0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dominik Gajda / Agencja GazetaDominik Gajda / Agen...

To był drugi weekend otwarcia klubu Face 2 Face w Rybniku. Drugi od 10 miesięcy – tyle byli wcześniej zamknięci. „Do otwarcia przekonały nas wyroki WSA. Sąd stwierdził, że państwo nie może zamknąć działalności, jeśli nie ma stanu wyjątkowego" – tłumaczy Sandra Konieczny, współwłaścicielka dyskoteki (na zdjęciu podczas protestu przed komendą policji). Przy 30 tys. zł stałych kosztów miesięcznie musieli się zadłużyć, by utrzymać klub.

Ich decyzja o otwarciu stała się głośna w Polsce. Od tego czasu mieli już kilka kontroli, m.in. sanepidu. Nieudanych. „Bez uprzedzenia mogą badać tylko jedzenie, a u nas go nie ma" – tłumaczy Konieczny. Kontrole z obstawą policji też odchodziły z kwitkiem – właściciel oświadczał paniom z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, że nielegalne kontrole potraktuje jako wtargnięcie, za co grozi do dwóch lat więzienia. Odstąpiły. „Dyrektor sanepidu powiedział nam »Macie nie gwiazdorzyć, nie jesteście celebrytami«” – relacjonuje Konieczny ich wizytę w PSSE.

Przeczytaj także:

Tydzień wcześniej policja spisała 377 gości lokalu. W piątek 29 stycznia, ok. 23:00 (sic!) do Face 2 Face nagle zajechały kontrole: celna i skarbowa. Inspektorzy skarbówki wystawili 4 tys. zł kary za niewydanie przez barmana rachunku za colę w cenie 6 zł. „Przyjęliśmy" – mówi Konieczny.

W sobotę 30 stycznia było spokojnie. Za spokojnie. „Czuliśmy, że coś się będzie działo" – mówi współwłaścicielka. I działo się.

Od redakcji: artykuł opisuje pokazową i brutalną interwencję służb egzekwujących obostrzenia, które nie są właściwie umocowane w polskim prawie („Jedyną właściwą i legalną drogą wdrażania tak daleko idących ograniczeń było wprowadzenie jednego ze stanów nadzwyczajnych” – mówił OKO.press specjalista w zakresie prawa cywilnego, dr Szymon Romanow z Uniwersytetu Jagiellońskiego). Nie zmienia to faktu, że otwieranie klubów nocnych i innych lokali rozrywkowych może przyczynić się do rozprzestrzeniania się SARS-CoV-2, a w efekcie - do większej liczby zmarłych z powodu COVID-19, nie tylko wśród uczestników imprez. Wskazują na to liczne artykuły naukowe analizujące rozwój pandemii.

Bond+ : „Zamknij ryj dziwko”

Ok. 22:30 – gdy już w lokalu było kilkaset osób, ul. Wiejska zapłonęła niebieskim światłem. Jeden z gości doliczył się 29 suk, a policja potem podała, że w akcji uczestniczyło 150 funkcjonariuszy. Według relacji Konieczny, właściciele najpierw nie otworzyli policjantom drzwi do klubu. Wpuścili ich po konsultacji z prawnikiem, obawiając się, że funkcjonariusze rozwalą drzwi.

Na relacji live Jeleny Bojdy – antyszczepionkowej i antycovidowej aktywistki, która najwyraźniej współpracuje z klubem, widać jak policja wchodzi do lokalu.

Bojda, z megafonem w dłoni, wielokrotnie prosi o podanie podstawy prawnej wyrzucania klientów, kontakt do dowódcy i jego nazwisko. Mundurowy z dużą butlą gazu w dłoni pochyla się do kamery: „Bond. James Bond” – cedzi.

Pół godziny później inny funkcjonariusz tak samo nazywa siebie wewnątrz lokalu. „Przedstawiali się także jako »Brzęczyszczykiewicz«” – mówi Sandra Konieczny. Twierdzi, że żaden z interweniujących się nie wylegitymował.

Mundurowi na zewnątrz wyciągają pałki, ostentacyjnie pokazują butle z gazem, przepychają nimi ludzi. Ci skandują: „ZOMO” i „Bądźcie ludźmi”. Wiele minut trwa błaganie funkcjonariuszy, by nie interweniowali. Odpowiedzią jest gaz skierowany na stojących przed lokalem i pałowanie niektórych. Bojda, która zasłaniała wejście, krzyczy, że dowodzący ją kopnął. Potem na FB pokazuje otarcia nóg i mundurowego, który miał tego dokonać. „Czy ktoś rozpoznaje? Lubi być agresywny”, pisze.

Do środka wlało się kilkudziesięciu policjantów w pełnym rynsztunku. „Wpadli jak bandyci" – mówi w relacji na żywo Rybnik.com.pl chłopak w czarnym swetrze. Na nagraniu Bojdy widać sceny w oparach absurdu – funkcjonariusze w plastikach otaczają ciągle bawiących się ludzi. Większość gości nie ma maseczek, część jest podchmielona. Policja ogłasza zamknięcie lokalu decyzją sanepidu. Goście skandują na przemian: „wypierdalać”, „jebać PiS”, „wolność”.

Ale ustawiają się też w kolejce do malutkiej szatni. Części z nich udaje się zabrać kurtkę i wyjść. Ale nie wszystkim – często po trzy, cztery osoby mają kurtki na jednym numerku, a ci z dolnej sali nie mogą przejść do znajomych na górnej, i na odwrót. Oddział prewencji blokuje schody. „Dziewczynie, która chciała przy mnie przejść po numerek policjant powiedział »zamknij ryj dziwko«” – opowiada Marek z Rybnika, świadek, który woli zostać anonimowy („to małe miasto, nie podskoczysz”). „Nawet kurtek nie mamy.

Jak mamy w takim stanie wyjść z klubu?" – dziewczyna w bluzeczce z dekoltem i krótkim rękawkiem w relacji live Bojdy pyta mundurowego. I prosi o jego nazwisko. „James Bond” – słyszy (1.06).

Część musi więc wyjść bez wierzchniej odzieży. „Nie mogłam wejść do szatni, by odebrać swoje rzeczy. Wyganiali nas na mróz" – mówi już przed lokalem do kamery Rybnik.com.pl jedna z wyrzuconych.

Na filmach widać ludzi nawet w tiszertach z krótkim rękawem. Według danych MeteoBlue w centrum Rybnika tej nocy temperatura spadła do minus 4 C.

Co wy robicie?

„Policjanci weszli do naszej toalety i nas wypraszali" – opowiada inna kobieta. „Barmanowi, który chciał wyjść do ubikacji policjant powiedział, by się wysikał do kufla. Bo jeśli jeszcze raz przyjdzie, to zamkną go na 48 h" – relacjonuje Konieczny. Pan Marek twierdzi, że policja prowokowała zajścia – szturchali, popychali gości, byli chamscy. „Ludzie tam byli po jednym dwóch, trzech piwach, więc wiadomo, że dużo nie trzeba" – tłumaczy. Na nagraniach słychać krzyki pod adresem policji: „Nie przepychaj tych ludzi. Jesteś człowiekiem?”. A także: „Nieee, nieee, nie dotykaj tych policjantów”.

W potężnym ścisku – w środku już jest 200-300 osób - mundurowi sięgają po gaz. Wybucha panika, chaos.

„Ludzie zaczęli się tak pchać, że tratowaliśmy się. Z koleżanką trzymałyśmy się za ręce i ja się przewróciłam. Uderzyłam głową o podłogę"

– opowiada dziennikarzom Rybnik.com.pl stojąca już na zewnątrz dziewczyna (od 13.30 min.).

Trzy osoby mówią o kobiecie, która po rozpyleniu gazu poczuła się fatalnie. „Ta pani tam straciła przytomność, a policja nie interesowała się tym, by jej pomóc" – mówi mężczyzna, który przedstawia się jako Grzegorz Kasprów. „U góry jest nieprzytomna kobieta" – krzyczała przez megafon Bojda do mundurowych. „Nie pozwolili nam jej sprowadzić na dół. Musieliśmy siłą wyszarpać okna – są nieotwieralne – by dziewczyna zaczerpnęła świeżego powietrza" – opowiada współwłaścicielka. Zaopiekował się nią górniczy ratownik.

Ludzie potraktowani gazem blisko drzwi wypadają z lokalu. Zza drucianej barierki wejścia obszczekują ich policyjne owczarki. Bez kagańców. Ta scena rodzi bardzo kiepskie skojarzenia. „Ja nie mogę otworzyć oczu" – słychać jakąś dziewczynę. Inni też skarżą się na oczy i gaz. „Nic nie widzę" – mówi Bojda szukając swojego megafonu. Na innym filmie widać ją w tym momencie z oczami zalanymi cieczą i rozmokłym makijażem.

„Właścicielka Żabki obok mówiła mi, że całe mleko im zeszło. Goście klubu wykupili, by przemywać oczy" – opowiada Sandra Konieczny.

W lokalu rośnie wściekłość. Pod adresem policji lecą soczyste wiązanki przekleństw. I „jak wam nie wstyd”, „wypierdalać” oraz „jak mogliście?”. Część nie chce wyjść. Lokalne Radio 90FM pisze o „pacyfikacji” klientów klubu. Na wszystkich relacjach live i filmach, jakie oglądamy (w sumie ponad sześć godzin) jak mantra goście powtarzają pytanie do policjantów: „CO WY ROBICIE?!”.

Nie pamiętam, by Rybnik przeżył coś takiego

Na zewnątrz ulica Wiejska, odcięta z dwóch stron, podwójne kordony policji, z tarczami. Za nimi szarpią się i ujadają groźnie policyjne owczarki niemieckie.

Wyrzuceni z lokalu ludzie zaczęli skandowali: „jebać PiS”, „wolność”, „zawsze i wszędzie policja jebana będzie”. Przemawiali do policjantów, jedni kulturalnie, inni wulgarnie. Widać, że niektórzy dopijają piwko, część wyraźnie jest już „wypita". Ale atmosfera się poprawia, bo przez megafon zaczyna lecieć klubowa muzyka.

Ludzie tańczą kilka metrów od kordonu policji. Wtedy kilkunastu mundurowych w pełnym rynsztunku wbiega w tłum, strzela gazem i powala jakiegoś mężczyznę. Wykręcają mu ręce. „Byłem obok. Ten człowiek nic nie robił, a oni rzucili się na niego"

– opowiada pan Marek i podsyła swoje filmiki na dowód. Oglądamy tę sytuację z kilku ujęć i na żadnym nie widzimy, by mężczyzna zrobił coś złego. Ludzie otaczają grupę mundurowych, krzyczą, by puścić zatrzymanego. Robi się nerwowo. „To się zaraz przerodzi w zamieszki. Agresja rodzi agresję" – komentuje sytuację relacjonujący to Bartłomiej Furmanowicz, dziennikarz Rybnik.com.pl.

I faktycznie. Pod nogami już wkurzonych ludzi wybuchają granaty hukowe. Seriami – po osiem. Potężne wybuchy i błyski ognia przypominają niedawne pacyfikacje protestów na Białorusi. Potem rozlega się już kanonada – co chwila uderza seria granatów, także rzucanych w stronę grupki dziennikarzy. Teraz ludzie z drugie strony ulicy rzucają śnieżkami w policję w kaskach, ukrytą za tarczami. Słychać rozbijane szkło. W relacji Rybnik.com.pl słyszymy, że poleciały butelki, to samo potem twierdzi policja. Ludzie uciekają, dziennikarze także. Między seriami granatów hukowych słychać głosy przerażonych kobiet. Policja strzela też ostrzegawczo z broni gładkolufowej. Jakaś dziewczyna krzyczy w stronę oddziału: „Mordercy”. Inna: „Nigdy wom tego nie zapomnę. Nigdy!”

Po drugiej stronie ulicy oddział policji spycha ludzi w kierunku rynku. Stojących na drodze przewraca, pałuje.

„Takie rzeczy to się ogląda w telewizji" – komentuje w relacji Furmanowicz.

„Ale na własnej skórze to przeżyć? W Rybniku?" – nie dowierza Daniel Wojaczek, fotoreporter Rybnik.com.pl

Nie pamiętam, by Rybnik przeżył coś takiego. Kiedykolwiek – dodaje pierwszy dziennikarz.

20 minut później grupka byłych gości, już prawie wyłącznie mężczyzn, znów stoi przed kordonem policji przy klubie. Ktoś czyta policjantom rotę przysięgi, jaką składali. Jacyś klienci próbują przebić się do lokalu – tam zostały ich rzeczy. Policja dwóch z nich powaliła i zatrzymała. Jeden, przyciskany do ziemi, jęczał głośno z bólu. Nad nim błyszczało hasło klubu „Nowa twarz rozrywki, emocji i smaku”.

„Policja powiedziała, że nie ma szans na odzyskanie naszych rzeczy. Czyli ja nie wrócę do domu, bo moja torebka tam została" – mocno po północy mówi Bojda do kamery. Ktoś użyczył jej kurtki, bo przez ponad godzinę była na mrozie tylko w cienkiej bluzce i krótkich spodenkach. Zwalisty mężczyzna w koszulce z krótkimi rękawkami, wyraźnie przemarznięty, tulił się w sobie przed kordonem policji (33.50). „Dejcie kurtka wziąć" – błagał mundurowych. Cisza.

Dopiero po ostrej interwencji jednego z dziennikarzy wpuścili go za kordon. Tomasz Dyszkiewicz okazał mundurowym legitymację prasową i wielokrotnie prosił o możliwość rozmowy z dowódcą. „Mogę pana prosić?" - zwrócił się do oficera. „Nie, nie tańczę" – padła odpowiedź.

Potem Dyszkiewicz został wylegitymowany i spisany. Odmówił przyjęcia mandatu.

Już po zamknięciu lokalu do drzwi klubu podszedł policjant i zapytał Sandrę Konieczny, czy może pomóc człowiekowi z numerkiem do szatni. To ją zaskoczyło. „Bo z trybu »policjant« przełączył się na tryb »człowiek«” – tłumaczy.

Bo tak chcemy

„Interwencja policjantów była skuteczna i doprowadziła do przywrócenia ładu i porządku publicznego” – głosi komunikat komendy w Rybniku. Chaos wywołany w dyskotece w komunikacie opisano następująco: „W asyście policjantów, osoby będące w środku klubu opuściły lokal”. Oficer prasowa komendy zaprzecza, by użyto gazu wewnątrz lokalu.

„Mamy mnóstwo nagrań ze zdarzenia, oglądałam je. Absolutnie nie używaliśmy gazu w środku. Takie mam też dokumenty"

– przekonuje asp. Bogusława Kobeszko z KMP w Rybniku. Gdy mówimy o świadkach i filmach, które temu przeczą, prosi o filmy. „Będzie prowadzone postępowanie" – obiecuje.

Pytamy, czy interwencja policji nie wywołała więcej zagrożeń, niż przyniosła bezpieczeństwa. „Co to jest za pytanie? My tam byliśmy, by wprowadzić ład i porządek" – dziwi się oficer prasowa.

Po co policja zabierała psy do interwencji w klubie nocnym? Asp. Kobeszko też jest zdziwiona. „Bo tak chcemy" – mówi. Nie odpowiada, czy standardem w Rybniku są interwencje w klubach z asystą owczarków niemieckich. Neguje jakiś ukryty w tym cel policji. Przekonuje też, że wszyscy mogli odebrać odzież wierzchnią.

Czemu policja zdecydowała się na interwencję dopiero, gdy lokal był już wypełniony, a nie zanim pojawili się w nim goście? „ To sanepid zdecydował"– ucina asp. Kobeszko.

Powiatowy Inspektor Sanitarny w Rybniku Michał Dudek traci ochotę na rozmowę z Oko.press, gdy dowiaduje się, że chodzi o interwencję w Face 2 Face. Jest oburzony naszym telefonem. Mówi, by pytania wysłać na adres e-mail. Ale na stronach PSSE w Rybniku nie ma ani e-maila, ani telefonu do kontaktu. Mówi więc, że mamy z pytaniami dzwonić na ogólnopolską infolinię (sic!) na temat COVID (sic!). Zrywa połączenie zanim udaje się nam zadać pytania, m.in.: „Czemu sanepid zdecydował się na zamknięcie lokalu dopiero, gdy ten będzie pełen?”. Zadajemy je smsem. Dudek milczy.

Do nas przyszli bandyci

W niedzielę lokal był zamknięty. Policja stała przed nim i legitymowała pragnących się dostać do lokalu, w tym właściciela. Sandra Konieczny wymienia szkody po interwencji: dwie szyby na schodach – ok. 1 tys. zł, wyrwane okno i dziesiątki potłuczonych szklanek i kufli (5 zł szt.).

Pod komisariatem policji zebrało się kilkaset osób w proteście przeciwko nocnej akcji. „Było mnóstwo zwykłych ludzi, którzy chcieli tam wyrazić swoje niezadowolenie. Mam kontakt z młodymi osobami – one też tam były i solidaryzują się z właścicielami klubu" – o widocznym oburzeniu mieszkańców miasta mówi Wacław Wrana, redaktor naczelny Rybnik.com.pl

„Uważam, że wczoraj nie było interwencji policji. Do nas przyszli bandyci" – mówił Marcin Koza, właściciel klubu. „To, co się wydarzyło w nocy w Rybniku, przekracza jakiekolwiek normy " – komentował Michał Wojciechowski, lider Strajku Przedsiębiorców. Prezydent Rybnika Piotr Kuczera w niedzielę na FB apelował o „dialog i rozsądek”. „Wielu ma wątpliwości dotyczące umocowania prawnego tych przepisów. Jednak załatwianie sprawy siłą nie jest dobrym wyjściem" – pisał.

„My tak tego nie zostawimy. Konsultujemy się z prawnikiem co dalej" – zapowiada Konieczny. Mówi, że zastanawiają się czy nie zrobić w kolejny weekend promocji: chusteczki antygazowe do zestawów drinków gratis. „Mamy ich już zapas" – mówi.

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze