Daniel Flis
Daniel Flis
Kościół w Szczecinie zarabia miliony złotych rocznie dzięki gruntom, które dostał od państwa. Załatwia je ks. Marian Sz., oskarżany o molestowanie 9-letniego chłopca. „Czy kurę, która znosi złote jajka, ktoś wygania z chałupy?” – mówi nam jeden z księży
Ten tekst powstał dzięki anonimowi, w którym ktoś poskarżył się, że Kościół chce odebrać rolnikom ponad 100 hektarów ziemi. List składał się tylko z dwóch zdań, ale zawierał wystarczająco dużo informacji do ustalenia, gdzie leży ta ziemia, kto ją uprawia i kto ostrzy sobie na nią zęby. Kiedy wspólnie z Sebastianem Klauzińskim poszliśmy za tropem, okazało się jednak, że to dopiero początek tej historii.
Odkryliśmy mechanizm, dzięki któremu Kościół katolicki od lat 90 za darmo dostaje od państwa najlepsze grunty rolne i zarabia na nich miliony złotych rocznie. Poznaliśmy też organizatora tego procederu, księdza Mariana Sz., który stworzył kościelne gospodarstwo składające się z kilku tysięcy hektarów i stał się prawą ręką abp. Andrzeja Dzięgi (na zdjęciu).
Ten sam ksiądz jeszcze jako kleryk miał wykorzystywać seksualnie kilkuletnich chłopców. Rozmawialiśmy z jednym z nich. Nigdy jednak nie doszło do procesu, bo Watykan na podstawie przesłanych mu przez abp. Dzięgę akt uznał, że nie da się zidentyfikować sprawcy. Historia ks. Mariana jest więc bardzo podobna do sprawy ks. Andrzeja Dymera, o której pisaliśmy w 2021 r. O stosunku arcybiskupa do ich obu księża z diecezji szczecińsko-kamieńskiej mówili to samo: “Nie zarzyna się kury znoszącej złotej jajka”.
Ks. Dymer został tuż przed śmiercią osądzony, ksiądz Marian Sz. do dziś pozostaje bezkarny. Emeryturę spędza we własnym hotelu w krakowskich Łagiewnikach. W wolnych chwilach wspiera fundację Pro-Prawo do Życia. Tę, której furgonetki zwane homofobusami, krążą po miastach z napisem „Stop pedofilii”.
Tekst jest efektem współpracy działu śledczego OKO.press i magazynu śledczego FRONTSTORY.PL.
W marcu 2022 roku do redakcji OKO.press przychodzi anonimowy list. W środku złożona na pół kartka, a na niej tylko dwa, wydrukowane, zdania: „KOWR w Szczecinie chce przekazać lub już przekazał Kościołowi ponad 100 ha ziemi w Pełczycach, powiat Choszczno. Ta ziemia potrzebna jest rolnikom”.
KOWR to skrót od Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa — to rządowa agencja zarządzająca gruntami Skarbu Państwa. Pełczyce to 2,5-tysięczne miasteczko niecałe 80 km na południowy wschód od Szczecina. Ze wszystkich stron otaczają je ciągnące się po horyzont pola.
W urzędzie wojewódzkim dowiadujemy się, że Kościół rzeczywiście stara się o działkę na zachodnich obrzeżach Pełczyc. Nietrudno ją znaleźć — leży tuż za ostatnimi zabudowaniami miasteczka. Jej granice wyznacza siatka, chroniąca równo zaorane skiby.
Działka ma nie 100, ale aż 140 hektarów. Według danych GUS gospodarstwo z taką działką zaliczałoby się do jednego procenta największych w Polsce.
W 2020 roku hektar gruntu średniej klasy w województwie zachodniopomorskim kosztował przeciętnie ponad 29 tys. zł.
To oznacza, że cała działka może być warta co najmniej 4,1 miliona złotych.
– A nawet więcej, bo leży w administracyjnych granicach miasta. Za moich czasów ziemi rolnej w mieście nie dawało się Kościołowi, bo uznawano, że to tereny rozwojowe, które w przyszłości mogą być odrolnione — mówi OKO.press były pracownik rządowej Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR), którego prosimy o oszacowanie wartości gruntu.
ANR (przekształcona w 2017 roku w Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa) to rządowa agencja zarządzająca 1,3 mln hektarów gruntów należących do Skarbu Państwa. Dyrektorzy jej lokalnych oddziałów decydują o przyznawaniu gruntów Kościołowi. Kiedy wiosną tego roku badamy sprawę działki w Pełczycach, okazuje się, że KOWR wydzielił ją po otrzymaniu kościelnego wniosku. Urzędnicy są więc gotowi, by ją przekazać. Ale choć wniosek wpłynął w kwietniu 2021, z jakiegoś powodu odwlekają decyzję.
Może dlatego, że ziemię wciąż uprawiają miejscowi rolnicy.
Z działką, którą upatrzył sobie Kościół, bezpośrednio sąsiaduje firma Agro-Pełcz. Zanim znajdujemy biuro, mijamy kilkanaście silosów zbożowych i parking z maszynami rolniczymi. W sprawozdaniach finansowych składanych w sądzie rejestrowym czytamy później, że należąca do rodziny Skorupów spółka uprawia głównie zboże na prawie 1500 hektarach. Z takim areałem zalicza się do kilkuset największych gospodarstw w Polsce. W 2020 roku osiągnęła prawie 6 mln zł przychodów i 63 tys. zł zysku. Pracuje w niej 17 osób.
– Tak, tę działkę też dzierżawimy – mówi nam pracownik firmy, kiedy pytamy go o ziemię, na którą ostrzy sobie zęby szczeciński Kościół. Plany duchownych niewiele go jednak obchodzą. W Agro-Pełczu mają na głowie dużo poważniejsze zmartwienie:
– Mamy umowę na dzierżawę wszystkich gruntów do września 2023 r. A co będzie później? Nie mam zielonego pojęcia. Z tego, co wiem, KOWR nie przedłuża dzierżaw żadnym wielkoobszarowym gospodarstwom. W okolicy już poupadały duże firmy. Nas pewnie czeka to samo — mówi nam ten sam pracownik.
Firma Agro-Pełcz najprawdopodobniej padnie ofiarą polityki rozkułaczania dużych dzierżawców, którą kolejne rządy prowadzą od 2011 roku. Uchwalona wtedy ustawa zmuszała gospodarstwa dzierżawiące ponad 429 ha do oddania 30 proc. z nich Agencji Nieruchomości Rolnych. Na dodatek w 2016 roku rząd PiS znacznie ograniczył możliwość kupowania ziemi.
Z ograniczeń zwolnieni zostali indywidualni rolnicy z gospodarstwami do 300 hektarów. Oraz Kościół.
– Dla pozyskania wiejskiego elektoratu politycy dokonują rzezi wydajnych i nowoczesnych gospodarstw towarowych, które powstały na bazie zlikwidowanych PGR-ów. Chłop jest bardzo cennym elementem politycznym. Jak coś chce, władza mu daje. Byle tylko głosował raz na cztery lata — mówi Franciszek Nowak, prezes Polskiego Towarzystwa Rolniczego, zrzeszającego dzierżawców.
Nowak od ręki wylicza kilka gospodarstw z zachodniej Polski uprawiających po kilka tysięcy hektarów dzierżawionej od państwa ziemi, które są w sytuacji podobnej do Agro-Pełczu. Jednym umowa kończy się lada chwila (bez praktycznej możliwości przedłużenia), inne już zostały zmuszone do oddania ziemi państwu. Korzystają na tym mniejsi rolnicy indywidualni, którzy mogą te ziemie wydzierżawić. Oraz Kościół.
W przypadku działki w Pełczycach wspólny wniosek o 140 hektarów złożyło aż dziesięć domów zakonnych i sześć parafii. Między innymi parafia pw. św. Cyryla i Metodego na szczecińskich Gumieńcach. W 2018 — jak pisaliśmy w OKO.press — ks. Andrzej Dymer, współpracownik szczecińskich biskupów oskarżany o wykorzystywanie seksualne nieletnich, zdobył dla tej właśnie parafii działkę pod kościół za 5 proc. wartości. Archidiecezja kupiła ją od Agencji Mienia Wojskowego za 140 tys. zł zamiast 2,8 mln zł (na tyle wyceniano jej realną wartość).
Prawie jedna trzecia działki w Pełczycach ma przypaść domom zakonnym Towarzystwa Chrystusowego. To zgromadzenie, które musiało zapłacić milion złotych zadośćuczynienia i 800 złotych comiesięcznej dożywotniej renty Katarzynie.
Gdy miała 13 lat, więził i wielokrotnie gwałcił ją chrystusowiec ks. Roman Behrendt. Udział zakonu w działce w Pełczycach będzie wart co najmniej 1,3 mln zł.
Co Kościół zrobi z działką po Agro-Pełczu? – Proszę pytać w kurii — odpowiada nam jeden z proboszczów starających się o ziemię. Dwóch kolejnych szczerze dziwi się, słysząc, że w ubiegłym roku poprosili o państwową ziemię.
– Składałem wniosek w momencie zakładania parafii siedem lat temu i od tego czasu nic nie wiem. Tym zajmuje się kuria, ja po prostu czekam na wiadomość – mówi nam proboszcz parafii w Niekłończycy.
– Mój wniosek był składany chyba czternaście lat temu. Musi pan dzwonić do księdza Mariana – radzi proboszcz z Będargowa.
Ksiądz Marian Sz. we wniosku do KOWR jest pełnomocnikiem wszystkich parafii i domów zakonnych, które proszą o przydzielenie ziemi w Pełczycach. Ekonom chrystusowców zdradza nam jednak, że ks. Marian jest kimś więcej, niż tylko pełnomocnikiem. To on jako referent do spraw gruntów przy wydziale gospodarczym kurii szczecińsko-kamieńskiej zaproponował zakonnikom dołączenie do wniosku parafii. Inaczej mówiąc, ks. Marian dyryguje diecezjalnym agrobiznesem.
A ten działa wyjątkowo prężnie. Archidiecezja kierowana przez abp. Andrzeja Dzięgę jako jedyna w Polsce zarządza gruntami za pośrednictwem spółek handlowych. Osobne firmy założyły tu archidiecezja i cztery parafie. Ich pracę koordynuje Grupa Producencka GASK sp. z o.o.
Na podstawie ich sprawozdań obliczyliśmy, że uprawiają łącznie ok. 2,5 tys. hektarów. W 2020 roku Grupa Producencka GASK i należące do niej spółki przyniosły łącznie 4,1 mln zł zysku.
To oznacza, że państwo demontuje wielkie gospodarstwa rolne, a w tym czasie Kościół tworzy na ich miejscu własne latyfundia.
Obecnie prezesem Grupy Producenckiej GASK i gospodarstwa archidiecezji jest ks. Piotr Twaróg, 53-letni były dyrektor Katolickiego Radia Plus w Gryficach. Ale przed powstaniem spółek założycielem gospodarstwa archidiecezji i jego pierwszym dyrektorem był wspomniany wcześniej, starszy od niego o dwadzieścia lat, emerytowany ksiądz Marian Sz. Ma w swoich rękach pełnomocnictwa parafii i zakonów, to on dogaduje się z urzędnikami.
– Na dzień dzisiejszy jest prawą ręką arcybiskupa Dzięgi – mówi nam o księdzu Marianie duchowny znający kulisy archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej.
Swoją pozycję ks. Marian zawdzięcza genialnemu pomysłowi na biznes, na który wpadł 30 lat temu. – Był wtedy zwykłym proboszczem w Witkowie pod Stargardem, ale miał kontakty z urzędnikami. Zgłosił się do arcybiskupa Przykuckiego, poprzednika Dzięgi, a arcybiskup dał mu zielone światło – mówi nam ten sam ksiądz.
Sposób księdza Mariana polegał na nowatorskim wykorzystaniu art. 70a ustawy o stosunku państwa do Kościoła (to ważny przepis dla prowadzenia biznesu, jeszcze do niego wrócimy). Przepis uchwalony w 1991 roku pozwala diecezjom, seminariom, parafiom i zakonom pozyskiwać od Skarbu Państwa ziemię rolną zupełnie za darmo. Diecezjom przypada do 50 ha, parafiom do 15 ha, domom zakonnym do 5 ha, a zakonom prowadzącym placówki edukacyjne lub opiekuńcze – do 50 ha.
Księża, w przeciwieństwie do innych kupujących ziemię, nie muszą mieć wykształcenia rolniczego ani spełniać innych kryteriów. Proboszcz ma tylko wysłać wniosek i oświadczyć, że jego parafia ma mniej niż 15 ha. Może poprosić o dowolną działkę rolną albo wskazać taką, na której szczególnie mu zależy. Decyzję o przyznaniu ziemi podejmuje wojewoda za zgodą miejscowego dyrektora KOWR.
Ksiądz Marian dzięki poparciu kolejnych arcybiskupów szczecińskich zbiera od parafii oraz zakonów pełnomocnictwa do występowania w ich imieniu o państwową ziemię. Następnie w imieniu grupy kościelnych podmiotów wnioskuje o przyznanie im na współwłasność kilkudziesięciu lub nawet kilkuset hektarów.
– W innych diecezjach proboszcz oddaje te 15 ha rolnikom w dzierżawę i ma z tego jakieś grosze. A ksiądz Marian już w latach 90. stworzył konsorcjum, które umożliwia scalenie ziemi przysługującej parafiom w latyfundia. Zebrał w kilku miejscach po kilkaset hektarów gatunkowej ziemi z rozpadających się PGR-ów. Jeśli chodzi o sprawy ziemskie, to było mistrzostwo świata. Zasłużył sobie na medal — opowiada nam szczeciński ksiądz.
O swoich dokonaniach podobnie myśli sam ksiądz Marian. Tak opowiadał o nich w 2012 roku na radzie miejskiej w Pyrzycach:
„Jestem synem rolnika, przyszedłem ze wsi, 600 km stąd jak przyjechałem tutaj na Pomorze Zachodnie, ponad 30 lat i chciałbym, żeby tej gminie my, jako Kościół możemy przyczynić się do rozwoju tej gminy. Grunty mają służyć ludziom i dzięki Bogu, że udało nam się te grunty jakoś przejąć i dzisiaj są w rękach Polski, bo gdybym o to się nie starał, to te grunty byłyby w rękach obcego kapitału”.
Artykuł 70a ustawy o stosunku państwa do Kościoła obowiązuje na tzw. Ziemiach Odzyskanych, czyli terenach poniemieckich, które znalazły się w granicach Polski po 1945 roku. To jedna trzecia terytorium państwa. Obejmuje między innymi diecezje szczecińsko-kamieńską, poznańską, wrocławską i warmińską. W założeniu przepis miał rekompensować polskiemu Kościołowi nieruchomości zajęte przez Polską Rzeczpospolitą Ludową.
W 2012 ks. prof. Dariusz Walencik, badający finansowanie związków wyznaniowych, obliczył, że do tego czasu na Ziemiach Odzyskanych Kościół odzyskał już wystarczająco dużo. Od 1992 roku dostał 38 tys. hektarów, o 5 tys. ha więcej, niż stracił. „Przepis art. 70a (...) winien zostać uchylony” – napisał wtedy katolicki uczony w swojej monografii na temat odzyskiwania dóbr kościelnych.
Do dzisiaj żaden rząd na to się nie zdecydował. W rezultacie do 2021 roku — jak ustalił tygodnik „Polityka” — dzięki art. 70a
Kościół dostał od państwa już 82,5 tys. hektarów. Grubo ponad dwa razy więcej, niż odebrali mu komuniści na Ziemiach Odzyskanych. Dzisiaj te ziemie są warte łącznie około 4,5 mld zł.
Według danych ujawnionych rok temu przez posła Krzysztofa Śmiszka z Lewicy w 2020 roku w KOWR czekały na rozpatrzenie wnioski o przyznanie Kościołowi kolejnych 10 tysięcy hektarów.
Starania księdza Mariana o przejęcie gruntów wspierali przychylni mu urzędnicy. O jego znajomościach w szczecińskim oddziale Agencji Nieruchomości Rolnych opowiada nam jego były pracownik: – Ksiądz szarogęsił się w Agencji, czuł się tam jak u siebie. Wielokrotnie wydawał pracownikom polecenia, poganiał. Często przychodził do dyrektora Stanisława Zimnickiego. To było coś więcej niż partnerskie stosunki.
Stanisław Zimnicki to były działacz Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Szczecińskim oddziałem agencji kierował w latach 1999-2002. Dziś jest wicedyrektorem oddziału KOWR w Bydgoszczy. Chcieliśmy porozmawiać z nim o księdzu Sz.:
– Nie wypowiadam się na temat relacji z Kościołem katolickim — odpowiada. – Dlaczego? – Po prostu się nie wypowiadam. Z portalem OKO.press nie rozmawiam.
Według naszych rozmówców ksiądz Sz. mógł liczyć na specjalne traktowanie w szczecińskiej Agencji Nieruchomości Rolnych i KOWR także w kolejnych latach.
– Znajomy siedzi w KOWR, jest trzeci w kolejce. Nagle wpada ksiądz Marian. „Ja do dyrektora!” – mówi. Drzwi otwierają się poza kolejką — opowiada nam rolnik z Zachodniopomorskiego.
Od naszych rozmówców słyszymy, że ksiądz Sz. ma znajomości w szczecińskiej policji, skarbówce, urzędzie wojewódzkim oraz wśród polityków Prawa i Sprawiedliwości.
– Wszędzie wchodzi jak do siebie. Mówi do urzędników: „A wy co tak smutno tu siedzicie? Coś wam nie pasuje? Zaraz powiem, że się nie uśmiechacie. Zaraz wam naganę wrzucą” — mówi nam mieszkaniec Szczecina.
Wiele osób, które miały kontakt z księdzem Sz. — duchownych i świeckich — odmawia rozmowy na jego temat. Te, które się zgadzają, podkreślają, że muszą zachować anonimowość. Przyznają, że księdza Mariana i jego wpływów po prostu się boją.
Dzięki swoim sposobom ksiądz Marian Sz. zdobył dla Kościoła wiele cennych nieruchomości. – Część tych gruntów to ziemie pyrzyckie. To jedne z najlepszych ziem w Zachodniopomorskiem, jedne z lepszych w Polsce — mówi nam były pracownik ANR.
Pyrzyce są w połowie drogi między Szczecinem a Pełczycami. W PRL-u działało tam Państwowe Gospodarstwo Rolne. Dziś w pobliskim Żabowie swoją siedzibę ma Gospodarstwo Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej i kolejne cztery spółki zrzeszone w grupie producenckiej księdza Twaroga.
Kościół zdobył też ziemię w miejscowościach okalających Szczecin. Szczególnie cenne są tereny na Bezrzeczu w gminie Dobra, bezpośrednio przylegającym do miasta. Tamtejsze osiedla są sypialnią Szczecina.
Tylko jedna działka archidiecezji ma prawie 50 hektarów. Po odrolnieniu takie tereny są warte dziesiątki milionów złotych.
Przez inne kościelne działki wkrótce przebiegać będą nowe drogi. Między innymi planowana obwodnica Szczecina, obwodnica Przecławia i Warzymic oraz dochodząca do niej gminna droga w Kołbaskowie.
Za te grunty Kościół może dostać od samorządów i państwa ogromne odszkodowania. Dodatkowo bliskość dróg podnosi wartość ziemi. Jak sprawdziliśmy, archidiecezja ma już kupca na przynajmniej jedną z tych działek.
— Kiedy planujemy takie inwestycje, staramy się z właścicielami gruntów rozmawiać i uzgadniać z nimi, żeby te ceny były przyzwoite, bo wiadomo — jak gmina wywłaszczy grunty, to musi za to zapłacić — i niekoniecznie będzie miała środki na inwestycje — mówi nam urzędnik z Kołbaskowa. — Stronę kościelną reprezentował ksiądz Sz. Próbowaliśmy mu wytłumaczyć, że nowa droga będzie przylegać do innych kościelnych gruntów, więc oni też na tym skorzystają. Ale rozmowy spełzły na niczym. Za jeden hektar musieliśmy zapłacić archidiecezji ponad 600 tys. zł odszkodowania.
Nieoficjalnie dowiadujemy się, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad pod obwodnicę Szczecina już przejęła od Kościoła kolejne pięć hektarów o podobnej wartości.
Pracując dla kurii, ksiądz Marian dorobił się prywatnego majątku. Ustaliliśmy, że sprzedał dwie własne działki w nadmorskim Łukęcinie, położone kilkanaście minut spacerem od plaży. Dziś stoją tam domki letniskowe.
Z kolei w krakowskich Łagiewnikach jest właścicielem budynku, w którym mieści się hotel dla pielgrzymów, oddalony o dwieście metrów od sanktuarium.
Próbujemy zapytać księdza, ile zarabia na załatwianiu ziemi dla arcybiskupa Dzięgi, ale odmawia rozmowy. — Ja dla żadnego biskupa nic nie załatwiam — rzuca i odsyła do kurii.
O szczegóły rolniczego biznesu i zarobki księdza Sz. pytamy więc władze archidiecezji. Wicekanclerz ks. Julian Głowacki zapewnia nas, że kuria i ks. Marian Sz. działają zgodnie z prawem. Nie odpowiada jednak na żadne pytanie.
„Pytania są zadane od portalu OKO.press. Portal ten niejednokrotnie w sposób wybiórczy traktował informacje dotyczące naszej archidiecezji, nie widzimy dlatego podstaw do udzielania tego rodzaju szczegółowych informacji” — odpowiada nam wicekanclerz.
O co chodzi wicekanclerzowi? Ma nam za złe cykl publikacji o ks. Andrzeju Dymerze — opisywaliśmy w nim, jak szczecińscy biskupi przez 25 lat przewlekali jego proces w sprawie przestępstw seksualnych. W tym czasie Dymer zdobywał dla nich miliony z budżetu państwa.
Wicekanclerz zapewne wie, że historie ks. Mariana Sz. i Andrzeja Dymera są podobne. Łączyła ich nie tylko żyłka do biznesu.
Do szczecińskiej kurii w 2011 roku wpływa skarga byłego ministranta, którego ksiądz Sz. uczył religii w czwartej klasie podstawówki.
„Oskarżam ww. kapłana o to, że w latach 80., pracując jako katecheta w parafii (...) w Suwałkach, dopuścił się niejednokrotnego czynu pedofilskiego, zarówno na mnie jak i na moim koledze”
– pisze w pierwszym zdaniu mężczyzna, do którego udało nam się dotrzeć.
Mimo podejrzeń o pedofilię ksiądz Marian Sz. do dzisiaj znajduje się w centrum życia diecezji. Prowadzi rolniczy biznes dla arcybiskupa Dzięgi.
– Mówiło się między księżmi, że Marian lubi chłopców, te sprawy są głośne. Tutaj chłopiec, tam chłopiec, tam chłopiec — mówi nam duchowny ze Szczecina. – Biskupi pozwalali mu na wiele, bo załatwiał im tę ziemię. Kiedy Kościół coś zyskał, to przymykali oko na jedną sprawę, drugą, trzecią. Czy kurę, która znosi złote jajka, ktoś wygania z chałupy?
Dzień przed publikacją tego tekstu dostaliśmy informację, że KOWR zgodził się na przekazanie Kościołowi 140 hektarów w Pełczycach.
*
W drugiej część śledztwa opowiadamy, dlaczego mimo zarzutu o molestowanie 9-latka ks. Marian Sz. wciąż jest prawą ręką abp. Andrzeja Dzięgi.
Współpraca: Konrad Szczygieł - FrontStory.pl
Masz więcej informacji? Napisz na [email protected]
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze