0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

Krótko i na temat: najnowsze depesze OKO.press z Polski i ze świata

Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny

Google News

12:46 15-04-2025

Prawa autorskie: Fot. Stephanie Mitchell/Harvard Staff PhotographerFot. Stephanie Mitch...

Harvard niepokorny. Uniwersytet może stracić pieniądze, ale broni niezależności

Władze uniwersytetu Harvarda odmówiły podporządkowania się wystosowanym przez administrację federalną wymogom, które uważają za bezprawne. Chodzi m.in. o przekazywanie służbom federalnym informacji o osobach, które popełnią wykroczenia na kampusie, kontrolę zatrudnienia oraz aktywności naukowej i dydaktycznej pracowników

Co się wydarzyło?

Władze uniwersytetu Harvarda odmówiły podporządkowania się wymogom administracji prezydenta Donalda Trumpa, która nakłada na nie zobowiązania w zakresie m.in. przekazywania służbom federalnym informacji o osobach, które popełnią wykroczenia na kampusie czy poddania się zewnętrznemu nadzorowi obejmującemu m.in. aktywność naukową i dydaktyczną pracowników. Uniwersytet uważa je za niezgodne z prawem — donosi dziennik The New York Times.

„Żaden rząd — nieważne, która partia sprawuje władzę — nie powinien dyktować, czego prywatne uniwersytety mogą uczyć, kogo mogą przyjmować i zatrudniać, oraz w jakich obszarach mają prowadzić badania” – napisał w opublikowanym w poniedziałek 14 kwietnia oświadczeniu Alan Garber, prezydent uniwersytetu Harvarda.

„Uniwersytet nie odda swojej niezależności i nie zrzeknie się swoich konstytucyjnych praw (...) Ani Harvard, ani żaden inny prywatny uniwersytet nie może pozwolić sobie na przejęcie przez rząd federalny” – napisali prawnicy Harvarda.

W odpowiedzi na to władze federalne zapowiedziały zawieszenie 2,2 miliardów dolarów subwencji federalnej dla uniwersytetu oraz kontrakty o wartości 60 milionów dolarów.

Oświadczenie Garbera i pismo prawników uniwersytetu to odpowiedź na list wystosowany do uniwersytetu Harvarda przez władze federalne w piątek 11 kwietnia. W liście władze federalne formułują szereg oczekiwań, które uniwersytet ma spełnić, by utrzymać federalną subwencję. Chodzi m.in. o wymóg:

  • Ograniczenia uprawnień samorządu studenckiego i pracowniczego, które zdaniem władz mają za duży wpływ na sprawy uniwersytetu.
  • Zgłaszania do służb federalnych zagranicznych studentów, którzy popełnią wykroczenia na kampusie.
  • Dopuszczenia zewnętrznego kontrolera, który zweryfikuje, czy wydziały uczelni w wystarczającym stopniu prezentują „różnorodność poglądów”, przy czym, jak wskazuje The New York Times, pojęcie to nie jest zdefiniowane; uważa się, że chodzi o prezentację różnych poglądów politycznych, w tym konserwatywnych.
  • Udostępniania administracji danych dotyczących zatrudnienia oraz umożliwienie przeprowadzania audytu zatrudnienia aż do 2028 roku, kiedy w życie ma wejść większa reforma w tym zakresie.
  • Udostępniania administracji danych dotyczących przyjętych i odrzuconych kandydatów na studia z podziałem na rasę, pochodzenie narodowe, średnią ocen oraz wyniki standaryzowanych testów.
  • Natychmiastowe zamknięcie wszelkich kierunków lub kursów, które dotyczą różnorodności, równości i włączenia społecznego.
  • Przeglądu programów, które zdaniem administracji Trumpa mogą zawierać elementy „antysemickie”, w tym poddanie określonych wydziałów i departamentów zewnętrznemu audytowi. Na liście szkół do audytu znalazły się m.in. szkoła zajmująca się religioznawstwem, edukacją, zdrowiem publicznym i medycyną.

Uniwersytet uznaje te wymogi za niezgodne z prawem i nie zamierza się im podporządkować.

Jaki jest kontekst?

Naciski na uniwersytet Harvarda to element szerzej zakrojonych działań administracji prezydenta Trumpa prowadzących do ograniczenia wolności akademickiej w Stanach Zjednoczonych.

Jak zwraca uwagę New York Times, nowa administracja od stycznia podejmuje „agresywne działania” przeciwko uniwersytetom, polegające na wstrzymaniu finansowania ośrodków badawczych oraz prowadzenia śledztw w sprawach rzekomego antysemityzmu na amerykańskich uczelniach. Oskarżenia o antysemityzm są związane z propalestyńskimi i antywojennymi protestami, które przetoczyły się przez amerykańskie uczelnie po tym, jak Izrael zdecydował się na lądową ofensywę w Strefie Gazy w odpowiedzi na ataki terrorystyczne z 7 października 2023 roku.

Administracja Trumpa w marcu poinformowała o tym, że „bada” federalne kontrakty o wartości 256 milionów dolarów udzielone uniwersytetowi Harvarda oraz sposób wydatkowania środków z wieloletnich grantów federalnych dla tej uczelni o wartości 8,7 miliarda dolarów. Jak przywołuje New York Times, oświadczenie łączyło ten fakt z rzekomym brakiem zwalczania antysemityzmu na uczelni. Uniwersytet w swoim poniedziałkowym (14 kwietnia) oświadczeniu podkreślił, że w ciągu ostatnich 15 miesięcy podjął wiele działań mających na celu „polepszenie atmosfery na campusie” oraz „przeciwdziałania antysemityzmowi”.

List wzywający do „skoordynowanego sprzeciwu wobec antydemokratycznych ataków” podpisało w zeszłym miesiącu 800 pracowników uniwersytetu.

Jak przypomina New York Times, podobne naciski czynione są na inne topowe amerykańskie uniwersytety. W zeszłym miesiącu uniwersytet Kolumbia został pozbawiony 400 milionów federalnego finansowania, w związku z czym ugiął się pod presją. Specjalnym nadzorem objęte zostało działanie departamentu studiów bliskowschodnich. Ponadto na uczelni utworzono specjalną jednostkę ochrony, która ma uprawnienia do aresztowania i usuwania osób z kampusu.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

10:41 15-04-2025

Prawa autorskie: Fot. EVELYN HOCKSTEIN i Maxim Shemetov / POOL / AFPFot. EVELYN HOCKSTEI...

Witkoff: Putin „nareszcie” przedstawił USA warunki ws. pokoju w Ukrainie

Rosja oczekuje utrzymania kontroli nad pięcioma regionami Ukrainy, które obecnie okupuje. Specjalny wysłannik ds. Bliskiego Wschodu, Steve Witkoff „nareszcie” usłyszał to od Putina osobiście.

Co się wydarzyło?

Specjalny wysłannik ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff w zeszłym tygodniu spotkał się po raz trzeci z prezydentem Rosji Władimirem Putinem oraz jego doradcami. Jak Witkoff relacjonował w rozmowie z Fox News 14 kwietnia, Putin „nareszcie” przedstawił mu warunki zakończenia wojny w Ukrainie.

„Spotkanie trwało niemal pięć godzin, było z nami dwóch kluczowych doradców Putina Jurij Uszakow [doradca Putina do spraw międzynarodowych — red.] oraz Kiriłł Dmitrijew [szef Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich i doradca Władimira Putina do spraw biznesu — red.]. To było bardzo istotne spotkanie, bo pod koniec (…) nareszcie (…) omówiliśmy, jakie Putin ma żądania, aby możliwe było osiągnięcie trwałego pokoju [w Ukrainie — red.]” – powiedział Witkoff.

Jak wynika z relacji Witkoffa pośród żądań Putina pojawiła się kwestia „pięciu terytoriów”, czyli okupowanych obecnie przez Rosjan suwerennych terytoriów Ukrainy. Witkoff nie wymienił ich z nazwy, ale jak relacjonuje ukraiński dziennik Kyiv Independent oraz jak wynika z relacjonowanej na bieżąco na łamach OKO.press przez Agnieszkę Jędrzejczyk rosyjskiej propagandy, chodzi o anektowany przez Rosję w 2014 roku Krym oraz częściowo okupowane regiony Doniecka, Ługańska, Zaporoża oraz Chersonia, do których aneksji doszło w 2022 roku.

Rosja domaga się zachowania tych terytoriów.

Poza tym Witkoff przyznał, że chodzi o „znacznie więcej”: „protokoły bezpieczeństwa”, czyli gwarancje, że Ukraina nie wejdzie do NATO oraz że żadne siły NATO nie będą stacjonować w Ukrainie, a także o „przekształcenie” rosyjsko-amerykańskich relacji gospodarczych.

„Myślę, że istnieje możliwość przekształcenia rosyjsko-amerykańskich relacji poprzez różne możliwości komercyjnej współpracy, co może przywrócić stabilność w regionie. Partnerstwa tworzą stabilność” – mówił Witkoff.

Dodał, że jego zdaniem „możemy być bliscy czegoś, co będzie bardzo istotne dla świata jako całości”.

Jaki jest kontekst?

Spotkanie Steva Witkoffa z prezydentem Władimirem Putinem to trzecie amerykańsko-rosyjskie konsultacje z udziałem prezydenta Rosji Władimira Putina, które dotyczą wojny w Ukrainie. Administracja prezydenta Donalda Trumpa zaangażowała się w próbę wypracowania zakończenia wojny w Ukrainie, jednak zrobiła to bez porozumienia z sojusznikami, jednocześnie podejmując szereg decyzji osłabiających stronę ukraińską, w tym o zaprzestaniu udostępniania Ukrainie informacji wywiadowczych oraz wstrzymaniu pomocy wojskowej dla Ukrainy.

Do pierwszych rozmów między delegacjami Rosji i Ukrainy doszło w Rijadzie 18 lutego, następna runda rozmów, na które został zaproszony prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, odbyła się 24 marca, także w stolicy Arabii Saudyjskiej. Podczas pierwszego spotkania strona rosyjska zgodziła się jedynie na częściowe zawieszenie broni — obiecała zaprzestanie ataków na ukraińską infrastrukturę energetyczną. Podczas drugiego spotkania Rosja zgodziła się cząstkowe zawieszenie broni obowiązujące wyłącznie na Morzu Czarnym. Za każdym razem Ukraina była gotowa na więcej. Propozycja pełnego zawieszenia broni została sformułowana podczas spotkania delegacji ukraińskiej z amerykańską już 11 marca. Ukraina zgodziła się wtedy na 30-dniowe, pełne zawieszenie broni.

Rosja już kilkukrotnie stawiała wygórowane wymogi co do zawieszenia broni, oznaczające de facto kapitulację Ukrainy. Podczas rozmowy z prezydentem Trumpem we wtorek 18 marca przywódca Rosja, Władimir Putin postawił trzy warunki, by pełne zawieszenie broni doszło do skutku. Zażądał, by:

  • Zachód zaprzestał udzielania jakiejkolwiek pomocy Ukrainie – zarówno jeśli chodzi o sprzęt wojskowy i amunicję, jak i o dane wywiadowcze;
  • usunięte zostały „podstawowe przyczyny kryzysu” – to żądanie nie zostało rozwinięte, ale najprawdopodobniej chodzi o wielokrotnie formułowany przez Putina na początku wojny i w jej trakcie postulat „denazyfikacji” i demilitaryzacji kraju – czyli pozbawienia go demokratycznie wybranych władz i zdolności do obrony, a także rezygnację Ukrainy z planu wejścia do NATO;
  • zakończona została w Ukrainie mobilizacja i modernizacja sił zbrojnych.

Te wymogi, w tym oczekiwanie utrzymania kontroli nad pięcioma regionami Ukrainy, są bardzo dobrze znane Ukrainie. „Rosja będzie żądać od nas odmowy od NATO, uznania anektowanych terytoriów za rosyjskie, demilitaryzacji, tzw. denazyfikacji. Zdecydowana większość tych żądań nie jest dla nas do zaakceptowania” – mówił w rozmowie z OKO.press Wołodymyr Fesenko, ukraiński politolog.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

16:39 14-04-2025

Prawa autorskie: DANIEL MIHAILESCU / AFPDANIEL MIHAILESCU / ...

Budapeszt strefą wolną od LGBT? Jest zakaz Parady Równości

Trwające od tygodni protesty i nacisk międzynarodowej opinii publicznej nie pomogły. Węgierski parlament przegłosował prawo zakazujące organizowania budapesztańskiej Parady Równości.

Co się wydarzyło

Posłowie zdecydowali o obraniu takiego kierunku już 18 marca, potrzebowali jednak przepisu w konstytucji, potrzebnego do uzasadnienia i przeforsowania pomysłu zapisanego w nowej ustawie. W poniedziałek 14 kwietnia wpisali więc do ustawy zasadniczej poprawkę, która głosi, że prawa dzieci do „prawidłowego rozwoju fizycznego, umysłowego i moralnego mają pierwszeństwo przed wszystkimi innymi prawami podstawowymi".

To realizacja zapowiedzi Viktora Orbána sprzed kilku tygodni, gdy w czasie corocznego przemówienia mówił o zdelegalizowaniu marszu środowiska LGBT+. W zdominowanym przez Fidesz Orbána parlamencie 140 posłów było za wejściem przepisów w życie, z opozycją w postaci zaledwie 21 głosów przeciwko.

„Zmiana ta jest częścią szerszych wysiłków mających na celu przeciwdziałanie temu, co urzędnicy opisują jako finansowane z zagranicy sieci nacisku politycznego, które podważają węgierską demokrację i suwerenność" – uzasadniał zmianę przepisów rzecznik rządu Zoltan Kovacs. Za nielegalny udział w Paradzie będzie grozić kara równowartości 2100 złotych.

Węgierscy politycy wpisali do konstytucji również kwestię dwojga płci — według ustawy zasadniczej obywatele Węgier mogą być kobietami lub mężczyznami. Kolejną ważną poprawką jest umożliwienie czasowego odebrania węgierskiego paszportu osobom z dwojgiem obywatelstwem. Najprawdopodobniej zapis ten wymierzony jest w George'a Sorosa, węgiersko-amerykańskiego filantropa, którego ekipa Orbána oskarża o sprzyjanie opozycji.

Jaki jest kontekst

Według naszego dziennikarza Antona Ambroziaka Orbán zaostrzając kurs, szuka poparcia przed wyborami 2026 roku, gdy będzie musiał się zmierzyć z rosnącym w sondażach Peterem Magyarem. „Jego partia TISZA, czyli Szacunek i Wolność, ma być alternatywą dla podzielonego społeczeństwa. Odwołuje się do ludzi rozczarowanych rządzącym Fideszem oraz opozycją, która spektakularnie przegrała wybory w 2022 roku" – pisał Ambroziak. Rząd Fideszu nieprzypadkowo odwołuje się również do ochrony dzieci:

„W lutym 2024 węgierską opinią publiczną wstrząsnęła afera dotycząca ułaskawienia mężczyzny oskarżonego o tuszowanie przestępstw seksualnych wobec nieletnich. Szczegóły sprawy były jednoznaczne: Endre K., pracownik domu opieki, nie tylko krył przełożonego, który wykorzystywał seksualnie wychowanków, ale odwodził dzieci od składania zeznań. Jedno z nich popełniło samobójstwo. Decyzję o ułaskawieniu wydała prezydent Katalin Novák, była minister rodziny w rządzie Fideszu. Po wybuchu afery została zmuszona do dymisji. Rezygnację złożyła też ministra sprawiedliwości Judit Varga, która w 2024 roku kontrasygnowała ułaskawienie. Sam Orbán deklarował, że nie ma taryfy ulgowej dla pedofilii i wprowadzi zakaz ułaskawień w sprawach dotyczących przestępstw seksualnych wobec dzieci. Ale mimo kosmetycznych zmian jego obóz polityczny i tak pogrążył się w głębokim kryzysie" – pisał nasz dziennikarz.

Przeczytaj także:

15:41 14-04-2025

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Sztab Trzaskowskiego idzie do prokuratury. Będą donosy na PiS i Republikę

Sztab Rafała Trzaskowskiego doniesie do prokuratury w sprawie „agresji ze strony ludzi PiS oraz Telewizji Republika".

Co się wydarzyło

Zapowiedziała to jego szefowa Wioletta Paprocka. Chodzi o wydarzenia sprzed rozpoczęcia debaty prezydenckiej w Końskich. Na organizowane przez sztab kandydata Koalicji Obywatelskiej wydarzenie próbowali się dostać pracownicy TV Republika i telewizji wPolsce24.pl. Domagali się udziału w debacie, którą zgodnie z umową ze sztabowcami Trzaskowskiego prowadzili dziennikarze TVP, Polsatu i TVN. Według Paprockiej osoby reprezentujące Republikę oraz politycy Prawa i Sprawiedliwości naruszyły nietykalność cielesną osób pracujących przy debacie.

„Kierujemy zawiadomienie do prokuratury w związku z wydarzeniami, do których doszło w Końskich przed rozpoczęciem debaty prezydenckiej. Mówimy o zniszczeniu hali, próbach siłowego wtargnięcia do środka mimo jasnych wezwań o zaprzestanie natarcia, a także o awanturach i aktach agresji ze strony ludzi PiS oraz Telewizji Republika, którzy działali ramię w ramię„ – mówiła Paprocka. „Agresja, zastraszanie i prowokacje nie mogą być akceptowane jako element życia publicznego. Demokracja wymaga szacunku, uczciwości i zasad – a nie przemocy i politycznego teatru. Polki i Polacy oczekują debaty, ale prowadzonej z klasą, bez atmosfery nagonki i chaosu” – stwierdziła członkini ekipy kandydata KO.

Jaki jest kontekst

Debata prezydencka w Końskich transmitowana przez TVP, Polsat i TVN była poprzedzona spotkaniem dziennikarzy TV Republika z kandydatami na rynku w świętokrzyskim miasteczku. W poniedziałek na 20:00 zaplanowana jest kolejna z debat Republiki. Rafał Trzaskowski zapowiedział, że nie zamierza brać w niej udziału.

Przeczytaj także:

14:18 14-04-2025

Prawa autorskie: 05.04.2024 Warszawa . Rondo Wiatraczna . Kandydatka Lewicy i ruchow miejskich na urzad prezydenta Warszawy , senatorka Magdalena Biejat rozdaje ulotki wyborcze . Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.pl05.04.2024 Warszawa ...

Biejat: prezydent może zawetować ustawę o składce zdrowotnej

Andrzej Duda nie zgadza się z założeniami ustawy „w obecnym kształcie".

Co się wydarzyło?

Kandydatka na prezydentkę Magdalena Biejat (Lewica) zasugerowała, że prezydent Andrzej Duda może zawetować ustawę o obniżeniu składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Ustawa wprowadzająca nowe zasady rozliczeń ma ulżyć części z nich. Przegłosowany przez Sejm projekt ustawy faworyzuje jednak bogatych i pozostawia gigantyczną wyrwę w finansowaniu systemu opieki zdrowotnej, o czym pisaliśmy w OKO.press.

Przeciwko rządowemu projektowi głosował pozostający w koalicji klub Lewicy. Między innymi tego sprzeciwu miała dotyczyć rozmowa Biejat z Dudą. Polityczka chciała odwieść prezydenta od podpisania ustawy. Jak stwierdziła, był on otwarty na argumenty jej formacji. „Dzisiaj prezydent Duda z większością z nich, chyba z wszystkimi, się zgodził. Powiedział nam, że w jego opinii ta ustawa w tym kształcie jest nie do zaakceptowania" – mówiła Biejat.

Wcześniej Dudę o zatrzymanie pomysłu obniżki składki prosił Adrian Zandberg, nazywając projekt rządu „rozdawnictwem dla najbogatszych".

Jaki jest kontekst?

Po zmianach przedsiębiorcy mają płacić znacząco niższą składkę niż pracownicy o tych samych dochodach. Np. przedsiębiorca z dochodem odpowiadającym przeciętnemu wynagrodzeniu (dziś ok. 8,5 tys. zł brutto) zapłaci dwa razy niższą składkę niż pracownik z taką pensją. Jak wskazuje w podsumowaniu zmian organizacja audytorsko-doradcza Grant Thornton, pracownik na minimalnym wynagrodzeniu zapłaci wyższą składkę niż przedsiębiorcy z dochodem na poziomie 10 tys. zł, albo ryczałtowcy z 25 tys. zł przychodu.

NFZ straci 5,854 mld zł, ale przez niektóre przepisy ustawy (wycofanie możliwości odliczenia składek zdrowotnych od podstawy dla podatku liniowego oraz częściowo od podatku dla ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych i karty podatkowej) budżet państwa zyska 1,223 mld zł. Łączna strata dla sektora finansów publicznych jest więc szacowana na 4,626 mld zł w 2026 roku.

Przeczytaj także: