W związku z afera Funduszu Sprawiedliwości policja ma doprowadzić byłego zastępcę Zbigniewa Ziobry Marcina Romanowskiego do aresztu tymczasowego – na razie jednak nie ustaliła jego pobytu. W sprawie tej samej afery Kaczyński zeznawał w prokuraturze
Dwójka sędziów SN we wrześniu złożyła skargę na kontrasygnatę premiera Tuska na postanowieniu prezydenta o wyznaczeniu neosędziego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN. WSA skargę odrzucił
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie odrzucił skargi dwóch sędziów Sądu Najwyższego na kontrasygnatę premiera. Donald Tusk złożył ją na postanowieniu Andrzeja Dudy o powołaniu „komisarza” przeprowadzającego zgromadzenie wyborcze w Izbie Cywilnej SN, a potem uchylił.
Skargę na decyzję prezydenta Andrzeja Dudy i kontrasygnatę premiera Donalda Tuska złożyli w piątek 6 września 2024 roku legalni sędziowie SN z Izby Cywilnej Dariusz Zawistowski i Karol Weitz. Obaj zostali powołani na sędziów SN przed 2015 rokiem, przed rozpoczęciem przez PiS kryzysu konstytucyjnego i sporu o status nowopowołanych sędziów.
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uznał, że złożenie kontrasygnaty premiera pod aktem urzędowym prezydenta nie podlega kontroli sądów administracyjnych. Zdaniem sądu udzielenie kontrasygnaty nie jest żadną z form działań organów administracji publicznej podlegających zaskarżeniu w ramach postępowania sądowo-administracyjnego.
Sędziowie Zawistowski i Weitz składając skargę próbowali zablokować powołanie neosędzi na stanowisko prezes Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Była to bezprecedensowa skarga. Jak pisał w OKO.press Mariusz Jałoszewski, najprawdopodobniej była to pierwsza taka skarga do sądu na kontrasygnatę premiera i jednocześnie ingerencję prezydenta w niezależność SN.
27 sierpnia 2024 premier Donald Tusk kontrasygnował postanowienie prezydenta Dudy o wyznaczeniu neosędziego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN, które miało wybrać nowego prezesa Izby. Ruch ten wzbudził oburzenie wśród sędziów i osób działających na rzecz praworządności.
Uznano to bowiem za symboliczne zalegitymizowanie neosędziów w najważniejszym polskim sądzie. W kolejnym kroku torowało natomiast drogę do wyboru kolejnego neosędziego na prezesa jego izby w konstytucyjnie kontestowanej procedurze. Podejrzewano również, że decyzja ta mogła być elementem politycznego dealu z prezydentem Andrzejem Dudą.
Dzień później premier na konferencji prasowej tłumaczył, że doszło do błędu. Twierdził, że nie wiedział, że w postanowieniu prezydenta chodziło o neosędziego. Obiecywał także, że to jego ostatnia kontrasygnata.
Sędziowie Zawistowski i Weitz przekonują, że są sędziami Izby Cywilnej i mają prawo ubiegać się o wybór na przewodniczącego wyborczego Zgromadzenia Izby. Kontrasygnowana przez premiera decyzja prezydenta im to uniemożliwia. Analogicznie wygląda sprawa z ewentualnym kandydowaniem na stanowisko Prezesa Izby Cywilnej.
Prezydent Duda wyznaczył na przewodniczącego Zgromadzenia neosędziego Krzysztofa Wesołowskiego. To zaś powoduje, zdaniem Zawistowskiego i Weitza, że decyzje Zgromadzenia i wybór nowego prezesa będą obarczone wadą i będzie można podważać ich legalność.
Skarżący podkreślają, że neosędzia nie jest sędzią SN, więc prezydent nie mógł skutecznie wskazać go na przewodniczącego Zgromadzenia. Bo może nim być tylko sędzia SN.
Orzeczenie nie jest prawomocne. Zapadło na posiedzeniu niejawnym 31 października. Jego autorem jest sędzia WSA Tomasz Sałek. Sędziowie Zawistowski i Weitz złożyli w tej sprawie jeszcze jedną skargę. Dotyczyła ona postanowienia prezydenta Dudy z 27 sierpnia 2024 roku o wyznaczeniu neosędziego SN Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego wyborczego Zgromadzenia Sędziów Izby Cywilnej. Ta także została odrzucona.
Szef i wiceszef MON wystąpili w Sejmie w sprawie tzw podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza
Wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz i jego zastępca w MON Cezary Tomczyk wystąpili w piątek 8 listopada w Sejmie z informacją o pracach zespołu powołanego w MON do zbadania działania tzw „podkomisji smoleńskiej” kierowanej przez Antoniego Macierewicza po jego ustąpieniu z funkcji szefa resortu. Zespół przedstawił publicznie raport ze swoich ustaleń 24 października, Kosiniak-Kamysz i Tomczyk opierali się w swoim wystąpieniu w Sejmie właśnie na tym materiale.
„24 października skończyło się kłamstwo smoleńskie. Wszystko, co mówiliście w tej sprawie było nieprawdą” – mówił w Sejmie do Antoniego Macierewicza i jego ludzi wiceszef MON Cezary Tomczyk.
„Zespół negatywnie ocenia funkcjonowanie podkomisji. Cel działania podkomisji nie został zrealizowany. Podkomisja nigdy nie przeprowadziła oględzin miejsca katastrofy i wraku samolotu. Podkomisja bezprawnie anulowała raport końcowy, skupiła się na udowadnianiu hipotezy wybuchu. Świadomie i celowo wpływano na wnioski niektórych badań, tak by potwierdzić hipotezę wybuchu” – mówił w Sejmie Władysław Kosiniak-Kamysz.
W efekcie działań komisji Macierewicza według Kosiniaka-Kamysza „pogrążyliśmy się w wojnie, której ogień ktoś wzniecił, podpalał go”.
Wcześniej w piątek konferencję prasową zwołał Antoni Macierewicz. Bronił się na niej przed zarzutami ze strony MON, po raz kolejny powtarzał tezy o „zamachu”, do którego miało dojść na pokładzie prezydenckiego Tupolewa. Ogłosił, że jest mu „wstyd w sytuacji, kiedy jest pełen materiał dowodowy, świadczący o tym, że samolot został wysadzony”.
Również w piątek w Prokuraturze Krajowej został powołany specjalny zespół śledczy, który ma za zadanie zbadać nieprawidłowości w funkcjonowaniu kierowanej przez Macierewicza tzw. podkomisji smoleńskiej. W skład zespołu wchodzi sześciu prokuratorów. Ich pracami pokieruje płk Tomasz Mackiewicz.
Powołany w MON zespół ds oceny prac podkomisji Macierewicza opublikował swój raport 24 października. W wyniku prac zespołu do Prokuratury Krajowej zostało skierowanych 41 zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa. Aż 24 z nich dotyczą Antoniego Macierewicza. Raport analizował w OKO.press Piotr Pacewicz.
Projekt ustawy wprowadzającej dzień wolny od pracy 24 grudnia trafił do sejmowych komisji gospodarki i polityki społecznej i rodziny. W Sejmie nie brakowało emocji
Projekt Lewicy zakładający wprowadzenie dnia wolnego od pracy 24 grudnia, czyli w wigilię świąt Bożego Narodzenia, podzielił koalicję rządzącą, zyskał natomiast poparcie posłów PiS. Wygląda na to, że na ewentualny wigilijny dzień wolny w efekcie będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. W wyniku głosowania projekt trafił do sejmowych komisji i ma zostać poddany gruntownej analizie.
W debacie poprzedzającej głosowanie dotyczące dalszych losów ustawy o wolnym dniu w wigilię, najbardziej zdeklarowany przeciwnik tego rozwiązania, czyli Ryszard Petru z Polski 2050 nazwał projekt Lewicy„wrzutką poselską bez analizy kosztów.” „Apeluję o rozsądek i analizę” – mówił w Sejmie Petru.
- Apeluję, żeby komisja kierowana przez Ryszarda Petru pracowała nad tą ustawą w Wigilię i zakończyła prace do święta „sześciu króli” – ironizował w odpowiedzi Radosław Fogiel z PiS.
Lewica postawiła wniosek o skierowanie projektu ustawy od razu do drugiego czytania – przepadł on jednak w głosowaniu (za było jedynie 213 posłów, przeciw 235). Za skierowaniem zamiast tego projektu do dwóch sejmowych komisji (komisji gospodarki i rozwoju oraz komisji polityki społecznej i rodziny) było natomiast 235 posłów, 215 głosowało przeciw. W efekcie przyjęto to drugie rozwiązanie.
Pomysł wprowadzenia dnia wolnego od pracy w wigilię świąt Bożego Narodzenia rozpala emocje w debacie publicznej. Sprzeciwia się mu Polska 2050, a w szczególności poseł tej partii (a niegdyś lider reprezentującej przedsiębiorców Nowoczesnej) Ryszard Petru, według którego dodatkowe wolne ma oznaczać 6 miliardów złotych straty dla gospodarki. Relatywnie niewielu zwolenników ma też jednak wolna wigilia w szeregach Koalicji Obywatelskiej. Więcej na ten temat w materiale Jakuba Szymczaka w OKO.press:
Jeśli Sejm uchyli immunitet, to być może w styczniu byłoby możliwe doprowadzenie go przed komisję – powiedziała szefowa komisji ds. Pegasusa Magdalena Sroka.
W poniedziałek 4 października były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro po raz czwarty nie stawił się na wezwanie komisji śledczej ds. Pegasusa. Nie usprawiedliwił też swojej nieobecności. Już wtedy przewodnicząca komisji Magdalena Sroka informowała, że w grę wchodzi uchylenie immunitetu Ziobry. Komisja przegłosowała w tej sprawie wniosek.
W piątek (8.11) Sroka potwierdziła oficjalnie, że za pośrednictwem marszałka Sejmu Szymona Hołowni skierowany zostanie wniosek do Prokuratora Generalnego Adama Bodnara o uchylenie immunitetu Zbigniewowi Ziobrze.
„Następnie w Prokuraturze Generalnej odbędzie się sprawdzenie tego wniosku pod kątem formalnym i zwrócenie się do Sejmu o rozpoczęcie procedury uchylenia immunitetu. Następnie ten wniosek trafi do sejmowej komisji regulaminowej, która go rozpatrzy. Dopiero kiedy trafi pod obrady Sejmu, podejmiemy decyzję, czy immunitet zostanie uchylony” – powiedziała Magdalena Sroka.
Jeśli Sejm wyrazi zgodę na uchylenie immunitetu — wyjaśniała posłanka — komisja śledcza wystąpi do sądu, ze wskazaniem terminu, o to, by zatrzymać i przymusowo doprowadzić Ziobrę na przesłuchanie. Dodała: „Zobaczymy, jak to w praktyce będzie wyglądało. Oczekujemy, że organy państwa sprawnie przeprowadzą tę całą procedurę. Myślę, żebyśmy się prędzej nastawiali na styczeń, a nie grudzień”.
Wiceszef komisji ds. Pegasusa Witold Zembaczyński, poseł KO, zwrócił uwagę podczas konferencji, że nie było wcześniej przypadku, żeby poseł musiał być przymusowo doprowadzany przed komisję śledczą. „To jest nowa działka prawa” – wyjaśniał. „Wymaga w tej chwili pewnego rodzaju precedensu i my ten precedens w tej chwili tworzymy” – dodał. Powiedział także, że Ziobro „w sposób uporczywy, lekceważący, wręcz znieważający polską policję ukrywał się przed funkcjonariuszami stanowiącymi zespół doręczeniowy wezwań na komisję śledczą, próbował nie wychodzić z domu, musieli wręcz na niego czatować”.
Po posiedzeniu komisji 4 listopada Zbigniew Ziobro opublikował na portalu X oświadczenie: „Jeśli Sejm powoła komisję ds. Pegasusa bez wad wytkniętych w orzeczeniu TK, chętnie stawię się, by złożyć zeznania, bo pokażą one, jak wiele zrobiłem, by Polacy mogli czuć się bezpieczniej” – napisał Zbigniew Ziobro.
Chodzi o wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 10 września 2024 roku. TK orzekł wtedy, że zakres działania komisji jest niezgodny z konstytucją. Stanisław Piotrowicz, uzasadniając decyzję Trybunału Julii Przyłębskiej, powiedział, że uchwała o powołaniu komisji śledczej ws. Pegasusa została „dotknięta wadą prawną”. Zasiadający w komisji posłowie PiS przestali pojawiać się na posiedzeniach.
Posłanki i posłowie z koalicji rządzącej podkreślają jednak, że uchwała Sejmu z 17 stycznia 2024 roku ws. powołania komisji została przyjęta jednomyślnie i głosowało za nią 175 posłów Prawa i Sprawiedliwości. Wiceszef komisji Marcin Bosacki (KO) wyjaśniał również, że wyrok TK nie obowiązuje, ponieważ nigdy nie został opublikowany „w związku z czym z całą pewnością nie obowiązuje ani w komisji, ani w Sejmie”.
Komisja śledcza zajmuje się sprawą Pegasusa, systemu, który został stworzony przez izraelską firmę NSO Group do walki z terroryzmem i zorganizowaną przestępczością.
20 grudnia 2021 kanadyjska organizacja Citizen Lab poinformowała jednak, że system w Polsce był nadużywany, a władza w rękach PiS śledziła za jego pomocą prokurator Ewę Wrzosek i mecenasa Roman Giertych. Trzy dni później okazało się, że Pegasusem był śledzony także Krzysztof Brejza z Platformy Obywatelskiej. Lista jest jednak znacznie dłuższa.
„Szokująco długa” – komentował minister sprawiedliwości Adam Bodnar w lutym 2024. „Trudno mi sobie wyobrazić powody, dla których osoby, które widziałem na tej liście, miałyby być objęte kontrolą” – dodał.
Masza Potocka odebrała wypowiedzenie umowy o pracę i formalnie została już zwolniona z pracy — informuje krakowska „Wyborcza”. Wcześniej jej pracownicy ujawnili, że dyrektorka MOCAK-u ich mobbowała.
Maria Anna (Masza) Potocka, której udowodniono mobbing, została zwolniona ze stanowiska dyrektorki MOCAK-u. Oficjalnie z powodu „niedbania o wizerunek i renomę miasta Krakowa”. O zakończeniu współpracy z nią zdecydował prezydent Krakowa Aleksander Miszalski — muzeum, którym kierowała, podlega miastu. Wcześniej prezydent wyjaśniał, że zgodnie z przepisami ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej lista podstaw uprawniających do zwolnienia dyrektora instytucji kultury jest bardzo wąska. Zaproponował Potockiej dwa rozwiązania: odejście za porozumieniem stron lub wypowiedzenie umowy, licząc na „koncyliacyjne załatwienie sprawy”.
Finalnie jednak miasto musiało postawić na to drugie, bardziej drastyczne rozwiązanie. Zwolnienie Potockiej było możliwe dzięki zgodzie związków zawodowych i stowarzyszeń branżowych. Trzy z czterech zapytanych przez Miszalskiego grup zgodziło się na rozwiązanie umowy z Potocką: Stowarzyszenie Muzealników Polskich, Międzynarodowe Stowarzyszenie Krytyków Sztuki AICA i POZZ Konfederacja Pracy. Drugi związek zawodowy działający w MOCAK-u — Inicjatywa Pracownicza — argumentował, że nie ma uzasadnienia dla odwołania dyrektorki.
Masza Potocka została również zwolniona z obowiązku świadczenia pracy, co oznacza, że formalnie swoją posadę utrzyma jeszcze przez najbliższy kwartał, ale praktycznie nie będzie już zarządzać muzeum. Obowiązku przejmie dotychczasowy zastępca Grzegorz Kuźma — do momentu rozpisania i rozstrzygnięcia konkursu na dyrektora MOCAK-u. Jadwiga Gutowska-Żyra, pełniąca obowiązki dyrektorki wydziału kultury w magistracie, deklaruje w rozmowie z „Wyborczą”, że konkurs będzie transparentny. „Mamy opinię prawną, która mówi o tym, że zgłoszenia do konkursu są jawne, publiczne i my je możemy upubliczniać wszystkim zainteresowanym. Tak też będziemy robić. Nie chcemy tu niczego ukrywać” – powiedziała.
Masza Potocka to kuratorka i krytyczka sztuki, przez lata zarządzająca Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie. Kierowała także Bunkrem Sztuki, krakowską galerią również skupiającą się na sztuce współczesnej. Tam pracowała z Lidią Krawczyk, kuratorką, która oskarżyła Potocką o mobbing.
„Zrobiła ze mnie asystentkę mojej stażystki, kazała podpisać klauzulę zakazującą mówienia o warunkach pracy. W końcu wyrzuciła mnie z pracy, w pierwszej fali pandemii koronawirusa” – mówiła Lidia Krawczyk ”Wyborczej".
W lipcu 2024 sąd uznał, że kuratorkę zwolniono niezgodnie z prawem, a Potocka dopuściła się mobbingu. Masza Potocka miała jednak silną pozycję w krakowskim magistracie. Były już prezydent Jacek Majchrowski tuż przed odejściem ze swojego stanowiska podpisał z nią aż siedmioletnią umowę na kierowanie MOCAK-iem.
„Wyborcza” po wyroku opublikowała kolejne świadectwa osób, które współpracowały z Potocką. Dziennikarka Angelika Pitoń w swoim reportażu o kulisach pracy z Maszą Potocką pisze: „do redakcji zgłosiło się 20 osób pracujących kiedyś z Marią Anną Potocką; nie tylko w Bunkrze Sztuki czy MOCAK-u, ale i np. Galerii Potocka, którą prowadziła od lat 80.”. Jedynie trzy z 20 osób zgodziło się podać nazwiska. Reszta woli być anonimowa — ze strachu przed zemstą Potockiej.
2 października 2024 roku prezydent Aleksander Miszalski poinformował, że miasto nie będzie dalej współpracowało z Maszą Potocką. Umowę, którą podpisał z nią Majchrowski, zerwano.