficjentem jest Rosja. Europa zwraca się dzisiaj bezpośrednio do Putina z prośbą o uregulowanie kryzysu w Białorusi. Obecność rosyjskiego wojska nie będzie w takim wypadku interpretowana jako okupacja, a właśnie jako stabilizacja sytuacji w kraju.

Wracając do początku naszej rozmowy – jak na taki scenariusz reagują Białorusini?

Ich podejście zmienia się w zależności od okoliczności. Przed rewolucją Białorusini oczekiwali pomocy Kremla przy odsunięciu Łukaszenki od władzy – nastroje były wtedy mocno prorosyjskie. Kiedy Putin jednoznacznie poparł reżim i Łukaszenkę, to podejście się diametralnie zmieniło. Teraz jednak znowu część Białorusinów zmienia swoje podejście.

Ostatnie badania pokazują, że nieco ponad 50 proc. Białorusinów do Rosji jako sąsiada odnosi się bardzo pozytywnie. Nawet do samego Putina 30-40 proc. odnosi się pozytywnie. Skandaliczne działania Łukaszenki pobudzają nadzieje pokładane w Rosji. Kryzys na granicy silnie wpłynął na ich wzrost. Krótkowzroczność i słabe rozumienie geopolitycznych zależności sprawiają, że niektórzy Białorusini są podatni na informacyjne manipulacje Kremla.

Podkreślę, że wśród Białorusinów nie ma niestety jednoznacznego przekonania, że Kreml realizuje w Białorusi wyłącznie swoje interesy i że te interesy są sprzeczne z ich interesami. Na odwrót – słychać głosy (choć nie dominujące), że „przyjście Rosji do Białorusi” nie sprawi, że w kraju będzie gorzej. To błędne przekonanie, które może mieć skrajnie negatywne konsekwencje.

A jak teraz wygląda opór względem reżimu Łukaszenki wewnątrz kraju?

Oprócz informacyjnego sabotażu trudno dzisiaj mówić o jakimkolwiek zorganizowanym oporze, jeśli mówimy o społeczeństwie jako całości. Innego formatu ogólnonarodowego aktywnego sprzeciwu właściwie nie ma. Jedyny czynnik, który wzmaga niepokoje, to sam Łukaszenka, który swoimi działaniami frustruje ludzi. Na ten moment to jednak bardziej pasywna niechęć niż aktywne działania.

Na fali dramatycznie pogarszającej się sytuacji pandemicznej miał na początku listopada wystartować ogólnokrajowy strajk. Cała akcja była jednak nieprzygotowana i okazała się totalnym fiaskiem. Opozycja wykazała się brakiem wiedzy i rozumienia tego, co dzieje się wewnątrz kraju. Wysłało to sygnał, że nie ma wiarygodnej komunikacji między centrami opozycyjnymi poza granicami kraju i ludźmi organizującymi opór wewnątrz kraju.

Bardzo źle wpłynęło to wewnątrz kraju na opinie o opozycji – akcja stała się świadectwem braku strategii i braku koordynacji. A to rzecz jasna jest bardzo na rękę reżimowej propagandzie.

Istnieje jednak opór jednostkowy, sytuacyjny. To się nie zmienia, podobnie jak nie zmienia się ogólna niechęć do reżimu. Ale masowych akcji sprzeciwu albo masowych wystąpień nie można teraz oczekiwać. Nie ma narzędzi do organizacji takiego oporu, a z drugiej strony możliwości sprzeciwu dramatycznie ogranicza niezmiennie panujący w kraju terror.

Czy wpływ sankcji jest odczuwalny przez zwyczajnych Białorusinów?

Na razie jednoznacznie tego nie widać. Z dwóch powodów – pierwszy jest taki, że sankcje były skierowane przede wszystkim na konkretne grupy biznesowe albo konkretnych ludzi. Wśród nich widać popłoch i próby znalezienia mechanizmów pozwalających na ominięcie ograniczeń.

Reakcja Łukaszenki na sankcje jest wręcz histeryczna, co również pokazuje ich realny wpływ na reżim. Szczególnie że na razie widzimy tylko część zamierzonego efektu – wiele firm realizuje kontrakty podpisywane przed wejściem sankcji i wciąż istnieją jakieś możliwości ich przedłużenia. Ta przestrzeń cały czas się jednak zmniejsza.

Drugi powód jest taki, że sytuacja gospodarcza w Białorusi pogarsza się od lat. Była zła jeszcze przed 2020. Pandemia i wydarzenia 2020 roku ten proces bardzo przyśpieszyły. W efekcie Białorusini, szczególnie ci z mniejszych miejscowości, odczuwają dramatyczny gospodarczy upadek kraju.

Zmniejsza się siła nabywcza i aktywność gospodarcza Białorusinów. Coraz więcej małych przedsiębiorstw państwowych podupada, prywatni przedsiębiorcy bankrutują. Klasa średnia i intelektualiści czynią wszystkie starania, by z kraju wyjechać – czy to do Rosji, czy na Zachód (przede wszystkim do Polski). Prowadzi to do społeczno-gospodarczej degradacji kraju, ale nie jest to związane z sankcjami.

Biorąc pod uwagę wszystkie rzeczy, które Pan dzisiaj mówił, na koniec zadam panu pytanie, które sam często słyszę – czy Białoruś stanie się częścią Rosji?

Przyłączenie Białorusi do Rosji na żadnym etapie nie było brane pod uwagę. Nigdy nie było takiego planu. Myślę, że pojawienie się takiego pytania było spekulacją, której celem było odwrócenie uwagi od ważnych kwestii integracji Rosji i Białorusi.

Dla Kremla ważne jest uzyskanie instytucjonalnej kontroli nad Białorusią i w Białorusi. Umowa związkowa między Rosją i Białorusią uwzględnia właściwie wszystkie konieczne narzędzia poszerzenia rosyjskich wpływów i wciągnięcia Białorusi w rosyjską przestrzeń gospodarczo-polityczno-strategiczną.

Ostatecznym celem umowy związkowej i integracji jest utworzenia państwa związkowego, nowego tworu na międzynarodowej mapie politycznej. Na dobrą sprawę ten twór już istnieje, ale na razie nie jest rozpatrywany w kategoriach podmiotu światowej polityki.

Celem Kremla jest utworzenie takiego podmiotu. Można wręcz powiedzieć, że na wzór Związku Radzieckiego. Pytanie nie dotyczy już tego, czy chcą tego rosyjskie władze, a raczej tego, czy Kremlowi starczy politycznej siły i zasobów, by do tego doprowadzić.

W tym kierunku prowadzą ostatnie działania Rosji, czego świadectwem jest podpisanie przez Putina i Łukaszenkę kolejnych 28 integracyjnych „map drogowych” mających doprowadzić do powstania państwa związkowego. Na którymś etapie panowie zatwierdzili również doktryny wojskowe państwa związkowego. O nich nic konkretnego na razie nie wiadomo, bo tekstów tych umów wciąż nie opublikowano Rosyjska obecność wojskowa w Białorusi stopniowo się zwiększa.

Następnym krokiem, niejako pieczętującym powstanie takiego międzynarodowego podmiotu, byłoby powstanie ponadnarodowych instytucji. Te uwzględniała 31 „mapa drogowa” państwa związkowego, której Łukaszenko mimo wszystko dotychczas nie podpisał. Pozostaje jednak kwestią czasu i jego desperacji, kiedy to się stanie. To program maksimum Kremla.

Teoretycznie nie narusza to umów międzynarodowych i nie nosi oczywistych oznak międzypaństwowej agresji. Konsekwencją takich działań mogłaby być następna fala sankcji, których Kreml próbuje za wszelką cenę uniknąć. Podobnie jak stara się nie wywoływać negatywnej reakcji wśród Białorusinów. Ci na razie milcząco na to wszystko przyzwalają. Kryzys na granicy zdecydowanie przyśpiesza ten proces.

Ceną powstania tego nowego państwa związkowego na arenie międzynarodowej jest suwerenność Białorusi. To utrata podmiotowości na nieokreślony czas, na utajnionych warunkach.

Jeśli ten scenariusz dojdzie do skutku, możemy się spodziewać gospodarczego demontażu Białorusi na wzór tego, z którym mamy do czynienia w Donbasie. Całe przedsiębiorstwa są tam wywożone w głąb Rosji, a miejscowa gospodarka jest plądrowana przez rosyjski biznes.

Nawet Krym, który teoretycznie został przyłączony do Rosji, znajduje się obecnie w podobnej sytuacji. W tym scenariuszu terytorium Białorusi Kreml potraktuje jako terytorium zdobyczne.

;
Na zdjęciu Nikita Grekowicz
Nikita Grekowicz

Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.

Komentarze