0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Trudno zliczyć kompromitacje i wpadki rządu PiS oraz prezydenta Dudy w dniach poprzedzających marsz i w jego trakcie.

Prezydent miał się pojawić na marszu. Później to odwołał. Później zorganizował własny marsz, w tym samym miejscu i godzinie, w której planowała go prawica. Dalej - kiedy sąd uchylił zakaz wydany przez prezydent Warszawy - władze państwowe próbowały zamienić marsz skrajnej prawicy w demonstrację ogólnopaństwową. Ostatecznie rządzący szli w obstawie wojskowej kilometr przed nacjonalistami, chociaż mieli iść razem. Nie można jednak zachować cnoty w połowie: rządzący cały czas legitymizowali przywódców nacjonalistów, negocjując z nimi warunki wspólnego marszu - niemal jak równi z równym! Trudno o większy prezent dla ONR i ich kolegów i zarazem o większy pokaz bezradności władzy.

Ten pokaz nieudolności oraz dezorganizacji rozciągał się na wiele dni. Najpierw okazało się, że władze nie mają żadnego specjalnego planu obchodów 100. rocznicy niepodległości i wszystko, jak to zwykle w Polsce, będzie organizowane na ostatnią chwilę. Długo nie byli nawet w stanie zdecydować się, czy 12 listopada ma być dniem wolnym. PiS lubi stwarzać wrażenie silnej i zdecydowanej władzy: w dniach poprzedzających ważną narodową rocznicę dał pokaz chaosu, bezradności i dezorganizacji.

Temu całemu żenującemu spektaklowi towarzyszyły żałosne wykręty władzy. Mówiono, że marszu nie będzie można rozwiązać, bo jest „państwowy”. Tyle że to była kategoria wymyślona z tej okazji: władze Warszawy mogły rozwiązać marsz.

Władze twierdziły też, iż w marszu idą przede wszystkim zwykli, spokojni obywatele, a zwolennicy skrajnej prawicy stanowią margines. Tymczasem - jak widać to w wielu relacjach, w tym relacjach dziennikarzy OKO.press - maszerujący wznosili hasła pełne nienawiści i odpalali race (co samo w sobie już mogło zostać uznane za powód do rozwiązania marszu). Widoczne były także flagi ONR i inne symbole skrajnej prawicy.

Do kompromitacji na rynku lokalnym PiS dołożył także kompromitację międzynarodową. Tylko najbardziej wytrwały czytelnik prasy zagranicznej dowie się, że premier, prezydent i prezes partii rządzącej maszerowali w odstępie 500 metrów od nacjonalistów. W praktyce nikt nad takimi subtelnościami nie będzie tam sobie łamał głowy. Szli w tym samym miejscu, o tej samej godzinie, a w tle widać było zielone sztandary ONR.

Przeczytaj także:

W praktyce więc PiS całkowicie skapitulował przed skrajną prawicą. Dał też im ogromny prezent w postaci faktycznego uznania przez władzę: najważniejsze osoby w państwie, z ministrami z kancelarii prezydenta i premiera na czele, negocjowały z nimi udział w pochodzie.

Rządzący stali się zakładnikami grup, które do tej pory uważali za skrajne i marginalne.

Największy przegrany: państwo

Przegrało oczywiście także państwo polskie - zarówno jako instytucja, jak i jako wspólnota. Policja okazała się zbyt słaba, żeby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo - na miejsce trzeba było ściągnąć wojsko. Państwo rządzone przez PiS nie było w stanie zorganizować masowych obchodów, które przyciągnęłyby obywateli. W rezultacie jedna z największych, a być może największa demonstracja uliczna w III RP odbyła się pod sztandarami skrajnej prawicy.

PiS okazał się całkowicie niezdolny do przekroczenia politycznych podziałów, które sam stworzył i pielęgnował.

Opozycja świętowała stulecie niepodległości osobno. Trudno się też dziwić: prezydent, który nie jest w stanie wykrztusić publicznie w trakcie uroczystości nazwiska Donalda Tuska (upchniętego w dodatku w 5. rzędzie, za minister pracy) nie daje żadnych nadziei na zorganizowanie czegokolwiek „ponad podziałami”.

Nacjonaliści mogą więc dziś świętować swój triumf. Udało im się zawłaszczyć najważniejsze narodowe święto.

Czas pokaże, czy będą w stanie zaistnieć jako licząca się siła na scenie partyjnej. Nie ukrywają, że marzą o karierze, którą zrobił Jobbik na Węgrzech Orbána, gdzie jest drugim ugrupowaniem pod względem popularności.

Opozycji zaś trudno się cieszyć z przegranej PiS. Zorganizowane przez nią uroczystości, pikiety i kontrmarsze przyciągnęły - w porównaniu z tłumami na Marszu Niepodległości — garstkę Polaków. Lewica zebrała podczas odsłonięcia pomnika Ignacego Daszyńskiego na Pl. Na Rozdrożu zaledwie kilkaset osób, chociaż tym razem występowała wspólnie. Być może - obyśmy się mylili - przegrana PiS w przyszłości wcale nie będzie musiała oznaczać zwycięstwa opozycji, ale wzrost wpływów czegoś znacznie gorszego.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze