Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Na ukraińskim zbożu wzbogacili się nieliczni, a rząd Mateusza Morawieckiego nie chronił polskiego rynku. Jego działania były spóźnione – to wnioski z raportu NIK, do którego dotarła „Rzeczpospolita”. NIK ma wskazywać na mocny wzrost importu zboża ze wschodu do Polski – w przypadku pszenicy wzrósł on w ciągu roku o 16,8 tysiąca procent (dane z 2022 roku). To końca sierpnia 2023 do Polski trafiło 4,3 mln ton zbóż i roślin oleistych o wartości 6,2 mld złotych. Dwa największe przedsiębiorstwa sprowadziły ładunki o wartości kolejno 560 mln i 497 mln złotych.
Przypomnijmy, że sprawa ukraińskiego zboża przed wyborami wywoływała ogromne emocje. Rolnicy wskazywali, że ukraiński import obniża ceny (które jednak nie odbiegały od cen na światowych rynkach), a rząd zablokował wjazd transportów zza naszej wschodniej granicy. Do września zezwalała na to Komisja Europejska. W tej chwili Polska blokuje import jednostronnie, jednak bez konsekwencji ze strony UE.
Partia Wolności Geerta Wildersa, która chce zamknąć wszystkie meczety w Holandii, pierwsza w wyborach. Orban gratuluje. Polska prawica się cieszy z przegranej Timmermansa
Zaskakujące wyniki wyborów w Holandii. Jak podaje IPSOS, w wyborach 22 listopada 2023 najwięcej głosów zdobyła skrajnie prawicowa Partia Wolności Geerta Wildersa.
Według pierwszego exit polla wyniki są następujące:
Pozostałe partie zdobyły od 1 do 10 mandatów. W holenderskim parlamencie jest 150 miejsc.
„Szokujące wieści z Holandii” – skomentował exit poll historyk Timothy Garton Ash. „Dokładnie tego zaczynamy się obawiać w kontekście przyszłorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego”.
„Żadna partia nie może nas już ignorować” – stwierdził Wilders po ogłoszeniu wyników exit poll.
Obiecał „zatrzymać tsunami przyznawania azylu i migracji”.
Podczas kampanii obiecywał „deislamizację Holandii”. Nazywany holenderskim Trumpem używał hasła: „Holendrzy znów będą numerem jeden”. Wilders winił migrantów o wysokie koszty życia, przeciążenie systemu opieki zdrowotnej i brak mieszkań.
Chce zamknąć wszystkie meczety w Holandii.
Wzywa do referendum w sprawie wyjścia Holandii z Unii Europejskiej, które nazywa: „Nexit”.
Od 2004 roku Wilders jest pod ochroną policji ze względu na groźby śmierci, które dostaje z powodu swoich antyislamskich wypowiedzi. W 2016 r. został skazany za dyskryminację po tym, jak na wiecu wyborczym nazwał Marokańczyków „szumowinami”.
W ostatnich tygodniach kampanii Wilders łagodził przekaz. Opłaciło się i jego partia będzie miała w parlamencie dwa razy więcej miejsc niż obecnie.
Polski przykład pokazuje, że ten, kto zdobywa najwięcej głosów, nie musi stworzyć rządu. Partia Wolności będzie miała najwięcej miejsc w parlamencie, ale daleko jej do samodzielnej większości. A inni nie palą się do tego, by tworzyć z nią koalicję.
W mowie ogłaszającej zwycięstwo Wilders zadeklarował, że jest gotowy rządzić z Partią Ludową i Nową Umową Społeczną. Mieliby razem 79 miejsc i większość w parlamencie. Jednak liderka Partii Ludowej już powiedziała, że jest mało prawdopodobne, by weszła w koalicję z Wildersem. „Wilders nie może utworzyć większości” – powiedziała.
To właśnie z Partii Ludowej pochodził dotychczasowy premier – Mark Rutte. Po tym, jak w lipcu podał się do dymisji, w roli liderki partii zastąpiła go ministra sprawiedliwości Dilan Yeşilgöz-Zegerius.
Przemawiając w wieczór wyborczy, Yeşilgöz-Zegerius powiedziała: „Ale [Wilders] ma przewagę, jest wielkim zwycięzcą wieczoru i musi pokazać, czy jest w stanie stworzyć większość. Nie sądzę, aby ten kraj miał lidera, który nie łączy wszystkich Holendrów, ale przede wszystkim nie widzę [możliwości] utworzenia większości”.
Po wyborach w 2019 roku stworzenie rządu zajęło holenderskim partiom dziewięć miesięcy – rekordowe 271 dni.
Lewicowy sojusz Partii Pracy i Zielonych pod przywództwem Fransa Timmermansa zdobył według exit polla 25 mandatów. Czyli o osiem więcej niż partie te mają w dotychczasowym parlamencie.
A jednak to nie była miła noc dla holenderskiej lewicy. Lider zielono-lewicowego sojuszu przyznał, że jest rozczarowany wynikami. Dodał: „Nadszedł czas, kiedy będziemy bronić demokracji”.
Frans Timmermans był w ostatnich latach jednym z najważniejszych polityków europejskich. Pełnił funkcję pierwszego wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej do spraw klimatu. Dla europejskiej prawicy jest twarzą Europejskiego Zielonego Ładu i znienawidzonego przez nią projektu „Fit for 55”. Dla prawicy polskiej – dodatkowo twarzą europejskiej presji na zachowanie praworządności.
W lipcu 2023 Timmermans zrezygnował ze stanowiska w KE i zdecydował, że będzie walczył o fotel premiera Holandii.
Wyniki Timmermans skomentował zapewnieniem, że wszyscy w Holandii mają nadal czuć się jak u siebie.
„Jeśli w nadchodzących dniach spotkasz w sąsiedztwie, w szkole lub w pracy osoby, którzy pomyślą: czy nadal jestem tu u siebie? Wtedy powiedz wyraźnie: TAK”.
Politycy skrajnej prawicy z całej Europy gratulowali w środę wieczorem Wildersowi w mediach społecznościowych.
Premier Węgier po ogłoszeniu exit polls napisał na portalu X: „Nadchodzą wiatry zmian!” Gratulacje zilustrował gifem z teledysku do piosenki grupy Scorpions z 1990 roku.
Marine Le Pen nazwała wynik Partii Wolności spektakularnym. Uznała, że potwierdza on „rosnące przywiązanie do obrony tożsamości narodowych”. Dodała: „To dlatego, że są ludzie, którzy nie chcą, aby pochodnia narodowa zgasła, nadzieja na zmiany w Europie pozostaje silna”.
Wildersowi pogratulował też wicepremier Włoch Matteo Salvini. „Inna Europa jest możliwa” – napisał.
Gratulacje wysłał też za pośrednictwem mediów społecznościowych lider hiszpańskiej skrajnie prawicowej partii VOX.
„Coraz więcej Europejczyków domaga się na ulicach i przy urnach wyborczych obrony swoich narodów, granic i praw” – napisał Santiago Abascal.
Wyniki holenderskich wyborów skomentował też burmistrz Londynu Sadiq Khan. W mediach społecznościowych napisał
„To przypomnienie dla postępowych sił na całym świecie: ciągłe zagrożenie ze strony skrajnej prawicy jest realne i na wyciągnięcie ręki. Następny rok będzie kluczowy dla obrony naszych wartości – w Londynie, w Europie i na całym świecie”.
To był dzień ważnych głosowań. Sejm zajmował się projektem refundującym in vitro, Parlament Europejski postawił pierwszy krok na drodze do zmiany traktatów. Co jeszcze wydarzyło się 22 listopada?
Sejm poparł projekt ustawy o refundacji in vitro, a Parlament Europejski zmianę traktatów. O ile jednak sprawa in vitro powinna przejść proces legislacyjny szybko i bez problemów, głosowanie w PE to dopiero początek drogi do ewentualnego zacieśnienia integracji europejskiej.
Czego jeszcze dziś się dowiedzieliśmy? Ministerstwo Spraw Zagranicznych postanowiło rozdać trochę nieruchomości, w Gazie wynegocjowano 4-dniowy rozejm, a w OKO.press sprawdzamy, czy zapowiedź opozycji o zwiększeniu liczby parków narodowych jest realna.
Sejm przywróci refundację in vitro przez państwo. – To pierwsza decyzja demokratycznej większości – mówiła Agnieszka Pomaska z KO z sejmowej mównicy. Podczas środowego posiedzenia Sejmu odbyło się pierwsze czytanie Obywatelskiego Projektu „Tak dla in vitro”. Podpisało się pod nim blisko pół miliona osób. To projekt, który został złożony jeszcze w ubiegłej kadencji Sejmu i zamrożony przez marszałek Witek z PiS.
Co ciekawe, posłowie i posłanki PiS, którzy przez lata sprzeciwiali się metodzie in vitro i pozwalali na stygmatyzowanie i dyskryminacje dzieci poczętych tą metodą (chociażby w podręczniku HiT Roszkowskiego, o czym tutaj), nagle zaczęli zmieniać zdanie. Część z nich deklaruje – o dziwo – poparcie dla ustawy. „Nie wyklucza” go np. Bolesław Piecha, poseł PiS. Głosowanie za projektem zadeklarował rzecznik rządu Piotr Müller.
Projekt ustawy przeszedł w pierwszym czytaniu. Teraz trafi do komisji. Wszystko wskazuje na to, że niedługo trafi na biurko prezydenta Andrzeja Dudy. Szef jego gabinetu Marcin Mastalerek zapowiedział już, że według jego wiedzy prezydent ustawę poprze.
Parlament Europejski przyjął rezolucję wzywającą Komisję Europejską oraz Radę do powołania konwentu europejskiego i przygotowania zmiany traktatów. Za wejściem w życie rezolucji głosowało 291 europosłów, przeciwko 274. Europosłowie zgodzili się jednak tylko z częścią propozycji zmian w traktatach zawartych w raporcie.
Raport i towarzysząca mu rezolucja wzywają Komisję Europejską i Radę do powołania konwentu europejskiego i przygotowania zmiany traktatów, by usprawnić funkcjonowanie Unii i przygotować ją na ewentualne rozszerzenie.
Raport został przyjęty głosami 305 posłów, przy 276 głosach przeciwko i 29 osobach wstrzymujących się. Za rezolucją głosowało 291 europosłów, przeciwko było 274, a 44 osoby wstrzymały się od głosu.
Autorzy raportu zaproponowali kompleksowe zmiany w traktatach, w sumie ponad 270 poprawek do obowiązującego obecnie traktatu z Lizbony. Nie wszystkie spotkały się jednak z poparciem.
Europosłowie zgodzili się m.in. z częścią propozycji dotyczących zwiększenia kompetencji UE oraz wzmocnienia artykułu 7, dotyczącego egzekwowania praworządności, ale nie zgodzili się np. ze wzmocnieniem zapisu dotyczącego przyjmowania euro.
Teraz w sprawie otwarcia konwentu muszą wypowiedzieć się państwa członkowskie. Unijni ministrowie ds. europejskich mają się tym zająć 11 grudnia podczas posiedzenia Rady ds. ogólnych. Zwykła większość wystarczy, by sprawa trafiła dalej pod obrady Rady Europejskiej, czyli szefów państw członkowskich UE.
To jednak jeszcze nie zmiana traktatów per se, a jedynie wezwanie do rozpoczęcia prac nad reformą Unii.
Tymczasem PiS i przychylne mu media już publikują „listy hańby” z nazwiskami polskich europosłów z Lewicy i Trzeciej Drogi, którzy poparli projekt.
Hamas i Izrael doszły do pierwszego w trakcie rozpoczętej 7 października wojny porozumienia – ogłosili w środę 22 listopada nad ranem polskiego czasu prowadzący rozmowy między Izraelem a Hamasem Katarczycy.
W zamian za zwolnienie przynajmniej 50 zakładników, przetrzymywanych przez Hamas w Gazie, Izrael zwolni przynajmniej 150 Palestyńczyków z izraelskich więzień i zgodzi się na czterodniową przerwę w walkach. Przerwa ma między innymi pozwolić na dostarczenie niezbędnej pomocy humanitarnej do Gazy.
W obu przypadkach zwolnione zostać mają kobiety i nieletni.
Izrael nie wyklucza, że przerwa może potrwać dłużej, jeżeli zwolnionych zostanie więcej zakładników.
Niestety, tylko wybranym. A dokładnie instytucjom obsadzonym przez ludzi PiS, którzy – przynajmniej dzięki aktualnie obowiązującemu prawu – zapewnili sobie bezpiecznie posady na kolejne lata.
Jak wynika z kontroli poselskiej, którą przeprowadzili posłowie KO Marcin Bosacki i Arkadiusz Myrcha w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, resort chce przekazać nieruchomości dwóm instytucjom.
Polska Agencja Nadzoru Audytowego (PANA) chce przejąć od MSZ ekskluzywną nieruchomość w centrum Warszawy. Na czele PANA od 11 listopada stoi były wiceminister finansów Piotr Patkowski.
Z kolei założona przez ministra Zbigniewa Ziobrę Akademia Wymiaru Sprawiedliwości, ma dostać nadmorską willę na Łotwie. Jej rektorem jest działacz Suwerennej Polski i zaufany człowiek Ziobry Michał Sopiński.
– Jeśli z samego MSZ-u instytucja pana Patkowskiego dostaje na siedzibę działkę i budynki warte dzisiaj na pewno 30-40 milionów złotych, a szkoła Ziobry, której rektorem jest członek Suwerennej Polski, dostaje willę wartą co najmniej kilka milionów, to myślę, że tego typu prezentów może być więcej. Czemu jakiejś nieruchomości nie miałby dostać na przykład Narodowy Bank Polski? – mówił nam poseł Bosacki. – Widać, że jest to robione po to, żeby instytucje, w których – zdaniem PiS – ich ludzie są nie do ruszenia, mogły się dalej tuczyć na publicznym majątku – dodał.
Typowana na ministrę klimatu posłanka Paulina Hennig-Kloska (Polska 2050, Trzecia Droga) potwierdza, że przyszły rząd Donalda Tuska będzie starał się powołać nowe parki narodowe. Taka zapowiedź znalazła się również w umowie koalicyjnej, która sporo miejsca poświęca sprawom klimatu i środowiska.
To ważna deklaracja. Od 22 lat w Polsce nie powstał żaden nowy park narodowy. Jednak czy plany polityków nowego obozu władzy można od tak zrealizować?
Przyszła koalicja zapowiedziała, że powierzchnię parków będzie powiększać „w porozumieniu z lokalnymi społecznościami”. A problem w tym, że wielu społecznościom nie musi podobać się obejmowanie terenów ich gmin najwyższym stopniem ochrony przyrody.
Z kręgów bliskich koalicji nieoficjalnie słyszymy, że znacznie utrudni to powiększanie obszaru parków.
Warto przyjrzeć się temu, w jaki sposób utworzenie parku narodowego może wpływać na dany teren. Według ustawy o ochronie przyrody jego władze mają prawo pierwokupu działek, które znajdą się w obrębie obszaru objętym ochroną. Zatem w praktyce ich właściciele tracą możliwość inwestycji, budowy lub sprzedaży swojego terenu na otwartym rynku – a często chodzi o nieruchomości w atrakcyjnym krajobrazowo terenie.
Władze gminy wszystkie decyzje związane z planowaniem przestrzennym muszą uzgadniać z dyrekcją parku. Jego obszar jest w pierwszej kolejności wyznaczany dla ochrony siedlisk, walorów krajobrazowych i zasobów przyrody. Dlatego wykluczona jest np. wycinka na mocno zalesionych terenach – a pamiętajmy, że jej prowadzenie daje pracę i napędza gospodarkę.
Władze gmin mogą mieć co prawda nadzieję na rekompensatę ewentualnych strat wpływami od odwiedzających. Nie każdy park jest jednak murowanym turystycznym hitem.
Więcej o trudnym parkowym orzechu do zgryzienia w tekście Marcela Wandasa.
Jak wynika z kontroli poselskiej, którą przeprowadzili posłowie KO Marcin Bosacki i Arkadiusz Myrcha, Ministerstwo Spraw Zagranicznych w ostatnich miesiącach postanowiło pozbyć się swoich nieruchomości. Na koniec rządów Zjednoczonej Prawicy MSZ chce przekazać dwie z nich instytucjom zabetonowanym na kolejne kilka lat przez ludzi z obecnego obozu władzy.
OKO.press jako pierwsze opisało tę sprawę.
Nadbałtycka willa na Łotwie ma trafić do Akademii Wymiaru Sprawiedliwości, szkoły powołanej przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Rektorem uczelni jest polityk partii Ziobry Suwerennej Polski, Michał Sopiński.
Z kolei wartą kilkadziesiąt milionów złotych nieruchomość w sercu Warszawy MSZ chce podarować Polskiej Agencji Nadzoru Audytowego (PANA). Szefem agencji 11 listopada został były wiceminister finansów Piotr Patkowski. Jego kadencja skończy się w 2027 roku.
Pierwsze czytanie Obywatelskiego Projektu „Tak dla in vitro” rozpoczęło się w środę 22 listopada o godz. 11. Podpisało się pod nim blisko pół miliona osób. To projekt, który został złożony jeszcze w ubiegłej kadencji Sejmu. Według niego minister zdrowia miałby:
Na sali sejmowej było gorąco. „Przywrócenie finansowania in vitro z budżetu państwa, to pierwsza decyzja demokratycznej większości. To wielki dzień, wyjątkowo ważny. Kiedy zbieraliśmy podpisy pod projektem, obiecywaliśmy, że wejdzie w życie. Robimy to w pierwszym możliwym momencie” – mówiła w Sejmie Agnieszka Pomaska, posłanka KO. „A pierwszą decyzją PiS była rezygnacja z tego programu. Przywracamy dziś Polkom i Polakom prawo do szczęścia, jakim jest dziecko”.
Przypomnijmy, że rząd PiS wycofał refundację in vitro – najskuteczniejszej metody leczenia niepłodności – w 2016 roku (program „Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego” był refundowany z budżetu państwa w latach 2013-2016). Była to jedna z pierwszych decyzji ówczesnego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, który stwierdził, że na „in vitro szkoda państwowych pieniędzy”. Z zamkniętego finansowanego przez rząd programu urodziło się 22 tys. dzieci. Pisaliśmy o tym tutaj.
„Odebraliście kobietom dostęp do tabletek antykoncepcyjnych, utrudniliście dostęp do badań prenatalnych. Teraz skończył się czas zaglądania do sumień Półek i Polaków” – mówiła Pomaska.
Posłowie i posłanki PiS, którzy przez lata sprzeciwiali się metodzie in vitro i pozwalali na stygmatyzowanie i dyskryminacje dzieci poczętych tą metodą (chociażby w podręczniku HiT Roszkowskiego, o czym tutaj), nagle mają podzielone zdania. Część z nich deklaruje – o dziwo – poparcie dla ustawy. „Nie wyklucza” go chociażby Bolesław Piecha, poseł PiS.
„Mówimy o rzeczy ważnej, dostęp powinien być równy do wszystkich. Ustawa mówi o programie dla in vitro. Tyle tylko, że ten program musi mieć wytyczne. Czy to ustawa dla wszystkich? W Niemczech tylko dla par małżeńskich. Czy ma zmienić Polską demografię? Czy dla związków partnerskich? Uzupełnienie ustawy o te wytyczne, to niezbędny warunek, by program mógł zaistnieć” – mówił Piecha.
Inni politycy PiS nadal mają „zastrzeżenia natury etycznej dot. mrożenia i utylizacji zarodków”. Tak wypowiadał się m.in poseł PiS Marcin Horała w TVN24: „Czy w ramach procedury in vitro powstają tzw. nadmiarowe zarodki? To znaczy czy są hodowani sztucznie nowi ludzie, którzy następnie są wsadzani do zamrażarki i później są wyrzucani, utylizowani?”.
„Premier Morawiecki nagle obiecuje bon na in vitro. A Bochenek mówi, że poprze projekt ustawy o refundowaniu in vitro. Teraz, kiedy odjeżdżają wam rządowe limuzyny i za wszelką cenę chcecie utrzymać władzę?” – pytała w Sejmie Pomaska.
„Refundacja in vitro to dla nas kwestia fundamentalna, bo ludzie jej potrzebują. Walczymy o to, by in vitro było stałym refundowanym świadczeniem. Pierwszy program w latach 2006-2008 wdrożył marek Balicki, minister zdrowia w rządzie SLD. Obowiązek leczenia niepłodności wzięły na siebie samorządy. Pierwszym w 2012 roku była Częstochowa pod rządami Lewicy. Potem w Radomiu z inicjatywy Lewicy program otrzymał finansowanie z budżetu obywatelskiego” – mówiła posłanka Lewicy Wanda Nowicka.