Młody migrant opowiada, jak polska Straż Graniczna chciała go wyrzucić na mróz, a przedtem wymusiła oświadczenie, że jest pełnoletni. SG opowiada o dezinformacji. Ale dokumenty pokazują, że kłamie. Aktywiści: to modus operandi strażników granicznych
Kilka dni temu pisaliśmy o nastoletnim Sudańczyku – Abdulrahmanie, który samotnie pokonał granicę. Aktywiści znaleźli go w lesie w fatalnym stanie – hipotermii II stopnia. Stopy przymarzły mu do butów, tracił świadomość, koordynację ruchów, potrafił tylko leżeć. Szpital w Sokółce błyskawicznie – według rzecznik podlaskiej Straży Granicznej – po 3-3,5 h wypisał go, uznając za zdrowego.
Dwójka lekarzy potwierdziła nam, że niemożliwe jest, by tak szybko wyciągnąć człowieka w II stopniu hipotermii.
Ale to dopiero początek dziwnych wydarzeń, które przydarzyły się Abdulowi w Polsce.
W szpitalu natychmiast przejęła go Straż Graniczna. Trafił do strażnicy w Kuźnicy. Aktywiści z Fundacji Ocalenie – jego pełnomocnicy prawni – nie byli do niego dopuszczani między 19 a 21 listopada. Ani w sobotę, ani w niedzielę, ani w poniedziałek. Bali się, że chłopaka spotka go push-back na mróz.
W dokumentach pełnomocnictw, które im Abdul podpisał, czytamy, że urodził się w 2006 roku – czyli, że ma 16 lat.
A wobec osoby niepełnoletniej stosuje się inne procedury – trudniej na niej dokonać push-backu, choć mimo tego polscy pogranicznicy robili to już wielokrotnie.
SG skierowało więc chłopaka na badanie kości nadgarstka – prześwietlenie ma pomóc w określeniu wieku kostnego człowieka. Badanie przeprowadził Dziecięcy Szpital Kliniczny w Białymstoku. „Wynika z niego, że ma on powyżej 18 lat. To badanie daje 100 proc. pewność” – przekonuje rzecznik podlaskiego oddziału SG mjr Katarzyna Zdanowicz.
Zupełnie co innego słyszymy od eksperta w tej dziedzinie, prof. Ewy Małeckiej-Tendera, endokrynolożki ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. „To nie jest metoda do dokładnego wyznaczania wieku człowieka. Badanie pokazuje, czy ktoś przestał już rosnąć, co zazwyczaj zmienia się w wieku ok. 16 lat. Ale każdy ma swoje tempo dojrzewania – niektórzy przestają rosnąć już w wieku 10 lat. Możliwe jest, że ktoś w wieku 16 lat ma wiek kostny już powyżej 18 lat. Zwłaszcza u południowych nacji, które dojrzewają szybciej i wcześniej przestają rosnąć” – zaznacza prof. Małecka-Tendera.
Przypomnijmy – Abdul jest Sudańczykiem.
Według ekspertki, na podstawie tego badania wiek można określić tylko w przybliżeniu i z dużym prawdopodobieństwem, ale na pewno nie na 100 procentowym.
„Od lat kwestionujemy te badania kości nadgarstka, bo zgodnie ze współczesnym stanem wiedzy medycznej, nie jest ono w stanie dokładnie określić wieku migrantów” – mówi Marta Górczyńska, prawniczka zajmują się ochroną praw osób migrujących w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Na dowód podsyła link do oświadczenia Europejskiego Stowarzyszenia Radiologów Pediatrycznych. Czytamy w nim m.in. „Wszystkie badania pokazują, że dokładnego wieku chronologicznego nie można określić na podstawie wieku kostnego danej osoby. Nie można określić, czy dana osoba ma więcej niż 18 lat na podstawie wieku kostnego ręki/nadgarstka”. Z 95 proc.prawdopodobieństwem można ustalić dzięki temu badaniu wiek, ale w przedziale... 4-6 lat.
„Europejskie Towarzystwo Radiologii Dziecięcej (ESPR) nie może zalecać stosowania wieku kostnego (oszacowanego za pomocą atlasu GP) jako narzędzia do określania wieku chronologicznego” – czytamy.
Dopytujemy więc mjr Zdanowicz, na jakiej podstawie uważa, że badanie kości nadgarstka umożliwia w 100 proc. określenie wieku młodego człowieka. Ta nie podaje źródła. Twierdzi, że do ustalenia wieku obliguje SG prawo – art. 397 ustawy o cudzoziemcach. A badanie ma tylko ustalić, czy ktoś ma więcej niż 18 lat i mają je stosować „wszystkie” kraje.
„W nowoczesnych państwach nie uznaje się tych badań za wyznaczających wiek migrantów” – zaprzecza Górczyńska.
Rzeczniczka podlaskiej SG twierdzi też, że Abdul funkcjonariuszom podawał kilka dat urodzin. Rzekomo miał podać luty 2002 roku – czyli, że ma 20 lat.
Tymczasem młody migrant, jak tylko wreszcie spotkał się z pełnomocnikami, powiedział im, że został zmuszony do zawyżenia swojego wieku. „Po badaniu kości funkcjonariusze SG powiedzieli mu, że ma podać datę urodzenia taką, by miał 20 albo 21 lat. Inaczej go wyrzucą na Białoruś. Zmyślił ją więc” – opowiada Joanna Grzymała-Moszczyńska, aktywistka Ocalenia, którą dopuszczono do niego dopiero 23 listopada.
Z dokumentów (dalej opisane) wiemy, że działo się to dokładnie tego dnia, kiedy Abdulrahmana wyciągano w szpitalu z hipotermii II stopnia. Chłopak musiał być więc nadal co najmniej wycieńczony.
Zapytaliśmy rzeczniczkę podlaskiego oddziału SG, czy i dlaczego ich funkcjonariusze to zrobili. „Sugerowanie takich rzeczy jest skandaliczne” – odpisała mjr Zdanowicz.
Abdulrahman nadal utrzymuje, że ma 16 lat i stara się ściągnąć kopię swojego paszportu. Nie wiadomo, co stało się z jego dokumentami, ale te bardzo często są zabierane migrantom przez Białorusinów.
Funkcjonariusze SG w Kuźnicy kilka razy, od soboty do poniedziałku – nie pozwolili pełnomocnikom na spotkanie z Abdulem, co łamie prawa migrantów. Strażnicy odsyłali wolontariuszy do rzeczniczki prasowej SG.
Po co?
Pytamy mjr Zdanowicz, czy kontakt z pełnomocnikami prawnymi migrantów leży w jej zakresie obowiązków. Zaprzeczyła. I obiecała się dowiedzieć, czemu do niej odsyłano. Następnego dnia zmieniła wersję: „Zdarza się, że rozmawiam z różnym osobami, niekoniecznie dziennikarzami, i staram się im pomóc w rozwiązaniu ich problemu”.
„Pełnomocnictwo do organu wpłynęło dopiero 21 listopada” – twierdzi mjr Zdanowicz.
„Nieprawda! Wysłaliśmy je ePUAPem 19 listopada, a 20 listopada jeszcze przekazaliśmy funkcjonariuszce w Kuźnicy wersję papierową” – mówi Klaudia Snochowska-Gonzalez, wolontariuszka Fundacji Ocalenie.
Na dowód wysyła nam screen potwierdzenia tzw UPP – Urzędowe Poświadczenie Przedłożenia. Faktycznie – zostało wysłane 19 listopada o 20:06 i 42 sek.
Rzecznik Zdanowicz przedstawia kolejne tłumaczenie: w sobotę i niedzielę „osoby podające się za pełnomocników (sic! – red.), gdy kontaktowały się z placówką, to nie były z tym mężczyzną prowadzone żadne czynności administracyjne”.
„Nieprawda” – znów mówią aktywiści.
I przesyłają nam część dokumentów, jakie skopiowali sobie już od Abdula.
Czwartego dnia, w którym pełnomocnicy nie zostali dopuszczeni do Abdula, tj. 22 listopada wieczorem, wyjaśniło się, czemu tak się działo. Rzecznik Zdanowicz poinformowała OKO.press, że Abdulrahman „nie chciał złożyć wniosku o udzielenie ochrony. Wszczęto postępowanie zobowiązaniowe i wydano decyzje zobowiązująca do powrotu do kraju pochodzenia. Zrzekł się prawa do wniesienia odwołania co powoduje, że decyzja stała się ostateczna”.
Innymi słowy w czasie, gdy był odcięty od pełnomocników prawnych, podpisał na swoją niekorzyść kilka dokumentów.
„On nie zna nawet swoich praw, nie było przy nim nikogo, kto mógłby mu wytłumaczyć co może, a czego nie. Od tego właśnie są pełnomocnicy prawni” – podkreśla Kalina Czwarnóg z Fundacji Ocalenie.
23 listopada Abdulrahman opisał wolontariuszce Ocalenia, co się wydarzyło. „Chciałem złożyć wniosek o pomoc międzynarodową, ale strażnicy mi powiedzieli, że nie mogę w placówce, a dopiero w ośrodku”.
„Okłamali go!” – komentuje Joanna Grzymała-Moszczyńska, która z nim wtedy rozmawiała.
„Podpisałem wiele dokumentów, a tylko część z nich była po arabsku. Nawet w tych nie wszystko rozumiałem” – mówił Abdul.
„Ten człowiek był wtedy w fatalnym stanie, tego dnia przeszedł hipotermię II stopnia, w dodatku to tylko nastolatek – jak miał to wszystko zrozumieć?” – pyta Grzymała-Moszczyńska.
To mijanie się z prawdą przez SG jest o tyle interesujące, że gdy historia Abdula została zauważona w social mediach, na Twitterze podlaskiej SG pojawił się wpis, który miał obalać informacje podane przez Fundację Ocalenie o fatalnej sytuacji tego migranta. Wpis zaczynał się od hasztagu... #StopDezinformacji.
Czy takie traktowanie migrantów ze strony SG to standard?
„My kilka razy już mieliśmy podobne sytuacje – okłamywali lub oszukiwali nam migranta. To zależy też od placówki. Dwa dni temu mieliśmy kolejnego Sudańczyka, który trafił do innej placówki SG. I tam przeprowadzono wszystkie czynności zgodnie z prawem, nas dopuszczano” – opisuje Kalina Czwarnóg.
Aktywiści podejrzewają, że te działania SG wobec Abdula i jego pełnomocników mogą też być spowodowane tym, że aby uchronić uchodźcę przed push-backiem, Ocalenie poprosiło media o interwencję w tej sprawie. To nie spodobało się strażnikom – autor niniejszego tekstu, gdy jako dziennikarz dzwonił do placówki SG w Kuźnicy, słyszał trzaskanie telefonem.
Małgorzatę Jaźwińską, mecenas Stowarzyszenia Interwencji Prawnej nie dziwi to, co przydarzyło się Abdulowi ze strony Straży Granicznej. Twierdzi, że takie praktyki ze strony pograniczników są częste. „Co najmniej od 2017 roku, gdy w Terespolu, na przejściu granicznym adwokaci nie zostali dopuszczeni do ludzi, którzy chcieli złożyć wnioski o azyl. O takich praktykach piszą i mówią NGOsy i adwokaci”.
Zaznacza, że te odmowy kontaktu nie mają podstawy prawnej i prowadzą do wymuszania podpisywania dokumentów, których cudzoziemcy nie chcą podpisać, albo których nie rozumieją. „Funkcjonariusze SG są w tym bezkarni” – dodaje pani mecenas.
„Regularnie spotykamy się z tym, że na białorusko-polskiej nie dopuszcza się pełnomocników do czynności z cudzoziemcem, ten dostaje dokumenty do podpisu bez tłumacza, nie wie, co one znaczą. Czasem funkcjonariusze podsuwają im do podpisu zgodę na deportację i mówią, że to wniosek o azyl” – mówi Marta Górczyńska, prawniczka z HFPC.
Aktywiści zapowiadają dalszą walkę o to, by Abdulrahman nie został deportowany po tym, jak podpisał dokumenty, których znaczenia nie rozumiał. „Można je zakwestionować, bo cudzoziemiec nie miał dostępu do pełnomocnika, był w trudnej sytuacji i nie wiadomo, czy miał dostęp do dokumentów w języku zrozumiałym dla niego. Zatem czy świadomie podjął decyzję, czy też został wprowadzony w błąd, a podpisanie dokumentów nie zostało na nim wymuszone” – wylicza Marta Górczyńska.
Abdulrahman chce złożyć wniosek o ochronę międzynarodową w ośrodku dla cudzoziemców w Białymstoku, gdzie obecnie przebywa.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze