Dużo mówimy o tym, że w Polsce jest krucho z prawem do nieposiadania dzieci. Ale mniej o tym, że z prawem do posiadania dzieci jest co najmniej równie źle. Samorząd lekarski, w tym środowisko ginekologów i położników, nie jest tu bez winy
Kolejna śmierć na patologii ciąży odsłoniła więcej, niż byliśmy przygotowani przyjąć. Politycy umywają ręce – nie są przygotowani na konflikt społeczny w przeddzień kampanii wyborczej. A jednak rewizja kontraktu na społeczne zaufanie między obywatelkami a lekarzami wydaje się być jedną z najważniejszych stawek dzisiejszej polityki. Jeśli oczywiście na politykę patrzeć jak na sposób, w jaki układamy sobie współżycie w ramach społeczeństwa, a nie jak na rozgrywki o puchar zdobywców pucharów w wyścigu na Wiejską i Ujazdowskie.
Przez lata rządów Prawa i Sprawiedliwości zapomnieliśmy, że konflikty społeczno-polityczne nie zawsze przebiegają po linii rząd-obywatele – czasem chodzi o zmianę mentalności, utartych obyczajów, ukrytych hierarchii. Takie „pranie brudów“ Zachód przeszedł w 1968 roku – Polska z wiadomych przyczyn rozwiązywała wówczas inne problemy. Nie znaczy to jednak, że przez konieczność społecznej zmiany przeszliśmy suchą stopą. Wybuchające co chwila na nowo i z nowych powodów protesty kobiet i środowisk LGBTQ+ tylko to potwierdzają.
„Ten temat nie przeminie. Niestety…“ – przekonuje mnie Justyna Dąbrowska, psychoterapeutka i autorka książki o zjawisku, które nazywa przemocą położniczą, Przeprowadzę cię na drugi brzeg. Podobnego zdania jest Ewa Wanat, której najnowszy reportaż poświęcony został rewolucji obyczajowej w 1968 i jej skutkom – jak pisze na swoim Facebooku, udostępniając telefony do Federy i Aborcji Bez Granic: „Nie ma w tej chwili żadnej innej możliwości – kobiety muszą stworzyć szeroki i otwarty ruch samoobrony i samopomocy – przeciw lekarzom i lekarkom, którzy sprzeniewierzają się swojemu zawodowi. Bo nie wiemy, którzy lekarze to ci dobrzy, skoro wszystkie kobiety są zagrożone, żadnemu nie można ufać“. Tak się właśnie zaczynają rewolucje – zaczynamy nie mieć nic do stracenia.
Kobiety w ciąży umawiają się do szpitala w towarzystwie prawnika – trend ten zaczął się w ekstremalnych warunkach pandemii, ale okazuje się, że przyjął się na dobre, mimo iż zagrożenia sanitarnego już nie ma. Sięganie po ochronę prawną wskazuje na narastający w kobietach lęk przed tym, co jedna z rozmówczyń Justyny Dąbrowskiej opisuje prostymi i wstrząsającymi słowami: „Przestałam być osobą, a stałam się pacjentką“. Od 2016 roku wśród haseł skandowanych na protestach kobiecych słychać: „Chcemy rodzić, nie umierać“ oraz „Aborcja ratuje życie“.
Lęk przed lekarzami to nie jest tylko kwestia wyroku z 2020 roku. Dlatego także w sprawie zachowania lekarzy z oddziału położniczego w szpitalu w Nowym Targu nie możemy zostać obojętni. Nawet jeśli śledztwo wykaże, że działali całkowicie zgodnie z prawem, w dobrej wierze i zgodnie ze sztuką, poziom społecznej wściekłości wskazuje na zadawniony, by nie powiedzieć: zapiekły problem na linii lekarze – pacjentki.
W wielu obszarach medycyny daje się zauważyć nie tylko efekty postępu naukowego, ale także realne nastawienie na dobro pacjenta i zmiany organizacyjne, które pacjentom pomagają uwierzyć, że nie traktuje się ich jak petentów, a lekarze i biały personel walczą o ich zdrowie i życie ramię w ramię z nimi. Spore zmiany zaszły w pediatrii czy nawet w geriatrii. Niestety w niewielkim stopniu przeobrażenia te dotyczą kluczowych dla demografii ginekologii i położnictwa.
W efekcie obserwujemy przedziwne niespójności – z jednej strony Najwyższa Izba Lekarska prowadzi kampanię „Ratowanie życia to nie przestępstwo“ dotyczącą ryzyka w terapiach ratujących życie, a z drugiej – po śmierci Doroty z Bochni Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników wydaje oświadczenie, w którym (przewidywalne!) zakażenie sepsą i zgon kobiety kwituje się przedziwnym zdaniem, jak z XIX-wiecznej powieści: „Jesteśmy ludźmi, a historia naturalna zakażeń pokazuje, że przebieg nie wszystkich z nich jesteśmy w stanie przewidzieć, wyleczyć i zapobiec najgorszemu“. W tym samym 2023 roku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zbierała pieniądze pod hasłem „Chcemy wygrać z sepsą“… Chcemy wszędzie, tylko nie na oddziałach położniczych?
Porodówki przerażają także z innych powodów. Na stronach Przeprowadzę cię na drugi brzeg udokumentowane zostały przypadki mechanizmów psycho-społecznych zwykle kojarzonych z przemocą domową lub instytucjonalną: infantylizacji, gaslightingu, oczekiwania poświęceń, gloryfikacji cierpienia, przerzucania odpowiedzialności, dehumanizacji, odbierania sprawczości i pozbawiania wpływu na okoliczności jednego z najważniejszych wydarzeń w życiu, upokorzeń, zawstydzania, nieuzasadnionych interwencji medycznych (jak nacięcie krocza), rozmyślnego narażania pacjentek na traumę.
Kiedy autorka ogłosiła, że szuka rozmówczyń do książki o złym traktowaniu na porodówkach, odzew przekroczył jej najśmielsze oczekiwania.
Historie okołoporodowych traum kobiety przekazują sobie ściszonym głosem, spodziewając się, że gdy wyjdą z bezpiecznego kręgu relacji, ich opowieści czeka bagatelizacja, lekceważenie, społeczne przyznanie racji „autorytetowi“ kosztem prawdy doświadczenia. „Może ja jednak przesadzam…?“ – regularnie pytały rozmówczynie Dąbrowskiej po tym, jak opisywały wyraźne naruszenia ich praw. „Być może umniejszanie znaczenia własnych przeżyć jest jednym z tych powodów, dla których kobiety wciąż się wahają, czy napisać skargę, czy upomnieć się o swoje prawa?“ – zastanawia się Dąbrowska.
Coś w tym jest. Choć obowiązujący dzisiaj Kodeks Etyki Lekarskiej nie zawiera już szokujących sformułowań uchwalonych przez lekarzy w 1991 roku (ponad rok przed ustawą zakazującą aborcji!), zgodnie z którymi, między innymi, „działania lekarskie, które niosą ze sobą ryzyko bądź wiążą się z ryzykiem utraty życia płodu [były] dopuszczalne tylko dla ratowania życia i zdrowia matki oraz w przypadkach, gdy ciąża jest skutkiem przestępstwa“, to obecne zapisy też są problematyczne. Lekarz leczący kobietę w ciąży powinien bowiem traktować płód w jej łonie… jak pełnoprawnego pacjenta:
„Podejmując działania lekarskie u kobiety w ciąży lekarz równocześnie odpowiada za zdrowie i życie jej dziecka. Dlatego obowiązkiem lekarza są starania o zachowanie zdrowia i życia dziecka również przed jego urodzeniem“ (Art. 39 Kodeksu Etyki Lekarskiej).
Co ciekawe, w relacji między kobietą w ciąży i płodem znika gdzieś konstrukcja „ustawowego przedstawiciela“, kluczowa, gdy w grę wchodzi decydowanie o dziecku już urodzonym. Nie bez powodu: płód nie jest osobą i nie ma osobowości prawnej, poza dość specyficznymi i odziedziczonymi po starożytnych Rzymianach konstrukcjami prawa spadkowego.
Ale ewidentnie ma „osobowość medyczną“…
Tylko że tu znowu trafiamy na paradoks. W art. 30-32 tego samego Kodeksu Etyki Lekarskiej mówi się wiele na temat zobowiązań lekarza do zapewnienia pacjentowi godnej śmierci i jakości kończącego się życia. Jeśli płód w trakcie poronienia, po odejściu wód płodowych jest pacjentem – dlaczego lekarz miałby, za cenę narażania życia kobiety, ponawiać próby reanimacji lub uporczywej terapii? „Decyzja o zaprzestaniu reanimacji należy do lekarza i jest związana z oceną szans leczniczych“ – mówi punkt 2 art. 32 KEL.
W żadnej innej sytuacji nie godzilibyśmy się na traktowanie terminalnie chorych lub osób w stanie śmierci mózgowej w taki sposób, jak wynikałoby to z opisu sytuacji w szpitalu w Nowym Targu!
Więc płód to pacjent czy nie pacjent?
I dlaczego Kodeks Etyki Lekarskiej de facto pozostawia lekarza z zadaniem ustanawiania hierarchii wartości życia, wbrew fundamentalnym zapisom Konstytucji czy Deklaracji Praw Człowieka?
Treść Kodeksu Etyki Lekarskiej jest tak istotna, ponieważ to właśnie do tego dokumentu odnosi się obowiązująca Ustawa o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, mówiąca, że: „Lekarz ma obowiązek wykonywać zawód, zgodnie ze wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej, dostępnymi mu metodami i środkami zapobiegania, rozpoznawania i leczenia chorób, zgodnie z zasadami etyki zawodowej oraz z należytą starannością“ (Art. 4).
Choć sama ustawa nie precyzuje sankcji za wykroczenie poza te zasady, sąd lekarski może orzec o wykluczeniu z zawodu m.in. właśnie w przypadku złamania tego zapisu – takie zarzuty przedstawił okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej medykom ze szpitala w Pszczynie, gdzie w 2021 roku zmarła na sepsę ciężarna Izabela, u której mimo poronienia w toku również nie dopatrzono się przesłanek do aborcji.
I choć wyroki sądu lekarskiego nie przekładają się na procesy przed sądem powszechnym, właśnie ta kara może być dla lekarza najbardziej dotkliwa. Według mec. Justyny Budzowskiej, radcy prawnej specjalizującej się w sprawach o błędy lekarskie (i pełnomocniczki rodzin Izabeli z Pszczyny i Doroty z Bochni) – jeśli chodzi o procesy karne, „w praktyce lekarze, nawet w sytuacji, kiedy w procesie udowodni się skutek ich działań lub zaniechań w postaci śmierci pacjenta, nie trafiają do więzienia.
Nie spotkałam się w swojej praktyce z takim wyrokiem, żeby lekarz dostał karę bezwzględnego pozbawienia wolności“.
Jak widać, cały system jest bardzo zawikłany i nieprzejrzysty, co samo w sobie nie bardzo idzie w parze z wymiarem „zaufania publicznego“, jakim powinien cieszyć się zawód lekarza. Samorządy lekarskie domagają się, by lekarzy oceniali „specjaliści“ (to znaczy, inni lekarze); pacjentki są uciszane zarówno w toku zabiegów, jak i po nich. Zapisy Kodeksu Etyki Lekarskiej dotyczące tak codziennych i rutynowych kwestii, jak wyczerpująca i zrozumiała informacja medyczna czy każdorazowe uzyskiwanie zgody na udział osób trzecich w badaniu (np. w celach dydaktycznych) – odpowiednio art. 13, art. 17 i art. 51 – systemowo nie są realizowane, a problemów tych nie ma komu zgłaszać.
W rezultacie pacjenci, którzy pozostają wobec lekarzy w szczególnej relacji zależności, mają poczucie kompletnego wyalienowania. W szczególny sposób dotyka to kobiety, które medycyna od zawsze traktowała „inaczej“ (w KEL dopiero po nowelizacji z 2003 roku pojawił się zapis o niedyskryminacji leczonych osób ze względu na płeć). I pacjentki „głosują nogami“. Te zamożniejsze zdecydują się na prowadzenie ciąży w prywatnych klinikach, te biedniejsze lub bardziej straumatyzowane – za wszelką cenę będą ciąży unikać.
Dużo mówimy o tym, że w Polsce jest krucho z prawem do nieposiadania dzieci, wiemy wszyscy. Ale mniej o tym, że z prawem do posiadania dzieci jest co najmniej równie źle. Rządzący próbują gasić kryzys demograficzny, chwytając się sposobów z dobrze znanego politycznego repertuaru – wprowadzając różnego typu zasiłki (becikowe, 500 plus, wyprawka, zasiłek rodzinny, opiekuńczy czy szereg dodatków) oraz mniej lub bardziej udanymi pomysłami na politykę mieszkaniową. Opozycja przygląda się i krytykuje.
I choć wszystkie te zabiegi z pewnością dają realne wsparcie rodzicom, a opozycyjna krytyka z pewnością wiele wnosi, to jednak stopa dzietności od czasów transformacji konsekwentnie spada, nie dając nadziei na tzw. odnawialność pokoleń. Do tego potrzeba byłoby, by na każdą kobietę w wieku reprodukcyjnym przypadało ok. 2,1 urodzeń, tymczasem jest ich coraz mniej – po chwilowym „skoku“ po wprowadzeniu 500 plus, czyli 1,44 w 2018 roku, znowu osiągamy najniższe notowania w historii – w 2021 roku przypadało 1,32 dziecka na kobietę, a w 2022 roku – tylko 1,26.
To alarmujące dane nie tylko z powodów ekonomicznych, ale przede wszystkim dlatego, że pokazują dramatycznie niski komfort życia i równie niewielkie poczucie bezpieczeństwa – w pierwszym rzędzie kobiet, które uznają, że nie mają w swoim życiu przestrzeni na pierwsze lub kolejne dzieci. Tak poważna i uporczywa tendencja nie może mieć jednej przyczyny, a raczej wynika z jakiegoś niefortunnego splotu czynników; dlatego warto zajmować się wszystkim, co może mieć z tym jakikolwiek związek.
Tymczasem Naczelna Izba Lekarska informuje na swojej stronie o zamiarze znowelizowania Kodeksu Etyki Lekarskiej. Zaproszenie do udziału w konsultacjach kieruje do „Koleżanek i Kolegów, Lekarzy i Lekarzy Dentystów“, co zrozumiałe, gdyż Kodeks jest dokumentem korporacyjnym i uchwalanym przez członków korporacji. Jednak zarazem jest to dokument, na który powołuje się Ustawa o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, i jako taki dotyczy nas wszystkich, którzy leczymy się u lekarzy zrzeszonych w tej Izbie.
Wobec narastającego kryzysu zaufania publicznego w relacjach między lekarzami a pacjentkami i pacjentami w dobrym tonie byłoby rozszerzyć te konsultacje także na organizacje pacjenckie i prawno-człowiecze, takie jak Fundacja Federa – nie wspominając już o resorcie zdrowia. Kiedy bowiem jakaś grupa zawodowa zaczyna mylić zaufanie z bezkarnością, możemy albo za to wszyscy zapłacić, albo przypomnieć sobie, że żyjemy w demokracji i zabrać głos.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.
Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.
Komentarze