Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
„Agitował za Prawem i Sprawiedliwością” – to jeden z ośmiu zarzutów, jaki posłowie rządzącej koalicji stawiają Adamowi Glapińskiemu
We wtorek premier Donald Tusk ogłosił, że wniosek o postawienie szefa NBP, Adama Glapińskiego, przed Trybunałem Stanu jest gotowy. Trwa zbieranie podpisów: musi go podpisać co najmniej 115 posłów.
W czwartek 21 marca 2024 treść wniosku ujawnił dziennikarz TVN24 Konrad Piasecki. Wniosek jest skierowany do marszałka Sejmu Szymona Hołowni, bo to w Sejmie zaczyna się procedura pociągnięcia do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu.
Wniosek ma 68 stron. Autorzy dołączyli do niego m.in. tabele pokazujące finansowe nadużycia Glapińskiego oraz wywiady, jakich udzielał braciom Karnowskim w tygodniku „Sieci”.
Postawienie Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu było jedną z obietnic wyborczych rządzącej koalicji. Donald Tusk zapowiadał wręcz: „Nie będzie ani jednego dnia dłużej [po przejęciu władzy przez rząd Tuska] prezesem NBP i nie trzeba będzie ustawy”. O tym, że nie będzie to takie proste, pisała w OKO.press Dominika Sitnicka.
Autorzy wniosku o postawienie prezesa NBP przed Trybunałem Stanu stawiają Glapińskiemu osiem zarzutów. Oto one.
Glapiński naruszył art. 220 ust. 2 Konstytucji i art. 3 ust. 1 ustawy o NBP — twierdzą autorzy wniosku. Chodzi o skup obligacji Skarbu Państwa. W latach 2020-2021 Glapiński miał się porozumiewać w tej sprawie z rządem, przedstawicielami Polskiego Funduszu Rozwoju S.A, BGK i przedstawicielami niektórych banków komercyjnych.
Działania dotyczące skupu obligacji Glapiński miał podejmować bez upoważnienia RPP, do czego zobowiązuje go art. 12 ust. 6 pkt 1 ustawy o NBP.
Dwukrotnie — w grudniu 2020 i w marcu 2022 – Glapiński miał podejmować działania, których celem było osłabienie wartości polskiej waluty. Do podejmowania tych działań nie miał upoważnienia Zarządu NBP.
Tutaj chodzi o dwa okresy: 2021 i 2023 rok, gdy Glapiński miał doprowadzić do obniżenia wartości złotówki. W tym drugim okresie Glapiński miał obniżyć stopy procentowe w związku z kampanią wyborczą.
Niektórym członkom Rady Polityki Pieniężnej i niektórym członkom Zarządu NBP Glapiński miał odmawiać dostępu do dokumentów NBP. Glapiński miał też bezprawnie usuwać wypowiedzi niektórych członków RPP z protokołów i nie przedstawiać im ostatecznej wersji protokołu przed przyjęciem.
„Uchybił obowiązkowi współdziałania z Ministrem Finansów przy opracowywaniu planów finansowych państwa” – piszą autorzy wniosku. Sytuacja miała miejsce 23 sierpnia 2023, gdy Glapiński miał wprowadzić w błąd ministra finansów (stanowisko pełniła wówczas Magdalena Rzeczkowska). Glapiński miał pisemnie poinformować Rzeczkowską, że do budżetu państwa trafi wpłata w wysokości 6 mld zł z zysków NBP. Tymczasem według danych na ten dzień NBP miało ponieść stratę w wysokości 17 mld zł.
W 2019 Glapiński zaakceptował uchwały Zarządu NBP, które przyznawały mu co kwartał nagrody w każdym roku kalendarzowym. Szef NBP dostawał nagrody niejako z automatu — nie były uzależnione ani od jego stopnia zaangażowania w realizację zadań NBP, ani wyników NBP. Nagrody były stałym elementem jego wynagrodzenia, co jest niezgodne z przepisami.
„Uchybił nakazowi apolityczności prezesa NBP” – piszą autorzy wniosku. Naruszył też zakaz prowadzenia działalności publicznej niedającej się pogodzić z godnością urzędu, czyli art. 227 ust. 4 Konstytucji.
„Angażował się w agitację, także w ramach kampanii wyborczej, na rzecz partii politycznej Prawo i Sprawiedliwość oraz popieranego przez nią rządu, a przeciwko partii politycznej Platforma Obywatelska” – piszą autorzy wniosku. W jaki sposób robił to Glapiński? Nie tylko udzielał wywiadów, w których wspierał Mateusza Morawieckiego i ostrzegał przed ewentualnymi rządami Donalda Tuska. Co najmniej dwukrotnie brał udział w zebraniach kierownictwa PiS. A także zatrudniał działaczy PiS w Narodowym Banku Polskim.
Ukraińska armia poinformowała, że obrona przeciwlotnicza zestrzeliła w rejonie Kijowa około 29 pocisków manewrujących i 2 balistyczne
Rosjanie odpalili w kierunku Kijowa w nocy ze środy na czwartek 21 marca kilkadziesiąt pocisków manewrujących typów Ch-101, Ch-55 i Ch-555 oraz pociski balistyczne Iskander i Ch-47 Kindżał. Tych ostatnich miało być według Ukraińców „kilka”. Kindżały to wywodzące się z Iskanderów pociski hipersoniczne odpalane ze specjalnie zmodyfikowanych ciężkich myśliwców Mig-31M. Poruszają się z prędkością przekraczającą 8 tysięcy km/h, co czyni je bardzo trudnymi celami dla obrony przeciwlotniczej – nawet przy wykorzystaniu najnowocześniejszych systemów zachodniej produkcji. Iskandery to natomiast „klasyczne” pociski balistyczne odpalane z mobilnych wyrzutni naziemnych.
Ukraińscy przeciwlotnicy poinformowali, że udało im się zestrzelić łącznie 31 pocisków – 29 manewrujących różnych typów oraz po jednym Kindżale i Iskanderze. Pojedyncze pociski uderzyły jednak w cele, którymi były najprawdopodobniej obiekty infrastruktury krytycznej i warsztaty na obrzeżach Kijowa. Zniszczenia są jednak ograniczone.
W wyniku ataku – także na skutek upadku szczątków zestrzelonych pocisków – rannych zostało około 13 osób.
Rosjanie nie atakowali Kijowa w bardziej zmasowany sposób przez ponad półtora miesiąca. Atak przeprowadzony w nocy ze środy na czwartek dość mocno oddziałał więc psychologicznie na mieszkańców stolicy Ukrainy. To ten terrorystyczny efekt rosyjskiego uderzenia trzeba uznać za jego główny skutek.
„Naganne zachowanie” – skomentował minister rolnictwa rozrzucenie obornika pod domem marszałka Sejmu Szymona Hołowni
W środę w całej Polsce odbyły się protesty rolników. Protestujący zablokowali m.in. autostradę A4 i centra dużych miast. A pod domem na Podlasiu, w którym mieszkają rodzice Szymona Hołowni, rozrzucili obornik.
„Naganne zachowanie” – skomentował minister rolnictwa. Czesław Siekierski (PSL) był gościem Sygnałów Dnia w radiowej Jedynce. „Zawsze proszę rolników, żeby na protestach informowali, a nie blokowali. Zawiezienie oborników pod dom rodziców pana marszałka było rzeczą niedopuszczalną. Protesty są dopuszczalną formą demokracji, ale należy tak protestować, żeby pozyskiwać wsparcie, a nie przeciwników” – mówił minister.
Dodał, że „nie było żadnych działań ze strony rządu, które by mówiły, że rząd nie słucha”. A w związku z tym nie było powodów do tak ostrych protestów.
We wtorek 19 marca 2024 w nocy rolnicy podpisali z ministrem rolnictwa porozumienie.
Minister tłumaczył, na czym według niego polega istota protestów.
„To jest podstawowy problem: niska opłacalność. I oni [rolnicy szukają przyczyn]” – mówił w Polskim Radiu Siekierski.
„Analizy mówią, że wpływ importu z Ukrainy ma znaczenie, ale nie jest decydujący. Ceny zbóż na rynkach światowych są bardzo niskie. Rynek światowy został zrujnowany przez agresywną politykę Rosji. Były też wysokie zbiory, Polska też miała wysokie zbiory. Przy tych niskich cenach jest problem z eksportem zboża” – tłumaczył minister.
Siekierski poinformował też o wysokości rządowych dopłat do zboża. Mają one wynosić 100-200 zł dopłaty do tony zboża sprzedanego na początku roku. A w przypadku zboża sprzedawanego w późniejszym terminie — ok. 300 zł.
„Ile to będzie kosztowało?” – pytał prowadzący rozmowę Grzegorz Osiecki.
„Trochę to będzie kosztowało. Stąd te przedłużające się negocjacje z ministerstwem finansów” – odpowiedział Siekierski.
Jeden z punktów porozumienia z rolnikami przewiduje, że minister zwróci się do premiera Donalda Tuska z wnioskiem o wstrzymanie tranzytu przez terytorium Polski produktów rolnych z Ukrainy objętych embargiem
W Polskim Radiu minister mówił, że na razie czeka na ruch ukraińskiego rządu. „Mamy uzgodnienia, że pewien ruch zrobi strona ukraińska. Jeśli nie podejmie tego ruchu, to my możemy podjąć działania ograniczające tranzyt” – powiedział Siekierski.
„Ukraina zapowiedziała, że tranzyt będzie ograniczony do zera” – stwierdził.
Inny postulat, jaki rolnicy niosą na sztandarach, to odejście Unii Europejskiej od Zielonego Ładu. Siekierski stwierdził, że postulaty rolników dotyczące Zielonego Ładu zostały zrealizowane.
„Nie ma wyrzucenia Zielonego Ładu do kosza, został tak zmieniony, jak chcieli rolnicy”.
Ogólnopolski strajk został zwołany przez Radę Krajową NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”. Rolnicy blokowali drogi i miasta w całej Polsce. Przed domem rodziców Hołowni ktoś wysypał pięć ton obornika
Oto najważniejsze wydarzenia ze środy 20 marca 2024 roku:
Ogólnopolski strajk został zwołany przez Radę Krajową NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”. Rolnicy blokowali drogi w całej Polsce. Protesty zostały też zorganizowane w centrach miast. Rolnicy zapowiedzieli „najazdy gwiaździste” na wszystkie miasta wojewódzkie. W Warszawie protestujący zamknęli ruch na wjazdach od północy i wschodu miasta. W Krakowie wjechali do miasta od wszystkich stron i zebrali się na Rondzie Mogilskim. Poza dobrze znanymi blokadami dróg, w Wąbrzeźnie w województwie kujawsko-pomorskim rolnicy zorganizowali piknik, na którym częstują swoimi produktami i informują o przyczynach protestu.
Kilka kilometrów przed przejściem granicznym z Litwą rolnicy zablokowali drogę ekspresową S61. Protesty organizowane były też na przejściu granicznym z Niemcami w Świecku. W Szczecinie maszyny rolnicze jeździły po centrum miasta, blokując ruch.
Rolnicy dalej protestują przeciwko projektowi europejskiego Zielonego Ładu – serii zmian w prawie, która ma przeciwdziałać zmianom klimatycznym. A także przeciwko importowi żywności i artykułów rolnych z Ukrainy. To jednak wciąż za mało. Rolnicy wciąż domagają się pełnej rezygnacji z Zielonego Ładu i całkowitego zakazu importu żywności z Ukrainy. Takie postulaty są jednak mało realne do spełnienia.
Utrzymanie embarga na produkty rolne z Ukrainy oraz uregulowanie relacji handlowych z tym krajem – to podstawowe założenia uzgodnienia, jakie podpisała dziś część przedstawicielów rolników z ministrem rolnictwa w Jasionce na Podkarpaciu. Trwa tam Europejskie Forum Rolnicze.
W uzgodnieniu zawarto punkt, zgodnie z którym minister rolnictwa zwróci się do premiera Donalda Tuska o zakaz tranzytu produktów rolnych z Ukrainy, które objęte są zakazem importu.
Ustalono też, że dopłaty, które mają objąć między innymi jęczmień i żyto zostaną wypracowane na poziomie z zeszłego roku. Mają dotyczyć mają zboża, które zostało sprzedane w okresie od 1 stycznia do 30 maja tego roku.
Podatek rolny ma zostać utrzymany na tym samym poziomie co w zeszłym roku.
W uzgodnieniu znalazł się też zapis, że strona społeczna będzie wspierać rząd w działaniach zmierzających do zmian w Zielonym Ładzie. W dokumencie zapisano, że przyczyną obecnych problemów jest przede wszystkim agresja Rosji na Ukrainę i zgoda UE na nielimitowany napływ ukraińskich artykułów rolnych do UE.
Ze strony rządowej uzgodnienie podpisali minister Siekierski i wiceminister Kołodziejczak. Ze strony protestujących to między innymi lider Podkarpackiej Oszukanej Wsi Roman Kondrów; Wiesław Gryn z Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego; Artur Koncik, rolnik protestujący na przejściu w Świecku; przewodniczący NSZZ RI „Solidarność” Tomasz Obszański; Filip Pawlik z AgroUnii; Władysław Serafin, przewodniczący Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych.
„Wczoraj do późnych godzin rozmawialiśmy. Nie było to łatwe dla żadnej ze stron. Każdy zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności. Tutaj mamy, najkrócej mówiąc, zbiór zobowiązań dwóch stron, a w dużej mierze strony rządowej, do podjęcia określonych działań wczoraj ustalonych” – mówił po prezentacji uzgodnienia Michał Kołodziejczak. I uzupełniał: „Ten dokument jest dokumentem kluczowym na najbliższe dni, jeśli chodzi o naszą pracę”. Porozumienie nie oznacza jednak, że rolnicy powstrzymają się od dalszych protestów.
To, co wczoraj zostało podpisane, to są tylko uzgodnienia. To jest taki pierwszy krok w kierunku tym, żeby poczynić następne kroki" – mówił dziś w trakcie protestów przewodniczący OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych Sławomir Izdebski. Izdebski podkreślał, że uzgodnienie nie zostało podpisane przez wszystkich uczestników spotkania rolników z premierem.
Europosłowie negocjatorzy wprowadzili dodatkowe zabezpieczenia dla unijnych rolników. Jest porozumienie ws. ograniczenia importu ukraińskich zbóż do UE i utrzymani liberalizacji handlu z Ukrainą. Zdaniem protestujących to za mało. W OKO.press z Brukseli pisze o tym Paulina Pacuła:
Szymon Hołownia w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie opowiedział o tym, że ktoś rozrzucił przed bramą wjazdową do jego nieruchomości w gminie Sidra w województwie podlaskim, obornik.
„To jest dom moich rodziców, to jest dom, w którym ja nie mieszkam, w którym właśnie najczęściej są moi rodzice. Starsi ludzie, którzy są przerażeni całą tą sytuacją” – mówił Hołownia.
"Ktoś w nocy przyjechał, zrzucił pięć ton obornika, blokując bramę, dorzucono do tego stare opony, powieszono transparenty o »zdrajcy polskiej wsi«. O tym, że rolnicy »dziękują za gazowanie i pałowanie w Warszawie« – mówił Hołownia.
„Nie wiem, jaki to ma związek z moimi rodzicami. Domyślam się, że ktoś może chcieć wyrazić jakieś poglądy w konfrontacji ze mną, natomiast ja przywykłem do innych rozmów, również z rolnikami” 0 mówił Hołownia.
Podkreślał, że „jemu może być przykro”, a rodziców może próbować pocieszyć. „I przeprosić za to, że z mojego powodu spotykają ich takie przykrości” – mówił Hołownia.
„Mam nadzieję też, że to się nigdy nie powtórzy, bo jeżeli będziemy eskalować w ten sposób zachowania wobec nas nawzajem w tej rozmowie, to to się może prędzej czy później skończyć nieszczęściem”.
„To nie jest metoda, którą powinnismy toczyć ze sobą dialog, nawet jeżeli ktoś jest wkurzony, zły, rozczarowany, sfrustrowany, co jestem w stanie zrozumieć. Nie powinien nigdy krzywdzić niczyich rodziców ani przekraczać granicy, za którą jest po prostu prywatne życie każdego z nas (...). Nie chcę wierzyć, że to byli rolnicy. Przypuszczam, że mogli to być po prostu chuligani, podający się za rolników” – mówił Hołownia.
Marszałek Sejmu powiedział, że służby będą starały się ustalić, kto zablokował wyjazd z należącej do niego nieruchomości.
„Pewnie będzie jakieś postępowanie, bo zablokowano bramę wyjazdową z domu. Ten dom formalnie należy do mnie, natomiast tam przebywają moi rodzice (...). Po czymś takim pewnie już nigdy nie poczują się bezpiecznie” – mówił Hołownia.
„Myślę, że ta sprawa aborcji […] to jest poważny problem polityczny dla Szymona Hołowni, ale też dla jego ugrupowania, dlatego, że oni wewnętrznie w tej sprawie są podzieleni” – mówiła dziś rano w TVP Info posłanka Koalicji Obywatelskiej Agnieszka Pomaska – „Znam wiele posłanek, wielu posłów, myślę, że to jest około połowa klubu Szymona Hołowni, którzy są gotowi zagłosować za tym naszym projektem ustawy. W związku z tym to jest odwleczenie pewnego problemu, ale myślę, że efekt jest dokładnie odwrotny, że im dłużej ten temat będzie przez Szymona Hołownię odwlekany, tym większy on będzie miał problem”.
Po ostrej krytyce ze strony Lewicy za blokowanie debaty nad projektami liberalizującymi prawo aborcyjne, Szymon Hołownia ogłosił 8 marca, że głosowanie nad tymi projektami (to dwa projekty Lewicy i jeden KO) odbędzie się w Sejmie 11 kwietnia, czyli na kolejnym posiedzeniu Sejmu. Znalezienie większości dla tych projektów nie będzie jednak łatwe, ze względu na opór osób z PSL i części osób z Polski 2050.
„Jeśli ktokolwiek zechce wyrzucić ze Zjednoczonej Prawicy Suwerenną Polskę, to pójdę razem z nimi. Powtarzam, jeśli ktoś zdecyduje się ich wyrzucić. Bo jeśli sami zdecydują o odejściu, to ich wola (…) nie wolno rozwalać Zjednoczonej Prawicy” – powiedział dziś w rozmowie z portalem Gazeta.pl poseł PiS Przemysław Czarnek.
Po przegranych wyborach parlamentarnych z października zeszłego roku nastroje w PiS wciąż są niespokojne. W ostatnich dniach byliśmy świadkami kilku publicznych kłótni wewnątrz Zjednoczonej Prawicy.
„Jest bardzo wiele pretensji do nas o to, że byliśmy za słabi wobec UE, jeżeli chodzi o rozbijanie układu III RP, jeżeli chodzi o TVN i tak dalej. Ktoś za to wszystko odpowiada. To nie jest tak, że u nas nie ma ludzi odpowiedzialnych. Mówię to wprost i powiem państwu jeszcze raz: jeśli jeszcze raz premierem będzie Morawiecki, nie daję państwu żadnej gwarancji, że nie będzie tak samo” – mówił na spotkaniu z wyborcami w Pabianicach Patryk Jaki z Suwerennej Polski, sojusznika PiS. Politycy SP w wyborach parlamentarnych startowali z list PiS.
„Próba destabilizacji jedności Zjednoczonej Prawicy przed wyborami samorządowymi i europejskimi to skrajna nieodpowiedzialność. To pomocna dłoń dla koalicji 13 grudnia” – zareagował w mediach społecznościowych Michał Dworczyk z PiS.
„Niech pan Müller z ministrem Dworczykiem nie wycierają sobie gęby prezesem Kaczyńskim. To nie kierownictwo PiS decydowało o przyspieszeniach celów klimatycznych” – to Jacek Ozdoba z 19 marca w Radiu Wnet.
Wczoraj późnym wieczorem Patryk Jaki opublikował swój manifest radykalizmu:
Polityczny cel jest jasny – Jaki i Suwerenna Polska przypominają, że są radykalniejszą częścią polskiej prawicy. A Przemysław Czarnek ustawia się dzisiaj jako gwarant obecności SP w PiS. Czarnek jest z kolei przedstawicielem radykalnego nurtu wewnątrz PiS. I sam ma ambicje przywódcze. Suwerenna Polska ma w obecnym Sejmie 18 posłów i mogłaby stworzyć osobny klub parlamentarny. Przed wiosennym wyborczym dwupakiem samorządowo-europejskim to mało możliwe. Ale poziom napięć w PiS może sugerować, że w drugiej połowie roku wszystko jest możliwe.
„W tym tygodniu mija 100 dni od czasu powołania rządu koalicji 13 grudnia z Donaldem Tuskiem na czele. Dziś Tusk jest nieobecny, a chciałem się właśnie zwrócić do Tuska z pytaniem, gdzie są zrealizowane konkrety, gdzie jest zrealizowane 100 konkretów, które obiecywał Donald Tusk? To nie 100 konkretów, tylko 100 kłamstw. Oszukaliście wyborców, kiedy szliście do wyborów, składając obietnice. Jesteście niewiarygodni. Wasza wiarygodność sięgnęła dna” – mówił dziś poseł PiS Mariusz Błaszczak w Sejmie.
Później PiS zorganizowało w Sejmie konferencję prasową na temat 100 konkretów KO.
„Przeanalizowaliśmy ten spis i z tego spisu wybraliśmy osiem zagadnień, które zmieniliśmy w projekty ustaw. Projekty ustaw wczoraj zostały złożone do marszałka Sejmu, liczymy na to, że znajdą się w porządku obrad jeszcze posiedzenia tego, które dziś się rozpoczęło, stąd też składałem wniosek formalny, żeby tak się stało, usłyszałem, że nie, ale poprzez presję medialną mam nadzieję, że jednak te ustawy trafią pod obrady wysokiej izby” – mówił na tej konferencji Błaszczak.
Trudno jednak spodziewać się, żeby marszałek Sejmu Szymon Hołownia potraktował te ustawy priorytetowo i poddał je pod obrady już dziś. Czego dotyczą ustawy PiS?
„Pierwsza sprawa to jest kwota wolna od podatku w wysokości 60 tysięcy złotych, druga sprawa to jest dobrowolny ZUS, nie jakieś wakacje” – wymieniał Błaszczak.
Były minister obrony narodowej mówi tutaj o rządowym projektcie o wakacjach od ZUS, który ogłosił wczoraj premier Tusk. Dobrowolny ZUS nie był częścią 100 konkretów KO. W kampanii o tym postulacie mówiła Trzecia Droga. To szkodliwy postulat, który sprawiłby, że wielu przedsiębiorców przestałoby płacić składki ZUS, a w konsekwencji nie wypracowałoby sobie minimalnych świadczeń emerytalnych. I na koniec państwo musiałoby dopłacać im do świadczeń.
Podobnie jest z kwotą wolną w wysokości 60 tys. zł. To projekt, który pomoże średnio i dobrze zarabiającym, nie da natomiast żadnych korzyści najsłabiej sytuowanym. Oba te projekty idą więc w poprzek podejścia PiS do tego rodzaju legislacji przez 8 lat ich rządów. Jasne jest więc, że nie chodzi tu o rozwiązywanie realnych problemów. Celem jest to, by móc mówić, że rząd nie realizuje swoich obietnich.
PiS chce tutaj rozliczać rząd z obietnic poszczególnych komitetów. Rząd tworzony jest jednak przez trzy różne środowiska. W umowie koalicyjnej nie ma natomiast mowy ani o kwocie wolnej od podatku, ani o dobrowolnym ZUS.
Lista spraw do pilnego załatwienia Mariusza Błaszczaka jest jednak dłuższa:
"Kolejna sprawa to jest zryczałtowana składka zdrowotna, kolejna sprawa to jest kasowy VAT, kolejna sprawa związana jest z wyborami samorządowymi, chodzi o to, żeby zmniejszyć betonozę w miastach […] „babciowe” też uważamy, że jest to bardzo ważny projekt i fundusz alimentacyjny, zwiększenie funduszu alimentacyjnego, a także renta wdowia – wymieniał dalej poseł PiS.
W Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projketu ustawy dotyczącego kwoty wolnej od podatku. Według projektu Konfederacji miałaby ona zostać podniesiona do 60 tys. zł.
„Po 100 dniach w zamrażarce pierwszy projekt poselski klubu, w ogóle pierwszy projekt w tym Sejmie, wreszcie może być poddany pod obrady. To dla mnie zaszczyt, bo po raz pierwszy pracujemy nad projektem klubu poselskiego Konfederacja. To projekt o podniesieniu kwoty wolnej do 60 tysięcy złotych, a jednocześnie nie mniej niż 12-krotności minimalnego wynagrodzenia” – mówił Przemysław Wipler z Konfederacji w Sejmie.
I dodawał: „To Polak najlepiej zadecyduje o swoich środkach, o tym, w jaki sposób polegać bliźnim, słabszym, pokrzywdzonym, zrobi to sam, z własnych środków, kierując się odruchami serca. Dlatego chcemy niskich i prostych podatków i to jest fundament, rdzeń naszego programu”.
Projekt ustawy Konfederacji skrytykował jednak Adam Zandberg. „Proponujecie olbrzymią wyrwę w budżecie, a nie ma ani słowa o tym, co z wydatkami” – stwierdził.
„Chce pan obciąć emerytury, czy może woli pan wydłużyć jeszcze bardziej kolejki do lekarza? A może chce pan podnieść podatki na żywność? Bo o tym, komu chcecie zabrać pieniądze w tej ustawie nie napisaliście ani słowa” – mówił Zandberg do Wiplera.
„Jeżeli chcemy mieć porządne szkoły, działające szpitale, to samorządy muszą dostać na to środki. Podatek dochodowy – o czym nie wiem, czy nie wiecie, czy nie napisaliście – w dużej części zostaje na dole, w gminach. Ta wasza ustawa walnie szczególnie mocno w małe miejscowości, bo nie ma tam żadnego mechanizmu, który by je chronił” – mówił Zandberg.
I dodawał: „Wysoka kwota wolna to dobre narzędzie, ale ono działa dobrze tylko w tandemie z progresywnym systemem podatkowym. I taką kwotę wolną my chętnie poprzemy, ale bez progresji zmienia się w prezent tylko dla bogatych. Przynieśliście żenującego bubla. Gdyby go przyjąć w tej formie, zarżnąłby biedniejsze samorządy, a niezamożna większość per saldo po prostu by na tym straciła”.
Z watykańskiego Sekretariatu Stanu w imieniu papieża Franciszka ks. Pierluigi Girolli przeczytał jego przemówienie. Papież nie mógł zrobić tego osobiście ze względu na problemy zdrowotne.
„Serdecznie pozdrawiam Polaków. Co roku 24 marca obchodzicie w Polsce Narodowy Dzień Życia. Myśląc o waszej Ojczyźnie, chciałbym odnieść do niej moje marzenie. Kilka lat temu wyraziłem je, pisząc o Europie. Niech Polska będzie ziemią, która chroni życie w każdym jego momencie, od chwili, gdy pojawia się w łonie matki, aż do jego naturalnego kresu. Nie zapominajcie, że nikt nie jest panem życia – czy to swojego, czy też innych. Z serca wam błogosławię".
To papieskie pozdrowienie papież wygłosił nie tylko z okazji Narodowego Dnia Życia, ale też po wpisaniu do francsukiej konstytucji prawa. Francja stała się pierwszym krajem na świecie, które gwarantuje je w ten sposób.
Według informacji portalu, w PiS rośnie strach przed kolejnymi „taśmamy Obajtka”. W zeszłym tygodniu Onet ujawnił nagrania rozmowy byłego prezesa Orlenu z prawicowym dziennikarzem Piotrem Nisztorem. WP pisze, że w PiS obawiają się wypłynięcia kolejnych taśm z gabinetu Daniela Obajtka. Przez kilka miesięcy w 2018 roku Obajtek nie wiedział, że jest nagrywany.
Przedstawiciele partii chcieliby się z wypromowanym przez siebie byłym szefem Orlenu spotkać. Ten jednak odmawia wizyty na Nowogrodzkiej. Z nieoficjalnych informacji wynika, że przebywa zagranicą.
W odpowiedzi przesłanej portalowi Obajtek pisze, że nie musi się z niczego tłumaczyć:
„Nie pełnię w tej chwili żadnej funkcji publicznej i nie bardzo rozumiem, dlaczego miałbym tłumaczyć mediom, jak spędzam swój prywatny czas”.
Sprawa taśm i odmowy tłumaczeń ze strony Obajtka stawia pod znakiem jego start w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wcześniej był on wymieniany w gronie faworytów do dobrego miejsca na listach PiS.
Szefowie MSZ Polski i Czech spotkali się w środę w Pradze, by porozmawiać o wsparciu dla Ukrainy i sankcjach nakładanych na Rosję.
„Będziemy bronić norm, które łamie rosyjska agresja na Ukrainę. To nasz priorytet” – mówił Sikorski. I potwierdził, że Polska dołączy do czeskiej inicjatywy amunicyjnej. Praga informowała wcześniej, że zebrano pieniądze na 300 tys. sztuk amunicji.
„To naprawdę dowód na to, że pomysłowością, inicjatywą, można mieć wpływ na losy całej Europy i Polska też potwierdza swoje zaangażowanie zarówno finansowe, jak i logistyczne w sukces z dotarciem tej amunicji tam, gdzie jest ona potrzebna” – mówił Sikorski.