0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Celejewski / Agencja GazetaGrzegorz Celejewski ...

Porozumienia rządu z górnikami zakłada odejście od wydobycia węgla za 29 lat. Jako ostatnie, w 2049 roku, zostaną zamknięte oddziały Kopalni Węgla Kamiennego ROW – Chwałowice i Jankowice, należące do Polskiej Grupy Górniczej (PGG).

Choć i ta data nie jest do końca pewna – w porozumieniu nie zawarto m.in. terminu zamknięcia kopalni Bogdanka w Łęcznej niedaleko Lublina, która swoje plany inwestycyjne ma rozpisane na najbliższe 40 lat.

Przeczytaj także:

Nie wiadomo także, kiedy mają być wygaszone kopalnie należące do spółki Tauron Wydobycie – Janina, Brzeszcze i Sobieski. Szczegółowa propozycja ma zostać przedstawiona 15 grudnia, a konsultacje mogą potrwać do końca stycznia.

W całym procesie odchodzenia od węgla jest jeszcze jeden duży znak zapytania: czy do 2049 roku będą uruchamiane nowe złoża? Spółki wydobywcze starają się o nowe koncesje, żeby do daty granicznej móc eksploatować nieruszane dotąd złoża.

Wśród nich jest PGG, które ubiega się o uruchomienie złoża Imielin-Północ na Śląsku.

Imielin: nie chcemy być drugim Bytomiem

„Oficjalnie dowiedzieliśmy się w październiku 2017 roku. Burmistrz zorganizował spotkanie w domu kultury i powiedział, że kopalnia Piast Ziemowit planuje uruchomienie złoża Imielin Północ” – opowiada Alicja Zdziechiewicz, która niedługo przed spotkaniem z burmistrzem wprowadziła się do nowego domu. Jak mówi, od Kompanii Węglowej (której zakłady dziś podlegają pod PGG) dostała informację na piśmie, że pod jej domem nie będzie szkód górniczych. „Jeśli kopalnia jednak powstanie, miastu grożą szkody czwartej, a nawet piątej kategorii. Eksploatacja ma być prowadzona najtańszą, agresywną metodą »na zawał stropu«. Polega ona na tym, że wydobywa się węgiel i zostawia pod ziemią pustkę, która się zapada” – dodaje.

Wydobycie miałoby być prowadzone na trzech pokładach, jeden z nich przebiega 180 metrów pod ziemią, czyli bardzo płytko. Górnicy pracowaliby pod dwoma zbiornikami wody pitnej oraz domami, które, jak mówi Zdziechiewicz, nie są odpowiednio zabezpieczone przed szkodami górniczymi. Zagrożony byłby także gazociąg. Szkody mogłyby objąć prawie połowę powierzchni miasta.

„W Imielinie od 2000 roku powstały dwie nowe hale, biblioteka, nowe drogi. To jest ładne i zielone, dziewięciotysięczne miasto na Śląsku i chcieliśmy, żeby zostało utrzymane w takim stanie. Nie chcemy być drugim Bytomiem” – mówi Zdziechiewicz.

Pierwszy protest w tej sprawie zorganizowano w 2018 roku. Ponad sto osób pojechało do Katowic, pod Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska.

Wtedy powstał Zielony Imielin, stowarzyszenie, do którego należy Alicja Zdziechiewicz. Ale w działania przeciwko kopalni włączyły się także inne organizacje – Granice Natury i Nasz Imielin.

Z protestu na protest uczestników przybywało, również z innych śląskich miast. Postulaty wsparli także emerytowani górnicy oraz lokalne władze.

„Władze samorządowe miasta Imielin podzielają obawy mieszkańców Imielina odnośnie zagrożeń oraz skutków planowanej inwestycji eksploatacji węgla ze złoża »Imielin Północ« na kilku pokładach, dotyczących szkód materialnych oraz powtarzalności szkód przez wiele lat – mówił Jan Chwiędacz, burmistrz Imielina w 2018 roku – „Kopalnia nie realizuje żadnych środków zaradczych eliminujących istniejące skutki, będące wynikiem prowadzonej obecnie eksploatacji złoża »Imielin Południe«.”

Prawie 1300 osób podpisało apel do RDOŚ i PGG, sprzeciwiając się wydobyciu. Pozostał jednak bez odpowiedzi.

„Przedstawiciele kopalni przyjechali w 2019 roku na spotkanie rady miasta. Kiedy radni zaczęli ich zarzucać pytaniami o naprawę istniejących szkód górniczych, odpowiadali wymijająco. Nie podali żadnych konkretów, podkreślali tylko, że będą minimalizować szkody i że działają zgodnie z prawem” – relacjonuje Alicja Zdziechiewicz.

Rzeczywiście – 1 października 2018 roku RDOŚ wydał decyzję o uwarunkowaniach środowiskowych dla złoża, co jest pierwszym krokiem do rozpoczęcia wydobycia. Mieszkańcy zaskarżyli ją do GDOŚ. Mimo tego niecały rok później Regionalna Dyrekcja nadała decyzji rygor natychmiastowej wykonalności, co oznacza, że stała się wykonalna, mimo że nie jest jeszcze ostateczna.

PGG zwróciło się do ministra klimatu i środowiska o wydanie koncesji na wydobycie. Na mocy porozumienia rządu z górniczymi związkami zawodowymi kopalnia Piast-Ziemowit ma być zamknięta w latach 30. Najpierw Piast – w 2035. Dwa lata później Ziemowit. W imielińskim złożu jest ponad 70 milionów ton węgla, a więc, jak mówi Alicja Zdziechiewicz, górnicy nie zdążyliby go wydobyć w całości.

Sytuacja zmieniła się o 180 stopni w listopadzie tego roku. Na początku miesiąca GDOŚ zablokował inwestycję, przez co starania PGG wróciły do punktu wyjścia.

Powody takiej decyzji tłumaczył na stronie Zielonego Imielina prawnik z Fundacji Frank Bold, Miłosz Jakubowski: „Skala uchybień i braków stwierdzonych przez GDOŚ w przebiegu postępowania przed RDOŚ oraz w samej decyzji środowiskowej była tak duża, że jedynym rozwiązaniem było uchylenie tej decyzji i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania. W praktyce oznacza to, że inwestor będzie musiał opracować raport w dużej mierze od początku, a RDOŚ przeprowadzi całą procedurę oceny oddziaływania na środowiska prawie od zera.”

Mieszkańcy nie ogłaszają jednak zwycięstwa. Jak mówi Zdziechiewicz, to dobry znak. PGG jednak wciąż oficjalnie nie wycofała się z planów eksploatacji złoża Imielin Północ. Zapytaliśmy spółkę, jak odnosi się do decyzji GDOŚ i jakie mogłyby być korzyści z uruchomienia złoża. Odpowiedź jest bardzo zwięzła: „Na tym etapie, Polska Grupa Górnicza nie komentuje decyzji GDOŚ. Skutki uchylenia decyzji środowiskowej są obecnie przez spółkę analizowane” – pisze rzecznik prasowy Tomasz Głogowski.

Polesie: powrót do czasów gierkowskich

Prawie 500 kilometrów dalej, na Lubelszczyźnie, wydobycie węgla może zagrozić Poleskiemu Parkowi Narodowemu. O koncesję na eksploatację złoża „Sawin” stara się grupa Global Mineral Prospects, spółka-córka australijskiej Balamary. Złoże ma 137 km kw, do wydobycia jest 288 mln ton węgla, a kopalnia mogłaby działać przez 51 lat.

„To jest tylko jeden z kilku projektów wydobywczych, które mogą diametralnie zmienić okolicę” – mówi Krzysztof Gorczyca z Towarzystwa dla Natury i Człowieka. „Pierwszym realnym zagrożeniem jest kopalnia Bogdanka, która dostaje koncesje na wydobycie z kolejnych złóż bez większych problemów. Drugim jest planowana kopalnia Jan Karski. I trzecia – czyli eksploatacja złoża Sawin. To zmieni region, który jest rezerwatem biosfery, w zagłębie węglowe. To powrót do koncepcji z czasów gierkowskich” – zaznacza.

