0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AHMAD GHARABLI / AFPAHMAD GHARABLI / AFP

Rozmawiałam z Lajlą w kwietniu i maju 2023 roku. I teraz, po wybuchu wojny, krótko. Jest w tym tekście pęknięcie, bo tamten świat się zmienił przez wojnę, która wybuchła w październiku. Zaznaczam to pęknięcie datami.

„Chcecie utopić Żydów w morzu”

Lajla: Wiesz, ja obawiam się wyrażać moje zdanie.

Hanka Grupińska: Dlaczego, Lajla?

Z jednego powodu. Tutaj, w Izraelu, jest duża wrogość wobec Palestyńczyków. Słowo Palestyńczyk, Palestyna jest mocno obciążone – stało się słowem złym.

Jako Arabka, Palestynka, kobieta, muzułmanka w chuście na głowie jestem naznaczona, napiętnowana, niosę bodaj wszystkie możliwe w tym kraju stygmaty. Czuję, że przemoc, której doświadczam, oparta jest przede wszystkim na mojej etniczności.

Podasz przykład?

Często spotykam się z wrogością. Możliwe, że gdybym nie miała chusty na głowie, łatwiej bym się przemykała niezaczepiana. Ostatnio w autobusie usiadłam obok starszej kobiety, która najpierw zaczęła się rozpychać, a potem w dość ordynarny sposób kazała mi się przesiąść. Nie odpowiedziałam. I nie zmieniłam miejsca.

Rozumiem, że to cię bardzo dotyka ?

Czasem przyjaciele Żydzi mówią – Lajla, odpuść. To ludzka głupota. Więc im jest łatwo „odpuścić”, bo oni należą do uprzywilejowanych w tym kraju, a ja należę do niechcianej mniejszości. Wiem też, że jeśli wejdę w spór z Żydem, albo przeciwstawię się argumentami policjantowi, narażam swoje życie. Oni po swojej stronie mają prawo, często noszą broń. Ja mam… hidżab.

Czy zdarzyło ci się, że ktoś stanął w twojej obronie?

Nie, nie pamiętam takiej sytuacji. I nie dlatego, że nie ma tu przyzwoitych ludzi, raczej dlatego, że takie zdarzenia są na tyle częste, że ludzie przywykają. Tylko ja nie mogę przywyknąć.

Wiesz, pracuję w klinice medycznej w Tel Awiwie. I jestem tam jedyną Palestynką. Któregoś razu przyjęłam matkę z dzieckiem, dziewczynka miała 6 lat. Trochę byłam zakłopotana, kiedy mama zaczęła jej tłumaczyć, kim jestem i dlaczego mam chustę na głowie.

Dziewczynka pojęła, skojarzyła, i powiedziała do mnie: wy chcecie Żydów utopić w morzu!

Jej mama patrzyła na mnie bez słowa. Więc zaczęłam mówić do dziewczynki uspokajająco, ale w gardle miałam łzy upokorzenia.

Kiedyś byłam na parkingu z trójką moich dzieci. Samochód zajechał nam drogę. Machnęłam ręką do kierowcy, żeby jechał, a ja poczekam. – Jak śmiesz mnie poganiać?! Wy, Arabowie… jesteście śmieciem ludzkości… – wrzeszczał. Wiesz, nie chcę sobie tych słów przypominać. Słuchałam w osłupieniu, a moje dzieci wciskały się we mnie ze strachu. Wydusiłam z siebie: wstydź się! Wtedy on mnie popchnął. Wokół byli ludzie, ale nikt nie próbował uspokoić tego człowieka, nikt do mnie nie podszedł. Nie chciałam już nic mówić, tylko zniknąć stamtąd. Czułam się zastraszona, upokorzona i wściekła. Jemu za obrażanie Palestynki przecież nie grozi nic.

Pewnie w takiej sytuacji dwie reakcje są najczęstsze: strach i spuszczona głowa, albo mocny wzrok i uniesiona broda.

Kiedy przyjechałam do Izraela z Jordanii, zamieszkałam z moim mężem w arabskiej wiosce na północy. Szybko zaczęli mnie wszyscy uczyć, jakie jest moje, nasze, czyli Palestyńczyków, miejsce w Izraelu. Jesteśmy postrzegani jako gorsi, jesteśmy niemile widziani w kinie w Tel Awiwie, na plaży w Zichron, czy w kawiarni w Herczeliji. Więc nie miałam wyboru, wpasowałam się z trudem, bo przyjechałam z brodą podniesioną wysoko, ale opuściłam ją – dla dobra dzieci, rodziny, dla dobra wszystkich.

Ta palestyńska wioska w Izraelu była dla mnie ogromnym kulturowym szokiem. Ja wychowałam się w Kuwejcie, tam mieszkałam do 16 roku życia, a potem przenieśliśmy się do Ammanu – ogromnego miasta, w którym Arab jest obywatelem pierwszej kategorii. Studiowałam medycynę, miałam przyjaciół, z którymi chodziłam do kina, kawiarni – zawsze z podniesioną głową.

Przeczytaj także:

Mierzyłam się z obcością

Dlaczego nie wyszłaś za mąż w Jordanii? Dlaczego tu przyjechałaś?

Powiem ci – ja zawsze byłam dobrą, posłuszną córką, najlepszą córką wedle standardów ojca. A moi rodzice – kocham ich bardzo – nie liczyli się z tym, czego ich dzieci potrzebują. Ojciec to taki typ dyktatora, a matka jest mu całe życie powolna. W 1994 roku, kiedy porozumienia pokojowe zostały podpisane, Palestyńczycy z Izraela zaczęli podróżować do swoich krewnych w diasporze. Tak się poznaliśmy. On właśnie wrócił po studiach w Niemczech, ja kończyłam swoje studia medyczne w Ammanie. Jego matka była kuzynką mojego ojca. Poprosił o moją rękę trzy dni po naszym pierwszym spotkaniu. Ja przez dwa lata się opierałam, a on cały czas się przypominał i prosił. Mój ojciec chciał, żebym wyszła za mąż za kogoś z dobrej rodziny. W końcu przyjęłam to jako coś naturalnego, mimo, że ten człowiek zupełnie mi się nie podobał.

Więc dlaczego?!

Bo tak mnie wychowano, żebym zawsze mówiła: dobrze. Miałam zadowalać innych, przede wszystkim ojca. Ja się nie liczyłam dla siebie. Jak związałam się z nową rodziną i z tym krajem, trzy lata nie minęły, kiedy uświadomiłam sobie, że to był największy błąd mojego życia. Widzisz, byłam wychowywana w miłości do Palestyny i w takim wielkim poczuciu utraty. Najpierw Brytyjczycy nas oszukali, a potem syjoniści zrobili Nakbę. Więc z takim bagażem przyjechałam tu. Ale pełna dobrej woli.

Na początku lat 2000, to był czas drugiej intifady, ataki samobójcze zdarzały się często. A ja, młoda Palestynka z dobrego domu, gdzie wartości są jasno poukładane, lekarka z jordańskim dyplomem, mama dwójki dzieci, mierzyłam się z obcością często grubo podszytą wrogością.

Przez pierwsze lata w ogóle nie umiałam czytać ludzi. Hebrajskiego uczyłam się od męża i na ulicy. Chciałam rozumieć i przynależeć do świata, w którym żyję. Zawsze trzymałam się z daleka od sądów na temat polityki. A jednak – byłam obca i pokazywano mi to wielokrotnie. Po dwóch latach dostałam dokumenty izraelskie. I w końcu zaczęłam pracować w Kupat Cholim [kasa chorych]. Bardzo to lubiłam. Ale moje życie stawało się coraz trudniejsze do zniesienia, bo mąż źle mnie traktował. A rodzina i społeczność, w której mieszkaliśmy, także nie były wspierające. Ani moi rodzice ani moje rodzeństwo nie mogli tu przyjechać… Byłam okropnie sama.

Urodziłaś się w Kuwejcie?

Nie. Urodziłam się w Tulkarem. Przez przypadek. Moja mama przyjechała w 1974 roku na Zachodni Brzeg, żeby zabrać swoją mamę do Kuwejtu, gdzie mieszkali rodzice. Była w ciąży, sprawy się tu przedłużały i urodziła mnie w Tulkarem.

W Izraelu mieszkasz od 1999 roku.

Tak, i dopiero w 2003 roku dostałam czasowe prawo pobytu. Kilka miesięcy wcześniej weszło w życie prawo obywatelstwa i zamieszkania w Izraelu [2003 Citizenship and Entry into Israel Law] i ono nakazuje, by ludzie tacy jak ja, urodzeni na Zachodnim Brzegu, a zamieszkali po tej stronie granicy, każdego roku odnawiali prawo pobytu, każdego roku! I – oczywiście – rozumiesz sama, że nie jest to działanie automatyczne, z byle powodu można prawo pobytu utracić. A ja mam tu troje dzieci…

Przeszłaś długą drogę: od posłusznej córki, przez rolę cichej żony u boku przemocowego męża, do postawy odważnej i silnej kobiety palestyńskiej. Jak ta przemiana się dokonała?

To był wieloletni proces. Najpierw dzieci mnie zmieniały. Dla nich chciałam być silniejsza. I równolegle, kiedy już zaczęłam pracować jako lekarka, zaczęłam bardziej żyć problemami społeczności, dostrzegać rzeczy wokół. Uczyłam się hebrajskiego z mediów – to była też niezwykła lekcja na temat manipulacji odbiorcą. Składałam te odkrywane obrazy i wyciągałam wnioski – na temat samej siebie także. Najtrudniejsze było uwolnienie się od opresywnego męża. Trzymał mnie w szachu, szantażował, przecież mój pobyt w Izraelu był od niego zależny. Więc mógł mnie wykorzystywać na wszelkie możliwe sposoby i to czynił. Drżałam, żeby nie pozbawił mnie prawa pobytu w Izraelu, żebym nie straciła dzieci.

Każdego roku, w czerwcu, odnawiałam swoje dokumenty.

Szłam z mężem do urzędu, gdzie on musiał zaświadczyć, że jesteśmy małżeństwem i że ja jestem dobrą matką.

Muszę też odnawiać moją licencję medyczną, od 24 lat robię to każdego roku. Oczywiście, to ma swoje konsekwencje. Tymczasowy pobyt wyklucza możliwość stałego zatrudnienia, nie mogę zrobić specjalizacji, moje prawo jazdy musi być odnawiane co 6 miesięcy, nie mogę aplikować o żadne stypendia, nigdy nie dostanę kredytu, itd. To wszystko dzieje się w sytuacji, kiedy mieszkam tu od 24 lat, mówię po hebrajsku, jestem lekarką, pracuję i działam na rzecz mojej społeczności, moje dzieci się tu urodziły, wychowały, tu się kształcą.

Postanowiłaś się rozwieść.

Tak. Omar stosował różne formy przemocy. I nie odzywał się do mnie – tygodniami, miesiącami. Był taki okres milczenia, który trwał dwa lata. W końcu postanowiłam! To wywołało jego wściekłość – mścił się na mnie i utrudniał wszystko, co mógł. Wyrzucił mnie z domu i doniósł, że stosuję przemoc wobec dzieci. Przez trzy lata byłam ciągle wzywana na przesłuchania i póki to się nie skończyło, nie mogłam ich widzieć. Straciłam wszystko, co najważniejsze, chciałam umrzeć.

Ale wiesz co, dziś mogę powiedzieć, że te lata upokorzeń były dla mnie wielką lekcją siły. A kiedy przeniosłam się do Hajfy, wyszłam z takiej klaustrofobicznej bańki, w której byłam zawsze obcą i niechcianą. Lubię Hajfę, przypomina mi Amman. Jestem tu anonimowa, ale też mam wspaniałych przyjaciół – Palestyńczyków i Żydów.

Lajla, czy ty nie myślałaś, że wyjazd stąd mógłby się równać łatwiejszemu, lepszemu życiu ?

To pytanie zadają mi ludzie często. Przeprowadziłam się tutaj 24 lata temu. Czy myślisz, że powinnam wrócić do Ammanu, gdzie mieszkałam 8 lat? Moje życie jest tutaj. Ja tu wszystko znam, rozumiem, niezależnie od tego, jakie to trudne i ciężkie. To tutaj uzyskałam swoją niezależność. I tak naprawdę – dopiero niedawno. Ja przez lata walczyłam o kontakt z dziećmi, przez lata przeczekiwałam najgorsze. Wtedy zupełnie nie mogłabym wyjechać. A dziś, kiedy odzyskałam dzieci, bo są już dorosłe i same stanowią o sobie, nie chcę się z nimi rozdzielać. Tu jest nasze miejsce. Ja mam prawo tu być. Stąd są moi przodkowie, mieszkam tu od 24 lat, pracuję na rzecz tego społeczeństwa. No i jeszcze jedno: gdybym kiedykolwiek emigrowała, nigdy nie mogłabym tu wrócić.

Hidżab to znak mojej tożsamości

Jesteś Palestynką, muzułmanką, urodzoną w Tulkarem, wychowaną w Kuwejcie, wykształconą w Jordanii, mieszkasz w Hajfie. Poproszona o nazwanie własnej tożsamości, jakbyś odpowiedziała?

Wiesz, ja przede wszystkim jestem człowiekiem. Wiem, że to brzmi jak frazes. Ale to jest moje przekonanie – ja przede wszystkim jestem osobą ludzką. I to jest najważniejszy aspekt mojej tożsamości.

Czy jesteś izraelską Palestynką?

Nie. Zdecydowanie nie. Ja przecież ciągle jestem odrzucana przez Izrael z powodu mojej palestyńskości. I nawet jeśli po 24 latach mieszkania tutaj dostanę obywatelstwo, to uznam, że ono mi się zwyczajnie należy – jako Palestynce, mieszkającej w Hajfie. Tu jest mój dom.

Czy twoja religijność, twój hidżab wyrasta z tradycji, z przyzwyczajenia, czy jest wyborem?

Jest wyborem. Kiedy zaczął się walić mój świat z mężem, potrzebowałam wsparcia, potrzebowałam czegoś, co by mi wsparcie dawało. Założyłam hidżab w 2008 roku.

A teraz, kiedy znalazłaś swoją siłę?

Potrzebuję mojej religijnej tożsamości bardziej niż kiedykolwiek. Choć bez hidżabu byłoby pewnie łatwiej. Ludzie często do mnie mówią: taka jesteś niezależna, taka silna, hidżab cię ogranicza, wszyscy wokół myślą, że jesteś konserwatywna, żeby nie powiedzieć zacofana. A ja wtedy odpowiadam: to ludzie tak myślą, ale to nic nie znaczy o mnie. Ja jestem sobą i hidżab jest istotnym znakiem mojej tożsamości. Szukam ludzi, którzy akceptują mnie taką, jaką jestem, a nie taką, jaką woleliby mnie widzieć.

Czy jako Palestynka rozpoznajesz swoje państwo w Autonomii Palestyńskiej?

Autonomia Palestyńska to wielki błąd. Kiedy powstało to niby państwo, rozumienie okupacji całkowicie się zmieniło. Przed Oslo sytuacja była jednoznaczna. A teraz jest niby-palestyński rząd, który nie może nic czynić w sprawie palestyńskiej, jest potwornie skorumpowany i współpracuje z Izraelem. Więc z jednej strony od lat mówi się o normalizacji, a z drugiej to jest okupacja z podwójnym prześladowaniem. Arafat być może miał dobre intencje, ale był okropnym politykiem i wpadł w pułapkę. Zagrał rolę kukiełki w spektaklu, który został nazwany autonomią. Przecież tam nie ma żadnego decydowania o własnych sprawach, zero obywatelskich wolności.

Ramallah, stolica, to miasto zbudowane przez wieloryby z Tunezji, przez wielką świtę Arafata. I oni do dziś mają tam pełną władzę. Abbas, prezydent, jest stary i nie ma nic do zaproponowania ludziom. Jego syn żyje jak król.

Palestyńskie siły bezpieczeństwa to jest farsa. Po pierwsze są tak samo skorumpowani jak politycy, a po drugie są całkowicie zależni od izraelskiej władzy okupacyjnej.

Duże miasta to terytoria A, czyli pod władzą palestyńską. Ale to jest podział, którego się nie przestrzega. Jeśli Izraelczycy chcą wejść do Ramallah, Dżeninu czy Nablusu – to wchodzą! A policja palestyńska chowa się wtedy po kątach, żeby nie musieć nic nikomu tłumaczyć.

Gazańczycy i Gaza. Byłaś kiedyś w Gazie?

Nie. Z powodu moich tymczasowych dokumentów. Pracuję z medycznym NGO i wiele razy chciałam jechać do Gazy. Izraelczycy nie wydali zgody. Gaza to teren oblężony, ludzkie piekło. 70-80 procent mieszkańców stanowią uchodźcy z 1948 roku, ludzie wyrzuceni ze swoich domów. Nikt nie chce mieszkać w Gazie, każdy chciałby wydostać się, uciec, ale granice są szczelne. Nie dręczą ich punktami kontrolnymi i wojskiem izraelskim, ale oblężenie od niemal dwóch dekad sprawia, że Gazę nazywa się więzieniem na wolnym powietrzu albo więzieniem bez dachu.

Świat w Izraelu niby jakoś poukładany, a ludzie ciągle giną.

Tutaj jest wojna! Jedne zbrodnie są uzasadnione, wytłumaczone, a inne są oburzające i sprawców nazywa się terrorystami.

Więc wojsko izraelskie czyni to w prawie, a Palestyńczycy, którzy się bronią, nie podlegają temu samemu prawu.

A potem mamy Dzień Pamięci, wyją syreny, ludzie stają na baczność. Powinnam też to robić? Oddawać honory ludziom, którzy zginęli, zabijając moich braci? W Jom Haszoa [dzień pamięci zagłady] nie mam cienia wątpliwości, że chcę stać na baczność dla ofiar Zagłady.

Ta wojna trwa od 1948 roku. Każdy Palestyńczyk zabity przez wojsko jest nazywany terrorystą. A ja oglądam wiadomości i widzę moją koleżankę pielęgniarkę, która pochyla się nad zabitym starym ojcem. On na pewno nie był terrorystą, cokolwiek to słowo znaczy.

Czy ważna jest dla ciebie palestyńska flaga?

Nie wierzę w symbole. Ale my ich potrzebujemy. Nasza tożsamość jest nieustająco wymazywana. Więc flaga to narzędzie samoobrony. Przez nią pokazujemy, że istniejemy. Jak wiesz, nie możemy jej używać, flaga palestyńska w Izraelu jest zakazana. I znowu – zdaje się, że prawem niepisanym, ale skutecznym; na demonstracjach policja ją zawsze konfiskuje.

Jak być razem: Żydzi i Palestyńczycy?

Zwyczajnie. Jesteśmy różni, ale możemy traktować się z szacunkiem. To jest proste tak naprawdę. Ale żeby to uczynić musisz rozpoznawać we mnie inną, którą szanujesz. I nie wolno ci wymazywać mojej inności przy pomocy twojego prawa, które chroni tylko takich jak ty.

Kwiecień i maj 2023

***

Kochana Hanko, przepraszam cię bardzo, że nie odpowiadałam. Mam się źle, mam depresję. Wczoraj, po pracy, schowałam się w łóżku. Bardzo mi ciężko. I bardzo mi trudno z tym, że nie mogę wyrażać bólu. Więc od prawie miesiąca tak żyję – staram się dotrwać do końca dnia, a potem chowam się w moim małym mieszkaniu, głęboko pod kocem. Jestem całkowicie przytłoczona bezradnością i żałobą. Mam takie potworne uczucie, że zabrano mi moje człowieczeństwo, że zdehumanizowano nas – miliony ludzi. Bardzo bym chciała porozmawiać z tobą. Jestem ci wdzięczna za to, co robisz. Tak, porozmawiamy. Ale wiesz, proszę cię, ukryj moją tożsamość. Nie chcę, by ktoś uznał moje słowa za wrogie. Nie czuję się bezpieczna. Nie wiem, czy za kilka zdań, które się komuś nie spodobają, nie zapłacę wysokiej ceny. Jako Arabka, Palestynka mogę wiele stracić. Proszę, zrozum mnie. I wybacz. Porozmawiamy wkrótce.

Potępiam bierność świata

Cały Izrael jest pełen żałoby po ofiarach 7.10. A ty mi napisałaś, że dla ciebie trudną bardzo rzeczą w ostatnich tygodniach jest niemożność wyrażania bólu. Ta niemożność dotyczy Palestyńczyków, a rozpacz – tego, co dzieje się w Gazie.

Bo my, Palestyńczycy, nie jesteśmy ofiarami, my jesteśmy zawsze sprawcami. Gaza się tu nie liczy. Liczy się 7.10.

Kiedy to się stało, byłam w absolutnym szoku złości, wściekłości, oburzenia. Siedziałam z moją żydowską przyjaciółką, urągałyśmy i płakałyśmy obie. Po raz pierwszy wyszłam z domu 12.10. Było dużo ludzi na nadmorskiej promenadzie. Spacerowali. I ja też. W jakimś momencie zobaczyłam młodego chłopca, który uprawiał jogging, biegł w moją stronę. Kiedy mnie mijał, splunął na mnie. I pobiegł dalej. Okropnie, wstrętnie się czułam – upokorzona podwójnie: upokorzona przez jego zachowanie i świadoma, że nie mogę z tym nic zrobić. Gdybym zawołała za nim, że to haniebne, co zrobił, mógłby uczynić coś gorszego, mógłby mnie uderzyć. A przecież nie mogę liczyć, że ktoś stanie w mojej obronie. Racja jest teraz zawsze po jego stronie. To już nie jest tylko kwestia przywileju, to jest kwestia absolutnej racji w każdej sytuacji. A ja wiem, jakie jest moje miejsce w społeczeństwie. I drżę ze wstydu, upokorzenia i strachu.

Moja córka dostaje pogróżki od studentów. Kiedyś opublikowała na Fb fragment filmu o tym, co stało się w Tanturze w 1948 roku, filmu zrobionego przez Izraelczyka i pokazywanego publicznie od kilku lat. A teraz ten mały fragment, który upubliczniła Palestynka jest wystarczającym powodem, żeby ją zastraszać i prześladować. Moja córka jest na ostatnim roku architektury.

Czy wie, od kogo dostaje pogróżki?

Są różne organizacje studentów prawicowych ekstremistów, na przykład Kohelet. I oni piszą w mediach społecznych najróżniejsze przykrości, zablokowali ją na grupie studentów, grożą, że nie wpuszczą na kampus.

W zeszłym tygodniu widziałam w mediach starego człowieka, miał chyba ponad 90 lat. Założył swój stary mundur wojskowy, wziął broń i wyszedł na ulicę. Mówił do kamery, że nadszedł czas, żeby zabijać Arabów. Nie mam słów, Hanka.

Dziś rano [9.11.] aresztowano Samiego Abu Szehadeha, byłego posła do Knesetu i innych działaczy arabskiej partii Balad.

Pod jakimi zarzutami?

Chcieli zorganizować pokojową demonstrację przeciwko wojnie w Gazie. To miała być demonstracja Żydów i Palestyńczyków. W zeszłym tygodniu aresztowano wielu innych palestyńskich działaczy.

To, co się dzieje teraz nie ma żadnego związku ze sprawiedliwością, z prawem. Każdy Arab czuje się tak, jakbyśmy żyli w stanie wyjątkowym. Nikt tego nie zadekretował, a jednak wszyscy wiemy, że nie wolno nam mówić o Palestynie, o wojnie, o pokoju.

Czy słyszysz wspierające głosy Żydów? W mediach, w akcjach, ze strony przyjaciół, znajomych?

Wiesz, bardzo mi przykro to mówić, ale – nie. Czuję ich niechęć, czasem wręcz nienawiść. I słyszę, że to, co się stało 7.10, jest niewybaczalne. Media są przepełnione potępieniem Arabów, media uczą nienawiści. A ludzie tu żyją z telewizorem i wiadomościami. W zeszłym tygodniu opublikowany został list podpisany przez około 300 lekarzy, adresowany do IDF [Izraelskie Siły Obrony]. Sygnatariusze proszą IDF o atakowanie szpitali, skoro tam skryli się terroryści i zapewniają żołnierzy, że to jest działanie konieczne i uzasadnione.

Lekarze piszą do żołnierzy, że wolno im strzelać do cywilów.

Jak chcesz dalej żyć? Przeczekać? Wierzyć, że się odmieni?

Martwię się i o siebie, i o troje moich dzieci. Po raz pierwszy poważnie rozważam wyjazd. Nie wierzę, że się odmieni, w każdym razie nie szybko. Dziś byłam w Tel Awiwie. Wiesz, że tam też pracuję w klinice. I jestem jedyną Arabką. Okropny to był dzień. Czułam spojrzenia ludzi, czułam ich wrogość. Wielu pacjentów miało broń za pasem. A ja miałam w sercu niepewność i strach, mimo że nic złego nie zrobiłam. Ale jestem Arabką. Więc może naprawdę powinnam wyjechać. Moje dzieci są już dorosłe i one o sobie decydują. A ja i tak nie jestem w stanie ich ochronić. Tymczasem wiem na pewno, że okropnie żyje się w kraju, w którym nie o prawo idzie, a o przywilej, rację i siłę, które są zawsze po tej samej stronie.

To, co przed nami, obawiam się, będzie gorsze, niż to, co mamy teraz.

Tak czuję w sercu. Sposób bombardowania Gazy dowodzi, że niespecjalnie przejmują się zakładnikami. Kilka dni temu Al-Dżazira podała, że 60 zakładników zginęło w nalotach. Wygląda na to, że IDF realizuje politykę spalonej ziemi. Przede wszystkim chcą zemsty. Czy wiesz, że godzinę temu zbombardowali szpital dziecięcy?

I pewnie uzasadnienie jest takie, że pod szpitalem albo w szpitalu kryli się hamasowcy.

Załóżmy, że tak było. Że Hamas używa cywili jako żywe tarcze. To okrutne. Ale równie okrutne jest strzelanie do tych ludzi. Przecież to jest zabronione prawem międzynarodowym! Jak to się stało, że jesteśmy w tym miejscu?! Mam na to tylko jedną odpowiedź.

Jaką?

Absolutny brak jakichkolwiek rozmów pokojowych po tym, jak wywrócone zostały porozumienia z Oslo. Żydowski ekstremista zabił Rabina. Nie wiadomo, kto otruł Arafata. I ciągle słyszymy od tamtej pory, że nie ma partnera do rozmów o pokoju. Więc jest okupacja i jest coraz większe prześladowanie Palestyńczyków.

Ci chłopcy, którzy dokonali masakry w kibucach mają pewnie około 30 lat. I całe swoje życie są karmieni przemocą.

Nie ma chyba żadnej istoty ludzkiej na świecie, która nie byłaby przerażona, zdruzgotana, oburzona tym, co się wydarzyło 7.10. Świat oczekuje, że będziemy to potępiać! Tak, Hanko, potępiam dokonanie tej potwornej masakry. Potępiam każdą zbrodnię dokonywaną w tym potwornym konflikcie. Potępiam ludzką przemoc, która jest narzędziem chciwości. Potępiam antysemityzm i islamofobię. Potępiam kolonialną dominację Zachodu, który Araba i muzułmanina uważa za niecywilizowanego barbarzyńcę.

Tak, potępiam Hamas, dżihad, neonazistów, KKK. I potępiam państwo terroru i okupację. Potępiam dehumanizowanie Palestyńczyków. Potępiam przemoc osiedleńców i ich zbrodnie. Potępiam język nienawiści. Potępiam hipokryzję zachodnich mediów i zachodnich rządów. Potępiam codzienne zbrodnie okupacji: zabijanie, wandalizm, grabienie ziemi, niszczenie 100 letnich drzew, terroryzowanie aktywistów pokojowych żydowskich i palestyńskich, dręczenie dzieci. Potępiam zaprzeczanie Nakbie i kryminalizowanie każdego, który upomina się o jej uznanie. Potępiam nieustające wymazywanie mojej kultury.

Potępiam bierność świata i usprawiedliwianie nieusprawiedliwionego. Potępiam zabijanie każdego niewinnego człowieka w Gazie. Zginęło tam dotychczas 10 700 ludzi [dane z 10.11.]. Nie wiem, ilu było między nimi hamasowców. Ale wiem, że było wśród nich 70 procent kobiet i dzieci. Dzieci, które izraelscy politycy nazywają „przyszłymi terrorystami”. Kiedy ginie kobieta, kiedy ginie dziecko – to zawsze jest czyste zło. I nieważne, czy dokonane to zostało przez człowieka z nożem czy przez człowieka w wojskowym samolocie. Wojna jest złem. Wojna nigdy nie niesie dobra. Tylko zniszczenie i śmierć. Jeśli nie uświadomimy sobie, że rozwiązaniem dla wszystkich jest pokój, będziemy przeklęci na zawsze… Hanka, nie mam słów, mam tylko potworny ból.

Lajla…

Nie śpię od miesiąca. Mam ataki duszności i przerażenia. I każdej bezsennej nocy myślę: może rano usłyszę, że się porozumieli, że zwolnią zakładników, że skończą bombardować Gazę…

9 listopada 2023 roku

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Hanka Grupińska

Pisarka. Za swoje ważne książki między innymi uważa: „Ciągle po kole”, „Najtrudniej jest spotkać Lilit”, „Odczytanie Listy”, „Opowieści żydowskie”. Przez wiele lat zajmowała się historią Zagłady i kulturą współczesnego Izraela. W Indiach przez kolejne lata przyglądała się losom Tybetańczyków na uchodźstwie. Od nich uczyła się, jak zło dobrem nakrywać. I napisała najważniejszą (tymczasem, dla siebie) książkę „Dalekowysoko. Tybetańczycy bez ziemi”.

Komentarze