0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: zrzut ekranuzrzut ekranu

Hodowanie mięsa w laboratorium polega na pobraniu próbki mięśni i namnażaniu komórek w odpowiednich warunkach - poza organizmem zwierzęcia. Od kilku lat to już możliwe.

Wiele walorów smakowych mięsa pochodzi z tłuszczów, których w hodowanych włóknach mięśniowych nie ma. Trzeba je zatem do takiego “mięsa z próbówki” dodać. Potem jeszcze trzeba sprawić, by całość fakturą przypominała na przykład stek lub mięso mielone.

To właśnie ten etap jest stosunkowo skomplikowany.

Pierwsza porcja tak wyhodowanego w 2013 mięsa kosztowała, bagatela, ponad 300 tysięcy dolarów. Pomysł przyciągnął jednak inwestorów - i miliardy dolarów. Dziś na świecie jest wiele firm, które takie „etyczne mięso” już produkują (Wikipedia wylicza ich kilkadziesiąt) lub się do tego przymierzają.

Przeczytaj także:

Jest też dużo taniej

Z końcem 2021 roku jedna z firm, Future Meat, wyliczała, że hodowane przez nią „piersi z kurczaka” kosztują 7,70 dolara za funt (czyli 453 gramy). Niestety to mniej więcej 15 dolarów, czyli ponad 60 złotych, za kilogram. Nadal dwa do trzech razy drożej niż mięso z hodowli przemysłowych (i o połowę drożej niż z hodowli ekologicznych).

Szkoda, bo wołowy stek albo pierś z kurczaka pochodzące z komórkowych hodowli oszczędziłyby cierpienia setkom milionów zwierząt. Mniej obciążałyby też środowisko - hodowla zwierząt nie ma wiele wspólnego z ekologią i troską o zasoby naturalne. Tanie mięso z hodowli przemysłowych bardzo szkodzi planecie.

Produkcja mięsa w laboratorium (według deklaracji Future Meat) wytwarza o 80 procent mniej gazów cieplarnianych, wykorzystuje o 96 procent mniej wody i zajmuje o 99 procent mniej powierzchni niż hodowle drobiu.

I nawet jeśli to optymistyczne przesłania z gatunku public relations, to niezbyt przesadzone. Szacunki ekspertów są co do rzędów wielkości podobne.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Mielony z mamuta. Ale czy rzeczywiście?

We wtorek 28 marca w amsterdamskim muzeum nauki australijska firma Vow zaprezentowała klops… z mamuta. Nie można go było skosztować, jedynie obejrzeć pod szkłem. Klops powstał tylko jako demonstracja technologii.

Czy rzeczywiście to mięso z mamuta?

Klops z tego mięsa stworzono wprowadzając mamucie geny do DNA najbliżej spokrewnionego z nim zwierzęcia - słonia afrykańskiego. Nie jest więc to mięso pochodzące bezpośrednio od wymarłego giganta.

Skoro klopsa z mamuta nie można było zjeść, po co go stworzono? Po to, by pokazać, że można tworzyć mięso bez zwierząt - mamuty wszakże wymarły 10-12 tysięcy lat temu.

Uprawy roślin i hodowla zwierząt są główną przyczyną utraty bioróżnorodności - 86 procent z około 28 tysięcy gatunków zagrożonych wymarciem jest zagrożonych właśnie przez rolnictwo. W świetle tego “mielony z mamuta” staje się symbolem – przecież mamuty wybiliśmy my, ludzie, właśnie z powodu naszego apetytu na mięso.

Czy to prawda?

Mięso bez szkodzenia zwierzętom, planecie i klimatowi. Mielony z mamuta wyprodukowała australijska firma

Sprawdziliśmy

Nie do końca prawda. Australijska firma wprowadziła geny mamuta do tkanki mięśniowej pobranej od słoni. Ale owszem, zawiera mamucie DNA. Mięso bez zwierząt jest już na świecie hodowane przez wiele firm.

Uważasz inaczej?

Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.

Od „mięsa z laboratorium” do „mięsa z fabryki”

Czy takie mięso hodowane ze zwierzęcych tkanek z laboratoriów trafi kiedyś do fabryk i sklepów na większą skalę?

Według analizy Good Food Institute produkcja przemysłowa może się opłacać już za kilka lat. W 2030 roku koszty produkcji mięsa ze zwierzęcych tkanek mogą być już porównywalne z kosztem hodowli i uboju.

W miarę rozwoju tej technologii takie „mięso z probówki” będzie prawdopodobnie tanieć. W następnej dekadzie, czyli po roku 2030, może być już tańsze od pochodzącego ze zwierząt z przemysłowych hodowli.

Można być więcej niż pewnym, że zirytuje to prawicę. Ba, we Włoszech już to się stało. Jak donosi BBC News włoski (prawicowy) rząd poparł projekt ustawy zakazującej produkcji mięsa oraz innej żywności w laboratoriach. Uzasadnia to „ochroną dziedzictwa kulturowego” i „ochroną zdrowia”.

To akurat demagogia, bo nikt nie zamierza zakazywać tradycyjnej hodowli i uboju. Nawet jeśli mięso z próbówek stanieje, konsumenci będą mieć przecież wybór. Dokładnie tak samo, jak w przypadku owadów. Nikt do ich jedzenia nikogo nie zmusza.

Od mięsa z fabryki może nie być odwrotu

Populacja świata niedawno przekroczyła osiem miliardów i w połowie stulecia ma dobić do dziewięciu. Na koniec stulecia na Ziemi żyć może nawet ponad 10 miliardów ludzi. Wszystkich trzeba będzie nakarmić.

Od żywności z laboratoriów nie ma prawdopodobnie odwrotu. Eksperci szacują, że przez najbliższe 40 lat będziemy musieli wyprodukować tyle jedzenia, ile wytworzyliśmy przez poprzednie 8 tysięcy lat.

Gdy takie mięso stanie się tańsze od hodowanego w tradycyjny sposób, będziemy mieć wybór - czy chcemy jeść drogie mięso z tradycyjnej hodowli i uboju, czy tańsze - za to wytworzone bez cierpienia zwierząt i bez szkody dla planety.

Na razie taki wybór mają tylko najbogatsi. I mieszkańcy Singapuru, gdzie w sklepach już są kawałki mięsa drobiowego (choć z dodatkiem białka roślinnego) hodowanego w laboratoriach.

Ciekawe, jak będziemy je nazywać. W języku angielskim przyjęła się nazwa “cultured meat”, od słowa “cultured” czyli z “hodowli tkankowej” (“culture”). Polskie “mięso z hodowli tkankowej” nie brzmi zbyt zgrabnie.

Może nasi Czytelnicy zgłoszą swoje propozycje.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Michał Rolecki
Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze