0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Lorenzo Polifot. Lorenzo Poli

Agata Czarnacka: W pani książce, poświęconej dorastaniu w rodzinie osób ze specyficzną niepełnosprawnością, głuchotą, trafiłam na zdanie, które coś we mnie poruszyło: „Poznałyśmy się późno, w wieku, kiedy opowiadanie własnej historii przypomina nieodmiennie opowiadanie horroru, z którego zniknęły wszystkie upiory”. Uważa pani, że także ta książka to horror? Ja mam wrażenie, że to raczej „droga bohaterki”. Na początku narratorka zmuszona jest radzić sobie z traumami otaczających ją dorosłych, które ich niepełnosprawność raczej wzmacniała i komplikowała, niż wywoływała. Potem jednak coraz śmielej stawia światu własne warunki, określa własną drogę i buduje nowe, coraz dojrzalsze więzi… staje się sobą.

Claudia Durastanti*: To zdanie chyba było w części poświęconej dzieciństwu? Uważam, że każdy z nas, opowiadając o swoim życiu, wybiera sobie jakiś gatunek literacki – niektórzy decydują się na kryminał, inni na romans, horror czy komedię. O, ironio, ja dostałam chyba wszystkie elementy typowego horroru: nawiedzony dom, matka przypominająca czarownicę ze skłonnością do magicznego myślenia… W dalszej części książki opowiadam o oglądaniu serialu „Twin Peaks”, który widziałam jako mała dziewczynka – i z którym przyszła do mnie też koncepcja, że mężczyzna, figura ojcowska, może być też wilkołakiem. Trochę mi to namieszało w głowie, jeśli chodzi o mojego własnego ojca, który pojawiał się i znikał, i w sumie był raczej groźną postacią.

A jednak kiedy zabrałam się do pisania, okazało się, że to, co wydawało mi się horrorem czy koszmarem, nagle okazało się utkane z duchów, które nikogo już nie przerażały. W jakimś sensie po prostu dotrzymywały mi towarzystwa. Zresztą im dłużej pisałam, tym bardziej traciły swój straszny charakter. Wygląda na to, że kiedy się o czymś pisze, nieodwołalnie zmienia się też gatunek przynależny danej historii. To dziwne, jak horror zmienia się w komedię… A czasem romans zamienia się w kryminał. Może mam po prostu takie przewrotne podejście? A może to strategia radzenia sobie z czymś czy chronienia się przed czymś?

W „Obcej” w pewnym momencie piszę, że „Nie ma w moim życiu ani jednego aktu przemocy, który potrafiłabym wspominać bez śmiechu“. Po latach [pierwsze, włoskie wydanie „Obcej” ukazało się w 2019 r. – AC] wydaje mi się to oczywiste. Zdałam sobie sprawę, że jak tylko podzieliłam się tym, co działo się w domu, zmieniało to formę. Pod względem psychologicznym to niesłychanie wyzwalające, ale dla osoby piszącej może być problemem, kiedy na przykład zakłada się, że dobra opowieść musi mieć w sobie element horroru, czarne charaktery czy momenty przemocy. Tymczasem niesie cię przez historię jakaś dziwna inercja – jak więc napisać dobrą opowieść, iść za swoimi postaciami, a jednocześnie napotykać zupełnie nieprzewidywalne zmiany? Pisanie „Obcej” było wyjątkowym, pięknym i zarazem jednorazowym doświadczeniem – nie uda mi się drugi raz w taki sam sposób wykorzystać moich rodziców jako postaci literackie. Gdybym ją pisała dzisiaj, byłaby to kompletnie inna opowieść – choć materiał biograficzny pozostaje ten sam.

W „Obcej” w pewnym momencie piszę, że „Nie ma w moim życiu ani jednego aktu przemocy, który potrafiłabym wspominać bez śmiechu“. Po latach [pierwsze, włoskie wydanie „Obcej” ukazało się w 2019 r. – AC] wydaje mi się to oczywiste. Zdałam sobie sprawę, że jak tylko podzieliłam się tym, co działo się w domu, zmieniało to formę. Pod względem psychologicznym to niesłychanie wyzwalające, ale dla osoby piszącej może być problemem, kiedy na przykład zakłada się, że dobra opowieść musi mieć w sobie element horroru, czarne charaktery czy momenty przemocy. Tymczasem niesie cię przez historię jakaś dziwna inercja – jak więc napisać dobrą opowieść, iść za swoimi postaciami, a jednocześnie napotykać zupełnie nieprzewidywalne zmiany? Pisanie „Obcej” było wyjątkowym, pięknym i zarazem jednorazowym doświadczeniem – nie uda mi się drugi raz w taki sam sposób wykorzystać moich rodziców jako postaci literackie. Gdybym ją pisała dzisiaj, byłaby to kompletnie inna opowieść – choć materiał biograficzny pozostaje ten sam.

Przeczytaj także:

AC: Może to ta transformacyjna natura języka? O języku pisze pani dużo, o życiu w języku i poprzez język – język, który był w zasadzie nieobecny w życiu pani rodziców. Pani ojciec nie mógł się uczyć języka migowego, miał funkcjonować w świecie tak, jakby było z nim wszystko w porządku! W rezultacie również pani matka nie miała szansy porozumiewać się z ojcem swoich dzieci w bardziej symboliczny, pogłębiony sposób; pisze pani: „Od tamtego dnia zaczęli ze sobą chodzić: mówili tym samym językiem, złożonym z rzężenia i słów wypowiadanych przesadnie głośno, ale spojrzenia przechodniów przyciągali głównie swoim zachowaniem”. Pani i pani brat również nie migaliście z rodzicami… Pani zdaniem ta nieobecność miała głębokie konsekwencje: wyjaśnia pani czytelnikom książki, że z tego powodu, z powodu tego braku, pani rodzice nie byli w stanie doświadczać miłości…

CD: Studiowałam antropologię, choć odpuściłam sobie studia po trzech latach. Jednak pamiętam jeden z pierwszych egzaminów, do których podeszłam. Chodziło o deterministyczne ujęcia języka – jeśli mamy na coś słowo, rozpoznajemy ten przedmiot, a potem go doświadczamy. Jeśli więc mamy słowo „miłość“, to możemy doświadczać miłości. Moja mama do dzisiaj, kiedy słyszy słowa „ti amo“, które mówię mojemu chłopakowi, kiedy natyka się na nie w jakiejś książce czy w serialu, potrafi mnie zapytać: „Claudia, co to do cholery znaczy?“ To dla mnie fascynujące, ale zarazem bardzo trudne. W książce próbowałam odczytać ich życia na nowo, sprawdzić, czy nie rozumieją tego słowa, bo nigdy nie doświadczyli tego uczucia? Nigdy go nie doświadczyli? A może jest zupełnie odwrotnie? Patrzę na to, jak na otwarte drzwi: kiedy przez nie przeszłam, zaczęłam myśleć o sobie jak o osobie słyszącej, płynnie posługującej się językiem. Ale może po tamtej stronie drzwi są jakieś uczucia, doświadczenia, realia dorastania, które mi umknęły, bo nie miałam nigdy okazji, by je nazwać i o nich mówić? Pisząc „Obcą”, po raz pierwszy odważyłam się przyjrzeć, czym dla mnie jest cisza. To było przerażające.

;
Na zdjęciu Agata Czarnacka
Agata Czarnacka

Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.

Komentarze