Po śmierci Doroty z Nowego Targu dla rzeszy kobiet jasne się stało, że lekarze nie są ofiarami prawa aborcyjnego. Są współsprawcami. Dlatego to w ich stronę krzyczano: „Ani jednej więcej!” i „Przestańcie nas zabijać!”. Kobiety w ciąży mają się czego bać.
Agata Kowalska: Dlaczego lekarze pozwalają umierać kobietom w ciąży? To brzmi jak oskarżenie. Bo to jest oskarżenie. Od 30 lat w Polsce panuje praktycznie pełny zakaz aborcji. I od 30 lat lekarze nie zrobili nic, by to zmienić. Jednocześnie coraz częściej słyszymy o kolejnej śmierci kobiety w ciąży w szpitalu. Przyczyny? Powstrzymywanie poronienia, odmowa przerwania ciąży, dopuszczenie do zakażenia, do sepsy, do śmierci.
Dotychczas wściekłość kobiet wymierzona była w Kościół katolicki, wedle którego życie kobiet jest mniej ważne od płodów. W polityków, którzy ciałami kobiet kupczyli przed każdymi wyborami. W Trybunał Konstytucyjny i w Trybunał pseudo-Konstytucyjny, z których pierwszy utrzymywał w mocy klauzulę sumienia, a drugi żałosny ogryzek ustawy antyaborcyjnej zmienił w zbrodnicze prawo.
Do tej pory wściekłość kobiet nie była wymierzona w lekarzy. Lekarze postrzegani byli jako ofiary prawa aborcyjnego, jako współzagrożeni, jako ludzie w opresji. I właśnie coś się zmieniło.
Wraz ze śmiercią Doroty z Nowego Targu dla rzeszy kobiet jasnym się stało, że lekarze nie są ofiarami. Są współsprawcami. Dlatego to w ich stronę krzyczano: „Ani jednej więcej!” i „Przestańcie nas zabijać!”
Dlaczego lekarze pozwalają umierać kobietom w ciąży? W tym odcinku „Powiększenia” przyglądam się aktowi oskarżenia i głosom obrony.
„Powiększenie” to podcast Agaty Kowalskiej, dziennikarki OKO.press. Dwa razy w tygodniu autorka zadaje doskonale przygotowane, precyzyjne pytania politykom, ekspertkom, a czasem uczestnikom wydarzeń. Postanowiliśmy publikować także zapis tekstowy podcastów, żeby podkreślić ich wartość, bo informują, objaśniają i skłaniają do myślenia. Liczymy także na to, że osoby, które wolą czytać niż słuchać, zachęcimy do zmiany tego nastawienia i sięgną po podcasty Kowalskiej. Czyta się je dobrze, ale słucha jeszcze lepiej.
Dorota Lalik miała 33 lata. To był piąty miesiąc ciąży. Pod koniec maja trafiła do Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego imienia Jana Pawła II w Nowym Targu. Powód: przedwczesne odpłynięcie wód płodowych.
W szpitalu ciąży nie przerwano. Pracownicy szpitala przekonywali Dorotę, że jeśli będzie leżeć z nogami powyżej głowy, to wody mogą powrócić. Leżała tak przez trzy dni. Po trzech dniach doszło do zakażenia, wstrząsu septycznego i śmierci. Dorota zmarła nad ranem.
To jest historia z maja tego roku, wydarzyła się w XXI wieku. Przypominam – bo może ktoś ma wątpliwości. I nie jest to historia pierwsza, i na pewno nie ostatnia. O wielu nie słyszymy, ale coraz więcej rodzin decyduje się na opowiedzenie publicznie o tragedii, która ich spotkała, o postępowaniu lekarzy, pielęgniarek i szpitala jako instytucji.
Są to historie mrożące krew w żyłach. Historie, które sprawiają, że myślę sobie: zajść w ciążę w Polsce to akt straceńczej odwagi.
Ale wracajmy do naszego aktu oskarżenia i do głosów obrony, a konkretnie do głosu szpitala w Nowym Targu. Gdy sprawa wyszła na jaw, szpital ogłosił, że nie będzie nic komentował. Ale potem zmienił zdanie i opublikował wielopunktowe oświadczenie, skonstruowane w dosyć specyficzny sposób. Zresztą same oceńcie.
„Dyrekcja szpitala stanowczo dementuje doniesienia medialne (…) i tu dwukropek, i mamy szereg punktów – wszystkie zaczynają się od słowa »jakoby«. A więc „Dyrekcja szpitala stanowczo dementuje doniesienia medialne:
Punktów jest 16. Znajdziecie je na stronie Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego imienia Jana Pawła II w Nowym Targu.
I można pomyśleć, że szpital ma rację, a rodzina zmarłej Doroty z Nowego Targu kłamie. I że na te kłamstwa dają się nabierać wszystkie media.
Tylko, że sprawę zbadał Rzecznik Praw Pacjenta. Żeby posłuchać jego wniosków, przenieśmy się do Sejmu, w którym w czwartek 15 czerwca zebrał się Zespół parlamentarny ds. praw reprodukcyjnych. Zespół, czyli taka grupa poselska, która uważa, że dany zakres spraw jest na tyle istotny, że warto nad nim pracować nie tylko oficjalnie, w komisjach.
Zespołowi przewodniczyła posłanka Lewicy Katarzyna Kotula, a przedstawiciel Rzecznika Praw Pacjenta był pierwszą osobą, która zabrała głos na posiedzeniu.
Grzegorz Błażewicz, zastępca RPP: „Rzecznik Praw Pacjenta stwierdził naruszenia praw pacjenta w szpitalu w Nowym Targu. W tej sprawie stwierdziliśmy naruszenie praw pacjenta do:
Jeżeli chodzi o dodatkowe nieprawidłowości, stwierdziliśmy również naruszenie prawa pacjenta do informacji o swoim stanie zdrowia, w tym rozpoznaniu proponowanych oraz możliwych metodach diagnostycznych i leczniczych, oraz prawo do dokumentacji medycznej.
W chwili przyjęcia pacjentki do szpitala wykonano badania diagnostyczne, w tym USG, zlecono antybiotyk dożylnie. Jednakże w kolejnych dniach nie podjęto żadnych dodatkowych działań wobec narastającego CRP.
Nie wdrożono na czas adekwatnej antybiotykoterapii w związku z rozwijającym się stanem zapalnym. Nie zaproponowano pacjentce indukcji poronienia w dzień po przyjęciu do szpitala wobec narastającego między innymi CRP. Nie prowadzono prawidłowego nadzoru stanu ogólnego i położniczego oraz nie wdrożono właściwego postępowania terapeutycznego we właściwym czasie w związku z pogarszającym się stanem zdrowia pacjentki z dnia 23 na 24 maja 2023 roku.
Nadzór nad ciężarną nie był prowadzony, naszym zdaniem, zgodnie z zachowaniem należytej staranności i zgodnie z aktualną wiedzą medyczną”.
Agata Kowalska: I tym Grzegorz Błażewicz, zastępca Rzecznika Praw Pacjenta, zakończył swoją wypowiedź w Sejmie. Warto zauważyć, jak bardzo odmienne jest postrzeganie sytuacji przez Rzecznika oraz rodzinę zmarłej Doroty a szpital, broniący się przed jakąkolwiek odpowiedzialnością. Ale nie tylko szpital zabrał głos publicznie.
Numer Infolinii Rzecznika Praw Pacjenta znajdziesz tutaj.
9 czerwca oświadczenie swoje wydało Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników. Oświadczenie dotyczyło... dobrego imienia lekarzy. Ginekolodzy położnicy poczuli się bowiem urażeni.
Lektor: „Szkalowanie nas, burzenie autorytetu, bezpodstawne oskarżenia, prowadzą do strat, które mogą bezpowrotnie zniszczyć relację lekarz – pacjent i wpłynąć na efekty leczenia”.
Agata Kowalska: „Szkalowanie i burzenie autorytetu”? Przed chwilą cytowałam Rzecznika Praw Pacjenta, który wyliczał wszystkie naruszenia, do jakich doszło w szpitalu. Trudno zrzucić to na jednego lekarza, trudno zrzucić to na jedną pielęgniarkę. Ktoś tam podejmował decyzje o niepodejmowaniu decyzji.
„Bezpodstawne oskarżenia”? Znów odwołajmy się do informacji RPP. Czyżby oszukiwał? Czyżby kłamał? Przecież widział dokumentację medyczną. Ale o wiele ciekawsze jest kolejne zdanie. Nie będę oczywiście analizować całego tego oświadczenia. Jest długie i męczące a męczące dlatego... a zresztą same posłuchajcie:
Lektor: „W ostatnim czasie lekarze położnicy ginekolodzy, mierzą się z problemami wynikającymi z rozwiązań systemowych, które mogą oddziaływać zarówno w sferze psychologicznej, jak i prawnej na podejmowane decyzje i procesy lecznicze”.
Agata Kowalska: O co tu chodzi? Co to za zamęt językowy? To długie zdanie dotyczy tego, że w Polsce jest zakaz aborcji. Stąd „problemy wynikające z rozwiązań systemowych”. A jakie to problemy, te „psychologiczne i prawne”? Lekarze boją się (psychologiczne) kary więzienia (prawne). Nie można tego napisać prosto, otwartym tekstem?
Ani razu w przydługawym oświadczeniu Towarzystwa Położników i Ginekologów nie pojawia się słowo aborcja.
Ani razu nie ma mowy o terminacji ciąży albo o przerwaniu ciąży.
A przecież cały czas mówimy właśnie o tym! Panowie lekarze, napisaliście oświadczenie, które jest dowodem w sprawie przeciwko wam. Aha i jeszcze jedno. Mowa jest o „dramatycznych powikłaniach”, o błędach medycznych. Jakich błędach medycznych? Kobieta, której rośnie poziom zakażenia, leżąca trzy dni z nogami powyżej głowy, bez wód płodowych, nie dostaje odpowiedniej opieki i to jest błąd medyczny!? W dwudziestym pierwszym wieku!? To nie jest błąd medyczny. To jest decyzja.
Dalej Towarzystwo pisze o tym, że nagonka medialna może być niebezpieczna dla lekarza i dla pacjentek. To ciekawe, bo ze wszystkich historii, które słyszymy, wynika coś wprost przeciwnego. Ujawnianie cierpienia kobiet na oddziałach położniczych sprawia, że można je uratować, że można im pomóc.
O jakim ujawnianiu mówię? Choćby o tym, co padło w Sejmie, znów na tym zespole zwołanym przez posłankę Katarzynę Kotulę. Pojawiły się na nim osoby, które dbają o prawa pacjentek i ich zdrowie. I nie są lekarzami.
Antonina Lewandowska, Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny: „Polska, obywatelki i obywatele muszą dowiedzieć się, co dzieje się tak naprawdę w polskich szpitalach i jak wygląda pomoc organizacji takich jak nasza. Tylko w maju przeprowadziłyśmy 45 interwencji ratujących zdrowie i życie kobiet, które są przetrzymywane siłą, bez pomocy, bez opieki w szpitalach ginekologicznych w całym kraju.
To jest co najmniej jedna taka sprawa dziennie.
To nasza adwokatka, Kamila Ferenc, siedząca obok mnie, pisze wnioski i dopiero kiedy szpital otrzyma wniosek od prawniczki, łaskawie zgadza się przeprowadzić taki zabieg. Z drugiej strony, jeżeli nawet zgadza się przeprowadzić zabieg, to wcale nie znaczy, że później go gdziekolwiek raportuje, bo szpitale same boją się odpowiedzialności politycznej.
I w ten sposób w 2021 i w 2022 roku załatwiłyśmy w polskich szpitalach około siedmiuset zabiegów. Tymczasem sprawozdanie z realizacji ustawy za rok 2021 stwierdza, że aborcji w polskich szpitalach przeprowadzono 107. Są raportowane jako poronienia w toku, jako poronienia zatrzymane, jako krwotoki, jako sytuacje, które wymagają pilnej interwencji medycznej, ale broń Boże nie jako aborcja.
Ostatnia udana interwencja z naszej strony zakończyła się godzinę temu. Aborcję wykonano pacjentki w Częstochowie i gwarantuję, że to nie jest ostatnie dzisiaj”.
Kamila Ferenc, prawniczka Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny: „Nawet polski Sejm nie ma takiego tempa, jak polskie szpitale, bo
w polskich szpitalach to, co o godz. 8. jest nielegalne, dwie godziny później jest wykonywane.
Mam tu na myśli procedurę aborcji. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ nie siła argumentu o dobrostanie kobiet i pacjentek ma tu znaczenie, ale argument prawny, ryzyko nagłośnienia sprawy medialnie, złożenia skargi do Rzecznika Praw Pacjenta i tym podobne”.
Poradnik Federy dotyczący aborcji znajdziesz tutaj.
Natalia Broniarczyk, Aborcyjny Dream Team: „Pomagam w aborcjach od dwunastu lat. Razem z Justyną, która siedzi obok mnie, pracujemy w Aborcji Bez Granic. Robimy codziennie 107 aborcji, czyli tyle, ile polskie szpitale przez cały rok, jeśli wierzyć oczywiście statystykom z wykonania ustawy”.
Agata Kowalska: Wszystkim tym kobietom, wszystkim tym działaczkom, przysłuchiwali się lekarze zgromadzeni na posiedzeniu zespołu w Sejmie. Ich odpowiedź i ich reakcje już za chwilę.
Natalia Broniarczyk, ADT: „Od pseudowyroku Trybunału pomogłyśmy ponad stu tysiącom osób w aborcji. Nasza praca polega na towarzyszeniu w aborcjach przed, w trakcie i po. W zeszłym tygodniu, w czwartek, w dzień wolny od pracy, gdy Naczelna Izba Lekarska skrzyknęła się, żeby napisać stanowisko z żądaniem przeprosin do posłanki Kotuli, my byłyśmy przez cały dzień w kontakcie z Mileną z Łodzi.
Milena trafiła do szpitala kilka dni wcześniej. Naszym zdaniem poronienie zatrzymane, 14 tydzień. Powiedzmy sobie szczerze ciąża nie rokująca, wiedziała o tym też Milena. Pytała lekarzy, czy mogą jej pomóc zakończyć to poronienie, ale
usłyszała, że od 30 lat się nie da, bo takie jest prawo.
To nie jest prawda. Lekarze podawali jej luteinę oraz nospę, czyli środki, które mają zatrzymać to poronienie. My jej powiedziałyśmy przestań brać te leki. Ona musiała wybrać, komu musi uwierzyć. Zaufała na szczęście nam.
Następnego dnia po odstawieniu leków zaczęła czuć skurcze, w związku z tym lekarze metodą USG zbadali, czy u płodu jest odczuwalne tętno. Na szczęście płód już nie żył, w związku z tym podano Milenie dwie tabletki mizoprostolu. Dlaczego dwie tabletki?
Dlaczego nie cztery, zgodnie z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia?
Kolejne pytanie: dlaczego Milena usłyszała od lekarzy, że ma leżeć, chociaż podczas poronienia powinna się ruszać, wstawać, chodzić? Więc znowu powiedziałyśmy wstawaj, chociaż na pięć minut, ruszaj się. A lekarze mówili: proszę leżeć. Znowu musiała wybrać, komu wierzy.
Skończyło się łyżeczkowaniem; nie musiało. Wystarczałoby 12 tabletek mizoprostolu. Co się stało po łyżeczkowaniu? Wzrosło CRP. Normalna sytuacja. My to wiemy, ale Milena jest przerażona, bo jak rośnie CRP, to znaczy, że być może umrze jak Dorota. Nikt jej nie powiedział, że to nie jest stan zagrożenia życia. Kazali jej leżeć przez kolejne dni.
Dlaczego lekarze wolą robić łyżeczkowanie niż podawać mizoprostol, który jest na oddziałach? Nie umieją czy się boją? Chciałabym, żeby panowie z Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego się nad tym zastanowili.
Kobiety do nas dzwonią przerażone i pytają, czy to normalne, że są w 18 tygodniu ciąży z wyciekającymi wodami płodowymi i że przez 7 dni ich pobytu w szpitalu lekarze nic nie robią? Czy to normalne, że lekarze nie tylko unikają odpowiedzi na pytania, ale odmawiają podstawowych badań?
To nie jest normalne, ale to jest powszechne!
A my zastanawiamy się za każdym razem, kiedy odbierzemy telefon od takiej kobiety, czy uda nam się jej pomóc na czas. I czy ponieść osobiste ryzyko odpowiedzialności karnej i zdecydować o wysłaniu tabletek aborcyjnych do szpitala. Do szpitala, w którym mizoprostol jest! Wystarczy iść do gablotki, otworzyć, wyjąć 12 tabletek, przeczytać wytyczne WHO, podawać co 4 godziny.
Nie! To my się zastanawiamy, czy podać mizoprostol, pojechać pociągiem, a być może po prostu znaleźć osobę w miejscowości, która zaryzykuje swoje bezpieczeństwo prawne i uratuje czyjeś życie. My się nie powinnyśmy nad tym zastanawiać!
To wy się powinniście nad tym zastanawiać!
Sylwia, 18 tydzień, ciąża zagnieżdżona w bliźnie po cesarskim cięciu, z łożyskiem wyrastającym przez bliznę do pęcherza moczowego. Lekarze w Polsce kazali czekać, obserwować, więc Sylwia kontaktowała się z Aborcją Bez Granic. Co się stało z Sylwią? Sylwia była transportowana helikopterem z kliniki w Holandii do szpitala, dlatego że tamtejsi lekarze nie wiedzieli, jak obcować z taką ciążą. Nie widzieli takich przypadków.
Oni widzą takie przypadki tylko u polskich pacjentek.
Łapią się za głowę i mówią: jak to jest możliwe, że ona do 18 tygodnia chodziła z macicą, która mogła w każdej chwili rozlać krew na cały organizm? Jak to jest możliwe!? To nie powinno tak wyglądać. Konsekwencje waszych zaniedbań leczy zagraniczny personel medyczny. Eksportujecie nas do innych krajów”.
Agata Kowalska: To był tylko niewielki wycinek rzeczywistości aborcyjnej i położniczej w polskich szpitalach. Tak jak mówiłam, zajść w ciążę w Polsce to akt straceńczej odwagi. Ale obiecałam wam reakcję lekarzy, przedstawicieli tego środowiska, którzy byli obecni na posiedzeniu w Sejmie.
Jako pierwszy zabrał głos prof. Przemysław Oszukowski, konsultant do spraw ginekologii i położnictwa z województwa świętokrzyskiego i jednocześnie członek Towarzystwa Ginekologów i Położnik. Tak, tego samego Towarzystwa, którego oświadczenia analizowałam bez litości wcześniej w podcaście.
Profesor Oszukowski postanowił odnieść się bezpośrednio do sprawy śmierci pani Doroty i podzielić się kilkoma radami:
Prof. Przemysław Oszukowski: „Myślę, że ten oddział po prostu nie był do tego przygotowany i ona od razu powinna być odesłana przynajmniej do kliniki uniwersyteckiej w Krakowie, do której ta odległość nie jest taka duża. I nie, on nie powinien zostać zamknięty.
On powinien pełnić rolę do tych przypadków, do których jest przygotowany,
że tak powiem, siłami ludzkimi, możliwościami laboratoryjnymi i możliwościami technicznymi. I zwykle te oddziały respektują tę zasadę. Zasada jest przede wszystkim nadzorowana przez NFZ, że za procedury, której w danym ośrodku nie powinny być wykonywane, po prostu NFZ nie płaci. I to jest najprostszy, najprostszy sposób”.
Agata Kowalska: Czyli eksport. Natalia Broniarczyk miała rację. Ale kontrę powinnam pozostawić innemu uczestnikowi tamtego spotkania w Sejmie. Bo wśród lekarzy zdarzają się wyjątki potwierdzające regułę. I jednym z takich wyjątków jest dr Dominik Przeszlakowski ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, ginekolog, który zaczął zadawać niewygodne pytania.
Dr Dominik Przeszlakowski: „Chciałem dopytać, czy pan profesor zakłada, że wśród lekarzy z zespołu w Nowym Targu nikt nie wiedział, jak się zachować? Czy brakowało im wiedzy, czy też powstrzymali się od działania z jakiegoś innego powodu? Czy może fakt, że w tym szpitalu przez sześć lat nie wykonano żadnego zabiegu terminacji ciąży można jakoś łączyć z tym faktem?”
Prof. Przemysław Oszukowski: „To znaczy, mówię, ja nie znam przypadku, nie znam, jaki to był dzień tygodnia, bo może w niedzielę był jeden czy dwóch lekarzy dyżurnych. Natomiast no, nie wyobrażam sobie, żeby lekarz, widząc zagrożenie kobiety, nie widział rozwiązania. A najprostszym rozwiązaniem było odesłać do kliniki uniwersyteckiej do Krakowa”.
Dr Dominik Przeszlakowski: „Najprostszym rozwiązaniem było przy przyjęciu pacjentki do szpitala poinformować ją, że szanse płodu na przeżycie są bliskie zeru!”
Agata Kowalska: Dalszy spór tych dwóch lekarzy przerwała przewodnicząca posiedzeniu posłanka Katarzyna Kotula. Istota ich sporu dotyczyła oczywiście nie tego, dokąd odesłać pacjentkę, tylko tego, czy przerwać ciążę. I jak bardzo można usprawiedliwiać fakt, że cały oddział ginekologiczno-położniczy w Nowym Targu, nie jest w stanie tego dość prostego w gruncie rzeczy zabiegu przeprowadzić.
Zastanawiacie się może, dlaczego Narodowy Fundusz Zdrowia wciąż utrzymuje ten oddział ginekologiczno-położniczy, mimo że jedno z podstawowych świadczeń, czyli terminacja ciąży, nie jest tam gwarantowane? NFZ znalazł świetny sposób na wyjaśnienie tego zjawiska.
Otóż Narodowy Fundusz Zdrowia deklaruje, że nie wie, jakoby ten szpital nie wykonywał aborcji. Wie jedynie, że szpital nie sprawozdaje, by jakieś wykonał. I tak już od sześciu lat. Nie ma zatem za te zabiegi płacone, no bo skoro nie ma zabiegów, to nie ma kosztów, to nie ma zwrotu pieniędzy. Nikogo w NFZ nie niepokoi ta sytuacja. Szpital jest wyraźnie zadowolony. A pacjentki? Co pacjentki?
Już kilka dobrych minut temu w tym podcaście padła informacja o jakimś stanowisku Naczelnej Izby Lekarskiej. Mówiła o tym Natalia Broniarczyk. I rzeczywiście NIL to kolejny podmiot reprezentujący środowisko lekarskie, który zabrał głos po śmierci pani Doroty z Nowego Targu. A konkretnie byli to czterej prezesi czterech samorządów zawodów medycznych, czyli lekarzy, fizjoterapeutów, pielęgniarek i położnych oraz diagnostów laboratoryjnych.
I wszyscy czterej prezesi uznali, że w sprawie pani Doroty powinno być przeprowadzone śledztwo prokuratorskie.
Jednocześnie sprzeciwiali się wypowiedziom polityków, które godzą w dobre imię personelu medycznego oraz pisali (to najważniejszy moim zdaniem akapit):
Lektor: „To także najwyższy czas do pogłębionej refleksji nad skutkami obowiązującego w Polsce prawa aborcyjnego, jego wykładni oraz panującej kultury strachu. To najwyższy czas do wypracowania standardów, które zapewnią pacjentkom bezpieczeństwo”.
Agata Kowalska: I teraz można się zastanawiać, dlaczego akurat 13 czerwca 2023 roku to zdaniem samorządów medycznych najwyższy czas na wypracowanie standardów.
Dlaczego od 30 lat to nie był „najwyższy czas na wypracowanie standardów”?
Tylko akurat 13 czerwca 2023? I co te samorządy zrobiły, żeby owe standardy wypracować? Zostawiam Was z tymi pytaniami. Same sobie odpowiedzcie.
Całe szczęście, że w tym stanowisku samorządów medycznych pierwsze zdanie brzmi „Obowiązkiem i zadaniem wszystkich zawodów medycznych jest dbanie o zdrowie i bezpieczeństwo pacjentów”.
Jest i drugie zdanie, jeszcze bardziej patetyczne: „Służba życiu i zdrowiu ludzkiemu stanowi fundament zasad etyki naszych zawodów”.
Wielkie słowa, szkoda tylko, że unurzane w sosie hipokryzji. Bo w tym samym czasie samorząd lekarski i pozostałe, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że szpitale nie wykonują aborcji i że szkodzą zdrowiu pacjentek. Ale wolą pisać o etyce, zamiast zacząć coś robić.
Jestem niesprawiedliwa? Za ostra? No to posłuchajcie, co przedstawiciel Naczelnej Izby Lekarskiej, dr Artur Drobniak, ginekolog, mówił w Sejmie, na tym samym omawianym przeze mnie posiedzeniu.
Tuż po tym, gdy padły te wszystkie ważne pytania dotyczące bezpieczeństwa pacjentek, roli organizacji pozarządowych, niesięgania po nowoczesne metody, niewiedzy lekarzy i idiotycznych oświadczeń i stanowisk samorządu lekarskiego.
Po tych wszystkich ważnych pytaniach i zarzutach na scenę wchodzi wiceprezes Naczelnej Izby Lekarskiej i mówi:
Dr Artur Drobniak, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej: „No, cóż tu powiedzieć, samorząd też jest bardzo dziwną konstrukcją. Lekarze wszyscy to wiedzą. Nie ma dobrych notowań nawet wśród lekarzy. Ja jestem akurat drugą kadencję w Naczelnej Radzie Lekarski, ale tylko z tego powodu, że jestem prezesem. Nie wiem, czy by mnie wybrano w normalnych okolicznościach. Prezes wchodzi do Naczelnej z urzędu, w związku z tym nie jest wybieralny. Natomiast ten temat zawsze mnie interesował i trochę się nim zajmuję.
Sukcesem moim w tej kadencji było to, że udało mi się wyświetlić film „O tym się nie mówi” przed posiedzeniem Naczelnej Rady Lekarskiej, który troszeczkę poruszył sumienia i umysły moich koleżanek i kolegów z Naczelnej.
Czy jest jakiś skutek? Skutek był taki, że później stworzyliśmy taki wspólny pomysł razem z prawnikami, żeby opracować pewne wytyczne z naszej strony, czyli ze strony ludzi z filmu „O tym się nie mówi”.
Oczywiście ten projekt cały czas jest aktywny. Jeździmy po Polsce z filmem i z dyskusją na ten temat i wzbudza zainteresowanie.
Natomiast w Naczelnej wzbudził tyle, że było cicho po filmie.
Natomiast jest szansa na jakąś dalszą formę współpracy, dlatego że ten zespół, który się spotkał w Naczelnej, również z naszej inicjatywy, gdzie byli prawnicy różnych instytucji i różnych działów, czyli i adwokaci, i prokuratorzy, którzy zajmują się sprawami aborcji, prawa medycznego, wspólnie postanowiliśmy stworzyć taką jakby część. Nie umiem powiedzieć, jak to będzie dalej, natomiast na pewno jestem orędownikiem tych zmian w Naczelnej i chyba jestem jakąś waszą wtyczką, że tak powiem”.
Agata Kowalska: Można podejrzewać, że jeśli któraś z organizacji pozarządowych, pomagających kobietom w aborcjach i walczących ze szpitalami, by przestrzegały prawa, chciała zorganizować Dyskusyjny Klub Filmowy, to może się zgłosić do prezesów Naczelnej Rady Lekarskiej po wsparcie.
Ewidentnie wiedzą, jak taki wieczorek filmowy, wraz z dyskusją lub ze zbiorowym milczeniem, przygotować.
Dyskusję na łamach OKO.press o filmie „O tym się nie mówi” znajdziecie tu:
Myślicie, że jestem niesprawiedliwa? Że może dr Artur Drobniak, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, był nieprzygotowany, zaskoczony, nie wiedział, czego się spodziewać? Tyle że wiedział! A skąd ja wiem, że on wiedział? Otóż rozmawiałam z doktorem Arturem Drobniakiem dwa lata temu, kilka miesięcy po tym, jak pseudo TK zakazał w Polsce aborcji.
Pytałam go, gdzie byli lekarze, kiedy kobietom odbierano ich prawa. Co samorząd lekarski zamierza zrobić, by pomóc pacjentkom? W jaki sposób zamierza wesprzeć samych lekarzy tak, żeby nie bali się przerywać ciąży w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia kobiety.
Pamiętam, że mówił, że to są ważne kwestie i że trzeba się zastanowić. To było dwa lata temu. A teraz samorząd lekarski reprezentowany przez doktora Artura Drobniaka nawołuje do głębszej refleksji. Żarty sobie robicie?!
Ale żeby było sprawiedliwie, raz jeszcze oddajmy głos reprezentantowi samorządu lekarskiego. Bo jedno z pytań zadanych w Sejmie było skierowane wprost do niego. Tym razem głos zabrała posłanka Lewicy Marcelina Zawisza.
Marcelina Zawisza: „Ja mam pytanie do Izby Lekarskiej. Jeśli spojrzymy na historię protestów lekarskich dotyczących ich własnej sytuacji zawodowej i ich własnych gabinetów, to widzimy historię wielu sukcesów. Widzimy też bardzo odważne działania mające na celu wymuszenie pewnych zmian, czy to zmian prawnych, czy organizacyjnych, czy finansowych.
Było ich dużo, np. był taki protest, że lekarze po prostu nie wydawali druków L4. Były akcje ostemplowywania dokumentów, ogólnopolski protest lekarzy, były strajki włoskie, mieliśmy nawet masowe zwolnienia się z pracy, gdy dwa tysiące lekarzy zwolniło się z pracy, po czym zostało przyjętych na lepszych warunkach. Był też strajk głodowy w historii protestów lekarzy.
Jakie działania środowisko lekarskie podjęło w celu zmiany tego prawa?
Skoro uważają państwo, że to prawo wiąże państwu ręce przy ratowaniu swoich pacjentek? To jest pytanie, które mnie naprawdę nurtuje, jakie konkretne działania, co państwo zrobili, jak się państwo zorganizowali, skoro to prawo, które obecnie funkcjonuje w rozumieniu wielu lekarzy w Polsce, wiąże ręce?”
Katarzyna Kotula, posłanka, przewodnicząca Zespołu: „Czy Naczelna Izba Lekarska chce się do tego odnieść? (…) Nie? Dobrze, przejdźmy dalej”.
Agata Kowalska: Nie. I cisza. Z ciszą bardzo trudno się dyskutuje. Samorząd lekarski jest świetny w ciszę. Nie tylko po filmach.
Ale w czasie tego posiedzenia w Sejmie głos zabrał inny lekarz, prof. Sebastian Kwiatkowski. Łączył się zdalnie ze Szczecina. Pan profesor pracuje w Pomorskim Uniwersytecie Medycznym i jest ginekologiem. Jego wypowiedź wydała mi się ważna, bo była... szczera. Tak, to jest chyba najlepsze określenie. Posłuchajcie jej zresztą same.
Prof. Sebastian Kwiatkowski: „Przyznam się, że pierwszy raz uczestniczę w takim posiedzeniu.
Reprezentuję środowisko lekarskie i zawsze po tej stronie będę się opowiadał.
Jesteśmy dla kobiet jedyną pomocą, która realnie może zaoferować wam wyższe standardy niż te, które obecnie obowiązują. Ja podziwiam wiele pań, które dzisiaj się wypowiadały, i te, które były wspominane z imienia i nazwiska, natomiast nie wszyscy mają charaktery do tego, aby walczyć na barykadach. Jest nas, ginekologów, kilka tysięcy osób, którzy chcą pomagać kobietom”.
Agata Kowalska: Ta wypowiedź wydała mi się interesująca, bo jestem pewna, że prof. Kwiatkowski rzeczywiście pierwszy raz uczestniczył w takim spotkaniu. Pierwszy raz usłyszał świadectwa działaczek organizacji pozarządowych, Federy, Aborcyjnego Dream Teamu, opowieści o tym, jak wygląda rzeczywistość aborcyjna w Polsce, jak się sprząta po lekarzach, jak się ratuje życie.
Ale to, co mnie jeszcze zainteresowało w wypowiedzi tego profesora, to ta liczba „kilku tysięcy ginekologów, którzy są po to, by pomagać kobietom”, by „zapewniać im najwyższe standardy” i, którzy, jak mówił, nie zawsze są gotowi „iść na barykady”.
Tylko że to nie chodzi o barykady, panie profesorze! Chodzi o wiedzę i o przestrzeganie prawa. O wiedzę, jak się robi aborcję, i o przestrzeganie prawa, które tę aborcję wciąż w pewnych przypadkach dopuszcza.
A dodatkową kontrę i to bardzo ponurą, dostarczył zastępca Rzecznika Praw Pacjenta.
Grzegorz Błażewicz: „Po tych wydarzeniach w Pszczynie RPP zorganizował we współpracy z Naczelną Izbą Lekarską szkolenie pod kierownictwem pana profesora Wielgosia dla wszystkich lekarzy ginekologów i położników. Naczelna Izba Lekarska, z tego, co wiem, swoimi kanałami poinformowała wszystkie zainteresowane osoby o takim szkoleniu. Wiecie Państwo, ilu lekarzy ginekologów położników wzięło udział w szkoleniu? Dziewiętnastu”.
Agata Kowalska: Dziewiętnastu. Z ponad siedmiu tysięcy. Pewnie nie mieli czasu, zarobieni byli. Wprawdzie zdobywanie nowej wiedzy to obowiązek lekarza, ale jestem pewna, że wiedzę o tym, jak przeprowadzać nowocześnie i bezpiecznie aborcję, czerpią z innych źródeł.
Nie, to nieprawda, nie czerpią. W Polsce od 30 lat praktycznie nie wykonuje się aborcji. Ci lekarze nie mają się skąd uczyć, nie mają od kogo się uczyć i nie mają pacjentek, przy których mogliby się uczyć. Ale coś zrobić mogą. Skoro taką trudność sprawia im walka o pacjentki i ich prawa, to może zawalczyliby o własny prawa, o swoje bezpieczeństwo? Mieli taką szansę.
Dwa lata temu, kiedy pseudoTrybunał zakazywał aborcji w Polsce, posłanki Lewicy stworzyły projekt ustawy ratunkowej. Ustawa ratunkowa miała tylko jeden przepis – zniesienie karalności aborcji w Polsce. Wyrzucenie aborcji z kodeksu karnego. To się nazywa fachowo dekryminalizacja. Aborcja w większości przypadków wciąż byłaby zakazana, nie finansowałby jej NFZ, ale za jej przeprowadzenie i za pomoc w aborcji nie groziłoby więzienie.
W efekcie lekarze mogliby stosować przesłanki medyczne do decyzji o przerwaniu ciąży, o ratowaniu zdrowia i życia kobiety, zamiast bać się prokuratora lub zasłaniać się strachem przed prokuratorem. Nie byłoby tego strachu. Nie byłoby też tej wymówki. Więc dwa lata temu powstał projekt ustawy ratunkowej, ratunkowej dla kobiet, ratunkowej dla lekarzy.
Jak myślicie, jakie było stanowisko środowiska lekarskiego wobec tego pomysłu? Poparli? Nie poparli? Przecież już powinnyście wiedzieć! Milczeli. Samorząd lekarski do tej pory nie był w stanie wydać opinii w sprawie tego projektu.
Oto mamy zawód w Polsce, którego wykonywanie może się okazać niebezpieczne prawnie. Prokuratura pana Ziobry przecież tylko czyha. I oto powstaje pomysł, by cię ochronić. A ty milczysz.
Dlaczego oni milczą? Dlaczego oni milczą?!
Jedyna odpowiedź jaka przychodzi mi do głowy to taka, że zakładają, że nie będą robić aborcji. Choćby nie wiem co, choćby im pacjentka konała na stole, nie będą robić aborcji. I wtedy prokurator niegroźny. I wtedy ustawa dekryminalizująca, ustawa ratunkowa nie jest potrzebna. A że przy okazji umrze ta lub owa kobieta? No, cóż. Jak to było? „Czasem zdarzają się powikłania”.
Podcast, na podstawie którego powstała ta transkrypcja, opublikowaliśmy 20 czerwca 2023 roku. Dzisiaj, tj. 28 czerwca, Naczelna Izba Lekarska poinformowała, że organizuje konferencję „Dla dobra naszych pacjentek”, w czasie której zaprezentuje „najnowsze wytyczne postępowania u pacjentek z przedwczesnym odpływaniem płynu owodniowego (PROM)”.
Zdaniem NIL, „wdrożenie tych wytycznych powinno ograniczyć do minimum ryzyko dla zdrowia i życia pacjentek, które z tego powodu trafiają do szpitali w całej Polsce”. Konferencja zapowiedziana jest na 29.06.2023.
OKO.press będzie dla Was to wydarzenie relacjonować.
Autorka podcastów „Powiększenie”. W OKO.press od 2021 roku. Wcześniej przez 14 lat dziennikarka Radia TOK FM. Wielbicielka mikrofonu, czyli spotkań z ludźmi, sporów i dyskusji. W 2016 roku za swoją pracę uhonorowana nagrodą Amnesty International „Pióro Nadziei”.
Autorka podcastów „Powiększenie”. W OKO.press od 2021 roku. Wcześniej przez 14 lat dziennikarka Radia TOK FM. Wielbicielka mikrofonu, czyli spotkań z ludźmi, sporów i dyskusji. W 2016 roku za swoją pracę uhonorowana nagrodą Amnesty International „Pióro Nadziei”.
Komentarze