0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jażwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jażwieck...

– A te dwie lochy, które prowadziły młode, to pan zabił? – zapytałam sąsiada myśliwego po tym, gdy z okolicznych pół zniknęły dwie lochy, prowadzące gromadkę maluchów. Uciekające pojedyncze warchlaki można było spotkać w okolicznych krzakach.

– Niestety nie ja – pożałował.

– Ale tak skazujecie warchlaki na śmierć? Jak to się ma do waszej etyki łowieckiej? – dopytywałam.

– Pani... – zaśmiał się. – Koło już dawno dostało polecenie, żeby wszystkie dziki wybijać z powodu tej świńskiej zarazy. Teraz to już inaczej liczą, ale kiedyś to za lochę było tak: pyk lochę i wtedy z maluchami szybko szło, bo one przy niej. 650 za lochę, po 300 za młode – znacząco otarł kciuk o resztę palców.

Wybijanie dzików jako sposób walki z afrykańskim pomorem świń (ASF) trzyma się w Polsce mocno od kilku lat. Jeszcze mocniej trzyma się ASF, co pokazuje dobitnie, że metoda walki z wirusem jest nieskuteczna.

Przeczytaj także:

Uporczywa obrona rzezi. W tle pieniądze dla myśliwych

Aktualnie trwają prace nad planem zwalczania ASF. Nowy projekt planu zwalczania kwestii ASF przedstawiło niedawno Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Niedawna narada w resorcie oraz późniejsza dyskusja w sejmowej Podkomisji Stałej do spraw Dobrostanu Zwierząt Gospodarskich i Ochrony Produkcji Zwierzęcej w Polsce oraz Zwalczania Chorób Zakaźnych Zwierząt pokazały, że zarówno resort rolnictwa kierowany przez Czesława Siekierskiego z PSL, jak i myśliwi, którzy są beneficjentami obecnej metody walki z ASF, robią wszystko, żeby kontynuować nieskuteczny plan, realizowany od 2016 roku wbrew rekomendacji naukowców.

Obecnie ASF zbiera żniwo wśród świń w północno-zachodniej Polsce. W tym roku odnotowano już 44 ogniska tej choroby w chlewniach. Ostatnie w połowie września wiązało się z zabiciem ponad 11 tys. świń. Z powodu zaniedbań w bioasekuracji wirus przenosi się z dzików do chlewni. Lobby hodowców (nie tylko rolników, ale też korporacji posiadających gigantyczne chlewnie), zabiega o to, żeby dzików było jak najmniej. A najlepiej, żeby w ogóle zniknęły z Polski.

Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi chce iść tą drogą. Proponuje rozwiązania radykalne, których skutki poniesiemy wszyscy.

– Plan zakładający odstrzał dzików tak długo, jak „trwać będzie obecność dzików w obwodzie łowieckim” i to przez cały rok, najróżniejszymi metodami, także z wykorzystaniem psów i urządzeń termowizyjnych, będzie miał ogromny wpływ na całą na przyrodę. W tym na obszary Natura 2000, a także te parki narodowe, gdzie prowadzi się polowania, oraz na ludzi korzystających z tych terenów – podkreśla dr hab. Sabina Nowak, prof. UW, wiceprzewodnicząca Państwowej Rady Ochrony Przyrody.

Problem w tym, że dotychczasowa rzeź dzików nie zahamowała rozprzestrzeniania się wirusa.

– Tymczasem brak jest w planie oceny, w jakim stopniu skuteczne były w ostatnich czterech latach w ograniczeniu ASF intensywne odstrzały. Zginęło w nich 1 mln 316 tys. dzików. Wydano na to ze środków publicznych blisko pół miliarda zł – mówi Sabina Nowak.

Plan szkodliwy dla środowiska

Przy podejmowaniu decyzji o wybijaniu w pień dzików nie powinno się pomijać roli tych zwierząt w przyrodzie. Na to jednak decydenci próbują zamykać oczy. Podczas dyskusji w podkomisji dr Robert Maślak z Uniwersytetu Wrocławskiego przypomniał, że dziki pełnią bardzo ważną funkcję ekosystemową przez buchtowanie ziemi czy zjadanie owadów, będących zagrożeniem dla drzew. Same dziki stanowią też ważną bazę pokarmową drapieżników. W diecie wilka dziki stanowią ponad 30 proc. pozyskiwanego pożywienia.

Już w 2019 roku, gdy pisowski minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski wpadł na pomysł wybicia tych zwierząt, naukowcy w liście otwartym w sprawie redukcji populacji dzików naukowcy napisali, że dziki „buchtując w poszukiwaniu pokarmu i roznosząc nasiona, odgrywają ważną rolę w naturalnym odnowieniu lasu i w procesach obiegu materii w przyrodzie. Eliminacja tego gatunku z ekosystemu może przyczynić się do zwiększenia intensywności gradacji owadów w lasach oraz częstości występowania patogenów przenoszonych przez gryzonie na ludzi (np. borelioza, kleszczowe zapalenie mózgu)”.

Z drugiej strony zwolennicy radykalnego odstrzału dzików podczas prac w podkomisji podawali dane o 300, a nawet 400 proc. rocznym wzroście populacji dzików. Gdyby tak rzeczywiście było, radykalna redukcja populacji byłaby koniecznością. Dane tego jednak nie pokazują. Gdyby rzeczywiście roczny przyrost populacji dzika przekroczył 200 proc., to po 10 latach masa dzików byłaby większa niż masa wszystkich pozostałych ssaków żyjących na Ziemi – zauważa prof. Przemysław Chylarecki z Muzeum i Instytucie Zoologii PAN.

Myśliwi wprawdzie lubią podkreślać, że w walce z „ideologią”, jak określają obrońców przyrody, opierają się na nauce. Ale gdy życie pokazuje, że gdy naukowcy kwestionują ich podejście, to krytykują naukowców. Na ostatnim spotkaniu w MRiRW w sprawie ASF szczególnie negatywnie wyrażali się o opinii Państwowej Radu Ochrony Przyrody, krytycznej wobec planu zwalczania ASF, przedstawiciele PZŁ, a Rafał Ciszewski, wiceprezes Naczelnej Rady Łowiectwa, zarzucił członkom PROP brak kompetencji, a nawet nazwał ich „aktywistami”.

– Jednocześnie przedstawiciele PZŁ przyznali, że kwoty z programu zwalczania ASF za zabite dziki są wypłacane konkretnym myśliwym i że prowadzi to do specjalizacji niektórych z nich w zabijaniu dzików i wykorzystanie tego jako źródła znacznych dochodów. Zaproponowali zatem, aby MRiRW wypłacało te środki kołom łowieckim, które ponoszą wydatki na utrzymanie i serwis chłodni, w których przetrzymywane są zabite dziki. Pozwoli to uniknąć takich sytuacji i okazji do zarzutów ze strony opinii publicznej – mówi Sabina Nowak.

Skuteczną metodą jest usuwanie martwych dzików

Jak tłumaczy Sabina Nowak, według najnowszych badań, najważniejsze w zwalczaniu ASF jest usuwanie padłych dzików ze środowiska, bo to one są głównym źródłem wirusa i często stanowią pokarm dla zdrowych dzików. Niezmiernie ważna jest też bioasekuracja, o czym wszyscy przekonaliśmy się podczas pandemii Covid-19.

Przykładem skutecznej walki z ASF jest Szwecja, która niedawno otrąbiła sukces w walce z tym wirusem. Ale Szwedzi walczyli z ASF racjonalnie. Po znalezieniu pierwszego dzika padłego z powodu ASF wyznaczyli zakażoną strefę, po której ludzie nie mogli się poruszać poza drogami. Przeszkolone zespoły poszukiwały martwych dzików.

Polski plan został opracowany w 2023 roku przez przedstawicieli Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Głównego Lekarza Weterynarii i skonsultowany z naukowcami z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Jak wynika z dokumentu, nie opiera się on na żadnych badaniach dotyczących zwalczania ASF. W bibliografii przytoczono regulacje unijne dotyczące zwalczania ASF o oraz literaturę odnoszącą się do polowań na dziki i sytuacji zwierząt łownych.

– Literatura, na którą powołują się autorzy Planu, jest bardzo ograniczona i przestarzała. Nie zawiera najnowszych publikacji, których autorami są także polscy naukowcy, będący ekspertami Europejskiej Urzędu ds Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), który właśnie kończy prace nad najnowszym raportem o ASF – tłumaczy Sabina Nowak.

Grzybiarze mogliby szukać padłych dzików

Obecnie myśliwi, pracownicy parków narodowych oraz pracownicy Służby Leśnej mogą samodzielnie prowadzić poszukiwanie padłych dzików. W przypadku zgłoszenia organom Inspekcji Weterynaryjnej znalezienia zwłok dzika powiatowy lekarz weterynarii wypłaca dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego, dyrektorowi parku narodowego lub zarządcy lasów miejskich 200 zł brutto.

Zdaniem Sabiny Nowak poszukiwanie martwych dzików należałoby szeroko rozpropagować, a może nawet odpowiednio nagradzać wszystkich, nie tylko wybrane osoby. Mogłoby to znacząco zwiększyć skuteczność usuwania źródeł wirusa ze środowiska. Istnieje elektroniczny system (dostępny też jako aplikacja na smartfony) zgłaszania naruszeń środowiskowych poprzez system mObywatel2. Można zgłaszać tam przypadki nielegalnego składowania śmieci czy padliny zwierząt gospodarskich, w ramach niego wystarczy dodać zakładkę służącą zgłaszaniu padliny dzików. Zgłoszenia powinny trafiać do powiatowych lekarzy weterynarii.

Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi jest jednak przeciwne temu pomysłowi.

– Poszukiwanie zwłok dzików powierzono osobom, które zawodowo lub hobbystycznie mają stały kontakt ze środowiskiem leśnym oraz zwierzyną łowną, lub są do tego odpowiednio przeszkolone i mają doświadczenie. Osoby takie znają teren poszukiwania zwłok oraz miejsca predylekcyjne, w których istnieje wysokie prawdopodobieństwo wykrycia zwłok padłych dzików. Ponadto, są one odpowiednio przygotowane (np. poprzez szkolenia) pod względem zapewnienia bezpieczeństwa biologicznego, ograniczającego możliwość ewentualnego rozprzestrzeniania się wirusa ASF w środowisku – tłumaczy Biuro Prasowe resortu rolnictwa.

Zdaniem ministerstwa zachęta finansowa skierowana do ogółu obywateli niosłaby ryzyko wzmożonego ruchu w lasach. To groziłoby niekontrolowanym rozprzestrzenieniem się wirusa ASF.

Biorąc pod uwagę to, ilu grzybiarzy chodzi obecnie po lasach, trudno uznać to stanowisko za przejaw realnej oceny sytuacji. Przecież w poszukiwanie martwych dzików nie byłyby włączone osoby, które obecnie nie chodzą do lasu. A dodatkową korzyścią z punktu widzenia zapobiegania rozprzestrzenianiu się wirusa byłoby przeszkolenie tych osób z bioasekuracji.

Jest szansa na uchronienie dzików od rzezi

Na ostatnim posiedzeniu sejmowej podkomisji pojawiła się jednak nadzieja, że zwycięży wiedza naukowa i zdrowy rozsądek, a dziki nie będą wybijane bez umiaru.

Jak podaje Sabina Nowak, autorzy planu wprawdzie uważają, że MKiŚ powinno zatwierdzić plan bez zwłoki. Jednak na posiedzeniu podkomisji ostatecznie ustalono, że należy w najbliższym czasie go poprawić i włączyć w ten proces także członków PROP oraz innych naukowców, ekspertów w dziedzinie walki z ASF. Następnie, przed zatwierdzeniem, należy plan przekazać do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Chodzi o strategiczną ocenę wpływu tego dokumentu na obszary Natura 2000, co wynika z przepisów unijnych i krajowych.

;
Regina Skibińska

Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.

Komentarze