Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Pierwsze 1,5h przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego nie przyniosły odpowiedzi na wiele pytań. Prezes PiS radził sobie dobrze, a członkowie komisji ze strony dzisiejszej koalicji nie mieli pomysłu, jak podejść Kaczyńskiego
Pierwsza część właściwego przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego przed komisją do spraw Pegasusa trwała około 1,5 godziny. Po tym czasie nie można jednak stwierdzić, że jesteśmy bliżej zrozumienia, jaką rolę w nielegalnej inwigilacji systemem Pegasus pełnił szef PiS.
Przypomnijmy – Pegasus to system do inwigilacji, używamy na świecie przez służby specjalne. Wiemy, że rząd PiS używał go do śledzenia swoich przeciwników – między innymi prokurator Ewy Wrzosek, mecenasa Romana Giertycha czy polityka Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy. W przypadku tych trzech spraw mamy konkretne dowody, że poprzedni rząd dopuszczał się nielegalnej inwigilacji opozycji i przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości.
W trakcie pierwszych 1,5 godziny przesłuchania nie padły jednak od członków komisji pytania, w których Kaczyński musiałby się zmierzyć z tymi dowodami. I wyjaśnić szczegółowo swój stan wiedzy na ten temat. Zamiast tego poseł Zembaczyński z KO pytał szefa PiS, czy skorzysta z możliwości wsypania kolegów, by uniknąć więzienia. Świadek Kaczyński przez część członków komisji tytułowany był świadkiem, co odwzajemnił tytułowaniem jednego członka komisji członkiem, co ewidentnie uznawał za żart, z którego był bardzo dumny. Poseł Ozdoba przerywał wszystkim tak skutecznie, że w końcu został wykluczony z obrad.
Na razie z przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego wynika, że zdaniem prezesa PiS cała sprawa dotyczy tylko i wyłącznie bezpieczeństwa państwa. A kwestia doboru systemu inwigilacji jest tylko techniczna.
„Sprawa Pegasusa z pozycji, którą zajmowałem, była marginalna. To jest sprawa o charakterze czysto technicznym. To państwo próbują z tego zrobić problem polityczny. A ja kwestiami technicznymi z tej pozycji, którą tam miałem przy tych szerokich kompetencjach zajmować się nie mogłem”.
Kaczyński wyjaśniał, że jest to system potrzebny do walki z przestępczością i zagrożeniem ze wschodu. Właściwie nie odnosił się do znanych przykładów inwigilacją Pegasusem, a jeśli to robił, to w sposób lekceważący. Zarzuty, że zmieniano treść wiadomości w telefonach osób inwigilowanych (to przypadek Krzysztofa Brejzy) nazwał „komicznymi”. „Nikt niczego nie zmieniał, a pewne osoby działały w sposób sprzeczny z prawem”.
Czyli: nikt nie używał Pegasusa do nielegalnej inwigilacji, a jeśli ktoś już go używał, to dana osoba z pewnością przekroczyła prawo.
„Byli tym inwigilowani szpiedzy, gangsterzy, ale też osoby, których przestępstwa trudno określić jako gangsterstwo. Mówiliśmy o panu Giertychu, ja nie wiem, czy on był inwigilowany, tam chodziło o poważne przestępstwa VAT-owskie”.
Często zasłaniał się niewiedzą, słabą pamięcią lub tym, że na pytanie nie może odpowiedzieć, bo musiałby posługiwać się informacjami niejawnymi. Pozwalał sobie też na uwagi polityczne. Mówił na przykład:
„Stan sądownictwa jest fatalny, sądownictwo jest podporządkowane jednej stronie sporu politycznego”.
Poseł Ozdoba z klubu PiS zdążył zadać Kaczyńskiemu pytania pomocnicze, zanim został wykluczony z obrad. Zapytał świadka na przykład o to, czy jego zdaniem działania komisji są dla polskiego państwa szkodliwe. Jak nietrudno przewidzieć, Kaczyński z taką tezą się zgodził. Powiedział, że komisja działa „z pełną determinacją, żeby zaszkodzić Polsce, zaszkodzić Polakom”. I zapowiedział, że w przyszłości takie działania zostaną rozliczone.
Koło godziny 14:40 poseł Zembaczyński zapytał:
„Czy w związku aferą nadużyć władzy w przypadku Pegasusa rozważa pan skorzystanie w przyszłości z opcji małego świadka koronnego?”
Na to ewidentnie prowokacyjne pytanie zareagował poseł Ozdoba. Kolejny raz przerywał innym członkom komisji, co sprowokowało posła Bosackiego, by złożyć wniosek o wykluczenie z obrad jego, i innego posła PiS Mariusza Goska. Komisja przyjęła oba wnioski, wykluczyła posłów z obrad i zarządziła przerwę. Po niej komisja musi się dużo bardziej postarać, jeśli chce z tego posiedzenia wyciągnąć coś więcej niż tylko rozbawioną minę Jarosława Kaczyńskiego i wykluczenie z obrad nadaktywnego posła Ozdoby.
15 marca, 2024 rosyjska armia przeprowadziła atak rakietowy na Odessę. 14 osób zginęło, ponad 46 zostało rannych.
Około godziny 11:00 (czasu lokalnego) rosyjskie siły zbrojne zaatakowały Odessę.
Uszkodzona została infrastruktura cywilna, w tym budynki mieszkalne, obiekty handlowe i pojazdy, podaje Biuro prokuratora generalnego. W miejscu uderzenia wybuchł pożar.
Po tym, jak przyjechali ratownicy i rozpoczęli gaszenie pożaru oraz akcję ratunkową, Rosja zaatakowała ponownie.
Atak uszkodził 10 prywatnych domów, serwis samochodowy, gazociąg niskiego ciśnienia i dwa pojazdy ratowniczo-gaśnicze, podaje Państwowa Służba ds. Sytuacji Nadzwyczajnych.
„W wyniku rosyjskiego ataku rakietowego zginęło 14 osób, w tym lokalni mieszkańcy, sanitariusz i ratownik. Kolejne 46 osób, w tym siedmiu członków Państwowej Służby Ratowniczej, zostało rannych” – informuje szef odeskiej wojskowej administracji Ołeh Kiper.
Służby usuwają skutki ataku wroga, prokuratura dokumentuje kolejne rosyjskie zbrodnie.
Jutro w Odessie i obwodzie odeskim jest ogłoszona żałoba.
Pierwsza godzina przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego przebiegła na awanturach i kłótniach o definicje prawne. Prezes PiS nie złożył pełnego oświadczenia o zamiarze mówienia prawdy, zasłaniając się ewentualnymi tajemnicami państwowymi
Prezes PiS uważany jest za najważniejszego świadka komisji, która ma zbadać nielegalną inwigilację za pomocą systemu Pegasus. Wiemy, że rząd PiS używał go do śledzenia swoich przeciwników – między innymi prokurator Ewy Wrzosek, mecenasa Romana Giertycha czy polityka Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy.
Przesłuchanie Kaczyńskiego – między innymi wicepremiera do spraw bezpieczeństwa w czasach rządów PiS – budzi więc ogromne emocje.
Na samym początku prezes PiS odmówił złożenia oświadczenia, w którym musiałby powiedzieć „będę mówił szczerą prawdę, niczego nie ukrywając z tego, co mi jest wiadome”.
Prezes PiS argumentował:
„Mam złożyć wedle przepisów odnoszących się do działania komisji przyrzeczenie. W tym przyrzeczeniu jest formuła mówiąca o tym, że muszę powiedzieć wszystko, co wiem, a część mojej wiedzy dotyczącej Pegasusa, która może być traktowana jako tajna, ściśle tajna, można powiedzieć marginalna. Ale jeśli mam powiedzieć całą prawdę, to nie mogę złożyć takiego przyrzeczenia. To jest prosta sprawa”.
Wywiązała się awantura, gdzie poseł Ozdoba z klubu PiS bronił prezesa Kaczyńskiego. Przewodnicząca komisji Magdalena Sroka proponowała:
„Za każdym razem, gdy taka okoliczność się pojawi, proszę powiedzieć i będzie pan zwolniony z odpowiedzi na pytanie”.
Kaczyński na to nie przystał i ostatecznie były premier powiedział:
„Świadomy znaczenia moich słów i odpowiedzialności przed prawem, przyrzekam uroczyście, że będę mówił szczerą prawdę... Dalszej części nie mogę powiedzieć. Nie przyrzekam, że powiem wszystko, co wiem”
Komisja w związku z tym przegłosowała wniosek, by skierować sprawę odmowy prezesa PiS przed sąd.
Jarosław Kaczyński złożył z kolei wniosek, by wykluczyć z obrad posła Witolda Zembaczyńskiego z Koalicji Obywatelskiej.
„Składam wniosek o wyłączenie członka komisji Zembaczyńskiego z tego względu, że wielokrotnie dawał wyraz skrajnej niechęci na mój temat” – mówił Kaczyński. I dodał: „Pan ma na samochodzie osiem gwiazdek. To po pierwsze oznacza niebywały deficyt kulturowy. A ja jestem znany z tego, że takich ludzi o takim deficycie kulturowym bardzo nie lubię”.
Komisja głosowała wnioski o wykluczenie posłów Zembaczyńskiego i Treli (Lewica), ale nie uzyskały one większości.
Kaczyński próbował wygłosić swobodną wypowiedź, ale ona również zamieniła się w awanturę.
„Cała sprawa Pegasusa jest przedsięwzięciem politycznym, mówię tutaj o wymiarze medialnym” – powiedział Jarosław Kaczyński godzinę po rozpoczęciu swojego przesłuchania. „Chodzi o stworzenie rzeczywistości urojonej, w której w Polsce jest dyktatura” – mówił prezes PiS, przekonując, że nie ma żadnej afery. A jedynym celem komisji śledczej jest teatr polityczny i atakowanie PiS.
Gdy zaczął wymieniać nazwiska dziennikarzy, którzy jego zdaniem byli inwigilowani za czasów poprzednich rządów Platformy Obywatelskiej, przewodnicząca Sroka wyłączyła Kaczyńskiemu mikrofon. Jej zdaniem wypowiedź musi mieścić się w temacie przesłuchania. To nie spodobało się posłom PiS, którzy starali się argumentować, że Kaczyński może mówić wszystko, na co ma ochotę.
Agnieszka Jędrzejczyk pisze tutaj, że nie ma dowodów na inwigilację dziennikarzy, o której mówił Jarosław Kaczyński.
Gdy prezes PiS znów zaczął mówić, opowiadał o tym, jak blisko dyktatury są obecne i były poprzednie rządy PiS. Mówił o potężnych lobby rosyjskim i niemieckim, które jego zdaniem mają wpływ na dzisiejszą politykę. I przekonywał, że w odniesieniu do dzisiejszej rzeczwistości politycznej „analogie z latami 40. i 50. są bardzo częste”.
Dopiero po ponad godzinie przesłuchania rozpoczęła się właściwa część przesłuchania – pytania od członków komisji.
Sprawa inwigilacji za czasów rządów PO-PSL 2007 – 2015 nie jest newsem. Jarosław Kaczyński próbował jednak przed komisją śledczą ds. Pegasusa odczytać listę inwigilowanych. Czytał je, mimo że przewodnicząca komisji wyłączyła mikrofon. A wyłączyła, bo sprawy rządów PO-PSL wykraczają poza zainteresowanie komisji
Od 2016 r. wiadomo, że inwigilacja dotyczyła 80 osób, w tym dziennikarzy i prawników. Ogłosił to z trybuny sejmowej 12 maja 2016 r. ówczesny szef MSWiA Mariusz Kamiński. Powiedział wtedy, że skierował do prokuratury 19 zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa.
Minęło 8 lat i nie wiadomo, co się z tymi sprawami stało — choć nie jest tak, że nikt nie sprawdzał.
RPO Adam Bodnar na rewelacje Kamińskiego zareagował natychmiast, bo zarzut był poważny i dotyczył naruszenia praw obywateli. Z przecieków w mediach wynikało wtedy, że inwigilacja dotyczyła osób, które m.in. ujawniły przecieki z “Sowy i Przyjaciół”. Inwigilowanych miało być 80 osób, w tym m.in. piszących wówczas dla „Wprost” Cezary Bielakowski, Piotr Nisztor, Sylwester Latkowski i Michał Majewski. W Komendzie Głównej Policji miała działać grupa specjalna do rozpracowania osób biorących udział w podsłuchiwaniu polityków w restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Chodziło o to, by dowiedzieć się, kto stoi za głównym podejrzanym w tej sprawie — Markiem Falentą. Aby ukryć sprawę przed prokuraturą i sądami, podsłuchy miały być zakładane w ramach śledztwa dotyczącego napaści na tle rasowym w Białymstoku. Specgrupa, na czele której stał ówczesny szef Biura Spraw Wewnętrznych KGP, miał otrzymać praktycznie nieograniczone możliwości działania.
Ciąg dalszy urzędowego śledztwa dotyczącego skali inwigilacji, dostępny jest w serwisie internetowym RPO. Rzecznik pyta, gdzie są te sprawy, jakie mają sygnatury, jaki jest ich stan.
W mediach pojawia się informacja, że część z tych spraw trafiła do prokuratury w Krakowie, więc RPO tropi dalej.
Rzeczywiście w 2020 r. prowadzone tam było śledztwo, które nie zostało wtedy w całości zakończone. Zakończono natomiast poszczególne jego wątki – jednym aktem oskarżenia dotyczącym niepowiadomienia o przestępstwie i utrudniania śledztwa. "W kolejnych wątkach wydano postanowienia o umorzeniu postępowania”.
I nigdy więcej nie udało się uzyskać bardziej konkretnej informacji – sprawa rozpłynęła się, mimo pełnej kontroli PiS nad prokuraturami, policją i MSWiA.
Zapytaliśmy Biuro RPO, czy historia ta ma ciąg dalszy, który nie pojawił się już w komunikatach na stronie internetowej. Czekamy na odpowiedź.
Wniosek posła Mariusza Goska o wyłączenie posłów Tomasza Treli i Witolda Zembaczyńskiego z obrad komisji w części obejmującej przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego to prosty i zarazem chytry pomysł na zablokowanie pracy komisji.
Wniosek posła Mariusza Goska o wyłączenie posłów Tomasza Treli i Witolda Zembaczyńskiego z obrad komisji w części obejmującej przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego to prosty i zarazem chytry pomysł na zablokowanie pracy komisji. Przewodnicząca Magdalena Sroka rozdzieliła ten wniosek na dwa i PiS oba głosowanie przegrał, przy czym przedstawiciel Konfederacji Przemysław Wipler najprawdopodobniej głosował za wykluczeniem Zembaczyńskiego (wynik był 5:5 – wniosek nie zyskał większości, bo decydował głos Sroki), ale przeciw wykluczeniu Treli (wynik był 6:4).
Prostota tego pomysłu polega na tym, że przedstawiciele PiS mogą przecież złożyć wniosek o wykluczenie dowolnej liczby 1-6 (pomijam konfederatę) nie-PiS-owskich członków komisji, a przyjęcie takiego wniosku oznacza, że osoby wskazane przez PiS muszą się wyłączyć z głosowania. Gdy liczba osób wyłączonych przekracza dwie (przy pełnym składzie 11 osób w komisji), przesądza to wynik głosowania na korzyść PiS.