0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Marcin Stepien / Agencja Wyborcza.plFot. Marcin Stepien ...

„Łowiectwo nie powinno być zabijaniem dla przyjemności” – mówi Marcin Kostrzyński, były myśliwy, wiceprezes Fundacji Niech Żyją!.

„W Skandynawii jest duże poparcie dla myśliwych – dlatego, że tam myśliwi polują dla mięsa, a nie dla trofeum. Niemcy polują głównie dla trofeum i dla przyjemności zabijania. I my w Polsce ten niemiecki model przejęliśmy. Jest to model bardzo zły, pod każdym względem. Nie tylko środowiskowym, ale również społecznym: to on powoduje, że niechęć społeczeństwa do myśliwych jest tak duża” – dodaje.

Na pytanie, co nowy rząd powinien w pierwszej poprawić w systemie gospodarki łowieckiej, odpowiada:

„Właściwie łatwiej byłoby odpowiedzieć na pytanie, co nie jest priorytetem. Tam właściwie wszystko trzeba by było zmienić. Nic nie działa tak, jak działać powinno”.

U progu nowych rządów przyglądamy się tej władzy, która w Polsce nigdy się nie zmienia – władzy myśliwych. Czy politycy będą mieli odwagę zmierzyć się patologiami polskiego łowiectwa? Z jego – niekiedy fatalnymi – przyrodniczymi i społecznymi skutkami? Czy będą odwracać wzrok? Sprawdzamy, co należałoby zrobić, żeby chronione zwierzęta nie padały ofiarą pasjonatów okrutnego sportu, a obywatele wchodzili do lasu bez obawy, że krewki łowczy „pomyli ich z dzikiem”.

W pierwszej części naszego cyklu zajmujemy się bezpieczeństwem. Eksperci, z którymi rozmawiamy, przedstawiają konkretne postulaty:

  • skuteczniejsze i surowsze kary dla myśliwych za „pomyłki z dzikiem”;
  • polowania wyłącznie w dni robocze – tak, żeby w weekendy można było bezpiecznie spacerować po lesie;
  • lepsze informowanie o odbywających się polowaniach;
  • rezygnację z zapisów w prawie łowieckim, wg których można karać za „utrudnianie” polowania;
  • usprawnienie procesu wyłączania swoich działek z obwodów łowieckich;
  • zakaz polowań dewizowych i prowadzenia Ośrodków Hodowli Zwierzyny.

Polska 2050 za prawami zwierząt

Polska 2050, partia nowej ministry klimatu i środowiska Pauliny Hennig-Kloski, od początku swojego istnienia deklaruje wzmocnienie praw zwierząt. Szymon Hołownia, lider partii, w rozmowie z „Wyborczą” już w 2021 roku mówił: „Wspieramy pomysł moratorium na polowania na dzikie ptaki w Polsce, w locie trudno rozróżnić gatunki, zabijane są ptaki chronione. Trzeba uregulować temat szkód łowieckich, dokarmiania zwierzyny. I pracujemy nad tym. Absolutnie nie przewidujemy zgody na usunięcie jakiegokolwiek gatunku z listy gatunków chronionych”.

Wiceministrem klimatu i Głównym Konserwatorem Przyrody został partyjny kolega Hennig-Kloski, Mikołaj Dorożała. „Doniesienia medialne nie napawają optymizmem” – pisał łowiecki blog Wildmen jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem wyboru Dorożały na to stanowisko.

Taki stosunek myśliwych to nic dziwnego w tym przypadku. Polityk Polski 2050 to weganin, miłośnik zwierząt, który podczas internetowego spotkania z wyborcami mówił o łowiectwie: „Zabijanie dla przyjemności i mówienie o tym, że to jest jakaś tradycja, to kwestia dyskusyjna. Sorry, jest wiele innych tradycji, które mogłyby być z powodzeniem eksplorowane, ale zapraszanie dzieci na polowania? No nie”.

Według początkowych informacji to właśnie Dorożała miał odpowiadać za łowiectwo w resorcie klimatu. Jednak z rozporządzenia o podziale kompetencji w ministerstwie dowiadujemy się, że za kwestie polowań i gospodarki łowieckiej ma odpowiadać sama Hennig-Kloska.

Myśliwi bez sojusznika

Myśliwi stracili silnych sojuszników w resorcie klimatu. W rządzie Zjednoczonej Prawicy mieli np. Edwarda Siarkę, wiceministra klimatu i środowiska, czynnego myśliwego.

Teraz – poza Dorożałą i Hennig-Kloską – w ministerstwie znalazły się Urszula Zielińska i Anita Sowińska. Pierwsza wiceministra jest jednocześnie posłanką Zielonych, otwarcie sprzeciwiających się bezkarności myśliwych. Sowińska to polityczka Nowej Lewicy, która w poprzedniej kadencji wspierała m.in. aktywistów broniących Puszczy Karpackiej przed wycinkami i angażowała się w ochronę Świętokrzyskiego Parku Narodowego.

Wiceministrem odpowiedzialnym za energetykę, elektromobilność, energię jądrową i odnawialne źródła energii został Miłosz Motyka z PSL. W nim myśliwi upatrują jedyną nadzieję.

Wsparcie łowiectwa deklarował przecież lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Przed wyborami spotkał się z myśliwymi, którym mówił, że im więcej posłów i posłanek PSL wejdzie do Sejmu, tym więcej będzie osób głosujących za interesem PZŁ. Zapowiedział m.in. starania o pozwolenie na udział dzieci w polowaniach.

Jedną z pierwszych osób, które Motyka zaprosił na rozmowę do resortu klimatu, był Marcin Możdżonek – były siatkarz, a obecnie świeżo wybrany prezes Naczelnej Rady Łowieckiej.

„Pomyłki” z dzikiem

Lubelski Ruch Antyłowiecki prowadzi listę osób, które zostały zabite przez myśliwych. Sprawcy tłumaczą się zazwyczaj wspomnianą już „pomyłką z dzikiem”. Od 2003 do listopada 2023 zarejestrowano aż 69 takich spraw, w tym m.in.:

  • W 2011 myśliwy, polujący niedaleko Dzierżoniowa na Dolnym Śląsku, ostrzelał grupę ludzi. Myślał, że to wataha dzików. Zabił swoją żonę, trafiając ją prosto w brzuch.
  • W 2016 roku myśliwy z Mieściska (woj. wielkopolskie) oddał serię strzałów w stronę rowerzysty. Mężczyzna zginął na miejscu.
  • 2020 rok. 16-letni Imanali z Kazachstanu uczący się w Polsce wymknął się z internatu zespołu szkół zawodowych w Kluczkowicach (woj. lubelskie) z trójką kolegów i poszedł do pobliskiego sadu. Został zastrzelony przez myśliwego, który „myślał, że to dzik”.
  • 16 listopada 2023 myśliwy zastrzelił żołnierza 12. Brygady Zmechanizowanej, ćwiczącego na strzelnicy na osiedlu Krzekowo w Szczecinie. Tłumaczył się pomyłką z dzikiem.

Bez taryfy ulgowej

Wyroki za te zabójstwa – jeśli zapadają – są zazwyczaj bardzo łagodne. Myśliwi dostają wyroki w zawieszeniu, czasami muszą zapłacić również grzywnę. Przykład? W lutym 2017 roku w Żukowicach (woj. dolnośląskie) 26-letni myśliwy zastrzelił mieszkańca pobliskiej wsi, Edwarda. W sądzie tłumaczył, że „mężczyzna był na czworakach i buchtował w polu jak dzik”.

To kuriozalne tłumaczenie sądu nie przekonało, myśliwy został uznany za winnego. Jednocześnie sąd za zabójstwo pana Edwarda wyznaczył zaledwie karę roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz 10 tys. zł nawiązki. Sąd apelacyjny wyrok podtrzymał.

„Pomyłka z dzikiem nie może być czynnikiem łagodzącym” – uważa Marcin Kostrzyński z Fundacji Niech Żyją! – „Powinien być osobny paragraf, z którego odpowiadaliby myśliwi strzelający do nierozpoznanego celu. Bez taryfy ulgowej, bez wyroków w zawieszeniu. Jeśli myśliwy zabija żonę, odpowiada za zabójstwo. Jeśli pomylił ją z dzikiem, to powinien odpowiadać z osobnego paragrafu za oddanie strzału do nierozpoznanego celu” – podkreśla.

Polowania tylko w tygodniu

Marcin Kostrzyński postuluje również, żeby polowania odbywały się jedynie w dni robocze.

„Nie może być tak, że mała grupa 40 tysięcy aktywnych myśliwych terroryzuje 40 milionów osób, które mieszkają w Polsce” – mówi. „Stąd propozycja: zakaz polowań w weekendy i dni wolne od pracy. Wtedy będzie można bezpiecznie, swobodnie, bez obawy o swoje bezpieczeństwo wyjść do lasu na spacer” – dodaje.

W swoich pomysłach na przyszłość łowiectwa idzie o krok dalej i proponuje zakaz polowań zbiorowych. "Polegają na tym, że linia myśliwych jest ustawiona w lesie, a naganiacze naganiają zwierzęta w stronę myśliwych. To powoduje pomyłki, wiele zwierząt zostaje rannych. Niektóre w panice uciekają na drogę, pod samochody. To kompletnie niepotrzebne.

Polowania zbiorowe to przeżytek, spadek po czasach, kiedy nie było dostępu broni o dużym zasięgu i skuteczności. Były dubeltówki, skuteczne na 30-50 metrów. Żeby podejść do zwierzyny tak blisko, potrzebny był naganiacz – stąd polowania zbiorowe, które powinny odejść do przeszłości" – wyjaśnia.

Jak informować o polowaniu

Krzysztof Wychowałek z Ośrodka Działań Ekologicznych „Źródła” zwraca z kolei uwagę na to, że pierwszym krokiem do zadbania o bezpieczeństwo w lasach jest odpowiednie informowanie o polowaniu.

Przeczytaj także:

Według prawa łowieckiego (art. 42ab) „dzierżawca albo zarządca obwodu łowieckiego przekazuje co najmniej na 14 dni przed planowanym terminem rozpoczęcia polowania zbiorowego — wójtom (…) właściwym ze względu na miejsce wykonywania polowania, informację w postaci papierowej lub elektronicznej o planowanym terminie, w tym godzinie rozpoczęcia i zakończenia, oraz miejscu tego polowania”.

Nie później niż 5 dni od dnia otrzymania tej informacji, wójt, burmistrz lub prezydent musi podać termin i miejsce polowania zbiorowego do informacji publicznej.

„W praktyce wygląda to tak, że myśliwi zgłaszają cały kalendarz polowań, który jest publikowany na stronie internetowej gminy w formie pokreślonego długopisem pdf-a. Jeśli jest opublikowany we wrześniu, to w grudniu trudno już go znaleźć” – mówi Wychowałek w rozmowie z OKO.press. W informacjach bardzo często brakuje konkretnych godzin polowań.

Nie można dowiedzieć się również, gdzie takie polowanie się odbywa – podane są obwody łowieckie, które zwykłemu spacerowiczowi nic nie mówią.

Aplikacja pokaże polowania?

Myśliwi są zobowiązani również do oznaczenia terenu polowania. Ustawiają specjalne tabliczki na drogach wjazdowych do lasu. „Nie są jednak w stanie umieścić ich na każdej ścieżce. Naprawdę łatwo wejść na teren polowania zbiorowego, nie mijając żadnej tablicy” – mówi Wychowałek.

„Ogromnym problemem jest również to, że do publicznej wiadomości podawane są jedynie informacje o polowaniach zbiorowych. Polowania indywidualne nie muszą być nigdzie ogłaszane. Koła łowieckie prowadzą książki polowań, ale można wnioskować o dostęp do niej już po fakcie. Jeśli chciałbym się dowiedzieć o takim polowaniu wcześniej – to nie mam takiej możliwości” – wyjaśnia.

Zdaniem Krzysztofa Wychowałka rozwiązaniem mogłaby być też aplikacja, która pokazywałaby dokładnie, w którym miejscu są myśliwi. Miałaby obejmować zarówno zbiorowe, jak i indywidualne polowania. „To wymagałoby współpracy między Ministerstwem Cyfryzacji i Klimatu, ale jest możliwe do zrobienia. PZŁ już teraz dysponuje aplikacją z elektroniczną książką ewidencji polowań” – mówi.

Lex Ardanowski do wykreślenia

Choć myśliwi są zobowiązani do poinformowania o polowaniu, to za brak takiej informacji nie grozi żadna kara. Jednocześnie rok pozbawienia wolności lub grzywna grozi każdemu, kto „utrudnia” polowanie. To efekt nowelizacji prawa łowieckiego z początku 2020 roku. W wyniku ustawy nazywanej lex Ardanowski (od nazwiska ówczesnego ministra rolnictwa) dodano zapis:

„[Kto:] celowo utrudnia lub uniemożliwia wykonywanie polowania – podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”.

Jak to wygląda w praktyce? Wystarczy znaleźć się w pobliżu myśliwych albo iść na spacer do lasu podczas polowania, żeby zostać oskarżonym o „utrudnianie”. W OKO.press opisywaliśmy sprawę grupy osób (w tym operatora kamery OKO.press), którym groziła kara na przeszkadzanie w polowaniu na ptaki na stawach w Kośmidrach na Śląsku. Tymczasem – jak wyjaśniali oskarżeni – nikt z nich nie wszedł na teren polowania. Stali na ścieżce w pobliżu stawów.

Utrudnianie realizowania hobby

„Ten zapis powinien być jak najszybciej wycofany” – mówi Krzysztof Wychowałek.

Sam był oskarżony przez Prokuraturę Rejonową w Zgierzu o „imitowanie grzybobrania”, mającego utrudniać polowanie. Sąd Rejonowy w Zgierzu umorzył postępowanie w tej sprawie, stwierdzając brak znamion czynu zabronionego. Orzeczenie jest prawomocne. „To jedyny przypadek w polskim prawodawstwie, że można zostać ukaranym za utrudnianie realizowania czyjegoś hobby” – ironizuje Wychowałek i dodaje:

"Proszę zwrócić uwagę, że ustawa nie tłumaczy, czym jest »utrudnianie«.

Dzwonią do nas właściciele działek, które znajdują się w obwodach łowieckich i pytają, czy wystarczy ogrodzić teren, żeby myśliwi na niego nie wchodzili. Nie wystarczy, a co więcej – to też może być uznane za utrudnianie. Na szczęście tylko teoretycznie, bo do tej pory takiej sprawy jeszcze nie było" – mówi.

Nowy rząd również powinien zająć się kwestią ustalania obwodów łowieckich – dodaje. Tak, żeby właściciele działek mogli w łatwy sposób zakazać polowań na swoim terenie.

Obwody łowieckie na terenach prywatnych

Sprawa obwodów łowieckich ciągnie się już od ponad 10 lat i wciąż nie została odpowiednio rozwiązana. Przypomnijmy:

  • W 2014 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis, który pozwala na ustalanie obwodów łowieckich, jest niekonstytucyjny. „Nie dawał możliwości właścicielom prywatnych terenów, żeby zgłosić sprzeciw wobec tego, że ich tereny są obejmowane obwodem” – wyjaśnia Wychowałek.
tk
  • Dzięki wyrokowi TK pojawiła się możliwość zaskarżania aktów miejscowych. Krzysztof Wychowałek opowiada: „Nasze stowarzyszenie ma las, który był objęty obwodem łowieckim. Dlatego jako jedni z pierwszych w Polsce złożyliśmy skargę na akt miejscowy do sądu administracyjnego i sąd ją uznał”. Zapadło 150 takich wyroków.
  • W 2018 roku Sejm uchwalił nowelizację prawa łowieckiego. „Przywrócono przepis w podobnym brzmieniu, dodając właścicielom działek możliwość zgłaszania uwag. Ale jest to możliwość pozorna. Kiedy sejmik wojewódzki zajmuje się uchwalaniem nowych obwodów, właściciele mają 20 dni na zgłaszanie uwag. To małe okienko czasowe, a informacja o nim pojawia się jedynie na BIP-ie sejmiku województwa, nikt właścicieli nie uprzedza. W 2020 roku zgłoszono w całej Polsce ponad 500 takich uwag. Żadna z nich nie została uwzględniona” – mówi Wychowałek.

Według obowiązującego prawa po ustaleniu obwodów łowieckich nie ma możliwości zgłoszenia takiej uwagi. Jeśli więc kupimy albo odziedziczymy działkę już po ustaleniu obwodów, nie mamy prawa głosu.

Polowania? Nie na mojej działce

„Jest jednak możliwość złożenia oświadczenia o zakazie polowania. To wynik innego wyroku, wydanego przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu”- dodaje Krzysztof Wychowałek. „Jednak w polskim prawie jest to zapis tak skonstruowany, żeby zniechęcić większość osób do składania oświadczeń. Jeśli wniesiemy o zakaz polowania, nie przysługują nam odszkodowania za szkody rolnicze. Co więcej, oświadczenie trzeba złożyć, stawiając się przed starostą osobiście. Nie można załatwić tego przez EPUAP. A to nie koniec – według prawa łowieckiego takie oświadczenie może złożyć wyłącznie osoba fizyczna. W lesie, który należy do naszego stowarzyszenia, nie możemy wprowadzić zakazu polowania – bo stowarzyszenie, właściciel gruntu, nie jest osobą fizyczną” – wyjaśnia Wychowałek.

Dwa lata temu Ośrodek Działań Ekologicznych „Źródła” sprawdził, ile osób złożyło takie oświadczenie. Było ich aż 1040. „Wiemy, że teraz jest więcej. W tym momencie jesteśmy w trakcie liczenia” – mówi Krzysztof Wychowałek.

Pamiątka po Bierucie

Stowarzyszenie już złożyło w tej sprawie petycję do nowej ministry klimatu.

Domagają się, żeby procedura zakazywania polowań była bardziej dostępna i prostsza.

„Sama Urszula Zielińska, dziś wiceministra klimatu i środowiska, jeszcze jako posłanka poprzedniej kadencji, składała w tej sprawie interpelację” – mówi Wychowałek. Uproszczenie tej procedury byłoby pierwszym krokiem. Jednak kwestia wyznaczania obwodów łowieckich wymaga gruntownych zmian.

„Trzeba porządnie, a nie pozornie i po łebkach, uwzględnić prawo własności. Jak to zrobić? To będzie trudne. Być może należy uzyskiwać zgodę wszystkich właścicieli – to by posypało założenia obecnie funkcjonującej gospodarki łowieckiej. Ale może to już czas? Bo pomysł na to, jak wyznaczać obwody, sięga czasów Bieruta” – mówi.

Polowania za pieniądze

Inną pamiątką po dawnych czasach są polowania dewizowe – płatne polowania dla osób z zagranicy. Przyjezdni mają wyznaczone stawki za zabicie lub ranienie zwierzęcia.

Na takie polowania zezwala art. 43 prawa łowieckiego: „Cudzoziemiec lub obywatel polski, który przebywa z zamiarem stałego pobytu za granicą, niebędący członkiem Polskiego Związku Łowieckiego bądź niespełniający warunków określonych w art. 42a, może wykonywać polowanie po wykupieniu polowania u przedsiębiorcy, o którym mowa w art. 18, albo na podstawie zgody ministra właściwego do spraw środowiska”.

„To oznacza, że w polowaniach dewizowych mogą brać udział osoby, które nie spełniają norm, nie mają wymaganego stażu, zdanych egzaminów łowieckich. Mają za to 1000 euro, za które zabijają zwierzęta i mogą zabrać trofea” – mówi Krzysztof Wychowałek.

„To podważa całą narrację myśliwych dotyczącą gospodarki łowieckiej – tego, że człowiek musi kontrolować populacje zwierząt, że to służba społeczna, obowiązek nakładany przez państwo. Ja tych wyjaśnień nie przyjmuję, ale nawet jakbym przyjmował, to bym zauważył, że polowania dewizowe się zupełnie w tę »służbę« nie wpisują. Żadne inne formy gospodarki nie przewidują takiej możliwości, nie można sobie zapłacić i przyjechać do rzeźni, żeby zabijać świnie” – dodaje.

Jego zdaniem art. 43 prawa łowieckiego powinien zostać całkowicie usunięty.

Ośrodki rzezi

Zgadza się z tym Marcin Kostrzyński. „Dlaczego nadal to robimy? W latach 80. potrzebowaliśmy dewiz i dlatego organizowaliśmy polowania dla bogatych ludzi z Europy Zachodniej, którzy w dolarach płacili za zabicie najpiękniejszych zwierząt” – wyjaśnia.

„Dziś przyjeżdżają zarówno z zachodu, jak i ze wschodu, zabijając nasze najpiękniejsze zwierzęta. Ten najpiękniejszy jeleń czy dzik nie zostawi już swoich genów w przyrodzie. W ten sposób będzie degradowała populacja. Zostaną tylko pieniądze, które nawet nie trafiają do polskiego społeczeństwa” – dodaje.

Zarabiają na nich firmy organizujące wyjazdy dla polujących z innych krajów, Lasy Państwowe i Polski Związek Łowiecki. Zapytaliśmy PZŁ o roczne wpływy do kół łowieckich z polowań dewizowych. Czekamy na odpowiedź. W 2016 roku było to 72,5 mln zł.

Kostrzyński zaznacza, że razem z polowaniami dewizowymi powinny zostać zlikwidowane prowadzone przez LP lub PZŁ Ośrodki Hodowli Zwierzyny.

„To kłamliwa nazwa. Żaden ośrodek hodowli – to miejsca rzeźni” – mówi. „Ośrodki nawet nie przynoszą dochodów, bo wydatki na karmienie dzikich zwierząt, przeznaczonych do obsługi polowań dewizowych, pochłaniają większość wpływów za zabite zwierzęta. Z punktu widzenia ekonomicznego – bez sensu. Z etycznego – niedopuszczalne” – podkreśla.

W kolejnych tekstach o przyszłości łowiectwa będziemy zajmować się postulowanym przez myśliwych dopuszczeniem dzieci do udziału w polowaniach, badaniami, które powinni przechodzić myśliwi, a także polowaniami na ptaki i zabijaniem chronionych gatunków.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze