Burza wokół Maszy Potockiej. Jej obrońcy, znane postaci kultury, przekonują, że jej zasługi są istotniejsze niż mobbing. Odpowiadają im na to artyści w liście otwartym: „To, że ktoś jest postacią zasłużoną dla kultury, nie oznacza, że ma prawo zachowywać się przemocowo”.
„Rozrzutność kulturowa” – tak o zwolnieniu Maszy Potockiej z Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK piszą artyści podpisani pod listem opublikowanym w „Wyborczej”. Są tam znane postaci, takie jak Krystyna Janda, Anna Bikont, Anda Rottenberg czy Krzysztof Warlikowski. W sumie – 78 nazwisk.
Autorzy listu wyliczają zasługi Marii Anny (Maszy) Potockiej, kuratorki, krytyczki sztuki, która „założyła pierwszą w Krakowie prywatną instytucję kultury (Galeria Pi, 1972), stworzyła kolekcję sztuki współczesnej przekazaną MOCAK-wi, walczyła od 1983 roku o powstanie w Krakowie muzeum sztuki współczesnej”.
MOCAK – podkreślają – jest dziś „jednym z najbardziej znaczących miejsc sztuki współczesnej w Polsce”. Jest wizytówką Krakowa na „kulturowej mapie świata”.
„Uważamy decyzję usunięcia Marii Anny Potockiej ze stanowiska dyrektora Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK za szkodliwą dla kultury Krakowa” – piszą autorzy listu.
To reakcja na decyzję prezydenta Krakowa Aleksandra Miszalskiego, który 2 października poinformował w mediach społecznościowych, że miasto rezygnuje ze współpracy z Potocką.
Wcześniej pracownicy MOCAK-u i Bunkra Sztuki opowiedzieli dziennikarce „Wyborczej” Angelice Pitoń, jak wygląda praca dla Maszy Potockiej. Oskarżyli ją o mobbing. To nie było pierwsze świadectwo w tej sprawie — w lipcu 2024 roku zapadł wyrok, uznający, że Potocka mobbowała jedną z pracownic Bunkra Sztuki.
Zdaniem autorów listu opublikowanego przez „GW”, jej zasługi są jednak ważniejsze niż krzywda mobbowanych pracowników. „Nie dziwi mnie, że taki list powstał, a część nazwisk pod nim jest przewidywalna – to osoby związane z Potocką zawodowo lub prywatnie od lat” – mówi w rozmowie z OKO.press Katarzyna Wincenciak, była kuratorka i pracownica działu zbiorów w MOCAK-u.
Była jedną z nielicznych osób, które w reportażu Angeliki Pitoń wystąpiły pod nazwiskiem. "Oczywiście wolałabym, aby taki list w ogóle się nie pojawił.
Dla wielu, w tym także dla mnie, pokazuje on upadek niektórych autorytetów"
- dodaje.
Na słowa poparcia dla Maszy Potockiej podpisane przez 78 osób odpowiedzieli artyści, pracownicy kultury, dziennikarze i pisarze w liście otwartym. Do redakcji OKO.press trafił 9 października.
„List uznanych ludzi kultury w obronie Marii Anny Potockiej wzbudził naszą konsternację i głęboki sprzeciw” – piszą sygnatariusze.
„Jesteśmy zbulwersowani bagatelizowaniem prawomocnego wyroku niezawisłego sądu oraz listem poparcia ludzi kultury dla Marii Anny Potockiej. Wyrok został wydany na podstawie faktów, które ustalono w przebiegu rozprawy. Środowiskowe zależności nie mają i nigdy nie powinny mieć w tej kwestii żadnego znaczenia” – czytamy.
Cały list i wszystkie podpisy zamieszczamy na końcu tekstu. List podpisało 415 osób (stan na godz. 20, 9 października).
„Wystarczyło kilka miesięcy pracy dla Marii Anny Potockiej, by uznać, że nadaję się co najwyżej do przekładania papierów w sekretariacie czy porządkowania archiwum” – opowiadała „Wyborczej” Lidia Krawczyk, kuratorka związana z Bunkrem Sztuki od 2006 roku.
„Każdy mój pomysł był przez Potocką podważany, a moje decyzje ignorowane. I tak raz, drugi, trzeci. W końcu nie wytrzymałam. Po kolejnym zablokowaniu moich pomysłów emocje wzięły górę. Zaczęłam głośno płakać, zabrakło mi oddechu, upadłabym, gdybym nie oparła się o ścianę. Dostałam napadu lękowego, byłam w katastrofalnym stanie” — opisywała kuratorka.
Przez to, jak była traktowana w pracy, wylądowała na zwolnieniu od psychiatry. Powrót do pracy nie był łatwy — już w pierwszych dniach Krawczyk dostała od Potockiej naganę za krytyczne komentarze w mediach społecznościowych. Chwilę później Lidia Krawczyk straciła pracę przy wystawie, którą miała nadzorować.
„Zrobiła ze mnie asystentkę mojej stażystki, kazała podpisać klauzulę zakazującą mówienia o warunkach pracy. W końcu wyrzuciła mnie z pracy, w pierwszej fali pandemii koronawirusa” – opowiadała „GW”.
W sprawie zwolnienia Masza Potocka wezwała ją do kawiarni. Krawczyk musiała odczytywać treść wypowiedzenia na głos.
„Poszłam do inspekcji pracy, doradzili, bym poszła do sądu. 20 dni się do tego zbierałam. No bo jak to — pozwać mój Bunkier?!” – mówiła Lidia Krawczyk w „GW”.
W końcu jednak złożyła pozew. Do sądu pracy zaskarżyła swoje zwolnienie, a Potockiej zarzuciła mobbing. Cztery lata później, w lipcu 2024 sąd uznał, że kuratorkę zwolniono niezgodnie z prawem, a Potocka dopuściła się mobbingu.
Autorzy listu w obronie Maszy Potockiej zauważają wyrok w sprawie mobbingu. Piszą jednak, że jest to „wyrok sądu pierwszej instancji, wobec którego nie dano jej szans obrony, bo jako świadek nie mogła się odwołać. Miasto i dyrektorka Bunkra Sztuki odmówili złożenia odwołania”.
Faktycznie, Potocka w sprawie miała status świadka. Była w trakcie procesu przesłuchiwana.
Tak działa polskie prawo, za mobbing nie pozywa się konkretnej osoby, a zakład pracy. Dlatego też odszkodowanie – 4,2 tys. zł – musiał wypłacić Bunkier Sztuki, a nie Masza Potocka.
To również Bunkrowi – nie Potockiej – przysługiwało prawo odwołania się od wyroku. Odwołania nie złożono, a Potocka dalej pracowała jako dyrektorka MOCAK-u. Bunkrem nie kieruje od lutego 2024, kiedy drogą konkursu wybrano nową dyrektorkę.
Urząd miasta, pod który podlegają obie te instytucje, początkowo informował, że nie ma możliwości zwolnienia Maszy pomimo wyroku. Mobbingu dopuściła się przecież w Bunkrze Sztuki, a tam już nie pracuje — argumentował magistrat.
Potocka z urzędem miasta przez lata miała świetne układy. Była przez poprzedniego prezydenta Jacka Majchrowskiego uważana za osobę od zadań specjalnych. Przed wyborami samorządowymi zdążył podpisać z nią siedmioletnią umowę na kierowanie MOCAK-iem.
Po odwołaniu jej ze stanowiska przez Aleksandra Miszalskiego, Majchrowski wciąż stoi za nią murem. Jego nazwisko widnieje pod listem poparcia, który 7 października ukazał się w „Wyborczej”.
Dwa miesiące po opisaniu wyroku w sprawie Krawczyk, Angelika Pitoń opublikowała w „Wyborczej” kolejny reportaż o Maszy Potockiej – tym razem o mobbing oskarżali ją także pracownicy MOCAK-u. Do redakcji zgłosiło się w sumie 20 osób, które współpracowały z Potocką na różnych etapach jej kariery. Tylko trzy z nich zdecydowały się podać swoje nazwiska.
„Jednego roku poszłam na zaplanowany od dawna urlop. Kiedy wróciłam, na moim biurku czekało porozumienie zmieniające warunki umowy i degradację do roli szeregowej pracowniczki (byłam kierowniczką działu). Od zastępcy pani Potockiej usłyszałam tylko, że nie było między nami chemii. Żadnego merytorycznego uzasadnienia, żadnej rozmowy” – opowiadała jedna z bohaterek reportażu.
„Miała taką psinę, kundelka. Wszyscy oglądaliśmy proces zastraszania tego psa. Masza sama mówiła, że musi złamać mu charakter. Dziś myślę, że to było jej motto w ogóle – że nas też w pracy miała tak złamać, zdominować, podporządkować sobie” – mówiła Magda Ujma, krytyczka sztuki.
„Współpracowałam z Marią Potocką przez ponad siedem lat. Nie potrafiła nawet zapamiętać mojego imienia. Na początku mówiła o mnie »dziewczyna o owczych oczach«” – opowiadała „Wyborczej” Katarzyna Wincenciak, była kuratorka z MOCAK-u. Relacjonowała, że rozmowa z dyrektorką nigdy nie mogła być spontaniczna czy niezapowiedziana. Musiała być „audiencją”.
„Nigdy nie byliśmy pewni, czy dziś uda się nam wejść do gabinetu. Przychodziłam, siadałam i czekałam, aż pani dyrektor skończy swoją pracę. Często wydawała mi polecenia, nawet na mnie nie patrząc, tylko wgapiając się w komputer. Do dyrekcji było się wzywanym, a nie zapraszanym” – mówiła Wincenciak.
Jednej z pracownic Potocka powiedziała, że „pachnie ofiarą”. Inną nazwała „pierdoloną kuratorką”. Po zwolnieniu jednej z pracownic, ostentacyjnie wylała zrobioną przez nią kawę do śmietnika.
Co na to sama Potocka? W wywiadzie dla „GW” mówiła, że nie jest mobberką. Wyrok uważa za decyzję „młodej i niedoświadczonej sędzi”. „Osobiście mobbingu nie doświadczyłam – być może dlatego, że jestem z generacji nieco mniej delikatnej niż obecnie młodzi ludzie. Wydaje mi się, że mobbing pojawia się wtedy, kiedy w człowieku narasta trucizna wobec drugiego człowieka – pracownika lub pracodawcy. To trwa, daje o sobie znać w otwartej niechęci, złośliwości, być może nawet nienawiści” – powiedziała.
„Wyborcza” opublikowała również tekst, w którym kilkoro pracowników broni Maszy Potockiej. Mówią, że jest „trudna”, ale nie widzą w tym mobbingu. Tekst został opublikowany już po komunikacie prezydenta Miszalskiego o odwołaniu Potockiej.
"Cenię jej doświadczenie i wiedzę, ale nie widzę możliwości dalszej współpracy”
- napisał prezydent Krakowa na portalu X 2 października.
Później wyjaśniał: „Odbyłem z nią rozmowę, w której przedstawiłem swoje stanowisko, a mianowicie to, że nie wyobrażam sobie dalszej współpracy i proszę ją, żebyśmy polubownie tę sprawę załatwili — żeby od 1 stycznia pani dyrektor nie pełniła już swojej funkcji”.
Podkreślał też, że zgodnie z przepisami ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej lista podstaw uprawniających do zwolnienia dyrektora instytucji kultury jest bardzo wąska. Zaproponował Potockiej dwa rozwiązania: odejście za porozumieniem stron lub wypowiedzenie umowy (które może się skończyć w sądzie).
„Mam nadzieję, że tę sprawę załatwimy koncyliacyjne. Jeżeli nie, to będę zmuszony podjąć inne kroki. Moja decyzja w tej sprawie zapadła” – dodał.
6 października odbyła się w Warszawie gala wręczenia literackiej nagrody Nike. Potocka jest jedną z jurorek. Adam Michnik, redaktor naczelny „Wyborczej” podczas gali wymieniał wybitne postaci zasiadające przez lata w jury. Mówił o Marii Janion i Janie Błońskim, żeby w szeregu z nimi ustawić Maszę Potocką. Sala odpowiedziała niezręczną ciszą. Z tyłu słychać było pojedyncze oklaski. Masza Potocka po gali zrezygnowała z pracy w jury Nike.
Dzień później „Wyborcza” opublikowała list poparcia dla Maszy Potockiej z podpisami Krystyny Jandy, Andy Rottenbeg, Jacka Cygana, Jana Frycza, Krystiana Lupy i innych. Poza wymienianiem jej zasług i deprecjonowaniem wyroku w sprawie mobbingu, artyści i politycy stojący za Potocką piszą: „Kultura jest w Krakowie głównym bogactwem »naturalnym«. Pozbywanie się osób, które udowodniły swoją wartość i przydatność, szkodzi potencjałowi i wizerunkowi tego Miasta”.
„Treść listu była dla mnie zaskakująca” – komentuje Katarzyna Wincenciak. "Jest zupełnie oderwana od istoty sprawy – nie odnosi się do zarzutów mobbingu, a jedynie wymienia zasługi dyrektor Potockiej. Oczywiście nikt nie może zaprzeczyć, że dzięki jej staraniom powstał MOCAK ani że przekazała do niego swoją kolekcję, tworzoną przez lata. Jednak nie uważam, żeby te osiągnięcia usprawiedliwiały przemocowe zachowania wobec podwładnych.
W historii i kulturze mamy wiele przykładów osób, których dokonania, choć wybitne, są obciążone krzywdą wyrządzoną innym.
Na szczęście jako społeczeństwo dojrzeliśmy już do tego, by nie ignorować tej krzywdy. Głęboko wierzę, że tak będzie również w tym przypadku" – dodaje.
Wincenciak przyznaje jednak, że stara się zachować wobec tej akcji poparcia dystans. „Przypadek Bartosza Szydłowskiego pokazuje, że niektóre osoby mogły nie być w pełni świadome, że go podpisują, co w moich oczach dyskredytuje ten list” – mówi, odnosząc się do oświadczenia Szydłowskiego, dyrektora krakowskiego teatru Łaźnia Nowa, który poinformował, że jego nazwisko znalazło się pod listem, mimo że nie wyraził na to zgody.
„Dodatkowo, znamienne jest dla mnie ostatnie zdanie listu, w którym argumentuje się, że dyrektor Potocka nie powinna być odwołana, ponieważ wykazała się »przydatnością«. Była przydatna poprzedniej władzy Krakowa – czy to rzeczywiście zasługa?” – pyta retorycznie Katarzyna Wincenciak.
Artyści podpisani pod listem otwartym, odpowiadającym na słowa poparcia dla Potockiej, oceniają decyzję prezydenta Miszalskiego za słuszną. Piszą: „Dzięki trwającej od kilku lat dyskusji na temat przemocy mamy coraz więcej narzędzi, by rozumieć, czym jest przemoc i jak identyfikować jej mechanizmy. W społeczeństwie nie ma już takiego przyzwolenia na mobbing, jakie było jeszcze dekadę temu. To, że ktoś jest postacią zasłużoną dla kultury, nie oznacza, że ma prawo zachowywać się przemocowo i pogardliwie względem swoich podwładnych”.
Współpraca: Marcel Wandas
Publikujemy poniżej pełną treść listu, który jest swojego rodzaju odpowiedzią na wcześniejszy list poparcia dla Marii Potockiej.
Szanowni Państwo,
opublikowany 7 października 2024 przez „Gazetę Wyborczą” list uznanych ludzi kultury w obronie Marii Anny Potockiej wzbudził naszą konsternację i głęboki sprzeciw.
W sprawie mobbingu w podległej Miastu Kraków Galerii Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, pod ówczesną dyrekcją Marii Anny Potockiej, zapadł wyrok sądowy. Ponieważ żadna ze stron nie wniosła apelacji, wyrok jest prawomocny.
Dzięki trwającej od kilku lat dyskusji na temat przemocy mamy coraz więcej narzędzi, by rozumieć, czym jest przemoc i jak identyfikować jej mechanizmy. W społeczeństwie nie ma już takiego przyzwolenia na mobbing, jakie było jeszcze dekadę temu. To, że ktoś jest postacią zasłużoną dla kultury, nie oznacza, że ma prawo zachowywać się przemocowo i pogardliwie względem swoich podwładnych.
Jesteśmy zbulwersowani bagatelizowaniem prawomocnego wyroku niezawisłego sądu oraz listem poparcia ludzi kultury dla Marii Anny Potockiej. Wyrok został wydany na podstawie faktów, które ustalono w przebiegu rozprawy. Środowiskowe zależności nie mają i nigdy nie powinny mieć w tej kwestii żadnego znaczenia.
Decyzję Prezydenta Miasta Krakowa o odwołaniu ze stanowiska Marii Anny Potockiej uważamy za słuszną. Osoba, której przemocowe zachowanie doprowadziło do wydania wyroku sądowego przeciwko kierowanej przez nią instytucji, nie powinna dalej zarządzać ludźmi.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze