0:000:00

0:00

Już na początku zdradzamy: albo wiceminister Wawrzyk wie o kłopotach kobiet w Polsce tyle co nic. Albo wie, ale nie powie. W obu przypadkach kompromituje siebie, MSZ i rząd RP.

Awaria wiceministra

Nils Muižnieks: Jest źle. Komisarz Praw Człowieka Rady Europy, napisał w liście do premiera Mateusza Morawieckiego m.in: "(...) Inna kwestia, która dotyczy dzisiejszej Polski to zdrowie i prawa seksualne oraz prokreacyjne kobiet. W raporcie na temat Polski z 2016 roku poczyniłem szereg rekomendacji dotyczących dostępu kobiet do edukacji seksualnej, antykoncepcji, oraz bezpiecznej i legalnej aborcji.

Moje obserwacje, jak również wymiany zdań z rozmówcami z Polski, wskazują na to, że

sytuacja na wszystkich tych polach pogorszyła się.

Zwłaszcza niepokoi mnie brak dostępu do powszechnej edukacji seksualnej, która jest wyrazem standardów praw człowieka. Poinformowano mnie również, że wprowadzono obowiązek posiadania recepty, żeby otrzymać antykoncepcję awaryjną (…).

To ruch dokładnie przeciwny do mojej rekomendacji zniesienia barier w dostępie do antykoncepcji dla wszystkich kobiet w Polsce".

Piotr Wawrzyk: Jest bezpiecznie. Wiceminister MSZ , w odpowiedzi dla Komisarza Muižnieksa, argumentuje, że wprowadzenie recept na antykoncepcję awaryjną służy… bezpieczeństwu pacjentek. „Lekarz, który ma dostęp do dokumentów na temat pacjentki, może zobaczyć, jak często były przepisywane leki tego typu i może wykluczyć efekty uboczne oraz możliwe interakcje z innymi lekami. Dzięki nowej ustawie lekarz będzie mógł ocenić, czy i w jaki sposób wzięcie takiego leku wpłynie na stan zdrowia pacjentki”.

Komentarz OKO.press. To jedna z najbardziej absurdalnych wypowiedzi, jakie na temat antykoncepcji awaryjnej usłyszeliśmy. Skoro sam wiceminister nie wie, jak wygląda sytuacja z antykoncepcją awaryjną, śpieszymy donieść, że:

  • Pigułka "dzień po" jest lekiem bezpiecznym.

„Zdaniem Europejskiej Agencji Leków przyjmowanie ellaOne bez opieki lekarza nie może stanowić bezpośredniego lub pośredniego zagrożenia dla pacjentki zarówno, gdy jest prawidłowo, jak i nieprawidłowo stosowany. Za mało prawdopodobną uznano możliwość częstego i powszechnego stosowania tego leku niezgodnie z przeznaczeniem. Agencja wskazała też, że nie zawiera on substancji, których działanie, w tym też szkodliwe działanie uboczne, wymaga dalszego sprawdzenia” - pisał w liście do ministra zdrowia RPO Adam Bodnar.

W porównaniu z innymi lekami ellaOne (bo ten lek był wcześniej bez recepty) ma niewiele skutków ubocznych i stosunkowo niewiele zagrożeń. Szczegółową analizę przeprowadziliśmy tutaj.

  • Jest bardzo niewielka szansa nadużywania antykoncepcji awaryjnej - ze względu m.in. na cenę leku.

W Polsce jedyną dostępną bez recepty pigułką „dzień po” była ellaOne. Jej koszt to 110–160 zł za pigułkę, w zależności od miasta i apteki. Oznacza to, że osoba przyjmująca pigułkę kilka razy (np. pięć) w miesiącu zapłaciłaby za nią od 550 zł do 800 zł, albo więcej, a w pół roku od 2700 do 4800 zł. To mało prawdopodobne, żeby kobiety, szczególnie młode, były w stanie wydać tyle pieniędzy tylko na antykoncepcję. Szczegółową analizę przeprowadziliśmy tutaj.

Przywracając recepty ministerstwo zdrowia uzasadniało to także tym, że "antykoncepcja awaryjna stała się dla większości kobiet antykoncepcją systemową". Jednocześnie przytaczane dane temu przeczyły. Szczegółową analizę przeprowadziliśmy tutaj.

  • Pigułkę tzw. "dzień po" należy przyjąć do 120 godzin po odbyciu stosunku seksualnego, a nie 18 dni po.

Badania wskazują na to, że czas oczekiwania na wizytę do ginekologa w ramach NFZ wynosi co najmniej 18 dni. Zdarzało się, że pacjentki czekały na wizytę 7 miesięcy. Prywatny ginekolog dla wielu kobiet i dziewcząt może być nieosiągalny (ze względu na cenę lub/i miejsce zamieszkania).

Dodatkowo osoby w wieku 15-18 nie mogą samodzielnie uzyskać świadczenia - muszą przyjść do ginekologa z opiekunem. Część z nich nie uzyska zatem recepty, bo opiekun (rodzic) często nie jest osobą, której można się zwierzyć z takiego problemu.

Nie wiadomo też, skąd się bierze przekonanie wiceministra, że lekarz podczas wizyty przebada pacjentkę, skoro ministerstwo, przywracając receptę argumentowało, że przepisać ją może nie tylko ginekolog, ale też i internista. Internista nie przebada pacjentki ginekologicznie. Z kolei ginekolog prywatny, do którego kobieta najprawdopodobniej się wybierze, by uzyskać receptę możliwie szybko, nie będzie raczej jej lekarzem stałym i nie będzie nic wiedział o jej stanie zdrowia. Część ginekologów też nie przeprowadzi badania, tylko wywiad.

Sytuację utrudnia dodatkowo coraz szerzej stosowana klauzula sumienia - zarówno wśród lekarzy, jak i aptekarzy. W styczniu 2018 roku media donosiły o sytuacji w punkcie nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej w Łodzi. Na drzwiach przychodni zawisła kartka: "W pomocy doraźnej nie wystawiamy recept na żadne leki antykoncepcyjne". Jak się okazało, zawiesił ją jeden lekarz, który z nikim nie skonsultował swojej inicjatywy. O sprawie pisała "Gazeta Wyborcza".

Klauzula sumienia nie dotyczy ani wypisywania recept (a jedynie zabiegów np. in vitro lub aborcji), ani wydawania leków w aptece (choć wielu aptekarzy zasłania się nią i odmawia sprzedaży leków). To może się jednak zmienić. Komisja ds. petycji właśnie wystosowała dezyderat do ministra zdrowia, w którym apeluje o inicjatywę ustawodawczą w kwestii klauzuli sumienia dla farmaceutów.

O problemach dostępu do pigułki pisaliśmy m.in tutaj.

Przeczytaj także:

Trudno o legalną aborcję? Wiceminister nie widział, nie słyszał

Nils Muižnieks: "(…) Żeby chronić prawa kobiet i dziewczynek w całym kraju, Polska powinna zapewnić dostęp do bezpiecznej i legalnej aborcji poprzez:

  • zapewnienie legalnego zabiegu we wczesnym okresie ciąży na życzenie kobiety, co ochroni zdrowie i życie kobiet oraz wykluczy nieludzkie traktowanie;
  • usunięcie proceduralnych barier dotyczących legalnej aborcji;
  • zapewnienie, że odmowa wykonania zabiegu przez personel medyczny nie ograniczy lub nie opóźni dostępu kobiet do aborcji.

(…) Chcę też podkreślić zasadę zakazu retrogresji i

nawołuję rząd do odrzucenia jakichkolwiek ustaw i polityk, które mają na celu ustanowienie nowych barier w dostępie kobiet do bezpiecznej aborcji".

Wiceminister Wawrzyk z dumą donosi, że w Polsce można przerwać ciążę w trzech przypadkach. Zaznacza też, że choć lekarze maja prawo do klauzuli sumienia, to robią to indywidualnie, więc kobieta ma możliwość znalezienia innego lekarza.

Komentarz OKO.press. To prawda - aborcja jest dostępna w trzech przypadkach, a lekarze indywidualnie mogą zasłonić się klauzula sumienia. Jak to wygląda w praktyce?

Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny przeprowadziła monitoring legalnej aborcji w Polsce. Na pytania o procedury dotyczące legalnych zabiegów przerywania ciąży, Federacja otrzymała następujące odpowiedzi od (niektórych) szpitali:

"Zgodnie z ustawą Dz.U. 1993.17.78 uznając, że życie jest nadrzędną wartością [Szpital nr 88] otacza opieką kobiety ciężarne i świadczy usługi medyczne, profilaktyczne i informacyjne w zakresie ochrony życia poczętego. Nie istnieje procedura postępowania w przypadku pacjentki zgłaszającej się z chęcią przerwania ciąży. Istnieje możliwość konsultacji psychologicznej i taka jest w tym przypadku proponowana pacjentce." (woj. mazowieckie)

"Pragnę jednocześnie poinformować, że w naszych oddziałach o profilu Ginekologii i Położnictwa pracują lekarze, i zgodnie z przysięgą Hipokratesa, są powołani do ratowania ludzkiego życia, a nie jego odbierania". (woj. małopolskie)

"Życie jest wartością fundamentalną i nienaruszalnym prawem człowieka. Prawa tego nie można znieść ani zmienić. Jest ono podstawą wszystkich innych praw człowieka oraz warunkiem prawidłowego przestrzegania prawa. (...) W praktyce nie łatwo uzyskać zgodę na zabieg przerywania ciąży (...)". (woj. mazowieckie)

Badaczki ustaliły, że pacjentki natykają się na następujące bariery w dostępie do legalnej aborcji:

  • Klauzula sumienia. Co najmniej w jednym województwie - podkarpackim - lekarze ze wszystkich państwowych szpitali podpisali w 2016 roku klauzulę sumienia. W tym województwie nie ma możliwości wykonania legalnej aborcji na koszt NFZ.
  • Wybieranie warunków dopuszczalności przerywania ciąży. Podczas badania prowadzonego przez Federację cztery szpitale zadeklarowały, że dokonują legalnych zabiegów przerywania ciąży tylko w niektórych dozwolonych przepadkach np. tylko przy zagrożeniu życia matki.
  • Odsyłanie do innych szpitali. 16 szpitali zadeklarowało, że z zasady odsyła pacjentki chcące dokonać aborcji do innych placówek.
  • Opinia co najmniej dwóch lekarzy. Zgodnie z ustawą nie jest potrzebna, ale w badaniu Federacji aż 25 szpitali zadeklarowało, że żąda tego od pacjentek.
  • Konsylium lekarzy lub/i inne dodatkowe badania. 11 szpitali zadeklarowało, że zgodę na aborcję musi wydać konsylium lekarzy (trzech lub więcej). Pięć szpitali wymaga, by w decyzję o zabiegu był zaangażowany ordynator oddziału lub kierownik kliniki. Pięć szpitali wymaga "pisemnej prośby pacjentki" - czegoś w rodzaju podania. Jeden szpital ma wyjątkowo absurdalne wymagania - żąda zgody pacjentki i jej męża.
  • Wymóg opinii Konsultanta Wojewódzkiego ds. Ginekologii i Położnictwa. Osiem szpitali wymaga pozytywnej opinii tego organu.

Cały raport Federacji można przeczytać tutaj.

Wiceminister Wawrzyk zapewnił też w swojej odpowiedzi, że "obecnie rząd nie pracuje nad zmianami prawa". I zaznacza, że projekt zaostrzenia prawa antyaborcyjnego został zgłoszony przez obywateli. To prawda, jednak bardzo wielu polityków PiS deklaruje poparcie dla tej zmiany. Prezydent Duda zapowiedział, że jeżeli ustawa przejdzie przez parlament, podpisze ją. Zaostrzenie popierała też Beata Szydło, a Jarosław Kaczyński mówił: "Będziemy dążyli do tego, by aborcji w Polsce było dużo mniej niż w tej chwili (…), by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię".

Kaczyński poparł też złożenie do Trybunału Konstytucyjnego wniosku o sprawdzenie, czy przerywanie ciąży ze względu na uszkodzenie płodu jest zgodne z Konstytucją RP.

W związku z powyższymi faktami pismo wiceministra Wawrzyka w imieniu RP zafałszowuje sytuację kobiet w Polsce i wprowadza w błąd Radę Europy.

OKO.press będzie interweniować w tej sprawie.

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze