"Azada i Ksatara znaleźliśmy w lesie jeszcze w listopadzie. Śledzę ich losy od tego czasu. Z przerażeniem" - pisze Marianna z polsko-białoruskiej granicy. Los uchodźców jest coraz gorszy, a policja, Straż Graniczna i wojsko szkalują i prześladują osoby, które starają się im pomóc
Azad ma 35 lat, jest Kurdem. Torturowano i prześladowano go w praktycznie każdym kraju, w którym się znalazł: w jego rodzinnej Turcji, w Białorusi, a także w Polsce.
Mam na imię Marianna. Jesienią czytaliście Państwo moje dzienniki.
Od tego czasu sytuacja się zmieniła: na granicy polsko-białoruskiej jest coraz gorzej.
Budowany jest wysoki mur, przez granicę przerzucane są nawet maleńkie dzieci, a policja, Straż Graniczna i wojsko szkalują i prześladują osoby, które starają się pomóc uchodźcom.
Ta historia jest dla mnie wyjątkowa. Azada i Ksatara znaleźliśmy w lesie jeszcze w listopadzie. Śledzę ich losy od tego czasu. Z przerażeniem.
Pierwszy odcinek "Dziennika Marianny" opublikowaliśmy 8 października 2021. Marianny (imię zmienione) mieszka na Podlasiu i razem z niewielką grupą przyjaciół prowadzi tuż przy granicy z Białorusią obywatelską działalność ratunkową. W kolejnych – nazwijmy je tak – akcjach humanitarnych próbują uchronić przed głodem, chłodem, a nawet śmiercią uchodźców - mężczyzn, kobiety i dzieci, którym udało się dostać na teren Polski.
Wszystkie odcinki znajdziesz tutaj.
Idziemy do nich we czwórkę, choć jest ich tylko dwóch. Nie pamiętam już dlaczego. Jest noc. Wjeżdżamy głęboko w las i zaczynamy przedzierać się przez młodniki, przechodzimy przez kolejne płoty, brodzimy w liściach. Staszek z kompasem przyczepionym do dłoni prowadzi nas prosto i bez chwili zawahania. W końcu z oddali widzimy świecący punkt.
Przy ognisku jest dwóch mężczyzn. Starszy, Ksatar, siedzi i grzeje się przy ogniu. Młodszy, Azad, leży na plecach. Nie ma z nim kontaktu.
Zaczyna prószyć śnieg. Wielkie płatki spadają nam na głowy, moczą rzeczy, które przynieśliśmy. Staszek próbuje pomóc Azadowi się przebrać. Z trudem zdejmuje z jego sztywnych nóg mokre spodnie. Razem staramy się go posadzić, ale i tak osuwa się na ziemię. Podkładamy mu plecak pod plecy i klinujemy. Siedzi, ale nadal jest bezwładny.
Staszek buduje zadaszenie z płachty ogrodowej, którą przynieśliśmy, pomagamy mężczyznom przenieść się pod nie. Kontakt jest bardzo trudny, nie do końca wiemy nawet, jakim językiem mówią. Iwona próbuje porozumieć się z nimi po turecku, w końcu jednak dzwonimy do tłumacza.
Dowiadujemy się, że mężczyźni potrzebują naszej pomocy, żeby wydostać się z lasu. Decydujemy się na przygotowanie wniosku do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka o interim measures, którego uzyskanie nie pozwoli straży granicznej kolejny raz wypchnąć ich przez granicę. Rozmawiam z tłumaczem.
Obok słyszę Staszka, który karmiąc Azada „kanapkami” z sucharów z pasztetem, śpiewa mu po cichu. Głos więźnie mi w gardle.
Sypie coraz bardziej. Razem z Igą pomagamy mężczyznom wypruć zaszyte w spodniach dokumenty i drobne pieniądze. I mały biały pakuneczek, trochę niepokojący. Potem okaże się, że to karteczka, drobno zapisana numerami telefonów.
Staszek z Iwą w tym czasie znoszą drewno i układają je wokół ogniska – będzie schło, a przy okazji zasłoni ogień. Ksatar przeszukuje kieszenie swoich mokrych ubrań. Nagle coś znajduje i pierwszy raz, odkąd przyszliśmy, uśmiecha się, wyciągając do nas rękę z wymiętymi cukierkami. Wkładamy rozmoczone cukierki do ust i też się uśmiechamy.
W końcu idziemy z powrotem, niespokojni, bo Azad nadal jest w złym stanie. Wszędzie wokół jest już bielusieńko.
Wracamy do nich dwa dni później, przynosimy suche śpiwory, ubrania, jedzenie i herbatę. Azad już wstaje, gorzej jest z kolei z Ksatarem. Patrzymy, że ulepszyli swoje schronienie, suszą drewno, topią śnieg w kubku. Spędzamy z nimi trochę czasu i znów odchodzimy, zostawiając ich samych w lesie.
Dopiero kolejnego dnia przychodzą dokumenty z Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i możemy „ujawnić” mężczyzn Straży Granicznej w obecności mediów, tłumacza i osób z organizacji pozarządowych.
4 grudnia zostają więc zatrzymani. Przez następne 2 tygodnie nie wiemy, gdzie są. Potem dowiemy się, że trafili do Wędrzyna – najgorszego ośrodka zamkniętego w Polsce, znajdującego się na poligonie wojskowym – z którego w połowie lutego przeniesiono ich do Lesznowoli.
Po miesiącu od zatrzymania umożliwiono im złożenie wniosku o ochronę międzynarodową, po kolejnych dwóch prawniczka złożyła wniosek o zwolnienie ich z ośrodka zamkniętego do otwartego. Wniosek rozpatrzono odmownie, pod koniec marca przedłużono detencję. Minął kolejny miesiąc ich uwięzienia.
W opinii psycholożki czytam, że konieczna jest konsultacja psychiatryczna Azada. Jego stan ciągle się pogarsza, ma objawy zaburzeń po stresie traumatycznym PTSD: natrętne myśli, zaburzenia snu, koszmary senne z wybudzeniami, zaburzenia w sferze regulacji emocji, drażliwość, obniżony nastrój, wysoki poziom lęku, negatywne przekonania na temat siebie. Unika chodzenia spać, by we śnie nie przeżywać ponownie traumatycznych zdarzeń. Ma trudności z koncentracją uwagi, często zapomina, jaką czynność rozpoczął. Ma bóle w okolicach serca, drętwieją mu ręce i nogi.
Azad jest Kurdem, od dziecka był ofiarą prześladowań ze względu na przynależność etniczną, a później także ze względu na działalność polityczną. W dzieciństwie stracił wielu bliskich: jego brat zginął, służąc w wojsku tureckim, stryja zamordowano, wcześniej poddając ciężkim torturom, po roku zmarł kolejny kuzyn. Wieś, w której mieszkał Azad z rodziną, zniszczyło wojsko. Jako nastolatek był zmuszony do ucieczki do obozu dla uchodźców w Iraku. Po powrocie do kraju zaangażował się w działalność polityczną. Po ataku wojska tureckiego na tereny Sirnak i Cizre Azad był zmuszony zbierać ciała zabitych, często pozbawione rąk i nóg. Wśród ofiar było wielu jego znajomych i przyjaciół… Tych doświadczeń nie jest w stanie zapomnieć, to przez nie boi się zasnąć. Mimo to przez kolejne lata wciąż był jednak aktywny politycznie, za co go wielokrotnie aresztowano, zastraszano bronią, poddawano przemocy psychicznej i fizycznej.
Bojąc się o własne życie, Azad podjął dramatycznie trudną decyzję o ucieczce z kraju. Razem z przyjacielem dostał się do Białorusi, a z niej do Polski. Straż graniczna ponownie odesłała ich jednak za druty. Kiedy ich znaleźliśmy, byli w złym stanie fizycznym i bardzo złym psychicznym. Pobici przez białoruskich żołnierzy, przez niemal tydzień nic nie jedli i pili tylko brudną wodę.
A teraz Azad jest jak w więzieniu. Tak się skończyła jego ucieczka przed represjami i groźbą śmierci do Europy, w której – jak wierzą Kurdowie, prześladowani w wielu krajach świata – miał być bezpieczny. Myśleliśmy, że go ratujemy z lasu, a skazaliśmy go – my, państwo polskie – na kolejną traumę. Jest zamknięty w ośrodku przypominającym więzienie.
Strażnicy są ubrani w mundury tego samego koloru, co mundury strażników w Turcji.
To wszystko sprawia, że jego dramat się pogłębia, wracają dawne lęki, pojawiają się nowe. Dzień w dzień nawiedzają go traumatyczne wspomnienia zagrożeń, przed którymi uciekał.
Azad jest wykończony. Czuje, że nie ma siły dalej żyć. Razem z około 20 innymi osobami 4 maja rozpoczyna strajk głodowy. Po jakimś czasie głodówkę wytrzymuje już tylko dziesięciu mężczyzn, w tym Azad. Mija prawie miesiąc. Miesiąc niejedzenia. Azad, podobnie jak pozostali głodujący, przeraźliwie chudnie. Straż graniczna na swoim Twitterze pisze jednak, że Azad „odmawia przychodzenia na posiłki, twierdząc, że prowadzi protest głodowy”.
31 maja traci przytomność. Karetka zabiera go do szpitala. Przez telefon nie jesteśmy w stanie niczego się dowiedzieć.
Maria, psychotraumatolożka, razem z tłumaczem, jadą w środku nocy do szpitala. Choć mają pełnomocnictwo od Azada, straż graniczna nie daje zgody na widzenie się z pacjentem, mówi „do widzenia” i zamyka im przed nosem drzwi czerwonego odcinka SORu.
„To paranoja – złości się Maria – Człowiek nie zna języka polskiego, więc nie ma jak zrozumieć nawet prostych poleceń, typu «proszę otworzyć oczy», więc nie da się ocenić jego przytomności i tego, w jakim jest stanie. Jestem przerażona tym, że w SOR to nie lekarz, a straż graniczna decyduje o tym, czy dopuszczą do człowieka psychologa i tłumacza, żeby mógł zrozumieć cokolwiek, co się z nim dzieje i byśmy mogli choćby pomóc lekarzom nawiązać z nim kontakt”.
Na Twitterze Straży Granicznej czytamy: „Okazało się, że stan jego zdrowia jest dobry. Lekarze zdecydowali, że nie wymaga hospitalizacji”. To nie jest prawda.
Maria z tłumaczem spędzają w szpitalu kolejną godzinę. Maria kątem oka przez chwilę widzi Azada, leżącego na szpitalnym łóżku. Według lekarza jego symptomy są niejednoznaczne. Lekarz jest miły, uprzejmy, ale nieco wystraszony, pod presją.
„Nic dziwnego – komentuje Maria – trudno nie być pod presją, jak człowiek jest zmęczony i wokół jednego pacjenta ma iluś mundurowych, sprawiających wrażenie, jakby ten pacjent był kimś groźnym”.
Rano Maria z tłumaczem wracają do szpitala. Kolejny lekarz podważa wiarygodność pełnomocnictwa, podpisanego przez Azada. Maria spokojnie dopytuje, czy szpital ma wzór własnego upoważnienia, które mógłby podpisać pacjent. Ma. Ale nie da. Lekarz jest nieuprzejmy...
W końcu Maria dowiaduje się, że Azad zostaje przeniesiony na psychiatrię do innego miasta. Od tego czasu, a mija już kolejna doba, nie udaje nam się z nim skontaktować.
Jak teraz czuje się Azad? Jak skończy się jego dramatyczna historia? Czy ktokolwiek będzie w stanie mu pomóc?
*Imiona części osób, występujących w tekście, zmieniono ze względu na ich bezpieczeństwo.
Marianna (pseudonim) pierwszy odcinek "Dziennika" napisała 8 października 2021.
Wszystkie sześć znajdziesz tutaj.
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Komentarze