„Kiedy sześć lat temu usłyszałem, że ktoś chce wydobywać węgiel pod Poleskim Parkiem Narodowym, pomyślałem, że to absurd i że nikt się na to nie zdecyduje. Ale dwa lata później dostałem kopię koncesji poszukiwawczej i zrozumiałem, że to się dzieje naprawdę”

– mówi prof. Grzegorz Grzywaczewski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Koncesja poszukiwawcza, jak tłumaczy, jest wydawana przez Głównego Geologa Kraju i stanowi pierwszy krok w staraniach o eksploatację złoża.

Konsekwencje, mówi prof. Grzywaczewski, będą ogromne – wydobycie zagrozi Bagnom Bubnów i Staw, które są jednym za najważniejszych części Poleskiego Parku Narodowego. Jak wylicza, metr wydobytego węgla to około 0,7-0,8 metra osiadania gruntu. Bagna mogą osiąść aż o 2,5 m, przez co ich delikatna struktura zostanie bezpowrotnie zdegradowana. „Największe torfowiska w Polsce znajdują się w Dolinie Biebrzy. Polesie jest na drugim miejscu. Takich terenów jest coraz mniej, a raz osuszone torfowisko nigdy się nie odbuduje” – dodaje.

Bagno Bubnów to także jedna z głównych ostoi wodniczki w Polsce i w całej Europie. Te zagrożone ptaki żerują prawie wyłącznie na tego typu torfowiskach, dlatego tracą swoje siedliska właśnie przez takie projekty jak ten na Polesiu – prowadzące do zmian stosunków wodnych.

Złoże znajduje się na terenie trzech gmin – Sawin, Cyców i Hańsk. Samorządowcy są temu projektowi przychylni, a głównym argumentem „za” powstaniem kopalni mają być nowe miejsca pracy. „U nas węgiel już wydobywa Bogdanka. Tak, są szkody górnicze, są tąpnięcia, ale z drugiej strony kopalnia daje zatrudnienie. Nigdy nie było większego sprzeciwu mieszkańców. A do nowej kopalni nie mamy uwag. Pytanie, czy naprawdę powstanie, skoro Polska ma odchodzić od węgla” – mówi wójt gminy Cyców, Wiesław Pikuła.

Padają również argumenty dotyczące zatrzymania młodych w regionie i możliwości rozwoju gminy. „Tereny te nie mają innego tak znaczącego bogactwa, jakim jest węgiel” – tak sprawę kopalni komentował wójt gminy Hańsk Marek Kopieniak.

Kopalnia, podkreśla Krzysztof Gorczyca, to jednak nie tylko wydobycie – to też linie kolejowe, ruch ciężarówek, hałdy. „Próbujemy tłumaczyć to samorządowcom: kopalnia będzie przez kilkanaście lat, a region straci szanse na powrót do rolnictwa czy turystyki. Kto będzie chciał spędzać czas w cieniu hałd i między nieczynnymi torami kolejowymi? Co więcej – ta praca, która pojawi się razem z powstaniem kopalni nie będzie dla miejscowych rolników. Będziemy mieć tysiące bezrobotnych górników ze Śląska, już wykwalifikowanych, których zatrudnienie jest o wiele bardziej opłacalne niż kształcenie kogoś od zera” – tłumaczy.

Krzysztof Gorczyca mówi, że w regionie istnieje „czar Bogdanki”. Gmina Puchaczów, na terenie której działa kopalnia, ma duże wpływy z podatków, wyremontowane chodniki, a mieszkańcy-górnicy zarabiają o wiele lepiej od innych. „To przysłania myślenie o przyszłości. Wydobycie węgla dziś to działanie na szkodę przyszłych pokoleń. Nikt też się nie zastanawia, czy za kilkanaście lat będzie dla kogo węgiel kopać?” – pyta.

Na jakim etapie są prace? Jak informuje inwestor, trwa inwentaryzacja przyrodnicza, która jest niezbędna do uzyskania decyzji środowiskowej. Zapytaliśmy spółkę, jak oceniają wpływ swojego projektu na środowisko i czy plany odchodzenia od węgla nie są przeszkodą w eksploatacji złoża. Zadaliśmy również pytanie, czy węgiel miałby być sprzedawany na polskim rynku, czy byłby przeznaczony na eksport. Prokurent Global Mineral, Andrzej Zibrow, w odpowiedzi na wiadomość poinformował nas jedynie, że spółka nie chce się wypowiadać na temat kopalni, na którą jeszcze nie ma pozwolenia.

Paruszowiec: nie chcemy patrzeć, jak nasze domy się zapadają

„U nas wizja kopalni pojawiła się już pięć lat temu. Firma Bapro chciała uruchomić tutaj cały kompleks wydobywczo-energetyczny. Na początku nawet mi się podobało, bo nie byłem jeszcze świadomy, jak dużo złego przyniesie wydobycie węgla” –mówi Michał Mroszczak z inicjatywy NIE dla eksploatacji złoża „Paruszowiec".

Chodzi o złoże na terenie Rybnika. Spółka Bapro Energy Compelx zapowiada, że chce zainwestować 8 miliardów złotych i dać pracę trzem tysiącom osób.

W projekcie znalazła się budowa bloku energetycznego o łącznej mocy 600 MW, utworzenie zakładu wydobywczego węgla kamiennego oraz zakładu przeróbki węgla. Planowany teren „kompleksu energetycznego" ma objąć kilka dzielnic Rybnika oraz gminę Czerwionka-Leszczyny. Sama kopalnia miałaby powstać w rejonie obecnej Elektrowni Rybnik.

„Rozpoznaliśmy złoże węgla i dokonaliśmy analiz geologicznych oraz ekonomicznych, stwierdzając opłacalność budowy kompleksu energetycznego w nowoczesnej technologii zapewniającej niskie koszty wydobycia węgla oraz poszanowanie środowiska” – mówił w 2015 roku Mirosław Hojka, Prezes Zarządu spółki Bapro, cytowany przez portal Rybnik.com.pl.

„Choć wszystko na początku mogło brzmieć zachęcająco, okazało się, że szkody będą dla nas ogromne. Skala może się nie wydawać duża – szkodami górniczymi będzie objętych kilkaset domów. To nie jest nawet tysiąc. Ale my tam mieszkamy i nie chcemy patrzeć, jak nasze domy zapadają się o kilkanaście metrów”

– mówi Mroszczak.

O 10 metrów, jak podkreśla aktywista, może zapaść się teren, po którym biegnie linia kolejowa Rybnik-Katowice. Zagrożony ma być również pobliski park krajobrazowy.

Kopalni sprzeciwiają się też lokalni przedsiębiorcy, którzy mają tutaj swoje firmy i małe fabryki. Dla linii produkcyjnej zmiany w ułożeniu terenu mogą być problematyczne. „Jeżeli cokolwiek by się stało tutaj, co zakłóciłoby stabilność fabryki, to właściciele musieliby przenieść produkcję do innych zakładów” – mówiła podczas nadzwyczajnej sesji rady miasta Barbara Katychów, dyrektorka lokalnej firmy produkującej grzejniki.

30 lat – tyle, zdaniem Michała Mroszczaka, zajęłaby eksploatacja złoża Paruszowiec. Uzyskanie wszystkich pozwoleń i budowa kopalni może potrwać jeszcze kilka lat. Spółka Bapro nie zdążyłaby więc zamknąć zakładu przed 2049 rokiem.

„Mamy silnie poparcie lokalnych urzędników i mediów. Gorzej jest z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska, która w październiku tego roku wydała decyzję środowiskową dla wydobycia węgla ze złoża Paruszowiec” – dodaje Mroszczak.

Z kolei miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego nie przewiduje powstania kopalni. Zmiany, które taki zapis wprowadziły, zostały przegłosowane przez radnych miejskich. Niedługo później plan został unieważniony przez wojewodę śląskiego Jarosława Wieczorka.

„Wojewoda, badając zgodność z prawem aktów prawnych gminy, nie może rozważać interesów określonych grup społecznych, ani popierać stanowiska jednej ze stron” – komentuje rzeczniczka, Alina Kucharzewska w mailu przesłanym OKO.press.

Miasto decyzję wojewody zaskarżyło do sądu. Na razie jednak nie doszło do rozprawy. „Na wyrok czekamy już kilka miesięcy, pomimo że zgodnie z przepisami sprawa powinna zostać rozpoznana w ciągu 30 dni. Według naszej wiedzy opóźnienie wynika z tego, że spółka BAPRO walczy o dopuszczenie jej do postępowania jako uczestnika, pomimo że nie ma ku temu podstaw prawnych” – mówi Miłosz Jakubowski, prawnik z Fundacji Frank Bold.

Cała sprawa toczy się więc dwoma torami: w sądzie między miastem a wojewodą oraz w RDOŚ, do którego spływają odwołania od mieszkańców. Inicjatywa „NIE dla eksploatacji złoża Paruszowiec” opublikowała nawet proponowaną treść takiego odwołania, zachęcając rybniczan do sprzeciwu. „Organ przeprowadził postępowanie dowodowe w sposób całkowicie jednostronny, opierając się wyłącznie na dowodach przedłożonych przez inwestora” – czytamy w nim. „Z niezrozumiałych przyczyn Organ w ogóle nie uznał dokumentów przedłożonych przez stronę społeczną – organizacje ekologiczne, uczestniczące w postępowaniu na prawach strony, reprezentujące interes społeczności lokalnej, w tym mój – za wiarygodne dowody w sprawie”. Mieszkańcy zaznaczają również, że RDOŚ powinien się wstrzymać z wydawaniem decyzji do czasu rozstrzygnięcia sprawy planu zagospodarowania przez sąd.

„Decyzja RDOŚ nie jest ostateczna i nie można na jej podstawie starać się o koncesję na wydobywanie węgla” – zaznacza Jakubowski. Sprawę będzie badać Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska – a te postępowania trwają bardzo długo. Sprawa Imielina ciągnęła się w GDOŚ przez dwa lata.

Teraz wszystko zależy od wyroku sądu. Jeśli ten uzna, że plan miejscowy powinien zostać przyjęty, kopalnia nie będzie mogła powstać. Michał Mroszczak mówi, że mimo wszystko jest dobrej myśli. „Sprawa Imielina daje nam nadzieję” – dodaje.

„Spółki węglowe korzystają na chaosie”

„Dziś starania o koncesje na wydobycie węgla to zaklinanie rzeczywistości” – komentuje Paweł Czyżak, ekonomista z Fundacji Instrat. „To samo było ze spółką ZE-PAK, która w Wielkopolsce starała się o koncesje na otwarcie kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Ościsłowo. Sam region już w październiku deklarował neutralność klimatyczną do 2040 roku, a spółka ogłaszała dekarbonizację do 2030 roku, ale to nie przeszkadzało w procedowaniu wniosków koncesyjnych. Dopiero teraz, 2 grudnia, ZE-PAK oficjalnie wycofał się z planów dotyczących Ościsłowa. To wszystko wynika z braku politycznej woli i określenia kierunku, w jakim pójdzie polska energetyka. Spółki węglowe liczą, że jakoś się uda. Grają na zwłokę i korzystają na chaosie, który panuje wokół planów odchodzenia od węgla” – dodaje.

Według Wojciecha Kukuły z Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, nowe kopalnie byłyby konkurencją dla starych, które już są nierentowne. Otwieranie ich jeszcze bardziej pogorszyłoby sytuację w górnictwie.

„Oceniam otwieranie nowych złóż jako mało realistyczne, zwłaszcza w kontekście zaostrzającej się polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Ale to nie jest jedyny argument ‘przeciw’ – przecież na ten węgiel trzeba mieć odbiorcę. A z tym jest i będzie coraz trudniej, z uwagi na plany wyłączania elektrowni węglowych. Również konkurencja z zagranicy jest ogromna, bo często taniej jest sprowadzić węgiel niż fedrować go u nas” – tłumaczy prawnik.

„Mam wrażenie, że ze względów politycznych pojawiają się dwie wersje przyszłości polskiej energetyki. Ta bardziej progresywna jest przedstawiana w Brukseli. Ta mniej – według której mamy plany i nowe złoża do wydobycia – trafia do związków zawodowych. A czy te plany kiedykolwiek przejdą w fazę inwestycji? Ja bym się tego nie spodziewał.”

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze