Premier dużego europejskiego kraju opowiada zaniepokojonym rodakom, że władza postara się zapewnić im bezpieczeństwo i poda 37 mln dawek w kilka tygodni. Nie wiadomo, skąd je weźmie i jakim cudem punkty szczepień mogłyby pracować 7-11 razy szybciej
Gdyby ktoś uwierzył Mateuszowi Morawieckiemu, poczułby ogromną ulgę. Premier zapowiedział, że może nastąpić takie przyspieszenie szczepień, że w ciągu 5-8 tygodni (!) zaszczepimy tyle Polek i Polaków, że osiągniemy "odporność zbiorową".
Zanim pokażemy, jak dalece Morawiecki fantazjuje, spójrzmy na liczby z sobotniego raportu ministerstwa zdrowia.
27 marca przyniósł zatrważające informacje, przede wszystkim kolejne rekordy respiratorów zajętych przez chorych na COVID-19 (2 833, dobowy skok o 97) i covidowych łóżek (28 574, 795 więcej niż w piątek).
Policzyliśmy, że jeśli obecne tempo wzrostu przypadków krytycznych utrzyma się przez 10 dni, to 7 kwietnia będziemy potrzebowali ok. 3,5 tys. respiratorów, czyli tyle, ile wg deklaracji rządu mamy do dyspozycji (3 554).
A wiadomo, że ta statystyka nie odpowiada realnej sytuacji w poszczególnych miejscach. W wielu szpitalach brakuje też personelu do obsługi respiratorów.
Podobnie z łóżkami covidowymi: w tym tempie za 12 dni zajęte zostaną wszystkie, które są do dyspozycji. Dyrektorka szpitala w Kłobucku skarży się "Wyborczej", że na 20 miejsc covidowych ma... 25 pacjentów.
Niebezpiecznie rośnie średnia tygodniowa nowych zakażeń (w sobotę 31 757) i zgonów (kolejne 448 osób). Aż o 20 tys. w ciągu doby zwiększyła się liczba osób na kwarantannie (481 tys.), a liczba aktywnych przypadków wykrytych przez dziurawy system testowania zbliża się do 400 tys. i goni rekord II listopadowej fali (zobacz - wykresy na końcu tekstu).
Jesteśmy - jako społeczeństwo - zmęczeni epidemią i odczuwamy lęk, że to się "nigdy nie skończy". W sondażu Ipsos dla OKO.press, na pytanie, jak długo potrwa epidemia, 26 proc. wybrało odpowiedź "kilka lat", a najwięcej - 30 proc. - "zostanie już z nami na zawsze".
W tej sytuacji szczególnie ważna staje się odpowiedzialna i wiarygodna informacja ze strony rządzących, bez straszenia, ale też bez rozbudzania nierealistycznych nadziei.
Mateusz Morawiecki złamał te zasady w piątek. Aż trudno uwierzyć, że premier dużego europejskiego państwa poważnie zagrożonego epidemią, może wygadywać takie rzeczy. W dodatku Morawiecki jako wieloletni "bankster" powinien mieć większy szacunek dla liczb. Nie od dziś jest jednak inaczej.
W piątek 26 marca premier wizytował Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu, gdzie odbywają się szczepienia przeciwko COVID-19. Chwalił personel (słusznie), a potem wypalił (cała wypowiedź na tym wideo):
Gdybyśmy tylko mieli dawki, to możemy szczepić 5 razy więcej osób niż dziś i w ciągu miesiąca - dwóch zaszczepić wystarczającą część populacji, by osiągnąć odporność zbiorową. Dążymy, by w najbliższych 5-8 tygodniach uzyskać [tak] wysoki poziom...
Na podbicie swojej zdumiewającej zapowiedzi premier dodał, że "już wiem, że w najbliższych pięciu tygodniach dojedzie do nas około 7 milionów szczepionek, a może nawet trochę więcej".
Mogło to robić wrażenie, że premier operuje jakimiś wyliczeniami i są realne powody do hurraoptymistycznych zapowiedzi.
Według deklaracji rządu, aby uzyskać bezpieczeństwo zbiorowe należy zaszczepić 70 proc. dorosłej populacji. Takie same kryteria zaleca krajom członkowskim Komisja Europejska.
Przyjmijmy to za dobrą monetę, choć wielu epidemiologów podkreśla, że ten poziom powinien być większy - rzędu 70 proc. całej populacji, zwłaszcza, że nowa odmiana koronawirusa - brytyjski B.1.1.7. (już co najmniej 80 proc. zakażeń w Polsce) jest znacznie bardziej transmisyjna niż dotychczasowe warianty SARS-CoV-2.
Osób dorosłych do zaszczepienia (w tym cudzoziemców mieszkających u nas) jest ok. 30 mln 330 tys.
Przyjmując rządowe założenia, oznaczałoby to, że trzeba zaszczepić minimum 70 proc. z nich, czyli 21 mln 231 tys. osób, co oznacza 42 mln 460 tys. dawek.
Skoro podano już 5 mln 755 tys. szczepionek, do odporności zbiorowej brakuje jeszcze, bagatela, 36 mln 707 dawek.
Premier mówi, że można je podać w 5-8 tygodni, tj. do 30 kwietnia (5 tygodni) lub 21 maja (8 tygodni).
Spełnienie obietnicy premiera wymagałoby zatem:
Niestety, rząd nie podał jeszcze nowego harmonogramu szczepień. Na początku lutego ogłoszono, że w I kwartale wykonamy 5,5 mln zaszczepień, ale ten plan już został przekroczony dzięki dodatkowym preparatom AstraZeneki.
"Wierzę, że w II kwartale, a może nawet do końca maja, zakończymy szczepienie osób z etapu pierwszego" - mówił 23 marca 2021 pełnomocnik rządu ds. szczepień Michał Dworczyk, którego informacje z reguły są precyzyjne.
Władze nie podają, ile osób jest uprawnionych do szczepienia w etapie I, z naszych kalkulacji wynika, że aż 10,6-10,7 miliona osób, przy czym część w ramach szczepienia indywidualnego, a część zbiorowego. Tylko osób 60 plus jest dziś w Polsce aż 9 mln 710 tys. (choć prof. Andrzej Horban - główny doradca premiera ds. walki z epidemią twierdził, że "około 2 miliony").
Zakładając, że 70 proc. z nich ma dostać szczepionkę oznacza to, że łącznie potrzeba 14,9 mln dawek.
Przypomnijmy, że w etapie I szczepieni już byli, są i będą:
Ile szczepień osób z etapu I już wykonano? To akurat łatwo obliczyć, należy od sumy wykonanych 5,755 mln szczepień odjąć liczbę dawek, które dostali "medycy" w etapie 0.
Rzecz w tym, że nie ma wiarygodnych statystyk, ile osób z uprawnionych z ok. 1,050 mln "medyków" się zaszczepiło. Rządowe szacunki dotyczyły tylko grup lekarzy, dentystów i pielęgniarek i wahały się między... 49 a 94 proc.
Wiemy jednak, że do 25 stycznia, kiedy zaczęły się szczepienia seniorów z etapu I, wykonano 1,622 mln szczepień, co by oznaczało, że z "etapu 0" zaszczepiło się co najmniej 0,811 mln osób (czyli 77 proc.).
To by z kolei oznaczało, że z ogólnej liczby podanych 5 mln 755 tys. szczepionek, resztę, czyli ok. 4,1 mln szczepionek dostały osoby z etapu I: seniorzy, nauczyciele, służby mundurowe.
Pozostaje zatem do podania 14,9 mln dawek minus 4,1 mln czyli 10,8 mln dawek i tego dotyczą szacunki Dworczyka na "II kwartał, a może nawet do końca maja".
To liczba zasadniczo odmienna od 36,8 mln dawek obiecanych przez premiera w jeszcze krótszym czasie. Dworczyk jest bliżej rzeczywistości.
Jedna rzecz to dostępne dawki szczepionki (których nie będzie), druga - to wydolność systemu.
Gdyby zapowiedzi premiera miały się ziścić, musielibyśmy szczepić średniodziennie między 661 tys. a 1 o57 tys. Jak jest obecnie?
Jak widać, w ostatnich siedmiu dniach osiągnęliśmy poziom 96 tys. szczepień średnioodziennie. W tym tempie podanie 37 mln dawek potrwałoby 385 dni, a więc nie 5-8 tygodni, ale 55 tygodni, czyli 7-11 razy dłużej niż obiecuje premier.
Premier mówi, że "mówią mu", że można szczepić 5 razy szybciej, ale 5 razy to za mało, musieliby szczepić 7-11 razy szybciej.
Poza tym premier wizytuje nowoczesny prężny szpital, a szczepienia odbywają się w całej Polsce w 6 320 wg rządowej mapy z 27 marca: od kolosów szpitalnych (jak szpital MSWiA w Warszawie), po małe ambulatoria czy placówki lekarza rodzinnego.
Przeciętny punkt musiałby wykonywać między 105 a 167 szczepień dziennie. Lepiej to ująć tygodniowo: między 735 a 1 169 szczepień.
To nie jest możliwe.
Kiedy prowadzono nabór punktów wymagano początkowo 180 szczepień tygodniowo. Ze spodziewanych 8 tys. punktów zgłosiło się nieco ponad 1 000. Kolejne ponad 5 tys., zapisało się dopiero, gdy rząd w ostatniej chwili zrezygnował (w odniesieniu tylko do POZ) z tygodniowego minimum szczepień.
Tempo Morawieckiego oznaczałoby, że przeciętny punkt musiałby szczepić nie 180 ale 735, a nawet 1 169 dawek, czyli cztery razy/sześć i pół raza więcej niż wyśrubowane kryterium, które zniechęciło zgłaszających się.
W sobotę poinformowano, że w ostatniej dobie wykonano 153 461 szczepień, prawie o 70 tys. więcej niż tydzień wcześniej. Dzięki temu średnia krocząca ostatnich siedmiu dni po raz pierwszy przekroczyła 100 tys. szczepień.
Suma wykonanych szczepień (dawek) wynosi 5 755 551. Zaszczepionych zostało już 3,8 mln osób, w tym 2,0 mln dostało dwie dawki.
Nowe dobowe zakażenia, utrzymują się wciąż na poziomie ponad 30 tys., o 5,4 tys. więcej niż tydzień temu. Średnia tygodniowa rośnie do poziomu 26,3 tys., więcej niż maksymalna wielkość w II fali.
Liczba covidowych hospitalizacji rośnie "pionowo" i wynosi już 28,6 tys. W ostatnich 10 dniach skoczyła o prawie 7 tys.
W ostatniej dobie umarło 448 osób, o prawie 100 więcej niż podano w poprzednią sobotę. Średnia tygodniowa rośnie do 380 zgonów, i zapewne będzie rosła dalej jako konsekwencja coraz większej liczby wcześniejszych zakażeń i hospitalizacji.
Liczba aktywnych przypadków (kolor czerwony na wykresie poniżej) zbliża się do 400 tys. To już niewiele mniej niż maksymalny stan w listopadzie 2020 (440 tys.).
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze