0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Niedziela, 24 listopada 2024, droga między Pcimiem a Stróżą w Małopolsce. Przy ekranie dźwiękochłonnym kierowcy zobaczyli łanię i gryzącego ją po nogach psa. Jak się później okazało – myśliwskiego.

„Jechaliśmy z mężem akurat w góry, do Rabki. Zobaczyłam, co się dzieje i od razu zawróciliśmy. Na miejscu już zatrzymały się inne samochody, jeden z kierowców dzwonił po policję” – relacjonuje pani Marta (nazwisko do wiadomości redakcji) w rozmowie z OKO.press. Wyjaśnia, że wszystko działo się na starej Zakopiance (nowa, dwujezdniowa biegnie niemal równolegle i jest znacznie bardziej ruchliwa).

„Łania nie upadała, nie słaniała się, nie widziałam żadnej krwi. Stała i nie była w stanie się ruszyć, osaczona przez psa. Chciałam go jakoś odgonić, ale jak? Pięć, może 10 minut później zjawili się myśliwi. Pies nie reagował na żadne odwoływania. Krzyczałam do nich, zrobiłam tam awanturę taką, że nawet nie będę swoich słów przytaczać. W końcu jeden z myśliwych – pewnie właściciel – wziął psa pod pachę i odsunął od łani” – opowiada.

Przeczytaj także:

Kiedy myśliwym udało się opanować psa, zebrani na miejscu świadkowie zapytali, co stanie się z łanią.

„Jedziemy do weterynarza” – odkrzyknął jeden z nich. Na filmie, który nagrała pani Marta, widać, jak myśliwi chwytają łanię, a na szyję zakładają jej niebieski sznurek.

„Zabrali ją na pakę samochodu, który przyjechał na miejsce” – dodaje. Jak się okazało, zwierzę nie zostało zabrane do weterynarza. Pojechało na egzekucję.

Myśliwi: trzeba było ją dostrzelić

Wiemy to dzięki samym myśliwym, do których o wyjaśnienia zwróciła się pani Marta. W odpowiedzi Koła Łowieckiego „Puszcza” z Niepołomic czytamy, że łania „zbiegła na drogę w miejscowości Stróża, gdzie została osadzona przez psa przy ekranach dźwiękochłonnych. W krótkim czasie na miejsce dojechali myśliwi, z uwagi na to, że pies tropiący był wyposażony w nadajnik GPS. Biorąc pod uwagę warunki bezpiecznego oddania strzału oraz przepisy te warunki regulujące, nie było żadnej możliwości dostrzelenia łani w tym miejscu. Została ona zabrana w miejsce, gdzie było to możliwe”.

Z ich relacji wynika, że wcześniej „jeden z uczestniczących w polowaniu myśliwych oddał strzał do łani, która później uszła w las”. Nie stwierdzają wprost, czy zwierzę zostało zranione w ten sposób, choć później nazywają je „postrzałkiem”, na którego poszukiwania wyruszył myśliwy z psem. Marta, która zatrzymała się na Zakopiance, żeby pomóc zwierzęciu, podkreśla, że łania nie była ranna od kuli. „To było normalne, zdrowe zwierzę. Jedyne rany, jakie miało, to te po pogryzieniu przez psa” – dodaje. „Zdaję sobie sprawę, że jest to słowo przeciwko słowu, ale jestem w stanie zeznać pod przysięgą, że to nie było postrzelone zwierzę. Mój mąż, który był ze mną tego dnia, również to potwierdzi” – zaznacza.

Koło łowieckie twierdzi także – wbrew temu, co relacjonuje świadkini zdarzenia – że psa nie dało się przywołać, bo „był pobudzony biciem przez osoby postronne”.

„Miałam na sobie ciężkie, trekkingowe buty, nie wyobrażam sobie, że mogłabym go kopnąć – przecież to nie jego wina, że ma opiekunów, którzy zmuszają go do »pomocy« w polowaniach. Nie chciałam, żeby temu psu stała się krzywda” – mówi pani Marta.

Myśliwi uważają, że sprawa jest zamknięta, a ich wyjaśnienia „kończą problem zdarzenia z dnia 24.11.2024”.

Jak pomóc łani?

„Mam wyrzuty sumienia, że za mało zrobiłam, że pozwoliłam im to zwierzę zabrać. A z drugiej strony nie wiem, co mogłabym zrobić, do mojego samochodu nie udałoby mi się spakować tak dużego zwierzęcia. Zresztą fizycznie byłoby to trudne. Pies, kot, lis, nawet mała sarenka – takie zwierzę mogłabym zabrać do weterynarza. Ale jak pomóc łani?” – mówi pani Marta.

Podkreśla, że to było jej pierwsze spotkanie z myśliwymi. Nie jest antyłowiecką aktywistką, nigdy nie zajmowała się ratowaniem dzikich zwierząt.

„Dlatego jeszcze tego samego dnia zgłosiłam się na policję w Myślenicach, gdzie potwierdzono mi, że było zgłoszenie w sprawie łani na starej Zakopiance. Patrolu jednak na miejscu nie było. Skierowano mnie do wydziału w Krakowie, który zajmuje się takimi sprawami, dostałam już wezwanie na przesłuchanie, tuż przed Bożym Narodzeniem. Napisałam też do organizacji społecznych, które udało mi się znaleźć” – dodaje.

Odpowiedział Ośrodek Działań Ekologicznych „Źródła”, który zajmuje się udzielaniem pomocy osobom mającym problemy z myśliwymi.

Będzie zawiadomienie

Krzysztof Wychowałek z Ośrodka „Źródła” zapowiada złożenie zawiadomienia w tej sprawie do prokuratury. „Celem gospodarki łowieckiej jest »gospodarowanie populacjami«, ale to nie znaczy, że zwierzęta, na które polują myśliwi, nie mają swoich praw. Mimo istnienia ustawy prawo łowieckie jest też ustawa o ochronie zwierząt, obejmująca również zwierzęta dziko żyjące” – mówi w rozmowie z OKO.press.

„Przepisy ustalają, jak myśliwi powinni postępować, jeśli postrzelą, ale nie zabiją zwierzęcia. Mogą szukać go nawet po ciemku, z użyciem sztucznego źródła światła. Mogą wykorzystywać do tego celu wyszkolone psy. Ale przede wszystkim nie mogą zadawać mu dodatkowego cierpienia” – wyjaśnia.

Według rozporządzenia Ministra Środowiska z 2019 roku myśliwy „powinien poszukiwać postrzałka i go uśmiercić możliwie szybko i w sposób oszczędzający niepotrzebnych cierpień, z zachowaniem szczególnej ostrożności i zastosowaniem środków niezbędnych dla zapewnienia bezpieczeństwa uczestników polowania i osób postronnych”.

„Tutaj tak się nie stało. Nie oszczędzono łani niepotrzebnych cierpień” – dodaje Wychowałek. „Inna sprawa, że według relacji świadków łania nie była postrzelona, a jedynie ugryziona przez psa. Mamy tutaj dziurę w przepisach. Rozporządzenie wyjaśnia, co robić, jeśli zwierzę zostało postrzelone, ale nie podaje, jak postępować w przypadku zranienia zwierzęcia w inny sposób. Z punktu widzenia etycznego, myśliwi powinni wezwać lekarza weterynarii, który zdecydowałby, czy łanię należy uśpić, czy przewieźć do ośrodka dla dzikich zwierząt” – podkreśla.

Myśliwi złamali prawo?

Zgadza się z tym radczyni prawna Angelika Kimbort, która wspiera Ośrodek „Źródła” w tej sprawie.

„Prawnie nie ma znaczenia, czy to zwierzę było tak zwanym postrzałkiem, czy nie. Jeżeli celem myśliwych było natychmiastowe skrócenie cierpienia łani, to z uwagi na okoliczności tego zdarzenia, należało wezwać lekarza weterynarii, który uśmierciłby je środkiem usypiającym, a nie pakować to biedne, przerażone, pogryzione zwierzę do samochodu. Wywozić je, narażać na absolutnie zbędne cierpienie i stres w tych okolicznościach, żeby je potem zastrzelić. Możemy się domyślać, że zwierzę nie zostało zastrzelone w pojeździe. Musiało zostać z niego ściągnięte i być może w jakiś sposób oswobodzone przed oddaniem strzału” – mówi.

„Świadkowie wskazują jednak wyłącznie na pogryzienie. Lekarz weterynarii mógłby przecież uznać, że zwierzę ma szanse na przeżycie i może być przewiezione do ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt. Być może za kilka tygodni odzyskałoby wolność. Tego już się nie dowiemy” – podkreśla prawniczka.

Artykuł 33 ustawy o ochronie zwierząt ustala szczegółowo zasady uśmiercania. Dopuszcza zarówno uśpienie przez lekarza weterynarii, jak i odstrzał wykonany przez uprawnioną do tego osobę. W tej konkretnej sytuacji nie było jednak możliwości bezpiecznego przeprowadzenia odstrzału. Całe zdarzenie odbywało się na środku drogi, w obecności świadków. Myśliwi powinni postawić więc na drugi określony ustawą sposób skrócenia cierpienia łani.

„Naszym zdaniem ustawa o ochronie zwierząt została w tej sytuacji naruszona” – dodaje Angelika Kimbort.

Zapytaliśmy o to zdarzenie również myśliwych z Koła Łowieckiego „Puszcza” z Niepołomic. Zapytaliśmy, dlaczego nie wezwano lekarza weterynarii, czy dopilnowano, aby oszczędzić łani cierpień i czy myśliwi kłamali, mówiąc, że wiozą ją do weterynarza. Jak tylko dostaniemy odpowiedzi, tekst zostanie zaktualizowany.

Krzysztof Wychowałek podkreśla: „Myśliwi często zarzucają organizacjom antyłowieckim bambinizm, mówią, że mamy zbyt wyidealizowany stosunek do przyrody. Ale gdyby ta łania była pogryziona przez wilki, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. To byłaby naturalna śmierć. W tym wypadku człowiek celowo zorganizował polowanie na zwierzęta, chciał tę łanię zabić, a ostatecznie spowodował jedynie jej nadmiarowe cierpienie. To wyczerpuje moim zdaniem znamiona znęcania się”.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze