0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

Krótko i na temat: najnowsze depesze OKO.press z Polski i ze świata

Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny

Google News

20:39 17-04-2025

Prawa autorskie: Foto Saudyjskiej Agencji Fotograficznej via AFPFoto Saudyjskiej Age...

Trump liczy na rosyjską odpowiedź „w tym tygodniu”. Ale jaką?

Sekretarz stanu USA Marco Rubio przedstawił szefowi dyplomacji Putina odpowiedź na to, co w sprawie Ukrainy od Putina przywiózł wysłannik Trumpa Witkoff

Nie wiadomo, co w niej jest. Tymczasem w Paryżu delegacja amerykańska – z Rubio, Witkoffem i Keithem Kellogiem spotykała się w sprawie Ukrainy z prezydentem Francji. Ten zaś przed i po spotkaniu rozmawiał z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, a na koniec powiedział, że „dyskusje na temat tego, jak osiągnąć zarówno zawieszenie broni, jak i pełny i trwały pokój” w Ukrainie były „pozytywne i konstruktywne”. Zadowolenie Paryża z amerykańskich propozycji potwierdził też Departament Stanu USA. W komunikacie mowa jest o tym, że Rubio przekazał Francuzom to samo, co Ławrowowi.

Następnie Trump ogłosił, że spodziewa się odpowiedzi Moskwy w sprawie zawieszenia broni w Ukrainie „w najbliższych dniach”. Nie wykluczył możliwości wprowadzenia dodatkowych środków handlowych, jeśli nie spotka się to z żadną reakcją. Ogłosił tez, że umowę o wykorzystaniu surowców Ukrainy zawrze 24 kwietnia (wcześniej Ukraińcy i Amerykanie mówili, że umowa może być podpisana nawet 17 kwietnia – nadal nie wiadomo, co w niej jest)

Premierka Włoch Giorgia Meloni, która pojechała do Trumpa do Waszyngtonu, by załagodzić napięcie z Europą, zdołała go tymczasem namówić na podróż do Rzymu „w najbliższym czasie”. Trump był z wizyty zadowolony, chwalił Meloni i obiecywał, że „na 100 procent” zawrze porozumienie w sprawie ceł z Unią Europejską. Do przekonywania Trumpa włoska polityczka użyła jego własnego hasła. Powiedziała, że chce „ponownie uczynić Zachód wielkim”. A przed podróżą do Waszyngtonu omówiła szczyt z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen.

Jaki jest kontekst?

Dyplomacja rosyjska gra na konflikt między UE a USA i wykorzystać to także w wojnie najeźdźczej w Ukrainie. Używa do tego także zbliżającej się 80. rocznicy zdobycia Berlina (twierdzi np. że „Eurofaszyzm, podobnie jak 80 lat temu, jest wspólnym wrogiem Moskwy i Waszyngtonu”.)

Moskwa obstaje też twardo przy swoich warunkach w sprawie Ukrainy: ma się ona zrzec w całości zaanektowanych przez Rosję, ale nie zdobytych w całości regionów. Aby to było możliwe, musi wyłonić władze sprzyjające Rosji. Jakakolwiek obecność wojsk zachodnich w Ukrainie jest niedopuszczalna. 17 kwietnia rzeczniczka MSZ Rosji pogroziła nowemu rządowi Niemiec, że przekazanie Ukrainie systemu Taurus będzie równoznaczne z przystąpieniem Niemiec do wojny.

Dotychczasowe zabiegi Trumpa, by na froncie w Ukrainie ogłosić choć rozejm, nie przyniosły skutków. Trump przyjmuje rosyjski punkt widzenia, powtarzając ciagle, że to Ukraina winna jest wojny, bo „z silniejszym się jej nie zaczyna” (ostatni jednak w jego retoryce zaszła delikatna zmiana: to nie Ukraina winna jest wonie, ale poprzednik na stanowisku prezydenta USA Joe Biden). Moskwa tymczasem cały czas powtarza, że nie zgadza się na zamrożenie konfliktu na linii frontu. Zaproponowała natomiast „rozejm na ostrzał obiektów energetycznych” – bo ukraiński ostrzał dronowy bardzo jej pod tym względem szkodzi. Ukraina, skoro nie ma rozejmu, ostrzału nie przerwała – jego skala jest ogromna. Wedle oficjalnych danych w ciągu jednego dnia siły rosyjskie „zestrzeliwują” ponad 200 ukraińskich dronów nad Rosją.

Putin ogłosił jednak moratorium na ostrzał obiektów energetycznych w Ukrainie. Ostrzeliwał po prostu inne cele w Ukrainie. 18 kwietnia to moratorium jednak mija i Moskwa grozi zmianą zasad wojny.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

17:17 17-04-2025

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Duda przeciwko zmianom, które miały chronić mniejszości. Odesłał nowelę kodeksu do TK

Prezydent Andrzej Duda nie podpisał nowelizacji kodeksu karnego, która miała poszerzyć katalog grup chronionych przed przestępstwami z nienawiści. Chodziło o osoby LGBT+, kobiety i osoby z niepełnosprawnościami

Co się wydarzyło?

Kancelaria Prezydenta o decyzji głowy państwa poinformowała w komunikacie z 17 kwietnia 2025 roku. Uchwaloną przez Sejm nowelę kodeksu karnego Andrzej Duda postanowił odesłać do Trybunału Konstytucyjnego w trybie tzw. kontroli prewencyjnej. Oznacza to, że podpis pod ustawą uzależnił od oceny TK ws. konstytucyjności nowych przepisów.

W zmianach chodziło o dopisanie w kodeksie nowych grup chronionych przed przestępstwami z nienawiści. Ścigane z urzędu miałyby być przestępstwa motywowane niechęcią do osób o danej orientacji seksualnej, płci, wieku czy niepełnosprawności.

Ustawa została przyjęta przez Sejm 6 marca 2025 roku, a następnie przegłosowana w Senacie. Teraz jednak ruch Andrzeja Dudy zamrozi ją lub zablokuje. Bo wątpliwe, by zdominowany przez sędziów z nadania PiS TK orzekł o zgodności tej ustawy z konstytucją. O ile w ogóle się nią zajmie.

Trybunał prowadzi szczątkową działalność, chyba że w grę wchodzą przepisy ważne dla politycznych interesów PiS. W grudniu 2024 roku rząd Koalicji 15 października wydał uchwałę, w której zobowiązał się do niepublikowania wyroków TK – m.in. ze względu na to, że zasiadają w nim tzw. dublerzy, czyli osoby nieuprawnione do orzekania. W marcu 2025 rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości UE ocenił, że polskiego Trybunału nie można uznać za "niezawisły, bezstronny i ustanowiony zgodnie z prawem sąd w rozumieniu prawa Unii”.

Uzasadnienie opublikowane na stronie prezydenta liczy aż 40 stron. Duda przekonuje, że przepisy należy skontrolować pod kątem ich zgodności z art. 54 Konstytucji, czyli swobody wyrażania poglądów.

Jaki jest kontekst?

Przypomnijmy, że nowela kodeksu, przygotowana przez resort sprawiedliwości Adama Bodnara, zakładała uzupełnienie w przepisach dotyczących trzech przestępstw motywowanych uprzedzeniami, czyli:

  • stosowania przemocy lub groźby (art. 119 kk);
  • nawoływania do nienawiści (art. 256 kk);
  • publicznego znieważenia lub naruszenia nietykalności cielesnej (art. 257 kk).

Do tej pory na podstawie tych przepisów karano sprawców, którzy dopuszczali się przestępstw na tle rasowym, narodowym, etnicznym, politycznym lub wyznaniowym. Ministerstwo zamierzało poszerzyć katalog przesłanek chronionych o:

  • orientację seksualną,
  • płeć,
  • wiek,
  • i niepełnosprawność.

Znieważanie, stosowanie gróźb i przemocy wobec osób LGBT, osób z niepełnosprawnościami czy kobiet miało być ścigane z urzędu i karane surowiej. Długo wyczekiwana nowela zmierzała do realizacji wyborczych obietnic Koalicji 15 października. Pod koniec toku prac z katalogu przesłanek usunięto „tożsamość płciową”, bo według ministerstwa miała ona wzbudzać „wątpliwości interpretacyjne”. Chodziło najpewniej o wątpliwości najbardziej konserwatywnych koalicjantów, czyli PSL.

Blokada noweli przez Andrzeja Dudę nie dziwi o tyle, że prezydent w przeszłości sam pogardliwie wypowiadał się na temat osób LGBT+.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

15:50 17-04-2025

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Duda podpisał ustawę Bodnara. Chodzi o delegacje dla sędziów

Przeciwko zmianom w ustawie o ustroju sądów powszechnych protestowali zarówno politycy PiS, jak i członkowie neo-KRS. Rząd zapowiada, że nowela poprawi transparentność procedur kadrowych w sądach

Co się wydarzyło?

Komunikat o najnowszych prezydenckich podpisach opublikowano na stronie Kancelarii Prezydenta w środę 16 kwietnia 2025. KPRP informuje, że nowela ustawy o ustroju sądów powszechnych, uchwalona przez Sejm 6 marca 2025 roku, zmienia przesłanki delegowania sędziów do pełnienia obowiązków w innych sądach. A także formy odwołania z takiej delegacji.

Zmiany wejdą w życie 14 dni po dacie ogłoszenia ustawy. Zakładają doprecyzowanie warunków delegacji – m.in. konieczność wykazania uzasadnionych potrzeb danego sądu, przydatności danego sędziego do prowadzenia spraw z zakresu, na który jest zapotrzebowanie, oraz jego generalnej oceny zawodowej i doświadczenia.

Z kolei odwołanie z delegowania orzeczniczego będzie teraz wymagało uzasadnienia decyzji przez Ministra Sprawiedliwości. Obowiązkiem będzie też podawanie do publicznej wiadomości zarówno informacji o delegacjach dla sędziów, jak i o ich odwoływaniu z delegacji. Pozostałe przepisy dotyczą dodatków dla sędziów na delegacji do sądów wyższego rzędu (obecnie dostają je tylko sędziowie delegowani do równorzędnych jednostek).

Resort sprawiedliwości zapewniał, że ustawa „poprawi przejrzystość i niezależność wymiaru sprawiedliwości”. Bo zwiększy „transparentność procedur kadrowych w wymiarze sprawiedliwości oraz zapewni dostęp do informacji o zmianach personalnych związanych z delegacjami sędziów”. Nowe dodatki ministerstwo przedstawiło jako zachętę do podejmowania wyzwań przez sędziów, co często wiąże się z pracą z dala od miejsca zamieszkania.

Ustawa ma też dostosować stan prawny w Polsce do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 2021 roku. TSUE orzekł wtedy, że działający w Polsce system wskazujący na patologie systemu delegacji dla sędziów jest dysfunkcyjny i może zagrażać niezależności sędziowskiej. Trybunał zwrócił uwagę na całkowitą arbitralność i uzależnienie od dowolnej decyzji Ministra Sprawiedliwości.

Jaki jest kontekst?

Zmiany oprotestowali politycy Prawa i Sprawiedliwości. W Sejmie razem z Konfederacją 6 marca zagłosowali przeciwko wprowadzeniu tych przepisów. Jak argumentowali? Chodziło przede wszystkim o nowe dodatki, które PiS uznał za „ordynarny skok na kasę”.

„To jest ustawa, która tworzy korpus podnóżków Bodnara, korpus sędziów wiernych Bodnarowi, wiernych władzy wykonawczej, którzy będą gotowi być delegowani do sądów. [...] Chcecie stworzyć korpus podnóżków Bodnara, sędziów na telefon, sędziów na pstryknięcie palca, którymi będziecie mogli ręcznie sterować w sądownictwie” – mówił z sejmowej mównicy Michał Woś, relacjonując stanowisku klubu PiS.

Protestowała też niekonstytucyjna Krajowa Rada Sądownictwa. Zaapelowała do Andrzeja Dudy o zawetowanie ustawy lub odesłanie jej do Trybunału Konstytucyjnego. W piśmie do prezydenta członkowie neo-KRS stwierdzili, że przepisy dotyczące dodatków dla sędziów „mogą stać się narzędziem nacisku”.

Najbardziej niepokojące dla Rady było zachowanie prerogatywy Ministra Sprawiedliwości do odwoływania sędziów z delegacji nawet z dnia na dzień (a dodanie jedynie wymogu uzasadnienia). „Taki przepis jest jawnym naruszeniem zasady niezawisłości sędziowskiej, zapisanej w art. 173 i 178 Konstytucji RP, oraz standardów międzynarodowych, w tym orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE” – pisała do prezydenta neo-KRS.

Protesty były o tyle kuriozalne, że w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy system delegacji regularnie wykorzystywał minister Zbigniew Ziobro. Karał w ten sposób nieposłusznych sędziów i nagradzał zaufanych. KRS ani rządzący PiS nie zgłaszali wtedy uwag do tego procederu.

Ustawa to mały sukces Koalicji 15 października, której jak dotąd nie udało się odwrócić naruszających praworządność „reform” sądownictwa z czasów rządów Ziobry. Kluczowym problemem pozostaje niekonstytucyjny skład KRS, ignorowany przez Andrzeja Dudę, który powołuje z jej udziałem kolejnych neosędziów. Do tego dochodzi uwiąd Trybunału Konstytucyjnego, któremu szefuje obecnie zaufany człowiek Ziobry, Bogdan Święczkowski.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

13:24 17-04-2025

Prawa autorskie: Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.plFot. Patryk Ogorzałe...

Prokuratura wszczęła dochodzenie po incydencie z Braunem w Oleśnicy

Śledczy zbadają, czy europoseł i kandydat w wyborach prezydenckich Grzegorz Braun bezprawnie pozbawił wolności i znieważył ginekolożkę Gizelę Jagielską z Oleśnicy

Co się wydarzyło?

Prokuratura wszczęła dochodzenie wokół wydarzeń w Oleśnicy (woj. dolnośląskie). Europoseł i kandydat w wyborach prezydenckich wczoraj (16 kwietnia) wdarł się do tamtejszego szpitala, by „obywatelsko zatrzymać” jedną z lekarek – Gizelę Jagielską.

Ginekolożka wykonuje legalne zabiegi aborcji. Stała się rozpoznawalna w wyniku artykułu „Gazety Wyborczej” z marca tego roku, w którym opisano przypadek aborcji w późnym stadium ciąży – w 37. tygodniu.

Znany z ultrakonserwatywnych poglądów Braun uznał, że Jagielska jest morderczynią i na tej podstawie pojawił się 16 kwietnia w Oleśnicy, by ją zatrzymać. Towarzyszył mu poseł Roman Fritz. Jagielska relacjonowała, że Braun „wtargnął do działu administracyjnego” szpitala, „zagrodził jej drogę i zamknął w pomieszczeniu administracyjnym, nie pozwalając mi wykonywać obowiązku lekarza przez ponad godzinę”. Zajściu miały towarzyszyć kierowane do lekarki wyzwiska.

Prokuratura rejonowa w Oleśnicy informuje, że w śledztwie zbada kilka wątków:

  • pozbawienia wolności lekarki „poprzez uniemożliwienie jej opuszczenia gabinetu i wykonywanie obowiązków zawodowych” (art. 189 § 1 kk);
  • naruszenia nietykalności cielesnej poprzez jej popychanie „podczas i w związku z” pełnieniem zawodu lekarza w publicznym szpitalu (art. 222 § 1 k.k.);
  • znieważenia Gizeli Jagielskiej „słowami powszechnie uznanymi za obelżywe”, podczas i w związku z pełnieniem przez nią zawodu lekarza w publicznym szpitalu (art. 226 § 1 k.k.);
  • pomówienia Jagielskiej „o takie postępowanie, które może narazić ją na utratę zaufania potrzebnego dla wykonywania zawodu lekarza” (art. 212 § 1 k.k.);
  • narażenia pacjentek na oddziale ginekologiczno-położniczym szpitala Oleśnicy „na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, poprzez uniemożliwienie Gizeli Jagielskiej opieki medycznej nad nimi” (art. 160 § 1 k.k.).

Jaki jest kontekst?

Jeszcze w dniu zajścia głos zabrał m.in. Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Tomasz Siemoniak. Napisał na platformie X, że „każdy kto grozi lekarzom i dezorganizuje pracę szpitala, poniesie surowe konsekwencje swoich czynów”. Zawiadomienie do prokuratury na zachowanie Brauna złożyła wicemarszałkini Senatu (i jego kontrkandydatka w wyborach prezydenckich) Magdalena Biejat z Nowej Lewicy.

Incydent z Braunem w Oleśnicy to pokłosie głośnego artykułu „Gazety Wyborczej”, który opisywał przerwanie ciąży w 37. tygodniu. Zabieg wykonała właśnie Gizela Jagielska. Był legalny, a decyzja o terminacji ciąży zapadła z uwagi na zagrożenie dla zdrowia fizycznego i psychicznego ciężarnej. Dramatyczną historię pani Anity, która wg doniesień „Wyborczej” tygodniami otrzymywała sprzeczne diagnozy dotyczące poważnej wady genetycznej płodu, można przeczytać tutaj.

Po publikacji artykułu Gizela Jagielska i szpital w Oleśnicy stali się przedmiotem nagonki środowisk antyaborcyjnych – ale nie tylko. Decyzję o aborcji w tak późnym stadium ciąży zdaje się kwestionować także prokuratura, która na podstawie artykułu „Wyborczej” wszczęła śledztwo w tej sprawie.

Po decyzji prokuratury kolektyw Legalna Aborcja opublikował komentarze prawników. Adwokat Jerzy Podgórski stwierdził, że jeśli zapadła w oparciu o sam fakt, że do aborcji doszło późno, to może to sugerować, „że prokurator nie zna przepisów ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”. Zdaniem prawnika może to także "wskazywać na dowolne i subiektywne nadinterpretowanie tych przepisów przez prokuratora, co dodatkowo wzmacniałoby wątpliwości dotyczące jego bezstronności”.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

11:24 17-04-2025

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Jest akt oskarżenia wobec Łukasza Mejzy. Poseł z klubu PiS stanie przed sądem

Prokuratura zakończyła śledztwo przeciwko znanemu z afer członkowi klubu PiS Łukaszowi Mejzie. Do sądu trafił akt oskarżenia obejmujący 11 zarzutów

Co się wydarzyło?

Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko posłowi z klubu Prawa i Sprawiedliwości Łukaszowi Mejzie. Śledztwo dotyczyło m.in. zatajenia informacji w oświadczeniach majątkowych. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Mejzę złożył dziennikarz Wirtualnej Polski Szymon Jadczak, który wcześniej opisywał afery związane z tym politykiem.

Jadczak doniósł prokuraturze o znaczącym braku w oświadczeniach Mejzy – posiadanym przez niego mieszkaniu. W wyniku śledztwa prokuratura postawiła Mejzie 11 zarzutów, które obejmują:

  • podanie nieprawdy lub zatajenie prawdy w siedmiu oświadczeniach majątkowych z lat 2021-2024 (zatajenie bądź wskazanie nieprawdziwych danych dotyczących stanu majątkowego – czylu przestępstwo z art. 233 § 6 kk w zw. z art. 233 § 1 kk);
  • podanie nieprawdy w trzech oświadczeniach majątkowych w związku z pełnieniem funkcji wiceministra sportu w 2021 roku (art. 14 ust 1 ustawy o ograniczeniu działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne;
  • niedopełnienie obowiązku poselskiego w zakresie zgłoszenia informacji do sejmowego Rejestru Korzyści (art. 231 § 1 kk)/

Mejza usłyszał zarzuty w grudniu 2024 roku po tym, jak zrzekł się immunitetu. Prokuratura informuje, że nie przyznał się do winy i złożył obszerne wyjaśnienia, kwestionując całą sprawę. „Według m.in. stanowiska oskarżonego rzetelność jego oświadczeń była już przedmiotem badania przez CBA, gdzie zaakceptowano jego wyjaśnienia wobec stwierdzonych nieprawidłowości, czy wątpliwości” – czytamy w komunikacie.

Śledztwo obejmowało analizę dokumentów, w tym oświadczeń Mejzy i danych z rejestrów sądowych, przesłuchania świadków oraz oględziny nieruchomości.

Jaki jest kontekst?

Poseł Łukasz Mejza to jeden z niesławnych polityków obozu Zjednoczonej Prawicy, bohater szeregu głośnych afer.

Wywodzi się z ruchu Bezpartyjnych Samorządowców. Do Sejmu kandydował po raz pierwszy w 2019 roku z listy PSL, które współpracowało z lubuskimi strukturami BS w ramach Koalicji Polskiej. Nie dostał się, ale po śmierci posłanki Jolanty Fedak w marcu 2021 objął zwolniony przez nią mandat. Został posłem niezrzeszonym, następnie przyłączył się do Partii Republikańskiej Adama Bielana, która wchodziła w skład rządu Zjednoczonej Prawicy.

W październiku 2021 roku Mejza został wiceministrem sportu, jednak w wyniku publikacji Wirtualnej Polski już w grudniu 2021 roku podał się do dymisji.

Artykuł WP pt. "Jak Łukasz Mejza postanowił zarobić na cierpieniu” dotyczył interesów Mejzy z przeszłości – działalności jego firmy Vinci NeoClinic. Spółka reklamowała się hasłem „leczymy nieuleczalne” i oferowała chorym na nowotwory, stwardnienie rozsiane, autyzm, chorobę Parkinsona i inne nieuleczalne choroby potencjalnie niebezpieczną pseudoterapię za pomocą „pluripotencjalnych komórek macierzystych”.

Kolejne doniesienia dotyczyły fikcyjnych szkoleń, na które inna firma Mejzy, „Future Wolves Łukasz Mejza”, pozyskała dotację ze środków unijnych. Po kontroli pieniądze w dużej mierze trzeba było zwracać. Następne skandale dotyczyły właśnie nieprawdziwych informacji podawanych przez polityka w oświadczeniach majątkowych.

Poza zamkniętym śledztwem w sprawie oświadczeń prokuratura nadal prowadzi postępowania dotyczące biznesów Mejzy: zarówno kliniki, jak i szkoleń.

Mimo głośnych afer Prawo i Sprawiedliwość w kampanii w 2023 roku dało Mejzie miejsce na swoich listach. Polityk otrzymał 10 162 głosy i uzyskał sejmową reelekcję. Zasiada w klubie PiS.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także: