Poza Benjaminem Netanjahu MTK chce aresztować byłego ministra obrony Izraela Jo'awa Galanta oraz lidera Hamasu Mohammeda Deifa. Chodzi o zbrodnie wojenne podczas wojny w Strefie Gazy
Ministerstwo zdrowia zapowiada projekt ustawy o ograniczeniu alkoholu na stacjach benzynowych w godzinach nocnych, od 22 do 6 rano.
"Stacje benzynowe nie są od sprzedawania alkoholu, tylko benzyny i nie mówię, że nie będzie tam tego alkoholu od razu w ogóle. Chcę wprowadzić i taki projekt kończymy już nad nim prace w ministerstwie Zdrowia o ograniczeniu alkoholu na stacjach benzynowych w godzinach nocnych, od 22 do 6 rano – stwierdziła ministra zdrowia Izabela Leszczyna w „Rozmowie Piaseckiego” TVN24.
„Uważam, że minister finansów powinien zwiększyć akcyzę na alkohol i papierosy” — stwierdziła i dodała, że nie powinno być tak, że papierosy i mocny alkohol są najtańsze w całej Europie.
Leszczyna odniosła się także do kwestii ograniczenia sprzedaży papierosów elektronicznych. "Mamy projekt, który zakazuje sprzedaży papierosów elektronicznych osobom do 18. roku życia — powiedziała. Zapowiedziała również wprowadzenie zakazu sprzedawania e-papierosów przez internet oraz ich reklamowania.
Szefowa resortu zdrowia była także pytana o stan polskiej ochrony zdrowia po ponad pół roku od objęcia rządów przez koalicję 15 października. „NFZ nie jest w najlepszej kondycji, ale plotki o jakimś dramacie są mocno przesadzone — oceniła. Dodała, że ”PiS wydrenował fundusz zapasowy, gdzie uzbierało się 20 miliardów złotych i rozdał te pieniądze w roku wyborczym".
Sondaże jasno wskazują, że w wyborach do Izby Gmin wygra znajdująca się dotychczas w opozycji Partia Pracy, a na czele rządu stanie Keir Starmer.
Jeśli zwycięży Partia Pracy, zakończy się 14-letnia era rządów konserwatystów. Będą musieli ustąpić miejsca centrolewicowemu rządowi pod przewodnictwem byłego prawnika specjalizującego się w prawach człowieka – 61-letniego Keira Starmera.
Lokale wyborcze otworzyły się w czwartek o godz. 7 czasu lokalnego (8 czasu polskiego) i będą czynne do 22 (23 czasu polskiego).
Sondaże wskazują, że Partia Pracy może liczyć na rekordowe zwycięstwo, podczas gdy Torysi mogą osiągnąć najgorszy wynik w historii. Sondażownie przewidują, że Partia Pracy zdobędzie co najmniej 430 mandatów w 650-osobowym parlamencie, przewyższając 418 mandatów uzyskanych przez Tony'ego Blaira w 1997 roku. Konserwatyści będą mieli poniżej 127 mandatów — rekordowo mało.
Partia Pracy uzyska w tych wyborach 465 mandatów w 650-osobowym parlamencie: najwięcej od drugiej wojny światowej. Torysi mieliby zadowolić się 76 deputowanymi, najmniej od założenia partii w 1834 roku".
Władzę w Wielkiej Brytanii Partia Konserwatywna przejęła w 2010 roku. Rządy po Partii Pracy przejął David Cameron, który musiał rozprawić się z kryzysem ekonomicznym w kraju i zaczął ciąć wydatki. Ale jego polityka nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Theresa May prowadziła negocjacje z parlamentem, aby przepchnąć brexit. Potem był Boris Johnson, który bawił się na imprezach, podczas gdy Brytyjczycy musieli stosować się do reguł ograniczenia społecznego podczas pandemii Covid-19. Liz Truss rządziła natomiast ledwie 49 dni. Rishi Sunak skończy niespełna dwuletnią kadencję rządów.
Brytyjczycy zastanawiają się, czy na frekwencję ma wpływ pogoda. „Wiatr i deszcz nie mogą się równać z Brytyjczykami, którzy co pięć lat biorą udział w głosowaniu. Jeśli już, to są bardziej zdeterminowani” – pisze The Guardian. Dziennik wskazuje, że od 1931 roku najbardziej deszczowe były ostatnie wybory w 2019 roku — frekwencja była wyższa (67,3%) od tej w 2001 roku (59,4%) i 2005 roku (61,4%), kiedy dzień głosowania przypadał odpowiednio w czerwcu i maju.
Wyniki sondażowe zostaną ogłoszone o godz. 22 czasu lokalnego (23 czasu polskiego).
Jak pisze AFP, jeśli prognozy okażą się trafne, Sunak odwiedzi w piątek króla Karola III, aby złożyć rezygnację ze stanowiska premiera. Wkrótce potem Starmer spotka się z monarchą, aby kierować kolejnym rządem — i zostać premierem.
Lider Partii Pracy uda się następnie na Downing Street — gdzie rezydują brytyjscy przywódcy — i wygłosi przemówienie przed dokonaniem nominacji ministrów.
Obiecał „dekadę odnowy narodowej”, ale przed nim trudne zadanie ożywienia spowolnionej gospodarki.
Media protestują przeciwko niekorzystnemu prawu autorskiemu.
Apel do polityków wraz z czarną okładką można przeczytać m.in. na stronie Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej i Wirtualnej Polski.
To jednodniowy protest, który ma wywrzeć presję na politykach, by zmienili uchwalone w Sejmie niekorzystne dla mediów przepisy prawa autorskiego i praw pokrewnych. Jeśli przejdą w obecnej formie, wydawcy będą osłabieni w negocjacjach wynagrodzeń za swoje treści z big techami (jak Google, Meta) – pisze portal wirtualnemedia.pl.
Jak tłumaczy Michał Szadkowski dla Newsweeka, wielkie platformy technologiczne przechwytują więcej udziału wydawców cyfrowych w rynku reklamowym (od 40-65 proc. rynku). Jeśli w ustawie nic się nie zmieni, polskie media będą osłabione, zaczną się zwolnienia dziennikarzy i „coraz mniej będzie publikowanych form, takich jak dziennikarstwo śledcze, reportaż czy publicystyka”.
Zmiany są podyktowane wdrożeniem do prawa polskiego dwóch dyrektyw Unii Europejskiej dotyczących prawa autorskiego. Termin ich implementacji upłynął trzy lata temu, czyli 7 czerwca 2021 roku, a za opóźnienie grożą Polsce wysokie kary.
Polska jest ostatnim krajem Unii Europejskiej, który nie wdrożył tych dyrektyw. Jak pisaliśmy w OKO.press, Komisja Europejska skierowała sprawę bezczynności Polski do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Co ciekawe, ustawa miała być jednym z trzech pierwszych projektów rządowych w tej kadencji. Spełnienie postulatu filmowców zapowiadał już w lutym 2024 były minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz.
W zeszłym tygodniu Sejm uchwalił nowelizację ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, która wdraża do polskiego porządku prawnego dwie dyrektywy UE. Za ustawą opowiedziało się 417 posłów, ale odrzucone zostały poprawki zgłoszone przez Lewicę, które miały zabezpieczać interesy dziennikarzy i wydawców prasy. Nad ustawą pracować ma teraz Senat.
„To ostatni moment na wprowadzenie do nowelizacji przepisów, które pomogą mediom w rozmowach z gigantami technologicznymi. Tym samym – mogą poprawić pogarszającą się sytuację ekonomiczną wydawców i uratować miejsca pracy dziennikarzy” – czytamy na portalu wirutalnemedia.pl.
W całej swojej także niedawnej historii media stały na straży wolności, demokracji, obywatelskiego prawa do debaty publicznej, prawdy i odpowiedzialności za słowo. W interesie Polski jest, by to się nie zmieniło.
Niestety, musimy mierzyć się z groźbą, jaką jest dominacja globalnych gigantów technologicznych na rynku polskich mediów. To organizacje niezwykle potężne i wpływowe.
Wskutek szybkiego rozwoju przejęły lwią część środków reklamowych finansujących dotąd polskie media. Bezkarnie i nieodpłatnie wykorzystują tworzone przez nas treści, a zyski przekazują za granicę.
Dlatego, by przetrwać, musimy mieć wsparcie demokratycznego państwa. Tego samego, którego zawsze z tą samą pasją bronimy. Niestety, po raz kolejny państwo w tej roli się nie sprawdza.
Podczas uchwalania przepisów o prawie autorskim w świecie cyfrowym kompletnie zlekceważono nasze postulaty. A o wiele nie zabiegaliśmy.
Oczekiwaliśmy wprowadzenia instrumentów mediacji między platformami i wydawcami w przypadku sporu o należne nam tantiemy, sprawiedliwej rekompensaty za ekspozycję naszych treści w sieci oraz ochrony przed ich kopiowaniem.
To były nasze główne postulaty, kompletnie zignorowane przez MKiDN i Sejm.
Sprawy, o których piszemy, są kluczowe dla polskich mediów, ambitnego dziennikarstwa i rzetelnej debaty o sprawach publicznych.
Niechęć rządzących do zajęcia się tym problemem świadczy o braku odpowiedzialności i krótkowzroczności. Dziś nie jest jeszcze za późno.
Apelujemy do władzy, do posłów i senatorów wszystkich opcji politycznych, by wysłuchali naszych racji i poprawili szkodliwe prawo.
Oddanie tych obszarów w całości globalnym graczom technologicznym nie tylko poważnie zuboży nas jako społeczeństwo, ale może też zagrozić demokracji, jaką znamy. Nie wolno do tego dopuścić. Politycy – zróbcie coś nie tylko dla zagranicznych gigantów technologicznych, ale też dla Polski, Polek i Polaków!
Polscy wydawcy, redakcje i dziennikarze
Coraz bliżej do odebrania immunitetu Marcinowi Romanowskiemu – zgodziła się na to sejmowa komisja. We Francji pakt, który może pokrzyżować plany Marine Le Pen. W Małopolsce nadal polityczny chaos.
Komisja regulaminowa rozpatrzyła w środę wniosek prokuratury w związku z badaną przez śledczych aferą Funduszu Sprawiedliwości. Prokuratora Krajowa chce, by były wiceminister sprawiedliwości odpowiedział za 11 zarzutów, w tym za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która mogła wyprowadzić z Funduszu aż 12 mln złotych.
„Komisja przedłoży Sejmowi propozycję przyjęcia wniosku Prokuratury Krajowej o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej posła Marcina Romanowskiego w zakresie wszystkich 11 zarzutów” – mówił przewodniczący komisji Jarosław Urbaniak (KO). Prokuratura poinformowała, że Romanowskiego obciążają przede wszystkim zeznania byłego dyrektora w Funduszu Sprawiedliwości, Tomasza M.
„Tomasz M. przedstawił na poparcie swoich wyjaśnień szereg dowodów o charakterze materialnym. Są to gromadzone przez niego, przez okres kilku lat, zapisy rozmów. Są to zapisy korespondencji elektronicznej, są to materiały audio, nagrania. Trudno w tej sytuacji twierdzić, że wyjaśnienia Tomasza M. nie znajdują wsparcia i potwierdzenia w dowodach rzeczowych” – mówił prokurator Piotr Woźniak. „I z tego typu dowodów materialnych wprost wynika, że wyjaśnienia Tomasza M. – na obecnym etapie oczywiście – należy uznać za w pełni wiarygodne” – podkreślił przedstawiciel Prokuratury Krajowej.
Wspólna akcja Nowego Frontu Ludowego, czyli lewicowej koalicji, oraz Sojuszu Razem prezydenta Emmanuela Macrona może powstrzymać zwycięstwo skrajnej prawicy w wyborach parlamentarnych we Francji – donosi Le Monde.
Ze startu w drugiej turze francuskich wyborów parlamentarnych zrezygnowało już 221 kandydatów – donosi francuski dziennik. Tym samym liczba okręgów, w których zetrze się trzech kandydatów w drugiej turze zmalała z 306 do 94, a liczba tych, w których zetrze się dwójka kandydatów, wzrosła z 190 do 405.
Starcie między dwójką kandydatów daje większe szanse na to, że uda się pokonać skrajną prawicę.
Niedopuszczenie do władzy Zjednoczenia Narodowego, które wygrało pierwszą turę wyborów we Francji, to główny cel wspólnej akcji sojuszu prezydenta Macrona i lewicowej opozycji. Jak donosi Le Monde, kandydaci lewicy mocniej wzięli sobie do serca wspólny plan i zrezygnowali w większej liczbie okręgów niż kandydaci sojuszu prezydenta Macrona.
Lewica wycofała w sumie już 129 z 415 kandydatów zakwalifikowanych do drugiej rundy. Z wyścigu wycofało się też 81 kandydatów Sojuszu Razem.
„Dla pewnego rodzaju ludzi, dla których udział w działalności politycznej, to tylko i wyłącznie poszukiwanie własnych interesów, musi być czas przeszły w naszej partii” – stwierdził Jarosław Kaczyński, lider PiS.
Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński odniósł się w ten sposób do problemów swojej partii w Małopolsce. Tamtejszy Sejmik, mimo większości PiS, nie może zgodzić się co do obsady stanowiska marszałka województwa. Wszystko przez rozłam w ugrupowaniu. We wtorek podjęto piątą próbę, a o marszałkowski fotel walczyli zawieszony w prawach członka PiS radny Piotr Ćwik i poseł Łukasz Kmita. Żaden z nich nie zyskał wymaganej większości głosów. Kolejne głosowanie zaplanowano na czwartek, na godzinę 18:00. Termin wyboru marszałka mija w poniedziałek. Do tego czasu Sejmik będzie zbierał się do skutku, póki nie wyłoni osoby na to stanowisko.
„Ja przede wszystkim mam taki pomysł, żeby ludzi, którzy w takiej sytuacji, którą tutaj przed chwilą opisałem, która grozi już nie partii, ale Polsce po prostu wyeliminować z partii. Po prostu dla pewnego rodzaju ludzi, dla których udział w działalności politycznej, to tylko i wyłącznie poszukiwanie własnych interesów, musi być czas przeszły w naszej partii. Nie ma co ukrywać, że tacy ludzie u nas też byli, ale chcę tutaj podkreślić ten czas przeszły” – dodał prezes PiS, rozczarowany kolejnym odrzuceniem kandydatury rekomendowanego przez siebie Kmity.
Nie mieliśmy wyjścia – przekonuje zarząd, co nie zadowala jednak związkowców. W PKP Cargo nadszedł czas masowych zwolnień.
W ramach grupowych zwolnień pracę straci ponad 4 tys. osób. To 30 proc. osób zatrudnionych w państwowej spółce realizującej przewozy towarowe. Zarząd PKP Cargo tłumaczy, że od cięć nie było ucieczki. Nowe szefostwo firmy zastało ją w fatalnej kondycji finansowej. Zaległości wobec wierzycieli są potężne – na koniec 2023 roku wynosiły 4,6 mld złotych, z czego 2 mld to koszty obsługi długu. Na domiar złego PKP Cargo straciło pozycję na rynku na rzecz konkurencji.
„Główna przyczyna dramatycznej kondycji PKP CARGO S.A. to złe zarządzanie w ostatnich latach. Pomimo utraty rynku i kontraktów, spadających realnych przychodów, rosły koszty i wynagrodzenia, inwestowano i wydawano pieniądze, których Spółka nie miała. Istotnie zmalał też udział w rynku mierzony pracą przewozową (liczba przejechanych km) – z niemal 60% w 2013 roku do mniej niż 30 proc. w I kwartale 2024 roku. Udział w rynku liczony masą towarową spadł z 49 proc. w 2013 roku do 30 proc. w I kwartale 2024 roku” – wyjaśnia kierownictwo spółki.
Na działaniem zarządu ręce załamują kolejowe związki. PKP Cargo to spółka o dużym znaczeniu dla państwa, przewożąca między innymi surowce energetyczne i inne niezbędne dla funkcjonowania kraju towary – twierdzą ich członkowie.
„Chcemy wiedzieć, jak zarząd planuje dostosować strukturę spółki, procesy, aby zdobywała kontrakty, ponieważ na razie jedyne działania zarządu dotyczą oszczędności na pracownikach” – mówił Polskiej Agencji Prasowej Leszek Miętek, szef Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych.
Rządy Polski i Niemiec powinny zmienić umowę w sprawie odry, inaczej szykuje się powtórka kryzysu sprzed dwóch lat – przekonują społecznicy.
Aktywiści z obu stron granicy zaapelowali do swoich rządów o zmianę międzynarodowej umowy, która wciąż zagraża Odrze. Została podpisana w 2015 roku i zakłada regulację i użeglownienie rzeki. Dążenie do tego celu przyczyniło się do katastrofy na Odrze w 2022 roku. Działacze ostrzegają też przed powtórką wydarzeń sprzed dwóch lat, do czego przyczynić się mogą wciąż trwające zrzuty zanieczyszczeń do rzeki i jej dopływów. Zwracają też uwagę na wyrok Sądu Administracyjnego, który nakazał wstrzymanie robót regulacyjnych na rzece, uwzględniając skargę ekologów na ich kontynuowanie.
Jak podkreślają osoby podpisane pod listem, dalsze roboty na Odrze:
Aktywiści przekonują, że dążenie do ułatwienia żeglugi na Odrze nie ma uzasadnienia ekonomicznego, bo niski poziom wody nie pozwala na kursowanie większości dużych jednostek, a sama żegluga śródlądowa traci na znaczeniu. Jak dodają, inwestycje mogą zagrażać turystyce w Polsce i Niemczech, a także planowanemu polskiemu i istniejącemu niemieckiemu Parkowi Narodowemu Doliny Dolnej Odry.
„Warunki porozumienia w sprawie drogi wodnej zmieniły się zasadniczo od 2015 r. z powodu kryzysu klimatycznego i katastrofy na Odrze w sierpniu 2022 r. W tym kontekście wzywamy oba rządy do zawieszenia realizacji umowy ze skutkiem natychmiastowym i do jej gruntownego przeglądu w tym kontekście” – piszą sygnatariusze listu, pod którym podpisali się między innymi członkowie niemieckiego Bundu i polskiej Fundacji Ekorozwoju.