Szczyt odbędzie się 27 i 28 listopada w mieście Harpsund. „Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa” – napisał na X Donald Tusk
Status Trybunału Przyłębskiej podważany jest przez kolejne organy państwa. Po tym, jak w środę przedstawiciel Sejmu po prostu wyszedł z posiedzenia TK, kwestionując jego prawomocność, więcej jest pytań, co dalej
Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej, w niekonstytucyjnym składzie, z dublerami (osobami, które zajęły miejsca sędziów prawidłowo wybranych, ale nie zaprzysiężonych przez prezydenta Dudę) i z prezeską powołana na stanowisko z naruszeniem PiS-owskiej ustawy o TK, cały czas obraduje. Od 6 marca, kiedy Sejm w uchwale stwierdził problemy konstytucyjne z TK w tej formie, rząd nie publikuje jego stanowisk. Rzecznik Praw Obywatelskich wycofuje swój udział w sprawach, w których orzekają dublerzy. W środę przedstawiciel Sejmu najpierw wniósł o wyłączenie z rozprawy sędziów, którzy byli posłami PiS (Ktrystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza), a kiedy przewodnicząca obradom Pawłowicz je odrzuciła, po prostu wyszedł z sali. Mimo głośnych protestów Pawłowicz. Świadkowie z Kancelarii Sejmu wezwani przez TK po prostu się nie stawili.
Tymczasem TK Przyłębskiej ma do rozpatrzenia 14 wniosków prezydenta, który w trybie kontroli następczej (po podpisaniu ustawy) zakwestionował fakt, że ustawy te były przyjmowane bez obecności Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Czyli polityków PiS, których prawomocny wyrok za przestępstwo umyślne pozbawił mandatów posłów. Duda się z tym nie zgadza, bo uważa, że ułaskawił skutecznie obu, zanim zapadł wyrok (prezydent wierzy w prawo łaski przed wyrokiem). Jeden z tych wniosków Dudy dotyczt budżetu
Teraz TK Przyłębski przyznał mu rację w sprawie ustawy o NCBiR.
Co dalej? Zdaniem cytowanego przez „Rzeczpospolitą” prof. Krzysztofa Grajewskiego z Uniwersytetu Gdańskiego ten wyrok TK jest kolejnym krokiem zbliżającym nasz kraj do całkowitego chaosu prawnego.
„Zasadniczym problemem jest nielegalność działań tego Trybunału związana nieprawidłową obsadą całego jego składu oraz utratą konstytucyjnej charakterystyki sądu konstytucyjnego. A skoro orzeka nielegalny Trybunał, to jego orzeczenia też są nielegalne. Innym słowy nie rodzą one skutków prawnych. Tak jest w przypadku tego wyroku, jak i w kolejnych. Oznacza to, że zaskarżone przez prezydent ustawy nie mogą być skutecznie podważone przez ten Trybunał” — twierdzi prof. Grajewski.
Według Wojciecha Hermelińskiego, sędziego TK w stanie spoczynku, wyroki TK Przyłębskiej w obecnej sytuacji nie powinny być publikowane (i nie są publikowane). Bez publikacji zaś taki wyrok nie obowiązuje.
Zatem nie należy się obawiać, by coś zagrażało ustawie budżetowej. Ale czy nie znaleźliśmy się w sytuacji prawnej dwuwładzy?
Prof. Maciej Gutowski, adwokat, wykładowca na Uniwersytecie Adama Mickiewicza, z którym rozmawia Onet, odpowiada: Nie mamy żadnego dualizmu prawnego. Mamy brak woli rozwiązania sytuacji i brak politycznej zgody, determinacji i odwagi na nazwanie rzeczy po imieniu i wyciągnięcie konsekwencji tego, co nazywamy ewidentnym naruszeniem konstytucji.
Zdaniem prof. Gutowskiego sytuację uzdrowiłby Sejm, gdyby uchwalił, że dublerzy nie są sędziami TK — wszak to Sejm ich w wadliwy sposób powołał.
"Wkroczenie na ścieżkę zmierzającą do stwierdzenia konstytucyjnej nieważności, a następnie do zamrożenie i rozmontowania tego quasi-organu przy Alei Szucha (siedziba TK-red.), być może pozwoli poszukać politycznego kompromisu i powołania prawdziwie eksperckiego trybunału, gdy uda się osiągnąć kompromis. A jeśli nie, to trudno.
Część kontroli konstytucyjności przejmą sądy, co zresztą już się powoli dzieje, a części po prostu nie da się przeprowadzić. To rozwiązanie trudne, kontrowersyjne, ale w sumie chyba lepsze, ponieważ dające szanse na zbudowanie zdrowego fundamentu. A na chorym i tak nic się nie da zbudować. W tym gronie orzekającym przy Alei Szucha nie ma ani jednego prawidłowo ukształtowanego składu sędziowskiego i nie może go być przy takim, składzie osobowym. To grono osób od początku do końca zostało powołane nie tylko z naruszeniem konstytucji i ustawy, ale w złej wierze" – mówi prof. Gutowski.
Szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz tłumaczy, że rząd zmienia prawo, by żołnierze mogli legalnie strzelać na granicy. Tyle że i teraz mogą. Ujawniony przed wyborami incydent ze strzelaniem nie dotyczył samoobrony — gorzej, żołnierze strzelali w stronę kolegów.
Wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz publicznie deklaruje zaufanie do żołnierzy na granicy. „Prowadzone jest dochodzenie. Wolę mówić mniej niż więcej, nawet jeśli zapłacę za to cenę polityczną. Zawsze będę stał po stronie żołnierzy. Dobrze, że prokuratura zdjęła środki zapobiegawcze, że cofnięto zdjęcie uposażenia” – mówił w TVN 24.
Minister nie powiedział, czy widział nagranie z interwencji żołnierzy, którzy strzelali przy płocie granicznym i zostali za to zatrzymani przez Straż Graniczną. Sprawa miała miejsce w marcu, Onet opisał ją jednak tuż przed eurowyborami, więc wzbudziło to gwałtowne wzmożenie wśród polityków.
To, co na nagraniu widać, opisał w czwartek Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej”. Z tego opisu wynika, że żołnierze oddali strzały nie w obronie własnej. Strzelali w stronę, z której nadchodziło kolejny polski patrol, ale także przez płot, na białoruską stronę. Mogli więc nie tylko wywołać międzynarodowy incydent, ale i zabić kolegów.
„Żołnierze z patrolu, który strzelał, w żadnym momencie nie byli zagrożeni, byli daleko od miejsc przygotowanych do przejścia zapory i strzelając w stronę uchodźców, strzelali też w kierunku swoich kolegów. Dokładnie na wprost, a potem też przez zaporę, w stronę Białorusi, strzelał jeden żołnierz, jego kolega oddawał strzały w górę, potem używał miotacza gazu. Na pewno nie było masowego ataku na żaden z patroli. Agresja przemytników i migrantów zaczęła się, gdy uciekli już na drugą stronę. Wtedy rzucali konary i kamienie” – pisze Czuchnowski. Nagranie, które widział, ma 125 sekund. Żołnierze wystrzelili 43 pociski.
Czy ten przypadek byłby zalegalizowany ustawą, która przygotował MON, a rząd właśnie przyjmuje? Czy ta ustawa jest po takie sytuacje? – pytała Kosiniaka w TVN Arleta Zalewska
„Ta ustawa jest po to, żeby żołnierz miał legalną możliwość użycia broni. W przypadku zagrożenia zdrowia życia żołnierzy, jak jeszcze ktoś chce nieleganie przekroczyć granicę, jest uzbrojony często, to żeby użycie broni, nawet przekroczenie uprawnień w takiej sytuacji nie było karane. Po drugie stronie mamy wyspecjalizowane grupy, hordy nawet, atakujące polską granicę, a nie chcą uzyskać w Polsce azyl. Sytuacja bardzo się zmieniła w porównaniu do tego, co było rok czy dwa lata temu”.
19 czerwca rząd, mimo sprzeciwu Lewicy, przyjął projekt nowelizacji ustawy o użyciu broni przez żołnierzy. Eksperci twierdzą, że w praktyce zwalnia on ich z odpowiedzialności za oddane strzały. O tym, że istniejące przepisy wystarczająco chronią żołnierzy używających broni, mówił OKO.press dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka:
„Absolutnie nie jest tak, że jeśli żołnierz zostanie bezpośrednio zaatakowany, to on musi działać w ramach wszystkich procedur i oddawać strzały ostrzegawcze w powietrze, jeżeli nie ma na to przestrzeni. Nie, on w takiej sytuacji może się bronić, jak każdy człowiek. Bo on jest chroniony jak każdy przepisem o obronie koniecznej. Nie ma więc żadnego powodu, żeby od tych wypracowanych przepisów i procedur odstępować” – mówił Witoldowi Głowackiemu.
O projekcie ustawy rząd ma dyskutować także na dzisiejszym posiedzeniu
Andrzej Duda w programie Radia Zet był m.in. pytany o zdarzenia na granicy Białorusi i to, czy poprze kogoś na prezydenta.
„Nie namawiam nikogo, żeby wystartował na prezydenta. Tym bardziej że jeszcze do wyborów prezydenckich sporo czasu, a Pałac Prezydencki nie jest od tego, żeby namawiać czy urzędujący prezydent do tego, żeby ktoś startował na prezydenta. To kandydat, który musi mieć swoje poparcie, swoją grupę polityczną, która go wspiera, musi zebrać podpisy” – powiedział prezydent Andrzej Duda w Radiu Zet.
Dodał również, że gdyby Marcin Mastalerek został prezydentem, to byłby najmłodszym prezydentem w historii. „To wciąż bardzo młody polityk (...). To bardzo wysoka i poważna funkcja, związana też z bardzo ważnymi i ciekawymi doświadczeniami. A minister Mastalerek ma dopiero 40 lat” – stwierdził.
Przypomnijmy, że Andrzej Duda, gdy został prezydentem miał 43 lata, natomiast Aleksander Kwaśniewski miał 41 lat.
„Nie namawiam nikogo, żeby wystartował na prezydenta. Tym bardziej że jeszcze do wyborów prezydenckich sporo czasu. To kandydat musi mieć swoje poparcie, swoją grupę polityczną, która go wspiera, musi zebrać podpisy” – powiedział prezydent Andrzej Duda w Radiu Zet.
Duda odniósł się także do sprawy zatrzymania żołnierzy na granicy przez żandarmerię wojskową, którzy podczas pełnienia służby oddali strzały ostrzegawcze. „To trudna sytuacja [zatrzymanie żołnierzy]. Ja byłem na granicy, bardzo mocno przeciwstawiłem się zbyt radykalnym środkom stosowanym wobec naszych żołnierzy, rozmawiałem także z lokalnym, tam na granicy, dowódcą żandarmerii wojskowej”– stwierdził Duda w Radiu Zet.
Prezydenta pytano także o zmiany dotyczące użycia broni na granicy. „To jest kwestia stworzenia bardziej precyzyjnych przepisów, które pozwolą żołnierzom łatwiej rozpoznawać sytuacje, w których mogą tej broni użyć w sposób odpowiedzialny i także bezpieczny dla siebie” – powiedział, dodając, że w obecnych zapisach można doszukać się „pewnej niekonsekwencji i nielogiczności”.
„Jest granica” – mówił w piątek Władysław Kosiniak-Kamysz, szef resortu ministerstwa obrony narodowej w programie „Jeden na Jeden” TVN24.
Szef ludowców zapowiedział brak zgody na zrównanie związków partnerskich z małżeństwami i adopcją dzieci.
Kosiniak-Kamysz na antenie telewizji TVN24 powiedział, że jest za związkami partnerskimi „jeśli chodzi o dostęp do informacji medycznej i dziedziczenie, ale ”granicą jest adopcja i zrównanie [związków partnerskich, przyp. red.] ze statusem małżeństwa".
Przypomnijmy, że w czwartek 20 czerwca ministra ds. równości Katarzyna Kotula rozmawiała z szefem ludowców o szczegółach projektu ustawy o związkach partnerskich. „Dzisiaj ruch należy do PSL, które będzie rozmawiało ze swoimi posłankami i posłami” – stwierdziła Katarzyna Kotula w „Kropce nad i” TVN24.
„Przedstawiliśmy dane i statystyki dotyczące sytuacji osób żyjących w związkach nieformalnych. To jest ważny argument w tej dyskusji. Coraz więcej dzieci wychowuje się poza małżeństwami. Coraz więcej par decyduje się na życie bez ślubu” – mówiła ministra ds. równości Katarzyna Kotula, po spotkaniu z szefem PSL, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.
Premier Donald Tusk jest najlepiej ocenianą i najbardziej rozpoznawalną postacią rządu — wynika z sondażu IBRiS przeprowadzonego dla „Rzeczpospolitej”. Na kolejnych miejscach znaleźli się szef MSZ Radosław Sikorski i minister sprawiedliwości Adam Bodnar.
„Rzeczpospolita” zapytała o ankietowanych ocenę pracy ministrów oraz premiera Donalda Tuska. Z ich opinii „wyłania się obraz, który nie pozostawia wątpliwości: dominującą postacią rządu jest premier – to on skupia na sobie całą uwagę”.
Jak wynika z sondażu, Donalda Tuska dobrze ocenia 41,6 proc. ankietowanych. Niewiele mniej, bo 40,9 proc. ma o nim złe zdanie. Radosław Sikorski zebrał 41,1 proc. pozytywnych opinii i 34,3 proc. negatywnych. Natomiast Adama Bodnara dobrze ocenia 40,1 proc. badanych, a źle – 34,9 proc.
„Rzeczpospolita” podkreśla, że szef rządu Donald Tusk „nie tylko nie ma rzecznika, ale też nie przykłada większej wagi np. do wspólnych konferencji prasowych ministrów i premiera – chociażby po posiedzeniach Rady Ministrów”. W kwietniu Tusk wziął udział w konferencji prasowej z ministrą rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszką Dziemianowicz-Bąk oraz wiceministrą w tym resorcie Aleksandrą Gajewską. Ale od tamtego czasu premier pojawia się przed kamerami raczej solo.
Respondenci najgorzej ocenili wicepremiera i ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza. Lider ludowców zebrał 41 proc. negatywnych i 28,9 proc. pozytywnych opinii.
Na drugim miejscu najgorzej ocenianych członków gabinetu Tuska plasuje się minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska. Źle ocenia ją 40,2 proc. ankietowanych, a dobrze – 20 proc. Minister edukacji i nauki Barbara Nowacka zebrała 37,7 proc. negatywnych ocen i 30,9 proc. pozytywnych.
„Rzeczpospolita” zauważa, że wielu ministrów w rządzie Tuska jest mało rozpoznawalnych np. Andrzej, Domański, minister finansów czy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra ds. funduszy i polityki regionalnej.
Jak ocenia dr Bartosz Rydliński z UKSW i Centrum im. Ignacego Daszyńskiego najtrudniej z rozpoznawalnością mają polityczki i politycy młodego pokolenia, szczególnie Lewicy. „Jeśli wicepremiera z poręki Nowej Lewicy Krzysztofa Gawkowskiego nie zna 17 proc. i tyle samo osób nie wie, kim jest ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, to znaczy, że obecność polskiej socjaldemokracji w rządzie Tuska jest zwyczajnie niewidoczna” – ocenił Rydliński dla „Rzeczpospolitej”.