0:000:00

0:00

"Od dnia 1 kwietnia 2018 roku nie będzie możliwe skuteczne zwalczanie, niebezpiecznej dla trzody chlewnej jednostki chorobowej, afrykańskiego pomoru świń" - napisał w liście do premiera Mateusza Morawieckiego Lech Bloch, szef Polskiego Związku Łowieckiego (PZŁ).

Walkę z chorobą świń sparaliżują zdaniem Blocha trzy poprawki do Prawa łowieckiego. Te poprawki to:

  1. zakaz używania żywych zwierząt do sprawdzianów pracy, konkursów i szkolenia psów myśliwskich i ptaków łowczych;
  2. zakaz udziału w polowaniach dzieci do lat 18;
  3. zakaz polowań w odległości mniejszej niż 250 metrów od zabudowań mieszkalnych i 500 metrów od miejsca zebrań publicznych w czasie ich trwania.

Na ostatnim posiedzeniu połączonych komisji rolnictwa i środowiska 28 lutego zgłosił je PiS. Ale inspiracja płynęła z Koalicji "Niech Żyją!", która od lat walczy, by łowiectwo w Polsce było bardziej znośne dla ludzi i przyrody, a wpływ na stanowienie Prawa łowieckiego mieli też niepolujący obywatele.

Podczas obrad przyjęto tylko zmianę o zakazie używania żywych zwierząt, pozostałe odrzucono. Ale zgodnie z zasadami procesu legislacyjnego podczas trzeciego czytania ustawy posłowie i posłanki 6 marca na sali sejmowej będą głosować wszystkie poprawki. Nie tylko te zgłoszone przez PiS, ale również opozycję, czyli PO i Nowoczesną (ich również inspirowały postulaty "Niech Żyją!").

Ani zakaz udziału dzieci w polowaniach, ani zakaz szkolenia psów na żywych zwierzętach, ani wreszcie oddalenie polowań od zabudowy nie sprawią, że łowy przestaną być możliwe czy efektywne (również odstrzał prowadzony z powodu pomoru świń).

Zmieni się za to kształt polskiego łowiectwa. A tego środowisko myśliwych nie akceptuje, np. hodowcy i szkoleniowcy psów myśliwskich. I polujący rodzice, którzy chcą przekazywać swoją "łowiecką pasję" dzieciom.

Podwójna moralność PZŁ

Wprowadzenie rozwiązań zakazujących szkolenia psów myśliwskich oraz ptaków łowczych spowoduje brak możliwości skutecznego wykonywania polowania [...], co będzie także oddziaływało na skuteczność zwalczania afrykańskiego pomoru świń.
Istnieją inne metody szkolenia psów a ptakami nie poluje się na dziki
Informacja PZŁ przekazana Premierowi RP,02 marca 2018

W Polsce używanie żywych zwierząt do treningu psów myśliwskich jest dozwolone. W sztucznych norach ćwiczy się norowce (psy do polowań w norach) na lisach i jenotach. W zagrodach na dzikach i świniodzikach ćwiczone są dzikarze, czyli psy do polowań na dziki.

Organizuje się także konkursy, również z udziałem żywych zwierząt. W zgodnej opinii ekspertów od zachowań zwierząt, wiąże się to z silnym stresem "żywych celów". Lisy niekiedy umierają z tego powodu. O brutalnych realiach życia takich zwierząt OKO.press pisało tu:

Przeczytaj także:

Twierdzenie Blocha, że koniec szkolenia psów na żywych zwierzętach oznacza "brak możliwości skutecznego wykonywania polowania" to bzdura.

Tymczasem istnieją metody szkoleń alternatywnych. Np. w Finlandii używa się atrap zwierząt pokrytych właściwymi dla gatunków zapachami, które poruszają się na zdalnie sterowanych przez trenera platformach (można to zobaczyć tu).

„Ten rodzaj szkolenia jest trudniejszy, ale bardziej etyczny” - mówiła OKO.press Izabela Kadłucka - zoopsycholog i biegła sądowa w zakresie psychologii zwierząt.

Bloch również odwołuje się do etyki i w liście do Morawieckiego podkreśla, że "psy myśliwskie stanowią podstawę skutecznego i etycznego łowiectwa". Ma tu zapewne na myśli dobro samych psów, które podczas prawdziwego polowania mogą odnieść rany w wyniku braku doświadczenia w kontakcie z dzikiem czy z lisem.

Ale dlaczego Bloch nie stosuje tej samej miary moralnej do psów łowczych i zwierząt używanych podczas treningów? Dlaczego etyczne jest szkolenie psów na dzikach, lisach i jenotach, by nauczyć je odpowiednich zachowań, a co najmniej obojętne moralnie jest cierpienie tych ostatnich? Jenoty mają mniejszą wartość moralną niż psy myśliwskie? To jest dwójmyślenie moralne.

Problem nie tylko moralny

Ale to też jest problem prawny, którego Bloch w ogóle nie porusza. Szkolenie psów na żywych zwierzętach stoi w jawnym konflikcie z zapisami ustawy o ochronie zwierząt, której art. 5 stanowi, że każde zwierzę wymaga humanitarnego traktowania. A w art. 6 ust. 2 za przestępstwo uznaje zadawanie zwierzęciu bólu lub cierpień albo świadome dopuszczanie do tego. Jako przykład znęcania wprost wskazuje m.in. na umyślne ranienie, straszenie i drażnienie zwierząt.

A na tym właśnie polega szkolenie psów na żywych zwierzętach, na które zezwala Prawo łowieckie: na świadomym zadawaniu cierpień. Z możliwością zranienia i zabicia włącznie.

"Czyli mamy sytuację wręcz absurdalną, gdzie analogiczne w skutkach dla zwierzęcia zachowanie będzie raz przestępstwem, a innym razem – będzie odbywać się w świetle prawa"

- mówiła OKO.press Karolina Kuszlewicz, adwokatka specjalizująca się w prawie ochrony zwierząt, autorka bloga prawniczego "W imieniu zwierząt i przyrody". "Przekładając to na przykład – ten, kto będzie szczuł swojego psa na bezdomnego kota odpowie za znęcanie i będzie mu grozić nawet kara więzienia, a ten, kto będzie psa myśliwskiego szczuł na lisa – będzie działał legalnie" - mówiła nam prawniczka.

Psy mogą rozwlekać wirusa ASF

Bloch w liście do Morawieckiego zręcznie pomija to, że używanie psów do polowań na dziki z powodu zagrożenia, jakie stanowi ASF, jest raczej częścią problemu aniżeli rozwiązania. Chodzi o to, że - co podkreślają chyba wszyscy specjaliści, włącznie z Europejskim Biurem ds. Bezpieczeństwa Żywności - kluczowa dla walki z afrykańskim pomorem świń jest bioasekuracja.

Tymczasem - jak zauważył w rozmowie z "Magazynem Kaszuby" prof. Andrzej Elżanowski, zoolog, etyk i działacz na rzecz zwierząt - polowanie i strzelanie samo w sobie stwarzają zagrożenie. W ich wyniku wirus dostaje się do środowiska wraz z krwią i odpadkami.

"Psy szarpią postrzelone dziki i w ten sposób wirus trafia do domów. Sami myśliwi będą ten wirus ciągle rozprzestrzeniać, jeżeli każdy z nich wraz z psem i samochodem nie będzie każdorazowo kompletnie zdezynfekowany przed powrotem z polowania. Wątpię czy da się to zrealizować" - mówi.

Sokołem w dzika?

Natomiast kompletnie niezrozumiałe jest to, co szef PZŁ miał na myśli, pisząc, że "wprowadzenie rozwiązań zakazujących szkolenia [...] ptaków łowczych spowoduje brak możliwości [...] ograniczenia populacji dzika, co będzie także oddziaływało na skuteczność zwalczania afrykańskiego pomoru świń". Przecież za pomocą ptaków drapieżnych nie poluje się na dziki, tylko na - używając terminologii łowieckiej - zwierzynę drobną, głównie ptaki.

Zresztą na stronie sokolnictwo.pl czytamy, że "w obecnych czasach polowanie na zwierzynę, by zdobyć pożywienie nie jest podstawowym celem". Dla sokolnika "polowanie jest wspaniałym widowiskiem i chyba najbardziej naturalnym sposobem na uprawianie myślistwa".

Zaś prof. Ewa A. Łukaszyk z Uniwersytetu Warszawskiego pisze, że "układanie sokołów bywa traktowane jako rodzaj przygody wewnętrznej, zmierzającej bardziej do realizacji określonych wartości [...] niż do zdobycia jakiejkolwiek zwierzyny łownej". W tym "pielęgnowania związku z przeszłością i tradycją kulturową".

Sokolnictwo nie ma żadnego znaczenia dla walki z pomorem świń i nie odgrywa żadnej roli w gospodarce łowieckiej. Żyje tylko siłą tradycji. Czyli jest zabijaniem dla czystej przyjemności polowania.

A to znowu stawia pytanie, którego Bloch nie zadaje: czy tradycja jest wystarczającą przesłanką dla podtrzymania praktyki, która polega na odbieraniu życia innym istotom?

Odwracanie kota ogonem

Wprowadzenie przepisów karnych [...] dotyczących wykonywania polowania w obecności dzieci do 18 roku życia [...] może doprowadzić uniemożliwienia wykonywania polowania przez myśliwych.
PZŁ próbuje zniekształcić sens tej zmiany w Prawie łowieckim
Informacja PZŁ przekazana Premierowi RP,02 marca 2018

Bloch wskazuje na to, że polowanie - zgodnie z Prawem łowieckim - to nie tylko odstrzał, ale też tropienie zwierzyny. W ten sposób - argumentuje - "osoba, która będzie wykonywała polowanie i spotka osobę do 18. roku życia, naruszy zaproponowany przepis karny", a "osoba skazana nie może posiadać broni palnej, a więc nie będzie mogła wykonywać polowania".

Argumentacja PZŁ jest całkowicie niezgodna z duchem wniesionej przez PiS poprawki. Podczas licznych dyskusji na komisjach sejmowych podkreślano wyraźnie, że chodzi tu o intencjonalne zabieranie najmłodszych na polowania, a nie przypadkowe spotkania cudzych pociech w lesie. A w szczególności zakazanie obecności dzieci przy odstrzale zwierząt i innych drastycznych czynnościach, takich jak np. dobijanie i patroszenie. A także udział w nagance i pokocie.

W tym kontekście Bloch twierdzi też, że

proponowane [...] poprawki stoją w sprzeczności [...] z zapisami Konstytucji RP.
Fałsz. Zakaz udziału dzieci w polowaniach nie jest niezgodny z Konstytucją
Informacja PZŁ przekazana Premierowi RP,02 marca 2018

PZŁ powołuje się tu na cztery artykuły Konstytucji RP - 31, 32, 47 i 48. Odwołuje się więc do wolności gwarantowanej przez ustawę zasadniczą - przede wszystkim prawa rodziców do wychowania własnych dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami.

Zakaz zaproponowany przez PiS wchodzi, twierdzi Bloch, w konflikt z tą gwarantowaną przez Konstytucję wolnością. Dodaje też, że "w żadnym kraju w Europie nie istnieją ograniczenia w zakresie biernego uczestnictwa dzieci w polowaniach".

Tyle że to nie jest takie proste. Jeszcze w 2015 roku prof. Tomasz Pietrzykowski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego przygotował opinię prawną, która podważa argumentację PZŁ.

Prawnik zwrócił w niej uwagę na to, że na rodzicach ciąży obowiązek ochrony dzieci przed urazami psychicznymi i demoralizacją, do których przyczynić się może udział w polowaniach.

Na obydwa zjawiska wskazywały w maju 2015 organizacje zajmujące się dziećmi, m.in. UNICEF Polska, Komitet Ochrony Praw Dziecka i Fundacja Dzieci Niczyje. We wspólnym apelu do Ministerstwa Edukacji Narodowej prosiły o poparcie wprowadzenia zakazu udziału dzieci w polowaniach w ustawie Prawo łowieckie.

Autorzy apelu podkreślili, że polowania mogą wywoływać negatywne reakcje w psychice dziecka. "Sposobami radzenia sobie przez dzieci ze stresem wywołanym doświadczaniem zabijania stają się: płacz, stłumienie, wyparcie, agresja. Sytuacje związane z silnym stresem mogą prowadzić do przeżycia traumy.

W procesie rozwojowym dziecko uczestniczące w zabijaniu zwierząt ulega adaptacyjnemu mechanizmowi znieczulenia na cierpienie innych istot" - czytamy w piśmie do MEN.

W efekcie "dzieci przyswajają jako normę odbieranie prawa do życia innym istotom. Adaptując się do sytuacji, w których doświadczają zabijania zwierząt i jego skutków, stopniowo internalizują rodzicielskie postawy, poglądy i wartości".

Dlatego prof. Pietrzykowski twierdzi, że prawo, jakie daje rodzicom Konstytucja RP do wychowania dzieci zgodnie z własną wolą i przekonaniami "nie obejmuje działań, które w świetle ugruntowanej wiedzy wiążą się z wyrządzeniem dziecku krzywdy lub wiążą się z nią". A to znaczy, że – wyjaśnia dalej prawnik –

"ochrona dobra dziecka ma charakter nadrzędny nad wolnością rodziców do wychowania go w sposób zgodny ze swoimi przekonaniami".

Chodzi oczywiście o te przypadki, w których „wykonanie tej wolności zagraża wyrządzeniem szkody w fizycznej lub psychologicznej kondycji dziecka, w szczególności mogącej wywrzeć trwałe skutki dla jego dalszego rozwoju”.

Szerzej ten temat OKO.press poruszało tu:

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze