Niemcy podtrzymują działanie swoich elektrowni węglowych i rozszerzają jedną z kopalni tego surowca. Z powierzchni ziemi zniknie wieś na 1,5 tys. mieszkańców, przeciwko czemu protestowały tysiące osób. Policja rozpędziła tłum, w którym znajdowała się między innymi Greta Thunberg
Zdjęcie Grety Thunberg wyciąganej siłą z tłumu przez niemiecką policję obiegło świat. Inne obrazki z Lützerath - liczącej 1,5 tys. mieszkańców wsi wyburzanej pod budowę nowej kopalni węgla brunatnego - również zyskały ogromną popularność. W mediach społecznościowych rozszedł się film pokazujący niemieckich policjantów brodzących w błocie i próbujących zatrzymywać protestujących. Ci skarżyli się na brutalność funkcjonariuszy, używających przemocy, by rozprawić się z aktywistami.
A aktywistów w Lützerath by nie było, gdyby nie ciągła potrzeba wydobywania węgla brunatnego w Niemczech. Używa się go w konwencjonalnych, węglowych elektrowniach. Niewielka miejscowość na zachodzie Niemiec, niedaleko granicy z Luksemburgiem, położona jest na złożu tego surowca. Chce go stamtąd wykopać energetyczny koncern RWE, rozszerzając niedaleką kopalnię Garzweiler.
Właśnie dlatego w poprzednim tygodniu do miejscowości zjechali działacze - według policji ok. 2 tys., choć szacunki protestujących mówią o 5-7 tysiącach. Policja w odpowiedzi zaczęła ogradzać teren miejscowości, utrudniając do niej dostęp kolejnym protestującym, a aktywiści zadamawiać się w opuszczonych już przez mieszkańców budynkach. Na terenie jednego z gospodarstw pojawił się transparent aktywistów. W mobilizacji brali udział działacze walczącej przeciwko poszerzaniu odkrywek organizacji "Wszystkie wioski zostają", ale i wielu europejskich oddziałów Greenpeace'u czy Fridays for Future - w tym znana w Niemczech twarz ruchu proklimatycznego, Luisa Neubauer.
Mimo to policja wpuściła do wioski ciężki sprzęt, który czekał na zakończenie ewakuacji miejscowości. Dodajmy, że ewakuacji brutalnej: według relacji aktywistów i niemieckich mediów doszło do gwałtownych starć z policją, w czasie których protestujący rzucali w funkcjonariuszy różnymi przedmiotami. Funkcjonariusze użyli między przeciwko nim gazu pieprzowego. Według organizatorów nie było jednak mowy o "niespotykanej przemocy", z którą według niemieckiej policji zetknęli się jej przedstawiciele. Służby podały, że 9 osób po starciach znalazło się w szpitalu.
"RWE rozumie pokojowych demonstrantów. Jednak nielegalne zajmowanie budynków, niszczenie mienia i inne czyny przestępcze są niedopuszczalne. RWE apeluje do potencjalnych uczestników legalnych protestów, aby nie brali udziału w bezprawnych destrukcyjnych działaniach oraz nie narażali własnego zdrowia i życia, np. poprzez nielegalne wchodzenie na tereny firm" - oświadczyli po wydarzeniach z Lützerath przedstawiciele inwestora.
Ostatecznie policji udało się opróżnić wioskę z aktywistów we wtorek 17 stycznia. Właśnie wtedy wynieśli z tłumu Gretę Thunberg, kiedyś z honorami przyjmowaną przez byłą kanclerz Niemiec Angelę Merkel. Aktywistka nie stawiała oporu, została zatrzymana na krótko i zwolniona po złożeniu wyjaśnień. Zdjęcie to może przejść do historii jako symbol porażki niemieckiej walki o klimat. Po wyłączeniu elektrowni atomowych miała się ona opierać na gazie. Po wstrzymaniu dostaw z Rosji nie ma na to szans — przynajmniej w najbliższym czasie.
Import tego paliwa od uzależnionego od Kremla Gazpromu w sierpniu, po uszkodzeniu gazociągu Nord Stream, spadł do zera. Niemcy nie potrafili od tego czasu wrócić do poprzedniego poziomu zakupów gazu z zagranicy - wynika z analizy Ośrodka Studiów Wschodnich. Mimo to gazu w 2022 roku nie zabrakło.
"Dzięki wyraźnej redukcji zużycia gazu, sprzyjającym temperaturom oraz dostawom gazu skroplonego udało się napełnić magazyny i uniknąć ryzyka niedoboru surowca tej zimy" - pisze Michał Kędzierski z OSW. - "W porównaniu z 2021 r. wyraźnie spadła nie tylko konsumpcja gazu ziemnego (-14,8 proc.), lecz także energii jądrowej (-49,8 proc.). W większym stopniu wykorzystywano węgiel brunatny (+5,1 proc.) i kamienny (+4,8 proc.), ropę naftową (+3 proc.) oraz źródła odnawialne (+4,4 proc.)".
A zatem przy tąpnięciu gazu i posuwającym się do przodu procesie rezygnacji z energii jądrowej zyskują nie tylko źródła odnawialne, ale i paliwa kopalne.
O podtrzymaniu działania przeznaczonych do całkowitego wygaszenia konwencjonalnych elektrowni niemiecki rząd zdecydował już na wiosnę. Rządzący twierdzili wtedy, że powrót do węgla będzie tymczasowy. "Musimy zadbać o to, by nie było mowy o renesansie węgla" - mówił wtedy kanclerz Olaf Scholz. W kwietniu Niemcy mimo to zdecydowali o wznowieniu działalności elektrowni na węgiel kamienny. W sierpniu do normalnego funkcjonowania wróciła pozostawiona w rezerwie elektrownia Heyden o mocy 865 megawatów. Koncern Steag przedłużył życie instalacji w Bexbach i Weiher, a Uniper podtrzymał działalność bloku Scholven C. Koncern RWE, odpowiedzialny za odkrywkę w Lützerath, ponownie podłączył do sieci bloki Neurath C oraz Niederaussem E i F. Czeski Leag wznowił działanie bloków w Jaenschwalde przy polskiej granicy. Wszystkie wymienione elektrownie Leagu i RWE zasilane są węglem brunatnym.
W najbliższych latach węgiel brunatny będzie więc potrzebny, a uruchamianie nowej odkrywki ma biznesowy sens dla inwestora. Ten w dalszym ciągu koncern zapewnia jednak, że odejdzie od wykorzystywania węgla do 2030 roku - osiem lat przed deklarowanym porzuceniem tego surowca przez całe Niemcy.
"Przyspieszone odejście od węgla jest możliwe, choć do tego czasu konieczne będzie też znaczne przyspieszenie ekspansji OZE i budowa elektrowni gazowych gotowych do przejścia na wodór, które wytworzą energię elektryczną, gdy nie ma wiatru ani wystarczającego nasłonecznienia. RWE będzie uczestniczyć w budowie tych zastępczych elektrowni i rozbudowie OZE" - zapewniają przedstawiciele koncernu, dodając, że tymczasowe pozostanie przy węglu jest konieczne: - "W dobie obecnego kryzysu energetycznego zapewnienie bezpieczeństwa dostaw ma kluczowe znaczenie. Jednocześnie ochrona klimatu pozostaje jednym z kluczowych wyzwań naszych czasów. RWE wspiera oba te cele".
W czasie gwałtownego powrotu do węgla Niemcy wracają do swoich gazowych planów, w których swój udział potwierdza RWE. Według najnowszych zapowiedzi za naszą zachodnią granicą ma powstać do 21 gigawatów w nowych blokach gazowych. Oznacza to podwojenie dotychczasowej mocy uzależnionych od spalania tego surowca.
"Inwestycje w elektrownie gazowe nadal mają sens pod warunkiem, że powstanie odpowiednia infrastruktura LNG, a ceny się unormują" - można przeczytać w rządowym dokumencie cytowanym przez portal Euractiv.
Czym jest wspomniana w cytacie "infrastruktura LNG"? Chodzi o gazoporty, które byłyby przystosowane do przyjmowania dostaw skroplonego gazu z odległych kierunków. W tej chwili Niemcy polegają na połączeniu gazociągowym z Norwegią, która zastąpiła Rosję na pierwszym miejscu największych eksporterów gazu do kraju na Łabą. Berlin szuka jednak nowych dostawców tego paliwa, którzy pozwoliliby na rozruch nowych elektrowni. Jednym z potencjalnych kierunków importu jest Irak, dokąd w połowie stycznia wybrał się kanclerz Scholz. Obie strony według niemieckiego lidera mają być w "bliskim kontakcie", a gaz z Iraku mógłby docierać do pierwszego niemieckiego gazoportu w Wilhelmshaven.
Niemcy będą więc stawiać na nowe gazówki, które kiedyś mają działać na wodór (którego użycie w instalacjach nie wzmaga efektu cieplarnianego), ale nie szykują powrotu do istniejących elektrowni jądrowych. Berlin zapowiada pożegnanie z atomem na kwiecień tego roku, gdy wyłączone zostaną ostatnie elektrownie tego typu. Taką decyzję wbrew liberalnym koalicjantom z FDP podjęli politycy SPD i Zielonych.
W ten sposób Niemcy pozbawiają się możliwości produkcji prądu bez paliw kopalnych oraz inwestycji w OZE i "zielony" wodór, który zastąpić ma gaz. Użycie tego ostatniego na szeroką skalę jest melodią przyszłości. Do jego produkcji potrzebna jest energia elektryczna, w tym przypadku pochodząca ze wciąż niestabilnych i niewystarczających do pokrycia zapotrzebowania gospodarki odnawialnych źródeł. Być może utrzymanie elektrowni atomowych pozwoliłoby więc Lützerath na przetrwanie.
Wygaszenie reaktorów jądrowych krytykuje środowisko naukowe i wielu aktywistów klimatycznych - w tym właśnie Greta Thunberg.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze