Kilkanaście procent lewicowych wyborców potrzebuje wiarygodnego szyldu, na który mogliby zagłosować. Jeśli blok lewicowy spełni zapowiedzi, w przyszłym parlamencie znajdzie się duża grupa nowych polityków, a opozycja może powalczyć o większość i rządy. Tworzący się blok to szansa dla Polski, opozycji i dla samej lewicy
Liderom lewicy zajrzało w oczy widmo politycznej śmierci - nieprzekroczenia progu wyborczego.
Na wejściu lewicowa koalicja jest więc koalicją strachu - przed politycznym niebytem.
To skutego tego, że Władysław Kosiniak-Kamysz zdecydował o budowie Koalicji Polskiej z dominującym PSL, a Grzegorz Schetyna - Koalicji Obywatelskiej. Trzy ugrupowania lewicowe - SLD, Razem i Wiosna - mają niewielkie szanse samodzielnie przekroczyć próg wyborczy. Razem może się to im udać. W Polsce jest bowiem prawie dwa miliony (kilkanaście procent) wyborców gotowych zagłosować na lewicą - o ile będzie ona wiarygodna (poniżej wyjaśniamy, skąd te liczby i procenty).
Nie jest jasne, czy lewica formalnie pójdzie koalicja, czy np. wystartuje z list jednego z ugrupowań. Na formułę koalicji naciska Wiosna, w SLD słyszymy: „Nikt niczego nie zdecydował". Dziś nie wiadomo też, czy do bloku dołączą Zieloni.
W lewicowym bloku jest też strach partnerów przed samymi sobą. Choć dziś liderzy lewicy uprawiają wobec siebie politykę miłości („Przyjaciele nasi z SLD” - mówił w środę 17 lipca Krzysztof Gawkowski z Wiosny, „bracia i siostry” mówi OKO.press o partii Razem Włodzimierz Czarzasty), obawy nie zniknęły.
Przy negocjacyjnym stole będą siedzieć politycy, którzy jeszcze kilka lat, a nawet miesięcy temu byli w innej partii lewicy (Biedroń, Piechna-Więckiewicz i Gawkowski byli w SLD). Emocji nie powinno zabraknąć.
Politycy nie muszą się jednak kochać. Ważne, żeby znali problemy konkretnych grup wyborców, umieli szukać rozwiązań i wykorzystywać szanse, które daje im los. A taką właśnie szansą jest nowa sytuacja na scenie politycznej stworzona przez decyzje Schetyny o samodzielnym starcie Koalicji Obywatelskiej i Kosiniaka-Kamysza o samodzielnym starcie PSL.
Podział na bloki według linii ideowych pozwala partiom zachować tożsamość, a obywatelkom i obywatelom daje realny wybór. „Pakiety” programowe, na jakie głosują wyborcy, stają się bardziej spójne. Spory - mogą dotyczyć kwestii programowych, bo różnice są wyraźne.
Ostry konflikt i polaryzacja sprzyjają PiS. Sprzyjają też opozycji, ale jak pokazały wybory europejskie, tylko do pewnego pułapu. Przed wyborami do PE partia Kaczyńskiego wychwytywała i wzmacniała wszystkie te tematy, które raniły jej wyborców i wywoływały efekt oblężonej twierdzy (Kościół, prawa osób LGBT+).
Pojawienie się lewicy łagodzi polaryzację. Zamiast jednego łatwego wroga, PiS będzie miał co najmniej dwóch przeciwników, będzie musiał prowadzić spór na wielu (nieoczywistych) frontach. Jest prawdopodobne, że temperatura sporu spadnie, a część wyborców PiS uzna, że skoro nie ma wojny, to albo nie muszą głosować (to nie najlepiej dla demokracji), albo mogą wziąć pod uwagę inne racje (nie tylko np. stosunek do Kościoła) i zagłosować na kogoś innego.
Jednocześnie blok, w którym nie trzeba „wyciszać” pewnych spraw, pozwala na szukanie nowych tematów, ważnych dla specyficznych grup wyborców. To np. kwestie mieszkaniowe. O ochronie zdrowia i edukacji będzie mówić również Koalicja Obywatelska, ale o braku mieszkań - nie albo ogólnikowo.
Lewica musi znaleźć inne tego typu problemy, które będą się z nią natychmiast kojarzyły. Na prawicy taką mobilizującą moc ma ograniczanie wolności w internecie.
Spójność sprawia, że tych samych sprawach można mówić różnym językiem, skierowanym do różnych grup.
Lewicowy blok daje też szansę na udział w wyborach wszystkim tym, którzy mają powody, by nie głosować na Platformę Obywatelską.
Podział na koalicyjne bloki może opozycji pomóc zyskać przewagę. Z pewnością nie przekreśla szans na wygraną z PiS.
Największe ryzyko dla opozycji to część partii startujących samodzielnie. W razie nieprzekroczenia progu głosy tych straceńców zasilają zwycięzców - a w obecnej sytuacji wzmacniałyby PiS.
Nawet podział na trzy bloki nie musi skazywać opozycji na porażkę. Jarosław Flis mówił Gazecie.pl, że "optymalnym scenariuszem przy takim układzie byłoby odtworzenie sytuacji z wyborów w 2007 roku, tyle że z PiS-em jako zwycięzcą. I tak Zjednoczona Prawica miałaby 41,5 proc. głosów, Platforma ok. 32 proc., blok lewicowy ok. 13 proc., a blok ludowo-konserwatywny ok. 9 proc. W takiej sytuacji to ludowcy decydowaliby o tym, kto stworzy rząd, bo trudno wyobrazić sobie koalicję PiS-u z Platformą, a już zwłaszcza z SLD".
W czwartek 18 lipca 2019 do polskiego języka politycznego wróciło słowo „lewica” pozbawione ponurego cienia postkomunistycznej przeszłości. Przez lata w Polsce nie udawało się zbudować nowoczesnej partii lewicowej.
W III RP, żegnającej się z PRL-em, skojarzenia z socjalizmem były jak pocałunek śmierci, bo natychmiast odsyłały do systemu radzieckiego. Piękna tradycja polskich socjalistów przedwojennych była kultywowana tylko przez nieliczne grupki zapaleńców.
Być może etap, gdy nowa lewica nie mogła się zakorzenić w polskiej polityce, mamy już za sobą.
Przystąpienie trzech partii do budowy lewicowego bloku wzbudziło duże zainteresowanie i mediów tradycyjnych, i społecznościowych. „Nie spodziewaliśmy się takiego entuzjazmu” - mówi nam polityk SLD. Partia wrzuciła do mediów społecznościowych grafikę łączącą kolorystykę czterech partii lewicowych:
Wszystkie trzy lewicowe ugrupowania wloką za sobą bagaż porażek. Każde zaliczyło też bolesne rozczarowanie zbyt optymistycznymi sondażami.
SLD, mimo całkiem postępowego programu, nie umie zbudować więzi z młodszymi wyborcami i polega na topniejącym elektoracie sprzed lat.
Wiosnę toczy kryzys po wyborach, które były dla niej twardym lądowaniem.
Razem, po względnym sukcesie z 2015 roku, nie potrafiło odnaleźć drogi do niewielkomiejskich wyborców, też ma za sobą historię wewnętrznych kryzysów i wizerunek „najmądrzejszego we wsi”, który krytykuje nawet sprzymierzeńców.
W dotychczasowych próbach budowania nowej lewicy negatywnym punktem odniesienia było SLD - jako partia, która wielokrotnie ideałom lewicy zaprzeczała. Dlatego obecność polityków SLD w nowo tworzonej koalicji może być balastem.
Ale może też otwierać możliwość tworzenia przekazu międzypokoleniowego. Czarne protesty i strajk kobiet pokazały siłę międzypokoleniowej solidarności. Co prawda, to właśnie konflikty pokoleniowe bywają dziś siłą napędową polityki (trwa globalny polityczny spór między millenialsami a baby boomersami - pierwsi oskarżają drugich o doprowadzenie do katastrofy klimatycznej).
Ale są też kontrprzykłady: w USA ręka w rękę idą 77-letni Bernie Sanders i 29-letnia Alexandria Ocasio-Cortez. Oczywiście, wiek jest w przypadku tych dwojga amerykańskich polityków tylko jednym z wymiarów, łączy ich głębokie przywiązanie do podobnych wartości.
W rozmowie z OKO.press Włodzimierz Czarzasty stwierdził, że to Wiosna i Razem muszą nadawać ton lewicowej koalicji. To by znaczyło, że SLD, które jest w tym bloku partnerem najsilniejszym organizacyjnie i finansowo, musi się posunąć. Jeśli lewica ma budować świat dla przyszłych pokoleń, to musi zacząć od siebie.
Dobrze skonstruowana lewicowa koalicja daje szansę na wprowadzenie do parlamentu całej grupy nowych polityków.
Trzeba przy tym pamiętać, że Koalicja Obywatelska będzie prawdopodobnie przekonywać do startu z jej list te same osoby, co lewica. Co znaczy, że skonstruowanie atrakcyjnych list nie będzie wcale takie łatwe, a różnice między dwoma blokami mogą się dzięki wyrazistym kandydatkom i kandydatom zacierać.
Wszystko to są oczywiście szanse, nie pewniki. Można je zmarnować, można wykorzystać. Ale jest na czym budować. Do wzięcia są prawie dwa miliony głosów.
O jak liczny elektorat walczą lewicowe partie? Po wyborach europejskich policzyli to w OKO.press Bartosz Kocejko i Jakub Szymczak.
Jeśli zdefiniujmy lewicę w Polsce jako „wszystkie partie na lewo od PO”, wówczas łączny wynik lewicy w ostatnich latach wygląda tak:
Co to oznacza w praktyce w najbliższych wyborach? Załóżmy, że frekwencja będzie niezwykle wysoka, tak jak przewiduje wielu obserwatorów. Niech to będzie 60 proc. Ostatnio frekwencja na zbliżonym poziomie była w przypadku referendum akcesyjnego do UE w 2003 roku - 58,85 proc. oraz w wyborach prezydenckich w 2000 roku - 61,12 proc.
Załóżmy też, że część lewicowych wyborców poprze postępowych kandydatów na listach Koalicji Obywatelskiej, czyli lewica nie sięgnie po swoją maksymalną pulę. Przyjmijmy, że na lewicową koalicję zagłosuje mniej osób niż na lewicę w wyborach europejskich, ale więcej niż w samorządowych, czyli ok. 1,5 mln osób.
Przy liczbie uprawnionych do głosowania 30 mln 200 tys.
otrzymujemy 8,28 proc. głosów oddanych na lewicową listę.
To wyliczenie obarczone sporym błędem, bo niewiadomych jest wiele: np. frekwencja może być niższa (co byłoby hipotetycznie dla lewicy korzystne), ale do KO może odpłynąć jeszcze więcej wyborców.
Przy frekwencji 50 proc. (czyli o 4,3 pkt proc. wyższej niż wyborach do PE) półtora miliona lewicowych głosów przełożyłoby się na niemal 10 proc. głosów (9,93).
Sondażowe poparcie dla lewicowej koalicji jest wyższe niż wskazuje powyższe sumowanie głosów. OKO.press sprawdza szanse lewicowej koalicji od 2018 roku. Najwyższy wynik miała ona w naszym sondażu przeprowadzonym przez IPSOS w sierpniu 2018 roku: hipotetyczna koalicja w pełnym składzie (SLD+Biedroń+Razem+IP+Zieloni+ruchy miejskie i kobiece) uzyskała 16 proc. poparcia.
W kwietniu 2018 lewicowa koalicja, ale bez Partii Razem (bo deklarowała, że nie pójdzie z SLD), uzyskała 14 proc. poparcia, a w styczniu 2018 – taka sama, ale bez SLD (bo deklarował, że idzie w szerokiej koalicji na czele z PO) – 11 proc.
W niedawnym sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” koalicja Wiosna+SLD+Razem miała 12 proc. (KO - ale w wariancie z PSL - 31,3 proc.).
Poparcie dla lewicowej koalicji wynosi więc od 8 do kilkunastu procent. W zależności od kampanii (własnej i innych) oraz frekwencji, lewica może podbić wynik lub poprzestać na kilkuprocentowym minimum. Jedno jest pewne: obecność lewicy w przyszłym parlamencie jest na wyciągnięcie ręki.
Opozycja
Wybory
Robert Biedroń
Włodzimierz Czarzasty
Adrian Zandberg
Partia Razem
Sojusz Lewicy Demokratycznej
Wiosna
koalicja lewicowa
lewica
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze