W Kluczkowicach został zabity z broni myśliwskiej 16-letni chłopiec z Kazachstanu. Do Polski przyjechał w ramach wymiany uczniowskiej. Tragedia uwidacznia dwa problemy środowiska myśliwych: kłusownictwo i „pomyliłem z dzikiem"
W niedzielny wieczór, w święto Wszystkich Świętych 1 listopada, trzech chłopców z Kazachstanu, uczniów zespołu szkół zawodowych w Kluczkowicach (woj. lubelskie), wymknęło się z należącego do szkoły internatu. Chcieli nazbierać jabłek w przylegającym do budynku sadzie. Wiedzieli, że dyżurny wychowawca by ich nie puścił, więc wyszli oknem.
Było ciemno i mgliście. Chłopcy dostrzegli wjeżdżający na teren sadu samochód. Przykucnęli bojąc się, by nikt ich nie nakrył. Wtedy z auta padł strzał. Jeden z chłopców, 16-letni uczeń pierwszej klasy technikum sadowniczego, zwalił się na ziemię. Kiedy chłopcy zaczęli krzyczeć, samochód odjechał.
Rannego przeniesiono do internatu, gdzie próbowano go reanimować, niestety bez skutku. Późniejsza sekcja wykazała, że obrażenia były rozległe: pocisk uszkodził nerkę, wątrobę i płuca. Chłopiec zmarł. Do Polski przyjechał zaledwie miesiąc temu, był tu na wymianie uczniowskiej.
Zabił chłopca myśliwy-kłusownik i jego kolega.
Obydwaj mężczyźni zostali już zatrzymani przez policję, o czym lokalne lubelskie media poinformowały 5 listopada.
„To 51-letni myśliwy Dariusz Ch. Oddał z broni myśliwskiej strzał w kierunku małoletniego” - powiedziała TVN24 Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie, która prowadzi sprawę. Dodała, że mężczyzna złożył obszerne wyjaśnienia - ich treść jest niejawna - jednak nie przyznał się do winy.
Myśliwy został tymczasowo aresztowany przez sąd na trzy miesiące. Dostał zarzut zabójstwa ze skutkiem ewentualnym, co oznacza, że nie tylko przewidywał możliwość popełnienia przestępstwa, ale też godził się na to. Wymiar kary rozciąga się od 8 lat do nawet dożywocia.
"Godził się na to, że cel może być człowiekiem" - powiedziała Kępka.
Mężczyzna miał więc świadomość, iż strzela do nierozpoznanego celu i to niedaleko internatu. Prawo łowieckie zabrania myśliwemu oddać strzał, gdy nie jest pewien, do czego strzela. Być może pomylił przykucnięte postacie uczniów ze zwierzęciem.
Kolega zabójcy, 41-letni Marcin B, też dostał zarzuty. „Jest podejrzany o przestępstwo nieudzielenia pomocy pokrzywdzonemu szesnastolatkowi, który znajdował się w zagrożeniu życia” - powiedziała prok. Kępka. Zarzuca mu się też utrudnianie postępowania karnego poprzez pomaganie sprawcy.
Mężczyzna podczas przesłuchania przyznał się. Grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności. Nie został aresztowany, zastosowano policyjny dozór, poręczenie majątkowe w wysokości dwóch tysięcy złotych. Zakazano też opuszczania kraju.
Lokalny portal „Lublin112” ustalił, że 1 listopada na tym terenie nie odbywało się żadne polowanie zbiorowe ani indywidualne. To znaczy, że mężczyzna strzelał nielegalnie, czyli - trzymając się zapisów ustawy Prawo łowieckie - po prostu kłusował.
Przypomnijmy, że każde polowanie musi być zgłoszone do książki polowań. W przypadku polowania zbiorowego istnieje również konieczność podania jego daty i miejsca do wiadomości publicznej.
Tragiczna śmierć chłopca wskazuje na problem, który w coraz większym stopniu przebija się do świadomości społecznej: kłusownictwo myśliwych.
Tak zwana zwierzyna - czyli zwierzęta z listy, na które można polować - zgodnie z polskim prawem jest własnością Skarbu Państwa. Dlatego myśliwy, który legalnie upolował np. dzika czy jelenia, może go wziąć na własny użytek, ale musi za to zapłacić.
Koszt określa się na podstawie masy zwierzęcia, a powinno się to robić na podstawie ceny rynkowej. Ponadto, w ogóle żeby być myśliwym w Polsce, trzeba być członkiem Polskiego Związku Łowieckiego (PZŁ) - ta organizacja ma monopol na polowania w naszym kraju.
Jednak co jakiś czas w mediach pojawiają się informacje o kłusujących członkach Polskiego Związku Łowieckiego.
Najgłośniejszą sprawą tego rodzaju w ostatnim czasie było skłusowanie żubra przez myśliwego i jednocześnie leśnika z Nadleśnictwa Łobez (woj. zachodniopomorskie). Było to skandaliczne również dlatego, że żubr jest w Polsce gatunkiem ściśle chronionym a na jego zabicie potrzebna jest zgoda Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Sprawa wyszła na jaw na początku sierpnia 2020 roku.
Pracownik Lasów Państwowych tłumaczył się, że pomylił żubra z dzikiem. Nie przeszkodziło mu to jednak wyciąć z zabitego "dzika" 90 kilogramów mięsa.
W sieci można znaleźć wiele takich przypadków, np.:
Nie wiadomo, ile takich zdarzeń myśliwym-kłusownikom uchodzi na sucho. Faktem jest, że ani PZŁ, ani Państwowa Straż Łowiecka nie są w stanie skutecznie zapobiec temu zjawisku.
Mężczyzna, który zastrzelił kazachskiego chłopca, strzelał do nierozpoznanego celu. Najczęściej myśliwi przed sądem mówią tak, jak zabójca żubra - że pomylili inne zwierzę bądź człowieka z dzikiem.
W lutym 2017 roku 30-letni Bartosz R. z Koła Łowieckiego „Cyranka” śmiertelnie postrzelił 63-letniego mieszkańca Słoćwiny (woj. dolnośląskie). Cel był oddalony o ponad 100 metrów, myśliwy strzelał już po zmroku.
"On zachowywał się jak żerujące zwierzę: poruszał się na czworakach, kluczył, zupełnie jak ryjący w ziemi dzik. Polujący ze mną kolega też uznał, że to było to zwierzę" - próbował przekonywać sąd. Dostał rok więzienia w zawieszeniu.
We wrześniu 2020 roku w pobliżu miejscowości Zaręba na Dolnym Śląsku myśliwy zastrzelił klacz wycenianą na kilkanaście tysięcy złotych. Tłumaczył się, że myślał, że strzela do dzika. Do winy przyznał się dopiero wtedy, gdy z ciała zwierzęcia wyciągnięto pocisk. Wcześniej uciekł z miejsca zdarzenia.
Takich wypadków jest dużo więcej - wystarczy wpisać do wyszukiwarki „pomylił z dzikiem".
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze