0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Dr Anna Słowikowska: „Każde uratowane życie cieszy w sposób nieprawdopodobny. Trzeba powtarzać, że nie ma kobiet za młodych na zawał”.

Pacjentka: „O tym wywiadzie z panią powinno się trąbić, krzyczeć, nagłaśniać, wszyscy powinni go przeczytać”.

Sławomir Zagórski*, dziennikarz medyczny OKO.press: „Dla takich chwil warto być dziennikarzem”.

Opis całego zdarzenia umieścila na swoim fanpage'u „Serce w dobrym stylu” dr Anna Słowikowska**.

Pacjentka do dr Słowikowskiej: „To był cud”

"Pani Doktor! To był prawdziwy cud!

Znajomy z pracy jakiś czas temu czytał wywiad z panią na temat chorób serca u kobiet. I tylko dlatego zadzwonił po pogotowie, które zabrało mnie prosto z pracy do szpitala.

Jemu i temu wywiadowi zawdzięczam życie. Jak pogotowie zawiozło mnie do szpitala, to na stole kardiologów inwazyjnych doszło do migotania komór. Miałam krytycznie zwężony pień lewej tętnicy wieńcowej. Moje życie wisiało na włosku.

O tym wywiadzie z panią powinno się trąbić, krzyczeć, nagłaśniać wszyscy powinni go przeczytać.

Czy pani wie, że jak zaczęło mnie boleć w klatce, to koleżanki zaczęły mi dawać jakieś tabletki na nerwy i pukały się w głowę, że szczupła 51-latka nie może mieć zawału serca.

Tylko że ja od dawna miałam bardzo wysoki cholesterol no i popalałam papierosy. Tego feralnego dnia po mało miłej rozmowie z szefową wypaliłam pięć sztuk pod rząd...".

Dr Słowikowska: „Nie ma kobiet za młodych na zawał”

Na FB dr Słowikowska napisała:"Moi Drodzy! Uwielbiam takie w sumie pozytywne historie. Każde uratowane życie cieszy w sposób nieprawdopodobny. A czy wiecie, że aby przeczytać ten wywiad, nie trzeba się już logować. Jeśli ktoś go jeszcze nie czytał, bardzo serdecznie zapraszam (i tu podała link do tekstu, który załączyliśmy poniżej).

Dodaje w wypowiedzi dla OKO.press: „Chociaż nieco więcej kobiet niż mężczyzn umiera z powodu chorób sercowo-naczyniowych – o tym mówią twarde dane – to stereotypy, że za każdy ból w klatce piersiowej kobiety, zwłaszcza młodej, odpowiadają emocje, są tak utrwalone, że bywają letalnym doradcą. Jeśli jeden artykuł może przyczynić się do uratowania chociaż jednej osoby, to warto je pisać i publikować”.

I doradza: "Jeśli nawet wydaje ci się, że twoja koleżanka z pracy czy znajoma jest za młoda na chorobę wieńcową czy zawał, a czuje się źle, to nie zwlekaj z wezwaniem pomocy.

Bóle w klatce piersiowej wymagają profesjonalnej diagnostyki".

Dr n. med. Anna Słowikowska, kardiolożka, specjalistka chorób wewnętrznych, związana z Kliniką Kardiochirurgii WUM, współpracuje z Instytutem Biocybernetyki PAN. Autorka książki „Serce w dobrym stylu. Jak świadomie zarządzać swoim zdrowiem”. Należy do Kardiologicznych Towarzystw Naukowych: Polskiego, Europejskiego oraz Amerykańskiego. Za zwiększanie świadomości zdrowotnej nagrodzona w 2022 roku w konkursie Zdrowa Przyszłość – Inspiracje.

Komentarz Sławomira Zagórskiego: „Są takie radosne sygnały”

„Dla takich chwil warto być dziennikarzem naukowym/medycznym. Od czasu do czasu dostaję takie radosne sygnały, że tekst komuś pomógł rozpoznać chorobę, podjąć leczenie, czy choćby zmienić dietę. Pamiętam jak jeszcze w »Wyborczej« zgłosiłem się do szefostwa z bardzo nietypową sprawą, żeby opublikować pisemną deklarację potencjalnych dawców szpiku w Fundacji Urszuli Jaworskiej. Nikt jeszcze nie mówił w mediach o tym dawstwie. To były czasy przedinternetowe, więc deklarację wydrukowaliśmy w gazecie. Zadzwoniła Jaworska, że dostali około tysiąca takich wyciętych z »Gazety Wyborczej« deklaracji. To oznaczało, że dzięki nam uratowano dwie osoby, bo ze statystyk wynikało, że mniej więcej co pięćsetna deklaracja kończy się pobraniem szpiku”.

*Sławomir Zagórski zrobił doktorat z biologii na Uniwersytecie Warszawskim, uczył biologii m.in. studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam i kierował działem nauki. Wypromował wielu dziennikarzy naukowych. W Ambasadzie RP w Waszyngtonie zajmował się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press od końca 2018 roku napisał 320 tekstów o ochronie zdrowia, chorobach, epidemii COVID-19, problemach personelu medycznego. Obok wywiadów i analiz sporo z nich miało charakter interwencyjny.

Spełniamy życzenie uratowanej pacjentki i przypominamy wywiad Sławomira Zagórskiego z dr Anną Słowikowską:

Kobiety, dbajcie o swoje serca! Kardiolożka o tym, jak uchronić się przed chorobami serca i naczyń

Na choroby sercowo-naczyniowe umiera w Europie, w tym także w Polsce, więcej kobiet niż mężczyzn. Powiedzcie każdej kobiecie, której możecie, że choroby serca i naczyń to nie jest wyłącznie męski problem – apeluje dr Anna Słowikowska

Sławomir Zagórski, OKO.press: To prawda, że kobiety chorują na serce inaczej niż mężczyźni?

Dr Anna Słowikowska, kardiolożka**: Panuje powszechne przekonanie, że choroby serca i naczyń omijają kobiety, że serce kobiety jest niezniszczalne. Jeśli coś złego dzieje się w klatce piersiowej mężczyzny, to znaczy, że sprawa jest poważna i wymaga pilnej diagnostyki. A u kobiety najprawdopodobniej chodzi o emocje.

Gdy rozmawiam ze studentami, przypominamy sobie film „Nad Niemnem” na podstawie powieści Orzeszkowej, gdzie kobiety dostawały globusa [chodzi o wywoływany czynnikami emocjonalnymi Globus histericus], ale gdy tylko powachlowały się chusteczką czy wachlarzem, zaraz im przechodziło.

Trzeba jednak pamiętać, że powieść „Nad Niemnem” została wydana w 1888 roku, tj. 22 lata przed skonstruowaniem pierwszego urządzenia do zapisywania elektrycznej pracy serca, czyli EKG. Dlatego Orzeszkowa nie mogła zbyt wiele wiedzieć o chorobach serca i naczyń. Ale ten stereotyp histeryzujących dam mocno utrwalił się w świadomości społecznej.

Wracając do twojego pytania, kobiety rzeczywiście rzadziej odczuwają typowy silny ból zamostkowy, który jest powszechnie znanym objawem choroby wieńcowej. U części kobiet symptomy mogą być łagodniejsze. Mam na myśli uczucie zmęczenia, dyskomfortu w klatce piersiowej, „zatykania” podczas chodzenia.

Kobiety bardzo często te objawy bagatelizują. A nawet gdy ból jest wyraźny, zwykle nie zakładają, że to może być objaw choroby wieńcowej.

Przeczytaj także:

Tymczasem publikacje i statystyki mówią coś zupełnie innego. Schorzenia układu sercowo-naczyniowego, których główną składową są choroby spowodowane miażdżycą, zabijają rocznie ponad 4 mln Europejczyków. W tym ok. 2,2 mln kobiet i 1,8 mln mężczyzn. Jak widzisz, na serce i choroby naczyń umiera w Europie, w tym także w Polsce, więcej kobiet niż mężczyzn.

W miażdżycy obowiązuje równouprawnienie

Czy to nie dlatego, że kobiety generalnie żyją dłużej?

Przyczyny są różne. Przytaczam te liczby głównie po to, by podkreślić, że miażdżyca to nie jest męska choroba. Że obowiązuje tu całkowite równouprawnienie.

Dlaczego więc wciąż się nam wydaje, że to przede wszystkim mężczyźni są ofiarami zawałów, udarów? Pewnie dlatego, że mężczyźni zapadają na chorobę wieńcową statystycznie rzecz biorąc ok. 10 lat wcześniej niż kobiety. Nie chronią ich estrogeny. Tymczasem kobiety – przynajmniej do pewnego wieku – mogą liczyć na ich protekcyjne działanie.

Myślałem, że powiesz, że mężczyźni umierają wcześniej, bo piją, palą, nie dbają o siebie.

To też. Jednak fizjologia do pewnego momentu chroni kobiety. Ale po okresie przekwitania to już nie obowiązuje i dlatego kobiety powinny być czujne w tym względzie.

Stereotypowo wydaje się też, że kobiety znacznie częściej przestrzegają medycznych zaleceń. Niestety, tak się nie dzieje.

Kobiety niechętnie korzystają z rehabilitacji kardiologicznej, nawet po zawale serca.

Powód jest trywialny – to one są opiekunkami, zwłaszcza gdy przechodzą na emeryturę. Mają na głowie męża lub partnera, wnuki, schorowanego teścia czy teściową i nie mogą się zająć sobą. W efekcie narażone są na tzw. wtórne incydenty sercowo-naczyniowe, czyli np. na kolejny zawał.

Pierwszy zawał

Na co kobiety powinny zwrócić uwagę, by nie doszło do tego pierwszego zawału? Co powinno je zaniepokoić?

Jak wspomniałam, choroba wieńcowa ma różne oblicza.

Gdy rozmawiam z kobietami po zawałach serca, w pierwszym momencie mówią, że nie było żadnych wczesnych symptomów. Ale jak zaczynam dopytywać, to zawsze okazuje się, że organizm jednak dawał znać, że coś jest nie tak. Tylko ani pacjentka, ani nikt z jej otoczenia nie odczytał tych sygnałów.

Na przykład podczas robienia zakupów kobieta musiała się zatrzymywać z powodu osłabienia, uczucia „zatykania” w klatce piersiowej. Tego typu dolegliwości zazwyczaj zrzuca się na karb zmęczenia lub zmian hormonalnych w okresie okołomenopauzalnym, a mało kto łączy je z chorobą wieńcową.

Co robić, aby nie doszło do zawału? Zgłosić z takimi objawami do lekarza, w pierwszej kolejności do rodzinnego lub kardiologa, a jeśli objawy są uporczywe lub nagłe, to nawet na SOR.

Co robić, aby minimalizować ryzyko miażdżycowej choroby tętnic wieńcowych?

Niezwykle ważna jest kontrola ciśnienia krwi. Nadciśnienie nie boli, tymczasem nieleczone prowadzi do choroby wieńcowej, ale też do niewydolności serca i udarów mózgu. Lecząc nadciśnienie minimalizujemy więc ryzyko innych schorzeń.

Kolejna sprawa – zaburzenia lipidowe, czyli zbyt wysoki poziom cholesterolu frakcji LDL i trójglicerydów.

Zawał serca to bezpośredni skutek pęknięcia blaszki miażdżycowej w tętnicy wieńcowej i zatkania jej światła. Pęknięta blaszka to sygnał dla płytek krwi, że „należy się tam gromadzić”, aby „zreperować” uszkodzenie i w ten sposób dochodzi do zablokowania przepływu krwi. W efekcie pewien obszar serca przestaje być zaopatrywany w tlen oraz substancje odżywcze i obumiera, chyba że chory dostanie się w porę w ręce kardiolożki lub kardiologa inwazyjnego, który udrożni zatkaną tętnicę.

Od dawna mamy skuteczne leki, które obniżają poziom lipidów we krwi, a – co najważniejsze – leki te mają dodatkowe korzystne działania. Statyny, bo o nich mowa, stabilizują utworzone już blaszki, czyli zapobiegają ich pękaniu. Niestety, w Polsce i nie tylko u nas ludzie boją się statyn i nie chcą ich przyjmować.

Postępują tak również osoby po zawale. Prof. Tomasz Hryniewiecki, konsultant krajowy w dziedzinie kardiologii, ostatnio poinformował, że zaledwie ok. 10 proc. pacjentów po zawale serca jest leczona w sposób odpowiedni w zakresie zaburzeń lipidowych. 10 proc.!

To jest proszenie się o kolejny zawał czy udar mózgu.

Codziennie spotykam się z niechęcią do statyn. Część osób nawet je wykupuje, ale ich nie zażywa.

Niedawno rozmawiałam z pacjentką, która miała bardzo wysokie stężenie cholesterolu i nigdy nie chciała się z tego powodu leczyć, ponieważ przeczytała w różnych niemedycznych źródłach, że leki „na cholesterol” to samo zło. No i doszło do zawału serca.

Powiedziała mi z wyrzutem, że lekarze powinni bardziej docierać do świadomości pacjentów i gdyby ona usłyszała kilka dosadnych słów o swoich pseudonaukowych teoriach, uniknęłaby zawału. Ale przynajmniej teraz nie będzie już eksperymentować, bo wie jak trudny był powrót do zdrowia.

W szpitalu dobrze leczymy zawały

Uważasz, że Polska jest niechlubnym wyjątkiem, jeśli chodzi o niską świadomość zdrowotną w zakresie chorób serca, a już zwłaszcza u kobiet?

Nie tylko my mamy z tym problem. Amerykańskie Towarzystwo Kardiologiczne od 2004 roku realizuje projekt, który nazywa się „Go Red for Woman”. Jego celem jest zwiększenie świadomości kobiet na temat zdrowia serca i tym samym poprawienie ich sytuacji zdrowotnej.

Amerykańskie kardiolożki i kardiolodzy mówią tak:

  • poznaj wartości swojego cholesterolu i ciśnienia;
  • jeśli masz nadwagę albo otyłość, pomyśl o aktywności fizycznej, o swoim odżywianiu, bo nikt tego nie zrobi za ciebie;
  • przyjmij do wiadomości, że jedna na trzy kobiety ginie z powodu chorób sercowo-naczyniowych;
  • zacznij mieć wpływ na zdrowe wybory żywieniowe w swojej rodzinie;
  • powiedz każdej kobiecie, której możesz, że kobiety chorują na choroby układu sercowo-naczyniowego, że to nie jest wyłącznie męski problem.

Symbolem inicjatywy „Go Red for Woman” jest czerwona sukienka.

W Polsce doszło do podobnych inicjatyw?

Są pojedyncze. Bardzo cenne, ale specjalnie o nich nie słychać, a szkoda.

W jakim wieku Polki najczęściej dostają pierwszego zawału?

Przeciętnie po 65. roku życia. Co nie znaczy, że zawał nie może zdarzyć się wcześniej. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzą liczne czynniki ryzyka, w tym przede wszystkim palenie papierosów.

Na szczęście większość kobiet ten pierwszy zawał przeżywa?

Rzeczywiście my dziś świetnie potrafimy leczyć zawał w szpitalu. Na oddziale kardiologii inwazyjnej udrażnia się zatkaną tętnicę wieńcową. Ten rodzaj opieki jest w Polsce dobrze zorganizowany.

To, z czym nie umiemy sobie poradzić, to nagłe zgony poza szpitalem.

Jeżeli pierwszym symptomem zawału serca jest np. groźne zaburzenie rytmu w nocy takie jak migotanie komór, de facto nie mamy szans. Wcześniej nic się nie działo, kobieta była zdrowa i nagle umiera.

Dlatego tak ważne jest leczenie leczenie zaburzeń lipidowych, cukrzycy, otyłości, nadciśnienia. Czyli zapobieganie miażdżycy, minimalizowanie ryzyka pękania blaszki miażdżycowej i zawału serca. Znacznie lepiej zapobiegać niż leczyć.

Jak często zdarzają się takie nagłe zgony sercowe?

Śmiertelność przedszpitalna w zawałach z tzw. uniesieniem załamka T, czyli takim, w którym dochodzi do całkowitego zamknięcia tętnicy wieńcowej, wynosi ponad 30 proc. Podkreślam – 30 proc. Tyle osób nie dojeżdża do szpitala i ginie.

Bez Ciebie? Dwa tygodnie sam?

Ci pacjenci, których daje się uratować, powinni się poddać rehabilitacji. Tyle, że – jak mówiłaś – wiele kobiet na nią nie dociera.

Kobiety często przekonują swoich mężów czy partnerów, że warto z tego skorzystać. A tymczasem same wielokrotnie z rehabilitacji kardiologicznej rezygnują, bo nie mają czasu albo widzą przerażony wzrok partnera, który mówi: „Bez ciebie? 2-3 tygodnie sam?”.

Jak taka rehabilitacja wygląda i gdzie się powinna odbywać?

Może się odbywać zarówno w warunkach ambulatoryjnych jak i stacjonarnych, tj. w szpitalu. W Polsce wprowadzono bardzo dobry program „KOS-zawał”, czyli koordynowana opieka po zawale serca.

To kompleksowy program, w którym nie chodzi tylko o ćwiczenia na bieżni czy rowerze stacjonarnym. To ćwiczenia z odpowiednim obciążeniem, zindywidualizowane, dopasowane do stanu danej osoby i schorzeń współistniejących. Do tego konsultacje z psychologiem, z dietetykiem i – oczywiście – z kardiologiem.

To świetny czas na wdrożenie zdrowszych nawyków, ale też zrozumienie sensu leczenia innych schorzeń, takich jak cukrzyca czy otyłość. Rehabilitacja de facto często decyduje o dalszym losie kobiety. Pacjentki mogą się spotkać w swoim gronie i zobaczyć, że nie są w tym same. Przekonać się, że powinny zadbać o siebie. Bo jeśli zadbają o siebie, zadbają również o tych, których kochają.

Na rehabilitację w ramach programu „KOS-zawał” wcale nie tak łatwo się dostać. Nie wszystkie szpitale go prowadzą.

To prawda. Na Śląsku bierze w nim udział 60 proc. szpitali, a na Mazowszu zaledwie 10 proc. Mam nadzieję, że to się będzie z czasem zmieniać na lepsze.

Zysk z udziału w programie jest ewidentny. Różne analizy dotyczące korzyści z udziału w programie „KOS-Zawał” jednoznacznie wskazują, że redukuje on śmiertelność. A śmiertelność w grupie chorych po zawale serca sięga 8-9 proc., natomiast wśród osób zakwalifikowanych do programu „KOS-Zawał” ten wskaźnik spada do 5 proc.

Te groźne statyny

Wróćmy jeszcze na chwilę do statyn. Skąd tak wielki lęk przed tymi lekami? Przecież większość pacjentów w ogóle nie orientuje się czym są te leki. Czy ty nie przesadzasz z tą statynofobią?

Uwierz mi, to poważny problem. Rozmawiam w Warszawie z wykształconymi ludźmi, proponuję zażywanie statyn, oczywiście tylko wtedy, gdy istnieją do nich wskazania. Tłumaczę, dlaczego to robię, na co słyszę: „Dlaczego pani chce mi zrobić krzywdę?”.

Ludzie do tego stopnia boją się statyn, że np. odczuwają bóle mięśniowe [jeden z najczęstszych skutków niepożądanych] przyjmując w badaniach klinicznych placebo [substancję obojętną], a nie lek aktywny. Jest kilka publikacji na ten temat. Pacjenci nie wiedzieli, czy dostają lek, czy placebo i ci po placebo skarżyli się na bóle mięśni, a jak im go odstawiano, przestawało ich boleć.

To rzeczywiście prawda, że nie wszyscy pacjenci dobrze tolerują statyny. Jeśli kogoś bolą mięśnie czy odczuwają jakieś inne działania niepożądane, to się je odstawia. Mamy do dyspozycji inne leki.

Statyn nie przepisuje się młodym kobietom z podwyższonym stężeniem cholesterolu, które mogą zajść w ciążę.

To nie jest tak, że my lekarze, „wciskamy” statyny wszystkim jak leci. Natomiast wszystkim mówimy o zdrowym stylu życia.

A propos stylu życia. Wspomniałaś o papierosach, które jednak pali bardzo dużo kobiet w Polsce.

To prawdziwa plaga. W Polsce dokonała się pozytywna zmiana, polegająca na tym, że bardzo wiele osób, zwłaszcza starszych, przestało palić. Ale widzi się wciąż dużo młodych palących kobiet, co nieuchronnie odbija się na ich sercu.

Papierosy są zabójcze dla całego organizmu. I ja bym bardzo chciała, żeby to wybrzmiało.

Papierosy są bardzo silnym czynnikiem promiażdżycowym, prokancerogennym, prozakrzepowym, jednym słowem ogólnoustrojową trucizną. Kobiety stosujące doustną antykoncepcję, która może stwarzać pewne ryzyko prozakrzepowe, absolutnie nie powinny palić, bo taka kombinacja to proszenie się o poważne kłopoty: zawał serca, zatorowość płucną czy udar mózgu.

Bardzo często przyjmuję młode kobiety, które skarżą się na zaburzenia rytmu serca i jak pytam, czy palą papierosy. Odpowiadają, że tak. „Ale jaki to ma związek? – pytają. „Pani przesadza”.

Jeżeli uda mi się przekonać kobietę, żeby rzuciła palenie, za parę tygodni przychodzi i mówi: „Dlaczego nie rzuciłam ich wcześniej?” Bo wszystkie zaburzenia rytmu ustąpiły, jak ręką odjął, wystarczyło przestać palić.

Zapominamy, że za zaopatrzenie komórek serca w krew odpowiadają nie tylko duże naczynia wieńcowe, ale ich rozgałęzienia, czyli tzw. sieć mikrokrążenia. Dym z papierosów, który się wchłania do organizmu, uszkadza śródbłonek naczyniowy. Niszczy m.in. enzym odpowiadający za produkcję tlenku azotu. A bez tlenku azotu mikrokrążenie w sercu nie może prawidłowo funkcjonować. W efekcie dochodzi do lokalnego niedokrwienia mięśnia sercowego, co z kolei może prowadzić do zaburzeń rytmu serca i zawału czy wręcz śmierci.

Przyznam, że w swojej praktyce ambulatoryjnej niechętnie leczę osoby palące.

Uważam, że kardiolodzy powinni otwarcie mówić, że nie ma leczenia chorób serca i naczyń, jeżeli ktoś nie rzuci palenia.

Wystarczy masaż serca

Mówiłaś o zaburzeniach rytmu serca. W jakiś sposób się je odczuwa?

Pod słowem „arytmia” kryje się wiele rodzajów zaburzeń, tych łagodnych i tych groźnych.

Odczuwanie zaburzeń rytmu jest sprawą indywidualną. Niektórzy mówią, że czują jakby serce „się potykało”, „zamierało”, „przewracało w klatce piersiowej”. A niektórzy w ogóle nic nie czują, nawet gdy serce nie pracuje rytmicznie.

Warto przy okazji wspomnieć o ciekawej statystyce dotyczącej chorób serca u kobiet. Otóż według Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego kobiety doznające zatrzymania krążenia w przestrzeni publicznej, mają wyraźnie mniejsze szanse na skuteczną pomoc niż mężczyźni.

Powód? Udzielający pomocy obawiają się, że zostaną posądzeni o napaść na kobietę.

Amerykanie prowadzą dziś sporo akcji uświadamiających ten temat. Teoretycznie wszyscy wiemy, że jeżeli dochodzi do zatrzymania krążenia i nasza pompa, czyli serce, nie działa, mózg nie dostaje tlenu i cały organizm umiera. Dlatego nie wolno opóźniać tej pomocy. Czas to mózg!

Ludzie mają jednak opory, ale dotyczą one głównie sztucznej wentylacji metodą „usta-usta”. Tymczasem naprawdę wystarczy zewnętrzny masaż serca, czyli rytmiczne uciskanie mostka. Idealnie, gdy w pobliżu znajduje się defibrylator i można go użyć.

Choć w przypadku ratowania kobiet, w grę wchodzi jeszcze czynnik dotykania ich piersi w trakcie masażu, co może stwarzać pewne opory.

Jakiś czas temu opisałam na blogu historię pewnego małżeństwa. Żona wysłała męża na kurs pierwszej pomocy mówiąc, że może kiedyś się to komuś przyda. Parę lat później to właśnie u niej doszło do zatrzymania czynności serca i mąż ją reanimował. Przyjechał lekarz i powiedział: „Proszę pana, ja tu już nie mam nic do roboty, bo to pan uratował życie żonie”. Później okazało się, że kobieta miała wadę serca i została zoperowana.

Mąż twierdził, że gdyby nie kurs, nie wiedziałby, jak się zachować.

A w czasie kursu cały czas słyszał, że najgorsze co w takiej sytuacji można zrobić, to nic nie robić.

Młode kobiety też chorują

Rozmawiamy głównie o starszych kobietach. Młode kobiety też chorują na serce, a jeśli tak, to w jakich okolicznościach?

Nie lubię określenia starsze kobiety. Czy możemy przyjąć, że kobiety są młode lub bardzo młode?

Oczywiście, że bardzo młode kobiety też chorują na choroby sercowo-naczyniowe. Mogą np. chorować na nadciśnienie. I bardzo źle, jeżeli kobiety w ciąży bagatelizują leczenie nadciśnienia. Zdarza się, że padają łupem medialnych fake newsów, że w ciąży nie wolno stosować żadnych leków.

Akurat lekarze, jeśli chodzi o stosowanie leków w ciąży, są bardzo, bardzo ostrożni i stosują wyłącznie te leki, które są bezpieczne dla rozwijającego się płodu. Niezastosowanie się do tego leczenia może mieć natomiast groźne konsekwencje.

Miałam pacjentkę, która nie leczyła nadciśnienia w ciąży i tuż po urodzeniu dziecka doszło u niej do rozwarstwienia aorty. To bezpośredni stan zagrożenia życia. Skończyło się pilną operacją kardiochirurgiczną, wymianą aorty na protezę. A można było tego uniknąć.

Inną chorobą, której nie można bagatelizować, jest kardiomiopatia okołoporodowa. Objawiać się może np. osłabieniem, gorszą tolerancją wysiłku, bólami w klatce piersiowej, zaburzeniami rytmu serca. Kobiety w połogu mają prawo czuć się zmęczone, koncentrują się na opiece nad dzieckiem. Ostatni miesiąc ciąży też nie jest łatwy, wiele objawów można zrzucić na zaawansowaną ciążę.

Nie do końca znamy patomechanizm kardiomiopatii okołoporodowej. Ważne są tu predyspozycje genetyczne i różnice etniczne. Bo np. choroba ta występuje bardzo rzadko w Japonii, a często na Haiti. Może mieć przebieg łagodny, ale też bardzo burzliwy, wręcz wymagający wspomagania lewej komory za pomocą specjalnej pompy. Czasem konieczna jest nawet transplantacja. Na szczęście nie jest to bardzo częste schorzenie, ale ponieważ się zdarza, powinniśmy być na nie wyczuleni.

Przy okazji opowiem ci jeszcze o rzadkiej chorobie serca występującej częściej u kobiet niż mężczyzn. Chodzi o tzw. kardiomiopatię tako-tsubo. Dochodzi do niej najczęściej pod wpływem silnych emocji. Po raz pierwszy opisali ją w 1990 roku Japończycy.

Kardiomiopatia tako-tsubo imituje zawał serca. Okazuje się, że mniej więcej 1-2 proc. osób przyjmowanych do szpitala z typowymi objawy zawału nie ma żadnych zmian w tętnicach wieńcowych, natomiast są zmiany w EKG. Obserwuje się też nieprawidłową kurczliwość lewej komory serca.

Rujnujący przekaz

Kobiety częściej chorują na tako-tsubo, bo są bardziej emocjonalne?

Nie używałabym tego argumentu. Kardiomiopatia tako-tsubo zdarza się także w efekcie bardzo dużego wysiłku. Opisano np. przypadek tej choroby u 38-kobiety, u której do zaburzeń doszło po 2-godzinnej, wyjątkowo intensywnej zumbie.

Statystycznie tako-tsubo występuje częściej u kobiet, które skończyły 55. rok życia. Ale zdarzają się też epizody u mężczyzn. Czytałam o mężczyźnie, który zachorował po przegranym meczu drużyny, której od lat kibicował.

Na koniec muszę jeszcze powiedzieć o innym, znacznie częstszym, a niestety również bagatelizowanym schorzeniu, które dotyka zarówno kobiet jak i mężczyzn.

Mam na myśli zapalenie mięśnia sercowego. Może być ono konsekwencją niedoleczonej infekcji. Czyli kobieta z wysoką gorączką, która bardzo źle się czuje, bierze leki i ma być tak jak w reklamie. „Jesteś chora, łyknij leki i za pół godziny będziesz już sprawna. Możesz nawet grać w koszykówkę”.

A to rujnujący przekaz.

Organizm, który walczy z infekcją, wymaga, żeby wziąć leki i przez kilka dni zostać w domu. Bo najlepszym sposobem zwalczania infekcji wirusowej jest unikanie wysiłku fizycznego. Jeżeli się do tego nie stosujemy, narażamy swój mięsień sercowy na zapalenie. A to może mieć już groźne konsekwencje, nawet w postaci ciężkiej niewydolności serca, wymagającej mechanicznego wspomagania lewej komory lub wręcz transplantacji serca.

Mówię o tym, bo zbliża się jesień, będziemy częściej łapać infekcje dróg oddechowych. Pamiętajmy więc przy okazji o swoim sercu. To drogocenna pompa, która ciężko pracuje i musi nam wystarczyć na całe życie.

I mam przesłanie dla panów. Pamiętajcie, kobiety też mają serca!

Wywiad ukazał się w cyklu OKO.press „NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY”, o którym piszemy, że "Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom pożywienie dla myśli – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Sławomir Zagórski
Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze