0:00
0:00

0:00

Ludzie mają różne sposoby na przewidywanie przyszłości. Jedni patrzą w szklaną kulę, inni stawiają tarota. Kiedy chcę zobaczyć przyszłość polskiej prawicy, oglądam Marsz Niepodległości.

Dotąd działało to bezbłędnie. Kiedy marsz stawał się masową imprezą — w schyłkowych latach rządów Platformy Obywatelskiej — pokazywał przyszłość rosnącego w siłę, wracającego triumfalnie na scenę polskiego nacjonalizmu.

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

W 2011 roku, kiedy w czasie marszu nacjonaliści spalili wóz transmisyjny TVN, Platforma — potępiając donośnie przemoc — próbowała już robić ukłony w ich stronę, np. w zakresie polityki historycznej. M.in. nieco wcześniej, w lutym 2011 roku, prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę o „Narodowym Dniu Pamięci «Żołnierzy Wyklętych»”, których marsz od początku przybrał na swoich duchowych patronów. Te zabiegi ze strony Platformy były niezdarne i niekonsekwentne i nie przyniosły jej żadnych korzyści — a dowartościowały nacjonalistów w sferze publicznej.

Potem marsz rósł, obrastając tradycją bijatyk i zadym. Nawiązywał w ten sposób do prawdziwej spuścizny przedwojennej skrajnej prawicy, z jej ksenofobią i agresywnym pałkarstwem. Zielone flagi odrodzonej Organizacji Narodowo-Radykalnej, niesione z dumą na marszu, podkreślały tylko ten związek.

Tłum młodych ludzi z zielonymi flagami ONR
Flagi ONR na Marszu Niepodległości, 11.11.2022 Foto Mikołaj Maluchnik

Im bardziej marsz był popularny, tym lepiej pokazywał, w którą stronę zmierza polityka polska. Jego rosnąca popularność zapowiadała dominację prawicy i klęskę umiarkowanego centrum, do której doszło w 2015 roku.

PiS miał z marszem problem

Pomysł Kaczyńskiego na rządy w Polsce zawsze zakładał — i zakłada nadal — że wśród liczących się graczy w ojczystej polityce nie będzie nikogo na prawo od PiS. To partia Kaczyńskiego miała zajmować całą przestrzeń od centrum do prawej ściany.

Zrealizowanie tego pomysłu w praktyce wymagała od Kaczyńskiego nieustannego lawirowania i koncesji na rzecz nacjonalistów (oraz całej skrajnej prawicy). Na przemian próbował ich sobie podporządkować, wcielić do własnego obozu lub marginalizować.

„Solidarna Polska” Zbigniewa Ziobry została częścią koalicji — i dziś uniemożliwia Kaczyńskiemu negocjacje z Unią Europejską. Prezes znosił niesubordynację Ziobry bardzo długo. (Wiemy jednak, że nigdy nie zapomina uraz i potrafi latami czekać na właściwy moment. Być może moment Ziobry właśnie nadszedł. W przeddzień święta 11 listopada Kaczyński zapowiedział nagły zwrot w polityce rządu i prosił swoich wyborców o zaufanie; w kuluarach od kilku dni krążą już plotki, że Ziobro ma w końcu wypaść z rządu, a zastąpi go Przemysław Czarnek).

Przeczytaj także:

Tak samo było z marszem: PiS próbował go najpierw przejąć. Prezydent Andrzej Duda raz szedł na marsz — w osobnym, mniejszym marszu idącym przed głównym — a raz (w 2017) przestrzegał, że „nie ma w naszym kraju miejsca na ksenofobię, chorobliwy nacjonalizm, antysemityzm”, ewidentnie mając właśnie marsz na myśli.

Potem PiS wykorzystał Roberta Bąkiewicza. O niejasnych interesach szefa narodowców i milionowych dotacjach, które dostał od władzy, OKO.press pisało wielokrotnie (ostatnio tutaj).

„Dziś można usłyszeć zarzuty, że Bąkiewicz od początku był wtyką PiS. Pojawił się w środowisku nagle, mało kto go wtedy znał. Wygrał wybory na szefa dzięki zapisanym martwym duszom” — pisał w „Polityce” (10 listopada 2022) Rafał Kalukin.

„Od kilku lat obserwujemy próbę wykupienia Marszu Niepodległości za pomocą grantów i pieniędzy rządowych, wpływania i kupowania sobie ludzi w Stowarzyszeniu czy nawet prezesa. Natomiast zdecydowana większość jest temu przeciwna” - przekonywał na konferencji prasowej 11 listopada 2022 roku Robert Winnicki, poseł Konfederacji.

Wykorzystywanie Bąkiewicza dało PiS jeszcze parę lat. W 2022 roku jednak Bąkiewicz został zmarginalizowany i zepchnięty na tył pochodu. Wraz ze schyłkiem potęgi i wpływów PiS słabnie także gwiazda Bąkiewicza.

Spójrzmy teraz w przyszłość

Co mówi o przyszłości polityki polskiej Marsz Niepodległości 2022?

Po pierwsze: pokazuje kształt polskiej prawicy po Kaczyńskim. W końcu on sam odejdzie albo jego obóz rozpadnie się po przegranych wyborach w 2023 roku. W każdym razie jego z mozołem zbudowane królestwo się rozpadnie na mniejsze domeny.

Chętnych do ustawiania się w kolejce po rząd dusz na skrajnej prawicy nie brakuje.

Macierewicz i Ziobro w Marszu Niepodległości 11.11.2022. Zrzut ekranu z filmu Roberta Kowalskiego / OKO.press

W czołówce pochodu szli obok siebie Antoni Macierewicz — bardzo długo jeden z najbliższych współpracowników Kaczyńskiego, wicepremier i minister obrony, Zbigniew Ziobro — niegdysiejszy „delfin” i oczywisty następca Kaczyńskiego w PiS, który go potem zdradził i odszedł budować własną partię; przyboczny Ziobry, poseł Janusz Kowalski; posłanka Anna Siarkowska, idolka antyszczepionkowców.

Warto na to spojrzeć jak na zajmowanie pozycji startowych do wyścigu po część — bo nie całość — schedy po prezesie Kaczyńskim. To jest ruch w przygotowaniach do tej wielkiej rozgrywki.

Oczywiście, skrajna prawica jest skłócona, poszczególni kandydaci na przywódców nie znoszą się serdecznie, ale prędzej czy później wyrośnie lider, który ich sobie podporządkuje (przepraszam, chciałem napisać — zjednoczy).

Program skrajnej prawicy w pigułce

Po drugie: hasła skandowane na Marszu Niepodległości układają się w program skrajnej prawicy w pigułce.

Czego tam nie ma! Nienawiść do Ukraińców, gejów, „różowych” i „lewaków”. Nienawiść do Rosjan i Brukseli. Kult polskiej, rodzimej siły — naturalnie białej. Rdzeniem programu przedwojennego ONR był antysemityzm. Dziś Żydów w Polsce jest zbyt mało, aby to było nośne, ale niechęć do „obcego” zostaje. Marzenia o Wielkiej Polsce, Katolickim Państwie Narodu Polskiego.

11.11.2022 Warszawa . Marsz Niepodleglosci zorganizowany przez srodowiska narodowe w 104 rocznice odzyskania niepodleglosci  .
Fot. Martyna Niecko / Agencja Wyborcza.pl
Marsz Niepodległości, Warszawa, 11.11.2022. Fot. Martyna Niecko / Agencja Wyborcza.pl

Kiedy o tym mówią narodowcy, brzmi to bardziej szczerze, niż kiedy z takimi ideami flirtują tłuste koty z PiS, utuczone podczas blisko 8 lat rządów. Mogą z nimi tylko flirtować, gdyż jednak muszą się liczyć z międzynarodową opinią publiczną i z własnymi umiarkowanymi wyborcami — a więc zawsze wypadną na mniej radykalnych od narodowców.

Co więc zwiastuje Marsz Niepodległości?

Kilkanaście procent skrajnej prawicy w Sejmie, kiedy tylko koalicja zbudowana przez Kaczyńskiego się rozpadnie. Klientela wyborcza na emocje, które sprzedaje skrajna prawica, istnieje i ma się dobrze. W demokratycznych warunkach znajdzie swoją reprezentację prędzej czy później.

Chętnych polityków do zagospodarowania tych uczuć, jak widzieliśmy na marszu, nie brakuje.

To nie znaczy, że wtedy wszyscy zatęsknimy za Kaczyńskim. Zachodnie demokracje radzą sobie z takimi partiami — potrafią je otorbić, tolerować i żyć obok nich. Może i my sobie poradzimy.

;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze