0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFP PHOTO / HO / KHAMENEI.IRAFP PHOTO / HO / KHA...

25 grudnia 2023 roku wczesnym popołudniem Sejjed Razi Musawi wychodzi z irańskiej ambasady w Damaszku. Niegdyś nad jej bramą wisiał duży plakat z podobizną jego kolegi po fachu Ghasema Solejmaniego, który wywieszono z okazji obchodów upamiętniających jego męczeńską śmierć z rąk Amerykanów.

Sejjed Razi Musawi jest generałem brygady Sepahu, Korpusu Strażników Rewolucji – gałęzi irańskich sił zbrojnych, których zadaniem jest obrona osiągnięć rewolucji islamskiej wewnątrz Iranu i ich eksport poza kraj.

Pierwszym zajmują się paramilitarni basidżowie, drugim elitarne Siły Ghods, których dowódcą do śmierci był Sulejmani. Adekwatnie do nazwy (Ghods po persku to Jerozolima, którą Siły obiecują uwolnić) realizują tę część polityki zagranicznej, która nie mieści się w konsulatach i ambasadach.

Choć Sepah jest daleki od działania w białych rękawiczkach, nie para się jednak byle brudną robotą. Ta zwykle delegowana jest do irańskich proxy: macek Iranu. Na ich rozwijaniu polegała misja Musawiego, który miał koordynować współpracę Sił Ghods z syryjskim rządem w celu przerzutu broni do Hezbollahu w Libanie. Doniosłość jego misji podkreślają słowa izraelskich władz, według których szmuglowane z pomocą Musawiego pociski balistyczne Fateh, „były dla Hezbollahu gamechangerem”.

Po wyjściu z ambasady generał kieruje się do swojego domu w Sitt Zajnab, na południowych przedmieściach Damaszku. W okolicy miasteczka znajdują się dwa punkty, które mogły być obiektem szczególnego zainteresowania generała: mauzoleum najstarszej córki imama Alego – jedno ze świętych miejsc szyitów i obiekt ich pielgrzymek; oraz Port Lotniczy Damaszek, który Ghods miał wykorzystywać do przerzutu broni i przyjmowania co bardziej wrażliwych dygnitarzy.

Gdy Musawi dociera do domu, w budynek uderzają trzy rakiety.

Kilka dni później na plakacie przy bramie ambasady znajduje się jego wizerunek.

Izrael nie potwierdził ani nie zaprzeczył, że stał za atakiem – właściwe pytanie brzmi jednak: dlaczego śmierć Musawiego była w jego interesie? Otóż z powodu irańskiej ośmiornicy.

Ośmiornica, jak wskazuje jej nazwa, ma niejedną mackę. Te najważniejsze oplatają władze Syrii, libańską partię Hezbollah, jemeński ruch Huti i irackie Siły Mobilizacji Ludowej. Członków nieformalnej koalicji łączy wspólna niechęć – parafrazując klasyka: „nie chcą Ameryki, Izraela, komunistów i arabskich monarchii Zatoki Perskiej”, co czyni ich istotnymi narzędziami w dobie trwającego konfliktu.

Przeczytaj także:

Strażnicy Wrót Rozpaczy kontra Strażnicy dobrobytu

Bab-el-Mandab, dosłownie „wrota rozpaczy”, to cieśnina łącząca Morze Czerwone z Oceanem Indyjskim i oddzielająca Jemen od Dżibuti i Erytrei. Według jednej z legend jej nazwa ma być związana z niebezpieczeństwami czyhającymi na przemierzających ją żeglarzy.

Dziś 90 procent światowego handlu odbywa się drogą morską, z czego 15 procent przez Bab-el-Mandab.

W najwęższym miejscu, na wysokości kontrolowanego przez Huti wschodu Jemenu, ma mniej niż 30 kilometrów szerokości.

Korzystając z położenia, które czyni ich strażnikami wrót rozpaczy, Huti prowadzą od 19 października 2023 roku blokadę cieśniny. Na celownikach ich (w dużej części irańskiej produkcji) wyrzutni rakiet znalazły się statki powiązane z Izraelem, choć ostrzeliwują również jednostki bez bezpośredniej czy wyraźnej afiliacji.

W wyniku ataków Huti przejęli dwa i uszkodzili co najmniej sześć statków, a większość potentatów transportu morskiego wstrzymała żeglugę przez Morze Czerwone. W kontrze do działań Huti Stany Zjednoczone powołały do życia koalicję, której celem jest przeprowadzenie operacji „Strażnik dobrobytu”, mającej zakończyć morską blokadę w ochronie interesów i zysku z międzynarodowego obrotu.

12 stycznia koalicja, w skład której wchodzi między innymi Zjednoczone Królestwo, Australia, Kanada i Holandia, uderzyła po raz pierwszy. Amerykańskie odrzutowce i lotniskowce oraz brytyjskie myśliwce ostrzelały kilkadziesiąt celów w Jemenie, ataki kontynuowano przez kolejne dni.

Rzecznik Huti, Mohammed Abdulsalam, ogłosił: [USA i ZK] „postąpili lekkomyślnie, dopuszczając się zdradzieckiej agresji, i mylą się, jeśli myślą, że powstrzymają Jemen od wspierania Palestyny i Gazy”, prezentując postawę adekwatną dla ruchu, którego dewiza brzmi „Bóg jest wielki, śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi, przekleństwo Żydom, zwycięstwo islamowi”.

Jednak nie zdaje się, by włączenie się Huti do konfliktu miało jedynie ideologiczne podstawy. Partia walczy wewnątrz kraju o uznanie i stabilizację, która w okresie poprzedzającym atak Hamasu na Państwo Izrael została zachwiana przez rosnące niezadowolenie i strajki na obszarach kontrolowanych przez Huti.

Atak na zewnętrznego wroga i stanięcie po stronie ludności Gazy może być sposobem na odwrócenie uwagi Jemeńczyków od wewnętrznej sytuacji.

Ponadto wskazuje się, że morska blokada może wzmocnić pozycję Huti w pokojowych rozmowach z Arabią Saudyjską, z którą do niedawna partia pozostawała w konflikcie.

Wspomniane motto Huti jest wariacją na temat sloganu powstałego w czasie rewolucji islamskiej w Iranie, kiedy to również ukute zostało pojęcie „wielkiego” i „małego szatana” jako synonimu USA i przedłużenia jego ręki na Bliskim Wschodzie – Izraela.

Jednak irański wpływ na Huti sięga dalej niż dewiza. W połowie stycznia 2024 doniesiono, że w Jemenie stacjonują doradcy z Korpusu Strażników Rewolucji. Huti są też od lat zbrojeni przez Iran. Do przerzutów wykorzystuje się m.in. rybaków z Jemenu, których rekrutowano, szkolono w Iranie w zakresie korzystania z GPS-u, kamuflażu i sterowania statkami, by ci następnie odbierali z morza dostawy narkotyków, sprzętu do ich wytwarzania (kaptagon, metamfetamina, heroina), i broni (karabiny, drony, rakiety balistyczne).

Zagranie prosto z podręcznika CIA, szmuglowane narkotyki następnie destabilizują społeczeństwo, przerzucana broń podsyca konflikt w okolicznych krajach, a jedno i drugie przynosi zysk władzom Iranu.

Hezbollah jest gotów słuchać

Partia polityczna i organizacja zbrojna Hezbollah powstała przy wsparciu funkcjonariuszy Korpusu Strażników Rewolucji w reakcji na izraelską inwazję i okupację południowego Libanu w latach ‘80. Nieustannie jednym z jej najistotniejszych zadań jest walka z Izraelem. Również nieustannie jest wspierana przez irańskie władze finansowo i zbrojnie.

Choć w libańskim parlamencie Hezbollah posiada tylko 12 proc. mandatów, jego ramię militarne ma być silniejsze od armii Libanu

– jego budżet ma wynosić 700 milionów dolarów, a liczebność około 25 tysięcy aktywnych bojowników, co czyni je najpotężniejszym podmiotem niepaństwowym na świecie.

Bez wątpienia zaangażowanie armii Hezbollahu w konflikt w pełnym wymiarze stanowiłoby ogromne utrudnienie dla armii Izraela. Choć trwa ciągła wymiana ognia wzdłuż libańsko-izraelskiej granicy i ataki na cele wewnątrz krajów (m.in. w Bejrucie zabity został jeden z dowódców Hamasu), Hezbollah zdaje się unikać eskalacji.

Ta dla Izraela oznaczałaby otwarcie drugiego frontu, dla regionu – zaangażowanie kolejnych państw w wojnę, a dla świata – jeden krok bliżej do globalnego konfliktu.

Hezbollah „ma raczej na celu reakcję na eskalację Izraela, niż samodzielne eskalowanie” – skomentowała Randa Slim, ekspertka z Middle East Instutute w Bejrucie. Na ostrożne nastawienie wskazują też głosy dochodzące z Libanu: „Hezbollah jest gotów słuchać” – powiedział wysoki rangą libański urzędnik.

Z kolei irański minister spraw zagranicznych podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos zapowiedział, że ataki ustaną „wraz z końcem ludobójstwa w Gazie”. Powodem ostrożności Hezbollahu i Iranu zdaje się być fatalna sytuacja ekonomiczna i niestabilność w Libanie.

Hezbollah, mimo swych militarnych działań, jest też polityczną partią posiadająca swoich posłów i ministrów, i jak każda inna musi w pewnym zakresie dbać o zadowolenie obywateli, w związku z czym nie chce być postrzegana jako siła, która wciągnęła kraj w kolejną wojnę.

A Iran unika eskalacji „by nie zagrażać historycznemu porozumieniu osiągniętemu na początku tego roku z tradycyjnym sunnickim rywalem, Arabią Saudyjską” – mówi Slim.

Raz Zimmit z Uniwersytetu w Tel Awiwie dodaje, że „konfrontacja na pełną skalę między Izraelem a Hezbollahem po prostu się [Iranowi] nie opłaca. Przynajmniej na razie”.

Więzi międzykontynentalne

„Kiedy kraje Zachodu próbowały odizolować Iran, my przyszliśmy na podwórko USA” – powiedział w 2009 roku ówczesny prezydent Iranu, Mahmud Ahmadineżad. Nie kłamał – Iran w ostatnich latach wkłada istotny wysiłek w poszerzenie swojego wpływu w Ameryce Łacińskiej.

W 2007 roku Ahmadineżad kilkukrotnie wizytował region, to samo uczynił w 2023 roku aktualny prezydent Iranu, Ebrahim Raisi. Iran sprzedaje broń Wenezueli, współtworzy BRICS z Brazylią, i ciepło wita delegacje z Chile. Wpływ wywierany jest jednak również na mniej konwencjonalne sposoby: Hezbollah tłumaczy swoje strony na język hiszpański, stawia firmy-słupy, oferuje usługi z zakresu zorganizowanej działalności przestępczej i pierze zyski w krajach Ameryki Łacińskiej, w szczególności na terytorium triplefrontera – obszaru granicznego między Argentyną, Paragwajem a Brazylią.

Na Bliskim Wschodzie jest jak zawsze... tylko gorzej

Co oznaczają ruchy Iranu? Czego można się spodziewać w najbliższej przyszłości? Jaka jest stawka? Zapytaliśmy dr. Jakuba Gajdę, iranistę i politologa, współpracującego m.in. z Fundacją im. Kazimierza Pułaskiego.

Elias Smurzyński: Co charakteryzuje dyplomatyczne działania Islamskiej Republiki Iranu od ataku Hamasu na Izrael?

Jakub Gajda: Iran przyjął, a właściwie potwierdził rolę adwokata Palestyńczyków. To nie jest nowa rola, bo też konflikt nie jest nowy. Szef irańskiego MSZ, Hosejn Amir Abdollahijan, a także prezydent, który w irańskim systemie ma bardzo duże kompetencje w polityce zagranicznej, zaczęli kursować po krajach Zatoki Perskiej i świata muzułmańskiego, gdzie podczas spotkań i konferencji prasowych w świetle fleszy piętnowali niehumanitarny charakter izraelskiego odwetu, podkreślając, że w Gazie dokonywane jest ludobójstwo, któremu należy natychmiast położyć kres.

A te mniej dyplomatyczne?

Bezpośrednio Iran nie bierze udziału w wojnie. To zadanie, póki co, oddaje sojusznikom. Sam Hamas jest zupełnie niezależny i ideologicznie różny od Iranu, lecz jest przez niego wspierany w zakresie walki z Izraelem.

Z kolei zaangażowanie ruchu Huti w wojnę jest związane z antyizraelską polityką, którą reprezentują oni niezależnie od Teheranu. Nie da się jednak ukryć, że w antyizraelskich działaniach mają błogosławieństwo Teheranu. Natomiast nie można powiedzieć – jak czasem się wspomina w polskiej prasie – że są w zasadzie częścią irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji.

Ruch Huti ma swoje cele, a że bardzo mocno są one skorelowane z celami irańskimi, to inna rzecz. Chodzi o wątki antyamerykańskie i wspomniane antyizraelskie, czy używając irańskiej nomenklatury: antysyjonistyczne. Gdyby hipotetycznie doszło do bezpośrednich starć między Iranem a Izraelem, Iran zdecydowanie skorzystałby ze wsparcia grup takich jak Huti, chociażby poprzez intensyfikację ich aktualnych działań na Morzu Czerwonym.

Najpotężniejszym sojusznikiem spośród wcześniej wymienionych jest Hezbollah. Zgodnie z szacunkami ekspertów, to organizacja dużo potężniejsza i bardziej niebezpieczna dla Izraela niż Hamas. I ten Hezbollah cały czas stoi w gotowości. Gdyby, nie daj Boże, doszło do takiej sytuacji jak w Kermanie na początku stycznia, i za nią stałby Izrael, to myślę, że Hezbollah zostałby spuszczony ze smyczy.

A to już oznacza pełnoskalową wojnę, w którą uwikłany byłby Liban, rakiety balistyczne latałyby wówczas w obie strony: tak na Izrael, jak i na Iran. Tak czy inaczej, Izrael miąłby tych otwartych frontów więcej.

Trzeba więc uznać Hezbollah za pewne zabezpieczenie Iranu. To jednak nie wszystko. Weźmy na przykład Katar. W obecnej chwili niby jest neutralny, ale tamtejsze władze pamiętają, że to Iran pomagał, kiedy jego granice były blokowane przez Arabię Saudyjską od 2017 do 2021 roku.

Takich sojuszników Iranu jest w regionie kilku. Sami nie zaatakują Izraela, ale przynajmniej uczynią wiele, by Izraelowi utrudnić egzystencję.

Co Iran chce w ten sposób ugrać?

Iran aspiruje do rangi regionalnego mocarstwa – chce być najważniejszym państwem w świecie muzułmańskim, więc próbuje skonsolidować wokół siebie kraje, które mogą utworzyć koalicję antyizraelską.

Co prawda, nie chce z ich pomocą wytaczać Izraelowi wojny, więc czyni to ostrożnie. Skupia się na wzywaniu Izraela do zaprzestania działań, które są wymierzone nie tylko w samych bojowników Hamasu, ale przede wszystkim w ludność cywilną.

W tej kwestii Iran stawia się w roli regionalnego obrońcy praw człowieka.

Dodatkowo chce plusować w społeczeństwach, które generalnie są antyamerykańskie i antyizraelskie. Tam, gdzie mamy do czynienia z radykalnym podejściem do tej kwestii, Teheran mocno gra na nastrojach społecznych.

Wystarczy, że spojrzymy na najbardziej jaskrawy przykład: Turcję. Wielotysięczne, propalestyńskie manifestacje, które widzieliśmy w okresie noworocznym w Stambule to swego rodzaju stawka, która jest przez Iran do ugrania. W kwestii Izraela Teheran mówi to samo, co ulice wielu bliskowschodnich metropolii. Te działania to nie tylko czysty oportunizm: to też realizacja ideałów islamskiej rewolucji, konsekwentnie głoszonych przez Iran od lat. W tym sensie Iran jest bardziej wiarygodny od innych krajów świata muzułmańskiego, które jeszcze do niedawna układały się z Izraelem.

Spór irańsko-izraelski nie jest nowy. Co w obecnej sytuacji jest więc nowe?

Przede wszystkim teatr tej rywalizacji nie jest skupiony już tylko na Gazie. W Damaszku zabito Musawiego. Później w Bejrucie Saleha al-Aruriego, jednego z przywódców Hamasu, który był blisko związany z Hasanem Nasrallahem – przywódcą Hezbollahu, jak i również z Esmailem Ghanim, który jest następcą Sulejmaniego na czele Sił Ghods. [W sobotę 19 stycznia 2024 roku doszło do kolejnego ataku rakietowego w Syrii, według Teheranu zginął tam szef wywiadu Ghods na Syrię i czterech innych wojskowych – red.]

Później miał miejsce atak bombowy w mieście Kerman w Iranie, w którym zabito prawie 100 osób. Zanim przyznała się do niego organizacja Państwo Islamskie (ISIS), władze Iranu nieoficjalnie zdążyły oskarżyć o atak Izrael, choć charakter ataku nie wskazuje jego sprawstwo. Atak na Bogu ducha winnych ludzi to typowy modus operandi Państwa Islamskiego.

Patrząc na sytuację w Gazie, trudno powiedzieć, że atak na Bogu ducha winnych ludzi jest daleki od modus operandi Izraela.

Gazę w pewnym sensie uznają za swoją ziemię. Atak Izraela na państwo trzecie, nawet takie jak Iran, w którym giną cywile, to byłby jednak ogromny skandal. Gdyby Izrael tego dokonał, albo się do tego przyznał, mielibyśmy wojnę.

Oficjalne wzięcie odpowiedzialności przez Państwo Islamskie nieco schłodziło w Iranie głowy, natomiast warto dodać, że zbieżność czasowa działań Izraela i ISIS wobec Iranu w pewnym sensie sprawiła, że władze w Teheranie ustawiły te podmioty obok siebie i propagandowo pokazują tę „jedność” wrogów swojemu społeczeństwu.

Wobec tego pojawia się szereg pytań: czym jest obecnie Państwo Islamskie? Kto za nim stoi? Dlaczego uderzyło akurat w tym czasie? Kto spośród ich szeregów mógł w tamtym czasie przebywać w Kermanie? Przecież teoretycznie w Iranie Państwa Islamskiego nie ma. Działają w Tadżykistanie, Uzbekistanie, Pakistanie i Afganistanie, gdzie obecne jest Państwo Islamskie Chorasanu, które ze względu na dużą mniejszość afgańską w Iranie, może bez problemu przerzucić tam swoich bojowników, pod pozorem ucieczki przed represjami ze strony talibów, tudzież migracji zarobkowej.

Iran jest zatem bezpośrednio zagrożony, a sami Irańczycy często wskazują, że władze i służby bezpieczeństwa ścigają własnych obywateli pod kątem kwestii obyczajowych, zamiast przeciwdziałać bardzo niebezpiecznym procederom, które mogą prowadzić do takich ataków, jak ten. Niektórzy wskazują, że w obliczu panującego obecnie na Bliskim Wschodzie chaosu Państwo Islamskie będzie przechodzić renesans, więc warto przyglądać mu się z bliska.

Jakie znaczenie dla sytuacji mają związki Iranu z Rosją?

Irańskie władze stawiają na współpracę z Rosją ze względu na wspólnego wroga – USA, podobną sytuację – oba państwa są dotknięte sankcjami oraz ideę budowy świata biegunowego, która jest niezwykle istotna w polityce zagranicznej Iranu.

Sprzęt irański, głównie drony, jest tani i ma dobry stosunek ceny do jakości. Rosjanie z tego korzystają. W tym kontekście warto zauważyć, że w irańskim społeczeństwie sporo jest rezerwy do bliskiej współpracy z Rosją. Irańska opinia publiczna skoncentrowana w mediach społecznościowych zauważyła na przykład, że Rosja, kupując irańskie drony, chciała wciągnąć Iran do konfliktu z Zachodem po swojej stronie.

Rosjanie wszak sami mieli ogłosić światu, że użyte na Ukrainie drony to irańskie Szahedy. Drobny szczegół, acz dający do myślenia i ta opinia krąży w Iranie. Jeśli chodzi o inne korzyści, Iran na mocy współpracy wojskowej z Rosją miał wzmocnić swoje lotnictwo wojskowe. Otrzymali od Rosjan szkoleniowe Jak-130, mają niebawem zakupić myśliwce Su-35 i śmigłowce bojowe Mi-28.

Flota powietrzna Iranu, zarówno ta cywilna, jak i wojskowa wymaga zmian technologicznych i to też ważny aspekt przemawiający za współpracą Islamskiej Republiki z Federacją Rosyjską. W kontekście współpracy i jej perspektyw warto też poruszyć sprawę rozwoju projektu tzw. Korytarza Perskiego, który ma być najważniejszą drogą Rosji do ciepłych mórz – Zatoki Perskiej i Morza Omańskiego.

Niemniej tu wiele zależy od sytuacji na Kaukazie, która jest, delikatnie mówiąc, skomplikowana. Rosja natomiast nie jest nastawiona na Iran szczególnie priorytetowo, o czym świadczą nawet kwestie związane z oświadczeniem po rosyjsko-arabskim forum współpracy w Marakeszu, gdzie Rosja firmowała niejako pogląd, iż sporne wyspy Mały Tomb, Wielki Tomb i Abu Musa w Zatoce Perskiej należą nie do Iranu, a do ZEA. W związku z tym rosyjski charge d'affaires w Teheranie został wezwany do irańskiego MSZ w trybie pilnym. Miało miejsce to już, bodajże drugi raz w ostatnim czasie.

Co na to wszystko USA?

Na Bliskim Wschodzie jest jak zawsze... tylko gorzej. W Stanach Zjednoczonych zapewne decydenci drapią się w głowę, bo sytuacja jest bardzo skomplikowana. Silnie wyeksponowany został bezpośredni związek Waszyngtonu z Izraelem jako ich jedyny, mocny punkt oparcia na Bliskim Wschodzie.

Jeżeli Izrael doprowadzi do wojny, a wydaje się, że Binjamin Netanjahu swoimi poczynaniami dąży do eskalacji, to będzie chciał w nią wciągnąć Stany Zjednoczone, bo tylko dzięki nim są w stanie temu ogromnemu wyzwaniu podołać.

Gdy przywódcy Hezbollahu po 7 października przyjęli wobec Izraela stosunkowo ostrożny, niezaangażowany kurs, Izrael przeprowadził zamach na jednego z przywódców Hamasu w Bejrucie, na własnym podwórku Hezbollahu.

Generalnie liczono, że Hezbollah sam wypowie Izraelowi wojnę, wtedy byłoby łatwiej wciągnąć w nią również Stany Zjednoczone. A tam, mam wrażenie, wszyscy czekają już na wybory prezydenckie i myślę, że do tego czasu Stany będą próbowały deeskalować niż eskalować sytuację.

Choć to niełatwe, gdy Huti blokują kluczową dla światowego transportu cieśninę...

Amerykańskie społeczeństwo nie lubi wojny przynajmniej od czasów Wietnamu. Uniknięcie kolejnej będzie jednak trudne, bo Izrael czuje się obecnie bardzo zagrożony i będzie robił wszystko, żeby Stany Zjednoczone stały murem za nim.

Jeżeli jesienne wybory wygra Donald Trump, to po nim się można spodziewać wszystkiego, to polityk nieprzewidywalny.

On równie dobrze może rzec, że Stanów Zjednoczonych to nie interesuje, co się dzieje na Bliskim Wschodzie, jak i może pstryknięciem palców wysłać wojsko i zacząć walczyć nawet bezpośrednio z Iranem. I to już jest scenariusz niemal apokaliptyczny dla regionu. Warto jednak podkreślić, że ta nieprzewidywalność, sama w sobie może być tylko dobrą grą aktorską, która ma wywołać pożądane ruchy innych aktorów.

Czego więc należy się spodziewać po Iranie?

Iran będzie dalej próbował wyjść z międzynarodowej izolacji. 1 stycznia Iran i Arabia Saudyjska, wraz z kilkoma innymi krajami, weszły do BRICS. Naczelną ideą takich organizacji o charakterze multilateralnym, poza walką o gospodarcze równouprawnienie z Zachodem, jest budowa świata wielobiegunowego.

W tej idei właśnie Iran widzi sens i drogę do wyjścia z izolacji, opierając się o swoje sąsiedztwo, świat muzułmański i Globalne Południe. Ale na to może ajatollahom już nie wystarczyć czasu, bo społeczeństwo jest skrajnie niezadowolone z tego, co dzieje się w kraju i poza nim. Duża część obywateli nie jest zainteresowana wspieraniem przez Iran różnych grup militarnych w regionie, gdy władze zaniedbują i niejednokrotnie prześladują w tym samym czasie swoich obywateli.

Na zdjęciu: Najwyższy Przywódca Islamskiej Republiki Iranu ajatollah Ali Chamenei podczas wystąpienia w Teheranie 23 grudnia 2023. W tle portret zabitego w amerykańskim ataku powietrznym w Bagdadzie generała Ghasema Solejmaniego, dowódcy sił Ghods.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Elias Smurzyński

Student iranistyki i prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. O Bliskim Wschodzie pisze w Laboratorium Działań dla Pokoju Salam Lab. Fan prawa karnego, boksu tajskiego i dziennikarstwa gonzo.

Komentarze