0:000:00

0:00

4 grudnia 2019 w samo południe NIK umieściła na swojej stronie internetowej oświadczenie, w którym Marian Banaś rozwiewa wątpliwości: nie zamierza ustępować ze stanowiska.

Szanowni Państwo,

wobec pojawiających się w mediach różnych doniesień związanych z moją działalnością, ale przede wszystkim powodowany troską o przyszłość Najwyższej Izby Kontroli pragnę oświadczyć, że byłem gotów złożyć urząd prezesa NIK. Z przykrością stwierdziłem jednak, że moja osoba stała się przedmiotem brutalnej gry politycznej. Najwyższa Izba Kontroli jest jednym z najważniejszych urzędów państwowych, który cieszy się niekłamanym autorytetem.

Jako prezes Izby nie mogę pozwolić, by stała się ona przedmiotem politycznych rozgrywek i targów. Nie! Na to zgody nie będzie! Pragnę podkreślić, że zostałem powołany na urząd prezesa NIK z zachowaniem wszystkich procedur. Tylko stabilne kierownictwo jest w stanie zapewnić prawidłową pracę Izby i wypełnianie jej konstytucyjnych obowiązków.

Nigdy nie mówiłem o sobie, że jestem człowiekiem wolnym od błędów. Nie podkreślałem działalności w opozycji antykomunistycznej w latach 70. i 80. Wręcz przeciwnie, kiedy odrodziła się Rzeczpospolita stałem się lojalnym i rzetelnym urzędnikiem pracującym dla dobra Ojczyzny. Nie wikłałem się również w partyjne rozgrywki. Dziś pojawiły się wątpliwości związane z moją przeszłością. Uważam je za kłamliwe i krzywdzące. Deklaruję, że jestem gotów odpowiedzieć na każde pytanie śledczych i wyjaśnić wszelkie ich wątpliwości.

Jeśli zajdzie taka potrzeba jestem gotów zrzec się immunitetu prezesa NIK. Jednocześnie będę zdecydowanie stawał w obronie mojego dobrego imienia i mojej rodziny.

Szanowni Państwo,

Najwyższa Izba Kontroli z jej stuletnią historią wpisała się w tradycję państwa polskiego, cieszy się dużym zaufaniem społecznym. Moim zadaniem, jako prezesa NIK jest zapewnienie dalszego stabilnego działania Izby, wolnego od wszelkich politycznych nacisków i gier. Przypominam, że podwaliny pod nowoczesną ideę niezależnej kontroli państwowej położył już w latach 90. prezes Izby śp. Lech Kaczyński. W pełni zgadzam się z taką filozofią funkcjonowania Najwyższej Izby Kontroli.

Dlatego w poczuciu odpowiedzialności za Najwyższą Izbę Kontroli będę kontynuował powierzoną mi przez Parlament misję.

Na zakończenie pragnę bardzo serdecznie podziękować za liczne e-maile, telefony ze słowami wsparcia i otuchy od wielu Polaków.

Banaś mówi:

„Jako prezes Izby nie mogę pozwolić, by stała się ona przedmiotem politycznych rozgrywek i targów. Nie! Na to zgody nie będzie!”

Pracowałem dla Polski

W swoim oświadczeniu prezes NIK pisze, że :

  • nigdy nie był człowiekiem wolnym od błędów;
  • oddał się pracy dla Polski;
  • będzie stał na straży niezależności NIK;
  • zarzuty wobec niego uważa za kłamliwe;
  • zamierza kontynuować swoją misję jako prezesa NIK;
  • jeśli zajdzie potrzeba, jest gotowy zrzec się immunitetu.

Na koniec dodał, że dziękuje Polakom za wyrazy wsparcia.

Powołał się też na Lecha Kaczyńskiego, który sam był prezesem NIK:

„Przypominam, że podwaliny pod nowoczesną ideę niezależnej kontroli państwowej położył już w latach 90. prezes Izby śp. Lech Kaczyński. W pełni zgadzam się z taką filozofią funkcjonowania Najwyższej Izby Kontroli”.

Rozeźliło to czołowego sympatyka PiS wśród dziennikarzy Jacka Karnowskiego, który na wPolityce.pl napisał:

„Te słowa nie powinny paść. Gdyby bowiem śp. Lech Kaczyński, mający w swoim dorobku również świetnie ocenianą prezesurę Najwyższej Izby Kontroli, wciąż z nami był, jestem przekonany, że miałby do pana Banasia jeden komunikat: odejdź”.

Banaś będzie teraz czekał, aż prokuratura zgłosi się z wnioskiem do marszałka Sejmu o uchylenie mu immunitetu. Jeśli tak się stanie, Banaś odpowie przed sądem. Ale zapewne tak jak jego poprzednik Krzysztof Kwiatkowski, który również miał zarzuty prokuratorskie, nie złoży dymisji ze stanowiska szefa Izby.

Według obowiązującego prawa dopiero po prawomocnym wyroku sądu Banaś przestałby być prezesem NIK.

Był plan B, potrzebny będzie plan C

PiS ma teraz kłopot. Od kilku dni politycy PiS powtarzali, że mają „plan B”, jeśli Banaś nie złoży dymisji. Nie precyzowali jednak dokładnie, na czym ten plan miałby polegać. Banaś nie może zostać po prostu usunięty ze stanowiska głosami większości sejmowej, bo jego funkcja jest umocowana w konstytucji. Kadencja prezesa NIK trwa 6 lat.

Być może częścią planu wobec Banasia było uderzenie w jego rodzinę. 2 grudnia Onet napisał, że z państwowego banku Pekao S.A. zwolniony został syn szefa NIK Jakub Banaś. Najwyraźniej ta próba wpłynięcia na decyzję Banasia seniora nie podziałała.

2 grudnia Wirtualna Polska pisała, że plan B ma polegać na zmianie artykułu 17. ustawy o NIK.

„Dodamy punkt, że na wniosek Prokuratora Generalnego Sejm dokonuje ponownej oceny, czy zarzuty wobec prezesa NIK pozwalają mu dalej pełnić funkcję. Odbywałoby się to zwykłą większością głosów” – mówił dla WP anonimowy poseł PiS.

Artykuł 17. brzmi obecnie: następująco

„1. Sejm odwołuje Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, jeżeli: 1) zrzekł się on stanowiska; 2) uzna, że stał się on trwale niezdolny do pełnienia obowiązków na skutek choroby; 3) został on skazany prawomocnym wyrokiem sądu za popełnienie przestępstwa; 3a) złożył on niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, stwierdzone prawomocnym orzeczeniem sądu; 4) Trybunał Stanu orzekł w stosunku do niego zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk lub pełnienia funkcji związanych ze szczególną odpowiedzialnością w organach państwowych. 2. Do odwołania Prezesa Najwyższej Izby Kontroli stosuje się odpowiednio przepisy art. 14.”

Kolejny artykuł ustawy o Najwyższej Izbie Kontroli uniemożliwia obozowi władzy zastosowanie jednego z jej ulubionych chwytów: najpierw przed kamerami zatrzymać delikwenta, a później go aresztować.

Artykuł 18. brzmi tak:

„Prezes Najwyższej Izby Kontroli nie może być bez uprzedniej zgody Sejmu pociągnięty do odpowiedzialności karnej ani pozbawiony wolności. Prezes Najwyższej Izby Kontroli nie może być zatrzymany lub aresztowany, z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa i jeżeli jego zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania. O zatrzymaniu niezwłocznie powiadamia się Marszałka Sejmu, który może nakazać natychmiastowe zwolnienie zatrzymanego”.

PiS oczywiście może próbować zmienić ten przepis. Gdyby dało się prezesa NIK aresztować, PiS zyskiwałby kolejne narzędzie nacisku na Banasia. A w momencie aresztowania, jego obowiązki przejąłby jeden z jego zastępców, np. b. poseł partii Kaczyńskiego Tadeusz Dziuba.

Przypomnijmy, że jednej szansy na pozbycie się Banasia PiS nie wykorzystał, albo wykorzystać nie chciał. 30 listopada szef NIK złożył na ręce Elżbiety Witek dymisję, która nie została przyjęta. Powód? W treści pisma o dymisji Banaś miał napisać też, że mianuje pełniącym obowiązki prezesa NIK właśnie Dziubę. Ale "pancerny Marian" nie chciał tego zrobić i z dymisji zrezygnował.

Gdyby wyznaczył swojego następcę, to natychmiast ustąpiłby z funkcji. W przeciwnym wypadku byłby szefem NIK do czasu wyboru nowego. A skoro musi się zgodzić na niego rządzony przez opozycję Senat, może być z tym problem.

Kryształowy pogromca mafii

PiS odżegnuje się od Banasia jak może, próbuje nawet zapisać go do opozycji. Ale fakty są dla partii Kaczyńskiego nieubłagane: jak niepodległości broniła szefa NIK jeszcze dwa miesiące temu, już po tym, gdy ukazał się reportaż Superwizjera TVN, a zarzuty wobec Banasia były bardzo poważne.

„To jest swoistego rodzaju zemsta na panu prezesie, który jest człowiekiem kryształowym, niezwykle uczciwym, bardzo solidnym, twardym politykiem. Moje jednoznaczne wrażenie jest takie, że jest to pełna manipulacja od początku do końca”

– tak 22 września w RMF FM ocenił ustalenia dziennikarzy marszałek Senatu Stanisław Karczewski.

Wytyczne w sprawie opowieści na temat Banasia dał 25 września również sam prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński:

„Marian Banaś zabrał co najmniej dwieście kilkadziesiąt miliardów przestępcom”

– mówił szef partii rządzącej w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej.

Zarzuty wobec "Pancernego Mariana"

Zaczęło się od wrześniowego reportażu Bertolda Kittela z „Superwizjera” TVN. Program pokazywał niejasne związki Banasia z przestępcą zajmującym się prowadzeniem agencji towarzyskich oraz wskazywał na braki w oświadczeniu majątkowym szefa NIK:

Przeczytaj także:

Następnie Bianka Mikołajewska z OKO.press ustaliła, że pensjonat w kamienicy Banasia istniał od 2014 roku. I od początku wynajmowano w nim pokoje na godziny.

Informacja o tym była przez te wszystkie lata na stronie internetowej hoteliku. Jego nazwa – „Rezydencja K. […]” pochodzi zaś od nazwiska ojczyma (ps. „Paolo”) prowadzącego hotel Dawida O., karanego za udział w bitwie „o wpływy na krakowskim rynku agencji towarzyskich”:

To nie koniec. OKO.press ustaliło również, że spółka syna Banasia dostała na remont kamienicy ok. 81 tys. zł z UE i budżetu państwa. Na remont innej kamienicy otrzymała co najmniej 482 tys. zł dotacji i i 151 tys. zł pożyczki z dwóch funduszy dysponujących publicznymi pieniędzmi.

Wzięła też ok. 2,3 mln zł pożyczek z kontrolowanego przez państwo banku:

OKO.press dowiedziało się, że prezes NIK był szczególnie obrotnym biznesmenem nie tylko w Krakowie, ale również w Warszawie: jako wiceminister i minister finansów, a potem szef Najwyższej Izby Kontroli, korzystał ze służbowej kawalerki w stolicy, choć od wiosny 2017 roku jest tu właścicielem innego mieszkania.

Jak wynika z jego oświadczenia majątkowego – wynajmował lub nadal wynajmuje je komuś odpłatnie:

Jak ustalił Onet, Marian Banaś był właścicielem jeszcze jednej kamienicy w Krakowie. Kupił ją z lokatorami, sprzedał – już wyczyszczoną.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze