0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. HAZEM BADER / AFPFot. HAZEM BADER / A...
  • Wielu z nas ma w Gazie rodziny. Wszyscy mamy bliskich. Patrzymy na ich zagładę i nie możemy nic zrobić, całkowita niemoc.
  • Musimy znaleźć nowe sposoby działania, które bardziej będą rezonować ze społeczeństwem palestyńskim, niż z działaczami izraelskimi. Ale oczywiście chcemy wspólnego aktywizmu z Żydami. Tylko potrzebujemy nowych form i zasad współdziałania – jasnych, klarownych, partnerskich.
  • To, co się wydarzyło 7.10 jest potworne, na wszystkich poziomach, nie ma słów… Wielu Izraelczyków mówi nam: teraz nie możemy dalej z wami pracować, musimy przede wszystkim skupić się na walce z Hamasem. Odłożyli na bok swój pacyfizm i zgłaszają się do wojska.
  • Powinniśmy przestać mówić o końcu okupacji, o wolnej Palestynie. Teraz musimy rozprawiać o autorytaryzmie, o przemocy, o syjonizmie, o faszyzmie. Musimy zacząć rozmawiać o tyranii, o tej niesamowitej przemocy.

Z Samim Awadem, palestyńskim aktywistą na rzecz pokoju, o sytuacji w Gazie i na Zachodnim Brzegu oraz perspektywach dialogu palestyńsko-żydowskiego rozmawia Hanka Grupińska.

Na zdjęciu: wiec poparcia dla narodu palestyńskiego w Hebronie na okupowanym Zachodnim Brzegu, 3 listopada 2023 r. Manifestanci niosą żółte flagi Fatahu.

Jesteśmy jak zombie

Hanka Grupińska, OKO.press: Sami, jest kolejny dzień wojny, która rozpoczęła się potworną masakrą w kibucach na południu Izraela, a teraz, od wielu dni, trwa bombardowanie Strefy Gazy. Mieszkasz w Bejt Dżala, na terenach okupowanych, niedaleko Betlejem. Od lat pracujesz na rzecz pokoju i porozumienia między Palestyńczykami i Żydami. Jak się odnajdujesz w tym nowym rozdziale historii?

Sami Awad: W porównaniu z innymi – dobrze. Mam jedzenie, wodę, światło, mogę oddychać bez paraliżującego strachu. Ale wszystko jest potwornie przygnębiające. Ludzie tu poruszają się jak zombie. Większość z nas jest przez cały czas przyklejona do telewizorów i do telefonów. Oglądamy ten koszmar na ekranie i wiemy, że to się dzieje teraz, naprawdę.

Wielu ma w Gazie rodziny. Wszyscy mamy bliskich. Patrzymy na ich zagładę i nie możemy nic zrobić, całkowita niemoc. Wczoraj [27.10 – red.] oddziały izraelskie weszły do Gazy, po kilkunastu dniach bombardowania z powietrza i ostrzeliwania z morza. Wiadomości są teraz dosyć okrojone. Nie mamy kontaktu z ludźmi, bo nie działają telefony, nie działa internet.

Ty też masz bliskich w Gazie, prawda?

Tak. Mieszka tam mój wujek i ciotka, ich córka z mężem i z dziećmi. I jeszcze jedna ciotka, samotna. Mieszkają, mieszkali? – w mieście Gaza, w dzielnicy Rimal. To bardzo spokojna część miasta, są tam uniwersytety, szkoły, biura rządowe. Powinienem jednak mówić: były. Bo ten teren został całkowicie zniszczony. Jakieś 10 dni temu mieszkańcy dostali ostrzeżenie, że ich budynek będzie zburzony. W ciągu kilku godzin ludzie opuścili domy i udali się na południe.

Najpierw dotarli do przejścia granicznego w Rafah, ale tam były tysiące, setki tysięcy ludzi, jakieś ludzkie piekło. Mój wujek ma 85, a ciocia – 82 lata. Ona jest właściwie zupełnie fizycznie niesprawna: głuchoniema, ma cukrzycę, ledwie się porusza… Więc postanowili wracać, nie do Gazy, ale do miasta Deir al Balah, gdzie mieszka nasza dalsza rodzina. Kilka dni temu, kiedy był z nimi kontakt, byli w jednym mieszkaniu w 50 osób.

Czy twoja gazańska rodzina pochodzi z Gazy, czy są uciekinierami z 1948 roku?

Rodzina ze strony mojej mamy pochodzi z Gazy, od kilku pokoleń. Jej pradziadowie przybyli z Egiptu.

Więc są teraz w Deir al Balah, ale i tam nie jest bezpiecznie, tam też są bombardowania.

Tak. Cała Gaza jest bombardowana. Nawet zamknięte przejście graniczne w Rafah było zbombardowane kilkakrotnie. No i bomby spadały też na drogi, na uciekinierów, którym kazano iść na południe. W jednej trafionej ciężarówce było 70 osób… Wydaje się, że plan IDF [Israeli Defence Force, Izraelskie Siły Obrony] jest taki, żeby północ całkiem wyczyścić z ludzi, i przejąć ziemię. Wszyscy czujemy ten strach, że jak wejdą, to już zostaną.

Czy jest szansa, że Egipcjanie otworzą granicę i wpuszczą Gazańczyków?

Oficjalne komunikaty mówią, że nie. [1 listopada Egipt wpuścił niewielką liczbę najciężej rannych Palestyńczyków oraz grupę osób z podwójnym obywatelstwem – red.]. Egipt nie chce uchodźców, bo nie chce przyczynić się do drugiej Nakby – do wyczyszczenia terenu, który przejmie Izrael, a Palestyńczycy na kolejne dziesiątki lat zostaną w obozach dla uchodźców. Być może, niestety, możliwe jest inne rozwiązanie – transfer Gazańczyków na Synaj; takie przecieki z izraelskiego dowództwa wojskowego zostały ostatnio ujawnione. Cóż, Egipt od lat współpracuje z Izraelczykami w sprawie Gazy – najpierw oblężenie, a teraz – być może – transfer.

Przeczytaj także:

Nie mamy wakacji od naszego życia

Od lat jesteś aktywistą palestyńskim na rzecz pokoju. Co teraz, co dalej?

Nie wiem… spotykamy się prawie każdego wieczoru. Mam tu dużo miejsca, więc ludzie przychodzą do mnie. Wczoraj było nas 11 osób. Tylko Palestyńczycy. Izraelczycy nie przyjeżdżają – albo nie mogą, albo nie chcą. Przychodzą aktywiści i przyjaciele. Jest wiele organizacji pokojowych, które powstały w konsekwencji porozumień w Oslo. Porozumienia nie przetrwały, ale nasze organizacje – tak. Trochę odpoczywamy razem, ale też gadamy: co nas zawiodło, z czego musimy zrezygnować, a do czego możemy wrócić…

I jakie odpowiedzi znajdujecie?

Wiesz, wszystkie pokojowe ruchy wyzwoleńcze na świecie prowadzone są przez prześladowanych. Tutaj jest, czy raczej było, inaczej. I powód jest nam znany – nasz ruch pokojowy, jego kształt był konsekwencją porozumień w Oslo. Teraz uświadomiliśmy sobie, że działaliśmy w jakimś krzywym partnerstwie, że nasze, palestyńskie głosy musiały być akceptowane, autoryzowane przez Izraelczyków. Nie byliśmy partnerskimi stronami, nie mieliśmy takiego samego głosu, takiego samego wpływu na decyzję. Nie mówiąc o tym, że może nasze zdanie powinno w sprawie palestyńskiej ważyć więcej.

Umiesz sobie wyobrazić, że do Martina Luthera Kinga przychodzą biali i mówią mu: tak w porządku, ale nam się nie podoba wasze podejście w tej sprawie?

Działania ruchu pokojowego były ciągle rozcieńczane przez obiekcje Izraelczyków.

Przed Oslo także istniał palestyński ruch oporu, palestyński bezprzemocowy aktywizm. Miałem kilkanaście lat, to był czas pierwszej intifady [1987-1991 – red.], kiedy się mocno zaangażowałem. Przyjeżdżali do nas Izraelczycy i pytali: co możemy zrobić z wami, dla was? Przyjeżdżali, bo rozumieli niesprawiedliwość, wyrządzaną Palestyńczykom w relacji z Izraelczykami, i chcieli nas wspomagać, stawali po naszej stronie.

Kiedy zawarto porozumienia w Oslo, wszystko się zmieniło. Rabin z Arafatem uścisnęli sobie dłonie i zdawało się, że obie strony są partnerami. Jakbyśmy już mieli pełną równość, a teraz tylko idzie o ustalenie pewnych szczegółów. A tak nie było!

Rzecz druga – finansowanie. Płynęło szeroką strugą ze świata, przede wszystkim dla wspólnych przedsięwzięć. Wcześniej nie mieliśmy żadnych funduszy… i wszystko zaczęło się zmieniać. Nie było już organizacji palestyńskich, które wspierane są przez Izraelczyków, ale powstawały wspólne, partnerskie organizacje, czyli: mamy równe prawa do decydowania o naszej aktywności. I przez lata byliśmy w tym razem. My Palestyńczycy nie rozpoznawaliśmy w tym nic złego.

Dopiero teraz, po tym, co się stało, co się dzieje – przez tę okrutną wojnę – widzimy rzeczy inaczej. I ja dziś jestem pewien, że nasze działania były rozcieńczane, zmiękczane przez kompromisy, za którymi teraz bym się nie opowiedział. Wiesz, można być niewolnikiem i żyć w pokoju z twoim ciemiężycielem, to znaczy akceptować ten niepartnerski układ. Okupowany naród i wszechmocny okupant żyli dotychczas w pewnej symbiozie.

Kompromis jest tym, co może połączyć zwaśnione strony. Ale tu mamy inną sytuację, mamy do czynienia z konkretną kwestią, która się nazywa okupacją Palestyny. I Palestyńczycy, i Izraelczycy stali po tej samej stronie – przeciwko okupacji.

Tak. Ta sama strona ideowo. A jednak całkiem inny punkt wyjścia. Oni mieszkają w nadmorskiej zieleni Tel Awiwu, a my w obozie dla uchodźców w Dżeninie… I naturalnie, z tego wynikają różnice. A poza tym, Izraelczycy byli w naszej wspólnej sprawie wtedy, kiedy im było z tym po drodze, kiedy to się wpisywało w ich życie. My nie mamy innego życia, w które możemy wpisać naszą aktywność polityczną jak ciastko po obiedzie.

Dziś, z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że większość izraelskich aktywistów angażowała się wtedy, kiedy uważała, że akcja jest bezpieczna, że nic nie stracą, a zyskają – na przykład twarz szlachetnego, empatycznego działacza na rzecz pokoju. Wielu chętnie przyjeżdżało, żeby pomóc budować szkolne boisko, ale mniej aktywistów izraelskich decydowało się być z nami w demonstracjach na drodze.

Mamy sporo do przemyślenia i zdecydowania: jak będziemy działać teraz? Musimy znaleźć jakieś nowe sposoby, takie, które bardziej będą rezonować ze społeczeństwem palestyńskim, niż z działaczami izraelskimi. Ale oczywiście chcemy wspólnego aktywizmu z Żydami. Tylko potrzebujemy nowych form i zasad współdziałania – jasnych, klarownych, partnerskich.

Pewnie nie muszę ci mówić, jak wielkie są między nami różnice. Każdy Izraelczyk może powiedzieć: wystarczy, już mi się to nie wpisuje w życie, nie wpisuje mi się w kalendarz i może wyjechać na wakacje do Portugalii, a potem mieszkać kilka lat w Berlinie. My jesteśmy w zgoła innej sytuacji. Tkwimy tu, w naszych miastach, obozach, w naszym tłoku, biedzie i stałym poczuciu zagrożenia. Nie mamy wakacji od naszego życia.

Rzecz podstawowa jest taka: idzie o racje tych, którzy są bici, o zmianę ich sytuacji!

Nasze rzeczywistości się połączyły

7 października. Dlaczego to się stało i dlaczego z takim bezwzględnym okrucieństwem?

Jestem, jak wielu innych, w szoku, że to się wydarzyło. W mojej głowie tłuką się różne interpretacje; dlaczego i dlaczego w taki potworny sposób? Rozmowy, które się toczyły między Izraelem a Arabią Saudyjską miały przynieść zmiany we wzajemnych stosunkach. Hamas nie był stroną tych rozmów, właściwie nigdy nie jest stroną, w myśl, że z terrorystami nie siada się do stołu. Więc to mogła być przyczyna. Hamas wystąpił przeciwko układankom.

Dość okropny sposób na psucie układanek.

Nie wiem, co myśleć, nie wiem, co powiedzieć, prócz tego, że to było potworne… Myślę, że jest wiele niewyjaśnionego w sprawie 7.10. Za jakiś czas będziemy wiedzieć więcej i dokładniej. Ja nie próbuję niczego usprawiedliwiać, z pewnością nie! Słyszymy, że Izraelczycy strzelali z czołgów do domów, w których byli hamasowcy, ale byli tam też izraelscy cywile. Mówi się także, że te okrucieństwa nie były popełniane przez Hamas, że oni byli zainteresowani przede wszystkim braniem jeńców.

A więc przez kogo?? Te setki ludzi zabitych…

Wszyscy widzieliśmy na filmach z tego dnia, że przez przerwany mur wchodzili Gazańczycy, niektórzy w krótkich spodenkach i japonkach… oszalały tłum…

Rzeczywiście nie wiemy, ilu spośród mordujących było hamasowcami, a ilu to cywile, którzy wdarli się do kibuców z okrutnymi żądzami: grabieży, gwałtu, mordu.

Nie wiemy. Co w niczym nie umniejsza znaczenia tych wydarzeń, tego potwornego okrucieństwa. I mamy teraz odpowiedź władz izraelskich – bombardowanie Gazy. Nie robią tego oszalali cywile w japonkach. Cała machina zbrodni działa w imię obrony, w cieniu prawa.

Yuval Noach Harari powiedział ostatnio, że to, co się stało na południu Izraela miało na celu posianie ziaren nienawiści w sercach Izraelczyków, Żydów, w sercach milionów ludzi na świecie.

Nie wiem. Często podzielam poglądy Harariego, ale w tym wypadku? Przecież ziaren nienawiści w różnych umysłach jest nadto. Ale powiem coś, co może będzie tłem dla lepszego rozumienia. Palestyńczycy i Izraelczycy mają zupełnie odmienne postrzeganie, o co w tym konflikcie idzie. Oba narody mają dokładnie inne, przeciwne narracje.

Nazwij te narracje, proszę.

Palestyńczycy uważają, że Izraelczycy znaleźli akceptację dla istniejącej sytuacji, że widzą w niej pewnego rodzaju normalizację. Generalnie rzecz biorąc życie Izraelczyków jest wygodne, względnie bezpieczne, toczy się normalnie. Od czasu do czasu są jakieś zakłócenia: rakiety wystrzelone z Gazy, które najczęściej nie sięgają swojego celu, albo chłopak, który rani nożem przechodnia w Jerozolimie. I to jest wpisane w tę swoistą normalność. Izraelczycy pracują, odpoczywają, podróżują – kawiarnie, ulice, plaże są pełne radosnych ludzi, którzy wiodą swoje intensywne życia pracy i odpoczynku.

Palestyńskie rozumienie sytuacji jest zgoła odmienne, ponieważ wynika z innego doświadczenia. Codzienne najazdy wojska, burzenie domów, przemoc militarna i ataki osiedleńców, zamknięcia i blokady, śmierci, aresztowania, pobicia, ogromne bezrobocie, i nieznikający strach przed przemocą. A w głowach Palestyńczyków winnymi tego ponurego i ciężkiego losu są Izraelczycy – okupanci ich ziemi i sprawcy ich beznadziejnej codzienności.

Nasze trudne życie bardzo różni się od zasobnego życia Izraelczyków. My na Zachodnim Brzegu słyszymy, wiemy o mordowanych ludziach w każdym tygodniu. Te informacje nie zakłócają dobrostanu mentalnego Izraelczyków. Oni tylko są uspokajani propagandą izraelską, że armia zabiła kolejnego terrorystę. A my wiemy, że to był chłopak z sąsiedztwa, który rzucił kamieniem. Więc Izraelczyk wraca spokojnie do swoich zajęć, a my idziemy na kolejny pogrzeb. Konflikt, o którym tu mówimy żywi się przemocą, destrukcją, śmiercią. Z naszej perspektywy.

A kiedy śmierć i zniszczenie czasem zdarza się po drugiej stronie… tak, to jest ten sam ból, którego my doświadczamy od dziesiątek lat. Wiemy, że żyjemy pod okupacją, że to jest forma wojny. Izraelczycy wiedzą, że my żyjemy pod okupacją, ale wojna ich nie dotyczy.

Istnieliśmy w dwóch różnych rzeczywistościach. I teraz, nagle, te rzeczywistości się połączyły.

„Nazywam ten system faszystowskim”

Mówiliśmy o niepartnerskim aktywizmie z Izraelczykami. Teraz obie strony są w cierpieniu powodowanym wojną. Jak dziś izraelscy aktywiści odnoszą się do niszczenia życia w Gazie?

Ciężko mi to mówić, ale jesteśmy naprawdę mocno zszokowani, kiedy widzimy reakcje wielu z nich. To, co się wydarzyło 7.10 jest potworne, na wszystkich poziomach, nie ma słów… Wielu Izraelczyków mówi nam: teraz nie możemy dalej z wami pracować, musimy przede wszystkim skupić się na walce z Hamasem. Odłożyli na bok swój pacyfizm i zgłaszają się do wojska. Oni uważają, że ich egzystencja jest zagrożona. Nie myślę tak, ale przecież to nie ma znaczenia.

Wiesz, nie o pewność w tej sprawie chodzi: czy Izraelczycy/Żydzi mają rację, czy nie. Raczej chodzi o uczucia, obawy, o lęki ludzi, którym w ich zbiorowym doświadczeniu przeszłości zapisano zagładę narodu.

To prawda.

Więc dokąd teraz wasz aktywizm pokojowy będzie zmierzał?

Uważam, że powinniśmy przestać mówić o końcu okupacji, o wolnej Palestynie. Teraz musimy rozprawiać o autorytaryzmie, o przemocy, o syjonizmie, o faszyzmie. Żyję w moim mieście palestyńskim, które jest całkowicie kontrolowane przez inne państwo. I jeśli dziecko sąsiada rzuci kamieniem w okupanta, do wioski przyjeżdża wojsko, niszczy domy, aresztuje ludzi, aresztuje dziecko. Więc daleko nam do rozmowy o pokoju. Musimy zacząć rozmawiać o tyranii, o tej niesamowitej przemocy. Zapisz to – Sami nazywa ten system faszystowskim. Mówię moim izraelskim przyjaciołom: najpierw Gaza, potem Zachodni Brzeg, dalej izraelscy Arabowie, a na końcu wy – niereligijni, lewicowcy…

Nie ma teraz szans na powstanie palestyńskiego państwa, więc nie ma co poświęcać energii na mrzonki. Na pewno naszym obecnym celem nie powinno być szukanie politycznego porozumienia, bo go nie znajdziemy, a zresztą to jest robota dla polityków. Mój aktywizm ma się skupiać na tym, jak przeciwstawiać się nierówności, niesprawiedliwości, której doświadczamy. Albo inaczej: mój aktywizm ma zajmować się żądaniem pełnego uznania praw każdego obywatela tego kraju. Bo każdy z nas ma prawo do życia w godności, poszanowaniu i bezpieczeństwie. I tyle. To jest podstawa. Prawo można zmienić, tak jak zmieniono je w Afryce, w Ameryce. Ale to nie jest gwarancją zmiany sposobu myślenia. A nam na tym zależy.

Zależy wam na budowaniu porozumienia poprzez wspólne rozpoznawanie sytuacji konfliktu. Czy tak?

Przede wszystkim. Żeby zmienić sposób myślenia, konieczna jest nasza żydowsko-palestyńska współpraca. Musimy stworzyć istotne programy edukacyjne, które będą nas wszystkich uczyć, że mamy równe prawa i traktujemy się partnersko. Będą uczyć nas prowadzić dialog, zmieniać świadomość. Dużo pracy, ale to najbardziej wartościowa praca. Uczyć obcych sobie ludzi, innych, jak żyć ze sobą w pokoju. Tak, by każdy z nas mógł zachować własną tożsamość i czuć się z nią włączony do dużego zbioru różnorodnych tożsamości.

I wiesz co, to jest praca, która powinna się rozpocząć dziś. Bo jak politycy podpiszą wreszcie porozumienia, to tak naprawdę w społecznej przestrzeni nic się nie zmieni. Popatrz na Północną Irlandię: poziom napięcia między protestantami a katolikami jest tam dziś ogromny – mimo, że porozumienia zostały podpisane dawno temu. Więc nie tylko o zmianę prawa chodzi, ale przede wszystkim o zmianę myślenia i sposobów współbycia.

Jak to osiągnąć?

Nie inaczej niż przez działania bezprzemocowe! Ja się nie cofnę ani o krok. Nie wierzę w skuteczność przemocy.

Prawicowy rząd izraelski jest często oskarżany o faszyzm – przez izraelską lewicę i przez palestyńskich aktywistów.

Kiedy tu pada to słowo, idzie o system jednopartyjny, który daje wszelkie przywileje grupie swoich zwolenników, a wszystkich pozostałych eliminuje. Najpierw przez odsunięcie ich od jakiegokolwiek wpływu na rzeczywistość, przez ograniczanie ich praw, aż do częściowego lub całkowitego wykluczenia z pola.

Zanim wybuchła ta wojna, wielu Izraelczyków demonstrowało przeciwko dominującej grupie i jej rządy nazywało faszystowskimi. Bo jak pamiętasz, zaczęła się destabilizacja systemu sądowniczego, a demokracja izraelska, cokolwiek to pojęcie znaczy, została zachwiana w posadach. Więc wtedy pojęcie „faszyzm” mocno się przyjęło w izraelskich dyskusjach. Inne słowo – apartheid „zrobiło karierę” już wcześniej. Kiedy lata temu zaczęto mówić o praktyce apartheidu w odniesieniu do Palestyńczyków, najpierw był duży sprzeciw społeczny. Dziś to słowo jest w głównym nurcie językowym i chyba nie jest to dobra wiadomość – jest dowodem na normalizację, o której mówiliśmy.

Zbudować państwo dwunarodowe

Kilka razy byłam na demonstracjach w sprawie sądów, w różnych miastach. Rozglądałam się za izraelskimi Palestyńczykami, daremnie.

Tak. Ja wówczas spotykałem się często z aktywistami żydowskimi. I mówiłem im: słuchajcie, to jest nasza szansa, róbmy to razem. Pozwólcie nam być z wami i razem demonstrować przeciwko faszyzmowi, który rozpoznajecie. Oni wtedy krzyczeli, że Netanjahu jest faszystą. Jedność, solidarność sprawią, że będziemy silniejsi.

A oni odpowiadali: nie, nie, nie! To jest nasza wewnętrzna sprawa. Jak uporamy się z tym problemem, zajmiemy się okupacją. Ja jestem pewien, że to był wielki błąd. Pamiętasz, oni chodzili pod flagami izraelskimi. A jak zdarzyło się, że Palestyńczycy dołączali do demonstracji z palestyńską flagą, Izraelczycy nas blokowali.

Ciekawe, co wydarzyłoby się, gdyby to demonstrowanie było wspólne? Nie wiemy, ale pewne jest, że rzeczy potoczyłyby się inaczej.

Wielka rzecz by się wydarzyła: świat by zobaczył, że jesteśmy razem. I że ta władza, która tak bardzo była krytykowana przez setki tysięcy Izraelczyków, być może zaczęłaby się skutecznie rozsypywać. Może wówczas nie zdarzyłby 7.10.?

Ja oczywiście wiem, dlaczego Izraelczycy nie zgodzili się na naszą obecność. To właśnie o to niezmienione rozumienie chodzi – oni uważali, że to jest ich wewnętrzna sprawa, że oni występują w obronie żydowskiego demokratycznego państwa, a my jesteśmy poza tym kręgiem.

Izrael jest domem dla narodu żydowskiego – tak ten kraj został zbudowany i takim jest do dziś. A zatem z definicji wykluczani są nieżydzi.

Z pewnością.

Wobec tego pytanie zasadnicze: czy to możliwe, by wspólnie pracować na rzecz zmiany sposobu myślenia w taki sposób, by możliwa była koegzystencja żydowsko-palestyńska?

Tak. Absolutnie. Tylko to ma sens w naszej sytuacji. Ja nie wierzę w rozwiązanie typu dwa państwa. Jestem przekonany, że powinniśmy budować jedno państwo dwunarodowe.

Czyli nie rozmontowywałbyś osiedli, nie ewakuowałbyś osiedleńców z Zachodniego Brzegu?

Oczywiście, że nie. Oczekiwałbym natomiast, że Palestyńczycy dostaną kompensacje za zabraną bezprawnie ziemię, ale przyjąłbym, że każdy z nas ma niekwestionowane prawo mieszkać w każdym zakątku kraju. Ja jestem pewien, że podział biegnący wzdłuż etnicznej i religijnej tożsamości jest katastrofą. Naprawdę nie widzę przyczyny, dla której nie moglibyśmy żyć na jednej ziemi, w jednym państwie. I Żydzi i Palestyńczycy mogą się w takim państwie czuć bezpiecznie. Oczywiście, to nie jest możliwe dziś, to długi proces – ale do przeprowadzenia.

Netanjahu odejdzie, system zostanie

Wojna dzieje się w Strefie Gazy, ale dotyczy i dotyka Zachodniego Brzegu. Opowiedz o tym.

W ostatnich tygodniach mamy niezwykłe zaostrzenie przemocy i bezprawia na Zachodnim Brzegu: intensywna konfiskata ziemi palestyńskiej, przyspieszone budowanie nielegalnych osiedli, niewiarygodna przemoc osiedleńców, których ochrania wojsko… Wszyscy tu jesteśmy potwornie przerażeni, każdy dzień przynosi niebezpieczeństwo. Siedzimy w domach, staramy się nie jeździć do rodziny czy do przyjaciół w innych miastach. Byle nie zbliżać się do osadników, którzy są w jakimś potwornym szale zemsty. I oni są chronieni! Żydowski osadnik za zabicie Palestyńczyka dostanie najwyżej 5 lat. Palestyńczycy za zabicie Izraelczyka zawsze dostają dożywocie.

Kiedy zastanawiasz się, co może z tej wojny wyniknąć…

Pierwsza moja myśl jest taka: ludobójstwo działa. Jako narzędzie dla przeprowadzenia czystki etnicznej zadziałało w tylu miejscach na świecie. Wielu moich izraelskich przyjaciół mówi: ale po wojnie Netanjahu odejdzie. Nie w tym rzecz – Netanjahu odejdzie, ale zostanie system, którego Netanjahu jest produktem.

Ale mam też optymistyczny scenariusz. Wierzę, że siły międzynarodowe doprowadzą do pokojowego rozstrzygnięcia.

Zajmujesz się zbiorową traumą, zapraszasz Gabora Mate na Zachodni Brzeg, organizujesz konferencje, warsztaty, spotkania. Zbiorowa trauma, nieuleczona, może skutkować w stosowaniu przemocy. Nie można dziś nie pomyśleć o doświadczeniu Zagłady.

Zajmuję się zbiorową traumą od dziesiątek lat. Mam absolutną pewność, że doświadczenie Holokaustu jest bazowe w polityce izraelskiej, a także w świadomości obywateli. 7.10 Netanjahu powiedział, że Hamas chce zrobić to, co zrobili naziści. Każdy kolejny izraelski rząd używa Holokaustu dla swoich potrzeb manipulowania społeczeństwem. Przecież łatwiej jest zarządzać, kiedy masz narzędzie wywołujące strach. I to się udało – Izraelczyk boi się zagłady narodu i gotów łatwo uwierzyć, że jego egzystencja jest zagrożona. To jest tak mocno wdrukowane w stan umysłów, że nie podlega żadnemu krytycznemu myśleniu, osądowi.

Dwa razy byłem w Auschwitz na 10-dniowej medytacji dla pokoju. Słyszałem i tam, i tu też często słyszę, zdanie: jeśli Arabowie będą mieli możliwość, zrobią naszemu narodowi to, co zrobili naziści waszym przodkom. Wyobrażasz sobie, jak to działa na umysł 16 latka, który stoi w obozie zagłady swoich dziadków? A, jak wiesz, do Auschwitz jedzie 90 procent młodzieży izraelskiej przed maturą. To jest wstyd i hańba, że kolejne rządy izraelskie wykorzystują tę tragiczną przeszłość w taki sposób.

Czy twoja tożsamość jest mocno nazwana?

Urodziłem się w Stanach Zjednoczonych, ale rodzice wrócili tu, kiedy miałem 6 miesięcy. Potem mieszkałem w Ameryce od 16 do 28 roku życia. Szkoły kończyłem tam. Mój angielski w pisaniu jest lepszy niż arabski. Z pewnością mam mieszaną tożsamość.

Dlaczego wyjechałeś, mając lat 16?

Mój wujek Mubarak Awad został aresztowany za pokojowy opór i deportowany przez Izraelczyków w czasie pierwszej intifady. Wtedy ja, młodzieniec, bardzo się zaangażowałem w ruch. Wujek, którego nazywano Ghandim Palestyny, był dla mnie wzorem. Więc zacząłem organizować protesty, strajki, kampanie na rzecz pokoju.

Izrael kazał zamknąć wszystkie szkoły na Zachodnim Brzegu, bo w ten sposób chciał osłabić działanie młodych. Ale to zaskutkowało przeciwnie – mieliśmy więcej czasu na akcje. Moi rodzice bardzo się niepokoili o mnie i o mojego młodszego brata i postanowili wysłać nas do szkoły w Ameryce.

Czym więc jest dla ciebie palestyńskość?

To naród, tradycja, kultura, język, religia i tolerancja z niej wynikająca, my jesteśmy albo muzułmanami albo chrześcijanami. Moja rodzina jest chrześcijańska. Pewnie – ziemia też jest istotna, ale już niekoniecznie państwo.

Palestyńczycy żyją na całym świecie – w swojej kulturze, nie w swoim państwie.

Jak dawniej Żydzi…

Tak, zdaje się, że mamy dużo wspólnego. Wiesz, mój dziadek gościł emigrantów żydowskich przed powstaniem państwa, przed 1948 rokiem. Mieszkali razem przez kilka lat.

Masz paszport amerykański. Mógłbyś zabrać córki i wyjechać.

Nie zamierzam!

Sami Awad jest dyrektorem wykonawczym Holy Land Trust. Urodził się w Stanach Zjednoczonych w rodzinie palestyńskich uchodźców. Studiował stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Amerykańskim w Waszyngtonie oraz nauki polityczne na Uniwersytecie w Kansas. Od czasu powrotu do Palestyny Sami angażuje się lokalnie, promując i angażując się w akcje przeciwko przemocy oraz pracę na rzecz transformacji, a także globalnie, występując w różnych krajach, społecznościach, organizacjach politycznych i religijnych w Indiach, RPA, USA i licznych krajach europejskich.

Rozmowa została przeprowadzona 28 października i 1 listopada 2023 roku.

Portret Samiego Awada
Portret Samiego Awada

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Hanka Grupińska

Pisarka. Za swoje ważne książki między innymi uważa: „Ciągle po kole”, „Najtrudniej jest spotkać Lilit”, „Odczytanie Listy”, „Opowieści żydowskie”. Przez wiele lat zajmowała się historią Zagłady i kulturą współczesnego Izraela. W Indiach przez kolejne lata przyglądała się losom Tybetańczyków na uchodźstwie. Od nich uczyła się, jak zło dobrem nakrywać. I napisała najważniejszą (tymczasem, dla siebie) książkę „Dalekowysoko. Tybetańczycy bez ziemi”.

Komentarze