Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Przeciwko zmianom w ustawie o ustroju sądów powszechnych protestowali zarówno politycy PiS, jak i członkowie neo-KRS. Rząd zapowiada, że nowela poprawi transparentność procedur kadrowych w sądach
Komunikat o najnowszych prezydenckich podpisach opublikowano na stronie Kancelarii Prezydenta w środę 16 kwietnia 2025. KPRP informuje, że nowela ustawy o ustroju sądów powszechnych, uchwalona przez Sejm 6 marca 2025 roku, zmienia przesłanki delegowania sędziów do pełnienia obowiązków w innych sądach. A także formy odwołania z takiej delegacji.
Zmiany wejdą w życie 14 dni po dacie ogłoszenia ustawy. Zakładają doprecyzowanie warunków delegacji – m.in. konieczność wykazania uzasadnionych potrzeb danego sądu, przydatności danego sędziego do prowadzenia spraw z zakresu, na który jest zapotrzebowanie, oraz jego generalnej oceny zawodowej i doświadczenia.
Z kolei odwołanie z delegowania orzeczniczego będzie teraz wymagało uzasadnienia decyzji przez Ministra Sprawiedliwości. Obowiązkiem będzie też podawanie do publicznej wiadomości zarówno informacji o delegacjach dla sędziów, jak i o ich odwoływaniu z delegacji. Pozostałe przepisy dotyczą dodatków dla sędziów na delegacji do sądów wyższego rzędu (obecnie dostają je tylko sędziowie delegowani do równorzędnych jednostek).
Resort sprawiedliwości zapewniał, że ustawa „poprawi przejrzystość i niezależność wymiaru sprawiedliwości”. Bo zwiększy „transparentność procedur kadrowych w wymiarze sprawiedliwości oraz zapewni dostęp do informacji o zmianach personalnych związanych z delegacjami sędziów”. Nowe dodatki ministerstwo przedstawiło jako zachętę do podejmowania wyzwań przez sędziów, co często wiąże się z pracą z dala od miejsca zamieszkania.
Ustawa ma też dostosować stan prawny w Polsce do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 2021 roku. TSUE orzekł wtedy, że działający w Polsce system wskazujący na patologie systemu delegacji dla sędziów jest dysfunkcyjny i może zagrażać niezależności sędziowskiej. Trybunał zwrócił uwagę na całkowitą arbitralność i uzależnienie od dowolnej decyzji Ministra Sprawiedliwości.
Zmiany oprotestowali politycy Prawa i Sprawiedliwości. W Sejmie razem z Konfederacją 6 marca zagłosowali przeciwko wprowadzeniu tych przepisów. Jak argumentowali? Chodziło przede wszystkim o nowe dodatki, które PiS uznał za „ordynarny skok na kasę”.
„To jest ustawa, która tworzy korpus podnóżków Bodnara, korpus sędziów wiernych Bodnarowi, wiernych władzy wykonawczej, którzy będą gotowi być delegowani do sądów. [...] Chcecie stworzyć korpus podnóżków Bodnara, sędziów na telefon, sędziów na pstryknięcie palca, którymi będziecie mogli ręcznie sterować w sądownictwie” – mówił z sejmowej mównicy Michał Woś, relacjonując stanowisku klubu PiS.
Protestowała też niekonstytucyjna Krajowa Rada Sądownictwa. Zaapelowała do Andrzeja Dudy o zawetowanie ustawy lub odesłanie jej do Trybunału Konstytucyjnego. W piśmie do prezydenta członkowie neo-KRS stwierdzili, że przepisy dotyczące dodatków dla sędziów „mogą stać się narzędziem nacisku”.
Najbardziej niepokojące dla Rady było zachowanie prerogatywy Ministra Sprawiedliwości do odwoływania sędziów z delegacji nawet z dnia na dzień (a dodanie jedynie wymogu uzasadnienia). „Taki przepis jest jawnym naruszeniem zasady niezawisłości sędziowskiej, zapisanej w art. 173 i 178 Konstytucji RP, oraz standardów międzynarodowych, w tym orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE” – pisała do prezydenta neo-KRS.
Protesty były o tyle kuriozalne, że w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy system delegacji regularnie wykorzystywał minister Zbigniew Ziobro. Karał w ten sposób nieposłusznych sędziów i nagradzał zaufanych. KRS ani rządzący PiS nie zgłaszali wtedy uwag do tego procederu.
Ustawa to mały sukces Koalicji 15 października, której jak dotąd nie udało się odwrócić naruszających praworządność „reform” sądownictwa z czasów rządów Ziobry. Kluczowym problemem pozostaje niekonstytucyjny skład KRS, ignorowany przez Andrzeja Dudę, który powołuje z jej udziałem kolejnych neosędziów. Do tego dochodzi uwiąd Trybunału Konstytucyjnego, któremu szefuje obecnie zaufany człowiek Ziobry, Bogdan Święczkowski.
Śledczy zbadają, czy europoseł i kandydat w wyborach prezydenckich Grzegorz Braun bezprawnie pozbawił wolności i znieważył ginekolożkę Gizelę Jagielską z Oleśnicy
Prokuratura wszczęła dochodzenie wokół wydarzeń w Oleśnicy (woj. dolnośląskie). Europoseł i kandydat w wyborach prezydenckich wczoraj (16 kwietnia) wdarł się do tamtejszego szpitala, by „obywatelsko zatrzymać” jedną z lekarek – Gizelę Jagielską.
Ginekolożka wykonuje legalne zabiegi aborcji. Stała się rozpoznawalna w wyniku artykułu „Gazety Wyborczej” z marca tego roku, w którym opisano przypadek aborcji w późnym stadium ciąży – w 37. tygodniu.
Znany z ultrakonserwatywnych poglądów Braun uznał, że Jagielska jest morderczynią i na tej podstawie pojawił się 16 kwietnia w Oleśnicy, by ją zatrzymać. Towarzyszył mu poseł Roman Fritz. Jagielska relacjonowała, że Braun „wtargnął do działu administracyjnego” szpitala, „zagrodził jej drogę i zamknął w pomieszczeniu administracyjnym, nie pozwalając mi wykonywać obowiązku lekarza przez ponad godzinę”. Zajściu miały towarzyszyć kierowane do lekarki wyzwiska.
Prokuratura rejonowa w Oleśnicy informuje, że w śledztwie zbada kilka wątków:
Jeszcze w dniu zajścia głos zabrał m.in. Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Tomasz Siemoniak. Napisał na platformie X, że „każdy kto grozi lekarzom i dezorganizuje pracę szpitala, poniesie surowe konsekwencje swoich czynów”. Zawiadomienie do prokuratury na zachowanie Brauna złożyła wicemarszałkini Senatu (i jego kontrkandydatka w wyborach prezydenckich) Magdalena Biejat z Nowej Lewicy.
Incydent z Braunem w Oleśnicy to pokłosie głośnego artykułu „Gazety Wyborczej”, który opisywał przerwanie ciąży w 37. tygodniu. Zabieg wykonała właśnie Gizela Jagielska. Był legalny, a decyzja o terminacji ciąży zapadła z uwagi na zagrożenie dla zdrowia fizycznego i psychicznego ciężarnej. Dramatyczną historię pani Anity, która wg doniesień „Wyborczej” tygodniami otrzymywała sprzeczne diagnozy dotyczące poważnej wady genetycznej płodu, można przeczytać tutaj.
Po publikacji artykułu Gizela Jagielska i szpital w Oleśnicy stali się przedmiotem nagonki środowisk antyaborcyjnych – ale nie tylko. Decyzję o aborcji w tak późnym stadium ciąży zdaje się kwestionować także prokuratura, która na podstawie artykułu „Wyborczej” wszczęła śledztwo w tej sprawie.
Po decyzji prokuratury kolektyw Legalna Aborcja opublikował komentarze prawników. Adwokat Jerzy Podgórski stwierdził, że jeśli zapadła w oparciu o sam fakt, że do aborcji doszło późno, to może to sugerować, „że prokurator nie zna przepisów ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”. Zdaniem prawnika może to także "wskazywać na dowolne i subiektywne nadinterpretowanie tych przepisów przez prokuratora, co dodatkowo wzmacniałoby wątpliwości dotyczące jego bezstronności”.
Prokuratura zakończyła śledztwo przeciwko znanemu z afer członkowi klubu PiS Łukaszowi Mejzie. Do sądu trafił akt oskarżenia obejmujący 11 zarzutów
Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko posłowi z klubu Prawa i Sprawiedliwości Łukaszowi Mejzie. Śledztwo dotyczyło m.in. zatajenia informacji w oświadczeniach majątkowych. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Mejzę złożył dziennikarz Wirtualnej Polski Szymon Jadczak, który wcześniej opisywał afery związane z tym politykiem.
Jadczak doniósł prokuraturze o znaczącym braku w oświadczeniach Mejzy – posiadanym przez niego mieszkaniu. W wyniku śledztwa prokuratura postawiła Mejzie 11 zarzutów, które obejmują:
Mejza usłyszał zarzuty w grudniu 2024 roku po tym, jak zrzekł się immunitetu. Prokuratura informuje, że nie przyznał się do winy i złożył obszerne wyjaśnienia, kwestionując całą sprawę. „Według m.in. stanowiska oskarżonego rzetelność jego oświadczeń była już przedmiotem badania przez CBA, gdzie zaakceptowano jego wyjaśnienia wobec stwierdzonych nieprawidłowości, czy wątpliwości” – czytamy w komunikacie.
Śledztwo obejmowało analizę dokumentów, w tym oświadczeń Mejzy i danych z rejestrów sądowych, przesłuchania świadków oraz oględziny nieruchomości.
Poseł Łukasz Mejza to jeden z niesławnych polityków obozu Zjednoczonej Prawicy, bohater szeregu głośnych afer.
Wywodzi się z ruchu Bezpartyjnych Samorządowców. Do Sejmu kandydował po raz pierwszy w 2019 roku z listy PSL, które współpracowało z lubuskimi strukturami BS w ramach Koalicji Polskiej. Nie dostał się, ale po śmierci posłanki Jolanty Fedak w marcu 2021 objął zwolniony przez nią mandat. Został posłem niezrzeszonym, następnie przyłączył się do Partii Republikańskiej Adama Bielana, która wchodziła w skład rządu Zjednoczonej Prawicy.
W październiku 2021 roku Mejza został wiceministrem sportu, jednak w wyniku publikacji Wirtualnej Polski już w grudniu 2021 roku podał się do dymisji.
Artykuł WP pt. "Jak Łukasz Mejza postanowił zarobić na cierpieniu” dotyczył interesów Mejzy z przeszłości – działalności jego firmy Vinci NeoClinic. Spółka reklamowała się hasłem „leczymy nieuleczalne” i oferowała chorym na nowotwory, stwardnienie rozsiane, autyzm, chorobę Parkinsona i inne nieuleczalne choroby potencjalnie niebezpieczną pseudoterapię za pomocą „pluripotencjalnych komórek macierzystych”.
Kolejne doniesienia dotyczyły fikcyjnych szkoleń, na które inna firma Mejzy, „Future Wolves Łukasz Mejza”, pozyskała dotację ze środków unijnych. Po kontroli pieniądze w dużej mierze trzeba było zwracać. Następne skandale dotyczyły właśnie nieprawdziwych informacji podawanych przez polityka w oświadczeniach majątkowych.
Poza zamkniętym śledztwem w sprawie oświadczeń prokuratura nadal prowadzi postępowania dotyczące biznesów Mejzy: zarówno kliniki, jak i szkoleń.
Mimo głośnych afer Prawo i Sprawiedliwość w kampanii w 2023 roku dało Mejzie miejsce na swoich listach. Polityk otrzymał 10 162 głosy i uzyskał sejmową reelekcję. Zasiada w klubie PiS.
Najnowszy sondaż partyjny pracowni Opinia24 daje KO zaledwie 2 punkty procentowe przewagi nad PiS. Konfederacja umacnia się na podium i wyraźnie dominuje nad Trzecią Drogą
Pracownia Opinia24 na zlecenie Radia ZET w dniach 2-6 kwietnia 2025 przeprowadziła badanie preferencji politycznych. Wynika z niego, że najwięcej ankietowanych – 30 proc. oddałoby głos na Koalicję Obywatelską. Ale przewaga KO nad Prawem i Sprawiedliwością mieści się w granicach błędu statystycznego. Na partię Jarosława Kaczyńskiego planuje oddać głos 28 proc. ankietowanych.
Na trzecim miejscu, z bardzo dobrym wynikiem 17 proc., uplasowała się Konfederacja, która dla wyborców i wyborczyń stała się nową „trzecią drogą”. Wyraźnie słabiej wypadła natomiast nominalna Trzecia Droga – na koalicję PSL i Polski 2050 planuje oddać głos 8 proc. ankietowanych. To granica progu wyborczego dla formacji koalicyjnych. Mamy więc nawet więcej niż odwrócenie wyniku wyborów z października 2023 roku, kiedy na TD zagłosowało 14,4 proc., a na Konfederację 7,16 proc.
Poprawił się wynik Lewicy jako całości. Nowa Lewica (współrządząca w ramach Koalicji 15 października) notuje poparcie na poziomie 7 proc. – a zatem od Trzeciej Drogi dzieli ją statystycznie nieistotny 1 pkt procentowy. Do tego dochodzi stosunkowo wysokie poparcie dla Partii Razem – na poziomie 4 proc. Wynik ten nie pozwoliłby tej partii samodzielnie wejść do Sejmu, choć oscyluje w pobliżu 5-procentowego progu. W 2023 roku wspólna lista Nowej Lewicy i Razem uzyskała w wyborach wynik 8,61 proc.
Z badania wynika, że 1 proc. ankietowanych chciałby zagłosować w wyborach na jakąś inną partię. 5 proc. odpowiedziało, że nie wie na kogo.
Badanie Opinii24 przeprowadzono jeszcze przed maratonem trzech prezydenckich debat, w których kandydaci na najwyższy urząd w państwie po raz pierwszy wystąpili wspólnie i odpowiadali na te same pytania (choć ani razu nie w komplecie – oficjalna debata wszystkich 13 kandydatów odbędzie się dopiero 12 maja). Już po tych wydarzeniach, w dniach 14-16 kwietnia o kandydatów na prezydenta zapytała ankietowanych pracownia Ipsos – na zlecenie TVP. Wyniki opublikowano wczoraj tj. w środę 16 kwietnia.
Znaczący spadek w sondażu zanotował Rafał Trzaskowski z KO. Choć nadal ma najwyższe poparcie (28 proc.), to jednak aż o 8 punktów procentowych niższe niż w ostatnim badaniu.
Na drugim miejscu ze wzrostem o 1 pkt procentowy i wynikiem 22 proc. uplasował się Karol Nawrocki, popierany przez PiS. Wynika stąd, że Trzaskowski i Nawrocki spotkaliby się w drugiej turze. Dystans między kandydatami z czołówki wyraźnie się zmniejszył.
Na trzecim miejscu pozostaje Sławomir Mentzen z Konfederacji z wynikiem 15 proc. To o dwa punkty procentowe mniej niż w poprzednim badaniu. Mentzen nie wziął udziału w żadnym ze spotkań w Końskich, a jego występ w poniedziałkowej (14 kwietnia) debacie w TV Republika oceniany jest nie najlepiej.
Wzmocnienie odnotowali pozostali kandydaci. O niewiele, bo o 1 punkt procentowy, poprawił się wynik Szymona Hołowni. Kandydat Polski 2050, który wziął udział w każdej z trzech debat i dobrze sobie poradził, notuje 7 proc. poparcia. Goni go kandydat Partii Razem Adrian Zandberg z wynikiem 6 proc. To wzrost o 3 punkty procentowe w porównaniu z ostatnim badaniem. Zandberg podobnie jak Mentzen nie pojechał do Końskich, ale wziął udział w poniedziałkowej debacie w TV Republika.
O 2 pkt procentowe – do poziomu 4 proc. – wzrósł wynik Magdaleny Biejat z Nowej Lewicy, która z kolei podobnie jak Rafał Trzaskowski nie uczestniczyła w spotkaniach Republiki. Za to pojawiła się na debacie pokazywanej przez TVP, TVN i Polsat w piątek 11 kwietnia, gdzie wykonała głośny manewr z przejęciem od Trzaskowskiego tęczowej flagi – rekwizytu wręczonego mu przez Karola Nawrockiego.
Ten sam poziom poparcia – 4 proc. – notuje skrajnie prawicowy kandydat Grzegorz Braun. 3 proc. ankietowanych zamierza głosować na Krzysztofa Stanowskiego z Kanału Zero, który pojawił się na wszystkich debatach, by – zgodnie z pierwotnym zamysłem – recenzować pozostałych i zabawiać publiczność. Stanowski nie kryje, że jego kandydatura nie jest na poważnie i nie należy oddawać na niego głosu.
Troje kandydatów odnotowało w sondażu wynik na poziomie 1 proc.: Joanna Senyszyn, Artur Bartoszewicz i Marek Jakubiak. Pierwsza tura wyborów prezydenckich odbędzie się 18 maja.
Zdaniem kandydata partii Razem na prezydenta kondycja polskiej służby zdrowia jest bardzo zła. Polityk przestrzega przed prywatyzacją szpitali i placówek ochrony zdrowia.
Adrian Zandberg w Ełku na konferencji prasowej mówił, że Polska ma problem „z olbrzymią dziurą w Narodowym Funduszu Zdrowia”. Cytowany przez PAP, ocenił, że „tysiące ludzi pod koniec roku pocałuje klamki u lekarza, że będą odwoływane operacje, a ludzie usłyszą, że muszą leczyć się prywatnie za ciężkie pieniądze”.
Kandydat partii Razem przestrzegał przed prywatyzacją szpitali i placówek ochrony zdrowia. „Proces prywatyzacji służby zdrowia jest groźny i oznacza, że miliony ludzi stracą prawo do leczenia. Umówiliśmy się w konstytucji, że prawo do leczenia jest równe dla wszystkich, nie tylko dla bogatych” – podkreślił. Zaznaczył, że Polska potrzebuje prezydenta, który „zawetuje prywatyzację służby zdrowia”.
Jak informuje Polska Agencja Prasowa zgodnie z ustawą o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, wydatki na ochronę zdrowia w 2027 roku nie będą mogły być niższe niż 7 proc. PKB. Natomiast w okresie przejściowym, czyli np. w roku 2025 wydatki te nie mogą być niższe niż 6,5 proc. PKB, a w 2026 r. – niż 6,8 proc. PKB. Wydatki na ochronę zdrowia liczone są w odniesieniu do PKB sprzed dwóch lat.
Polska jest na końcu listy krajów europejskich pod względem wydatków na zdrowie. Z danych Eurostatu za 2022 r. (ostatnie dostępne) wynika, że Polska przeznaczyła 6,4 proc. PKB na opiekę zdrowotną, czyli dużo poniżej unijnej średniej, która wyniosła 10,4 proc. PKB. Na jednego mieszkańca wydano w Polsce średnio 1137 euro, a gorzej pod tym względem było tylko w Bułgarii (990 euro) i Rumunii (858 euro). W 2022 r. w całej UE średnie wydatki na zdrowie na jednego mieszkańca wyniosły 3685 euro.