W związku z afera Funduszu Sprawiedliwości policja ma doprowadzić byłego zastępcę Zbigniewa Ziobry Marcina Romanowskiego do aresztu tymczasowego – na razie jednak nie ustaliła jego pobytu. W sprawie tej samej afery Kaczyński zeznawał w prokuraturze
Rzeczniczka rosyjskiego MSZ poinformowała, że Kreml „już dawno temu” wpisał amerykańską bazę w Redzikowie na listę „priorytetowych celów potencjalnego zniszczenia”. To kolejne takie groźby ze strony Rosji
W czwartek 21 listopada rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa oświadczyła, że uruchomienie amerykańskiej bazy wojskowej w Redzikowie „to kolejny jawnie prowokacyjny krok”, który „wpisuje się w wieloletnią destrukcyjną praktykę przybliżania infrastruktury wojskowej NATO do granic rosyjskich”. Oskarżyła USA o „projektowanie swojej potęgi” na obszarach oddalonych od amerykańskiego terytorium. Czego celem ma być „wywarcie presji na Rosję i niektóre inne państwa dysponujące bronią jądrową”.
Według rosyjskiego MSZ prowadzi to do „narastania ryzyka strategicznego” i w rezultacie do „podwyższenia ogólnego poziomu zagrożenia nuklearnego”. A zatem Rosja nie miała wyboru i „już dawno temu” wpisała Redzikowo na listę „priorytetowych celów potencjalnego zniszczenia, które w razie potrzeby można przeprowadzić przy użyciu szerokiej gamy zaawansowanej broni”.
Na słowa Zacharowej odpowiedział rzecznik polskiego MSZ Paweł Wroński. Podkreślił, że instalacja w Redzikowie ma wyłącznie charakter obronny i że nie ma w niej broni jądrowej. Dodał, że
powracające groźby ze strony Rosji zmuszą NATO do wzmocnienia obrony przeciwlotniczej wschodniej flanki.
„To, co jest zgodne z tą wypowiedzią, jest to, że groźby rosyjskie pojawiają się od dłuższego czasu i oparte są na niewłaściwych przesłankach i twierdzeniach, że w tym miejscu są rakiety jądrowe, co jest absurdem” – powiedział Wroński.
Amerykańska baza antyrakietowa w miejscowości Redzikowo w woj. pomorskim to pierwsza stała instalacja armii USA w Polsce. Otwarto ją uroczyście 13 listopada, po wieloletnich opóźnieniach. Inicjatorem powstania bazy był republikański prezydent George W. Bush, budowę w Redzikowie rozpoczęto za prezydentury Baracka Obamy, w 2016 roku.
Baza jest częścią Aegis Ashore, czyli lądowej części morskiego systemu antybalistycznego USA, ale także elementem systemem obrony przeciwrakietowej europejskich członków NATO. To amerykański wkład w obronność Sojuszu w Europie. Baza należy do Marynarki Wojennej USA i podlega dowództwu sił amerykańskich w Europie – USEUCOM. Elementami tarczy są także instalacje w Rumunii, baza marynarki wojennej w Hiszpanii oraz radar wczesnego ostrzegania w Turcji.
„Umowa zakłada, że elementy tarczy rakietowej chronią nie tylko Stany Zjednoczone, ale także Polskę. Dzięki niej po raz pierwszy pojawiły się u nas amerykańskie wyrzutnie Patriot, a następnie samoloty F-16 zaczęły patrolować polskie niebo” – mówił podczas otwarcia Redzikowa minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Wypowiedzi rosyjskiego MSZ należy czytać w kontekście rosnącego dyplomatycznego napięcia wokół wojny w Ukrainie. W tym tygodniu prezydent USA Joe Biden zezwolił Ukrainie na wykorzystanie amerykańskich pocisków do ataków na terytorium Rosji. Wg ostatnich doniesień Rosja miała dziś w nocy użyć do ataku na Ukrainę międzykontynentalnego pocisku dalekiego zasięgu, zdolnego do przenoszenia głowic jądrowych (ale bez takich głowic).
Trwa dyplomatyczne przeciąganie liny między Rosją a Ukrainą i jej sojusznikami powrotem Donalda Trumpa do Białego Domu. Prezydent-elekt wielokrotnie zapewniał, że jak tylko wróci do władzy, ekspresowo zakończy wojnę. Obie strony obawiają się, że będzie naciskał na terytorialne ustępstwa.
O ataku z wykorzystaniem tego rodzaju pocisku poinformowała w czwartek rano ukraińska obrona powietrzna
O rosyjskim ataku z wykorzystaniem międzykontynentalnego pocisku balistycznego (ICBM) poinformowała w czwartkowy poranek agencja Reuters, powołując się na informacje ze strony ukraińskiej. Chodzi o pocisk RS-26 Rubież, który wystrzelono z obwodu astrachańskiego w Rosji.
To byłby pierwszy przypadek wykorzystania takiej broni przez Rosję od początku wojny w Ukrainie. Międzykontynentalne pociski balistyczne to broń dalekiego zasięgu, zdolna do przenoszenia głowic jądrowych na tysiące kilometrów. Są ważnym elementem rosyjskiej doktryny odstraszania. W dzisiejszym ataku wykorzystana miała zostać głowica konwencjonalna.
W komunikacie ukraińskiego wojska nie podano, co było celem tego konkretnego pocisku i jakie szkody wyrządził. Ataku nie komentuje też strona rosyjska.
Gubernator obwodu dniepropietrowskiego Serhij Łysak poinformował natomiast, że rosyjski ostrzał uszkodził zakład przemysłowy i spowodował pożar w mieście Dniepr. Dwie osoby zostały ranne. Poza pociskiem ICBM Rosja przeprowadziła na obwód dniepropietrowski atak z wykorzystaniem pocisku hipersonicznego Kindżał oraz siedmiu pocisków manewrujących Ch-101, spośród których sześć zostało zestrzelonych. Pociski początkowo leciały w stronę Kijowa, zostały jednak przekierowane w stronę Dniepru.
Alarmy przeciwlotnicze rozległy się w nocy ze środy na czwartek także w zachodniej części Ukrainy, w obwodach lwowskim i wołyńskim. Zareagowało na to polskie wojsko.
W komunikacie opublikowanym przed godz. 7:00 Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że „rozpoczęło się operowanie w naszej przestrzeni powietrznej polskich i sojuszniczych statków powietrznych”.
Rosyjska agresja na Ukrainę trwa już ponad 1000 dni, a sytuacja jest coraz bardziej napięta.
Anonimowe źródła cytowane przez Reuters podają, że w środę Ukraina wystrzeliła w kierunku rosyjskiego obwodu kurskiego brytyjskie pociski manewrujące Strom Shadow. Informacji tych nie potwierdził jednak sztab generalny ukraińskiej armii, brak także jakiejkolwiek reakcji Rosji.
We wtorek Ukraińcy wykorzystali do ataku na rosyjskie terytorium amerykańskie pociski ATACMS. Na taki ruch wyraził zgodę prezydent USA Joe Biden, który za dwa miesiące przekaże miejsce w Białym Domu Donaldowi Trumpowi. Trump wielokrotnie krytykował amerykańską pomoc dla Ukrainy i zapowiadał, że jako prezydent ekspresowo zakończy wojnę – choć nie sprecyzował w jaki sposób.
Wygląda na to, że sojusznicy Ukrainy starają się jej pomóc uzyskać jak najmocniejszą pozycję przed ew. rozmowami pokojowymi, do których może dojść z inicjatywy Trumpa.
W odpowiedzi na decyzję Joe Bidena, zezwalającą Ukrainie na wykorzystanie amerykańskich pocisków do ataku na Rosję, Władimir Putin zaktualizował we wtorek 19 listopada doktrynę nuklearną Rosji. Stanowi ona, że podstawą ataku nuklearnego może być „agresja na Federację Rosyjską i jej sojuszników ze strony dowolnego państwa niejądrowego przy wsparciu państwa nuklearnego”, a także masowy atak powietrzny środkami niejądrowymi, w tym dronami.
Ruch ten miał być ostrzeżeniem dla Ukrainy i jej sojuszników.
Ile jest zasadniczych i potrzebnych zmian, a ile pomysłów ryzykownych i populistycznych? Co idzie pełną parą, a co raczej brzmi jak gwizdek? – takie pytanie zada dziś Ruch SOS dla Edukacji. Wśród odpowiadających Barbara Nowacka
W swoim czwartym już Szczycie dla Edukacji o nazwie „Pełną parą czy para w gwizdek?” ruch społeczny SOS dla Edukacji postawi 21 listopada gościniom i gościom, w tym ministrze Barbarze Nowackiej, pytanie, jak przebiega reforma edukacji wyzwolonej z ideologicznych okowów z czasów Przemysława Czarnka.
OKO.press będzie transmitować na swoim FB pierwszą część Szczytu w czwartek 21 listopada, od godz. 10.00. Warto popatrzeć i posłuchać.
Na warszawskim Szczycie pojawią się kluczowe pytania:
SOS to sieć 70 społecznych organizacji, które od jesieni 2020 broniły edukacji przed deformą PiS (pod hasłem Wolna Szkoła), a jednocześnie nadawały ton w projektowaniu zmian. W 2022 r. ruch opracował swoją „biblię”, czyli Obywatelski Pakt dla Edukacji, który poza organizacjami wsparły nauczycielskie związki zawodowe, korporacje samorządowe, a także wszystkie prodemokratyczne partie polityczne. Podpisy ówczesnej opozycji zyskało także “Nowe otwarcie. 10 rozwiązań na pierwsze 100 dni”, które po wyborach 2023 roku jest częściowo realizowane (podwyżki dla nauczycieli, odpartyjnienie kuratoriów, początek prac nad reformą podstaw programowych i ustawą o prawach uczniowskich), ale bez zasadniczego uspołecznienia reformy w formie apolitycznej Komisji Edukacji Narodowej.
Wiosną 2024 po Szczycie nr 3 eksperci SOS dla Edukacji opracowali rekomendacje dla nowej podstawy programowej. Ruch postuluje budowanie procesu nauczania i uczenia się wokół tzw. kompetencji kluczowych, w tym przekrojowych, niezbędnych dziś młodym ludziom w dalszej nauce i to przez całe życie (long-life learning).
"Od początku w SOS dla Edukacji domagaliśmy się przemyślanych zmian, a po wyborach 2023 zgłaszamy gotowość współpracy z władzami oświatowymi. Nadal jesteśmy zdeterminowani, by działać na rzecz nowego otwarcia w polskiej szkole, choć część organizacji ma poczucie, że ta współpraca jest czasem trudniejsza, niż się spodziewaliśmy. Nie tracimy nadziei, że nowe polityki edukacyjne mogą powstawać w sposób partycypacyjny.
Publikujemy stanowiska krytyczne wobec niektórych działań (np. w sprawie prac domowych), zwracamy uwagę na potrzebę stworzenia strategii polskiej edukacji oraz realistycznego harmonogramu zmian, w którym będzie miejsce na zaangażowanie wszystkich interesariuszy, w tym zwłaszcza nauczycieli. Nadal wierzymy, że władze publiczne chcą usłyszeć głos strony społecznej, a także środowisk nauczycielskich i uczniowskich. Chcemy szkoły nowoczesnej, demokratycznej, przyjaznej dla uczniów i uczennic, ich rodziców i nauczycielek. Takiej, do której chce się chodzić. Która motywuje do nauki i przygotowuje do życia w skomplikowanym świecie XXI wieku" – deklarują Alicja Pacewicz i Karolina Prus-Wirzbicka, główne organizatorki Szczytu.
Więcej o szczycie na stronie SOS dla Edukacji
O edukacji napisaliśmy setki tekstów. Oto kilka z nich:
„Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa” – napisał na portalu X premier Donald Tusk, zapowiadając swój udział w szczycie.
Donald Tusk po środowej (20 listopada) rozmowie z Wołodymyrem Zełeńskim ogłosił, że Polska weźmie udział w szczycie w szwedzkim mieście Harpsund. Spotkają się tam przedstawiciele państw skandynawskich — Szwecji, Norwegii, Danii, Islandii i Finlandii, a także państw bałtyckich (Litwa, Łotwa i Estonia), które wspólnie tworzą tzw. format NB8.
Gospodarzem spotkania w Harpsund będzie premier Szwecji Ulf Kristersson. Wśród tematów rozmów zaplanowano m.in. relacje między Europą a USA, bezpieczeństwo regionu Morza Bałtyckiego oraz wsparcie dla Ukrainy. Kristersson i Tusk mają podpisać także strategiczne partnerstwo między Szwecją a Polską.
Szczyt odbędzie się 27 i 28 listopada.
Podczas dzisiejszej rozmowy Tuska z Zełeńskim politycy rozmawiali o nowych pakietach wsparcia obronnego dla Kijowa, a także o ukraińskich oczekiwaniach związanych z polską prezydencją w Unii Europejskiej.
„Odbyłem rozmowę telefoniczną z premierem Polski Donaldem Tuskiem. Podziękowałem narodowi polskiemu za jego solidarność z Ukrainą od pierwszych dni pełnoskalowej inwazji, a premierowi za jego osobistą, zasadniczą reakcję na ostatnie rosyjskie ostrzały i próby zakończenia politycznej izolacji rosyjskiego dyktatora Putina” – napisał prezydent Ukrainy po rozmowie z Tuskiem. „Premier poinformował, że jego kraj przygotowuje 45. pakiet wsparcia do transferu i rozpoczął już prace nad kolejnym pakietem obronnym” – dodał.
Wsparcie dla Ukrainy ma być jednym z najważniejszych tematów szczytu w Szwecji. Donald Tusk poinformował na X o swojej rozmowie z Zełeńskim i przy okazji zapowiedział udział w spotkaniu krajów skandynawskich i bałtyckich. „Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa” – dodał.
W sprawie systemu ustalania obwodów łowieckich interweniował rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek. Poproszona o komentarz ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska odpowiada: „Obecny stan prawny budzi istotne wątpliwości”.
Ministerstwo klimatu do prac nad reformą łowiectwa zaprosiło dwie grupy: społeczną i łowiecką. Po stronie społecznej zasiadają naukowcy zajmujący się ochroną przyrody i dobrostanem zwierząt, a także aktywiści. Po drugiej stronie: naukowcy specjalizujący się w łowiectwie oraz myśliwi.
Jak zapowiada ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska, elementem tej reformy będzie zmiana w systemie ustalania obwodów łowieckich. „Zwiększenie poziomu ochrony prawa własności oraz skuteczne informowanie właścicieli nieruchomości o polowaniach mają stać się w założeniu przedmiotem planowanej nowelizacji ustawy (...) Prawo łowieckie” – napisała w odpowiedzi do rzecznika praw obywatelskich Marcina Wiącka, który jako zwrócił uwagę na problem.
Obwody łowieckie, według prawa łowieckiego, wyznacza sejmik województwa „w drodze uchwały, stanowiącej akt prawa miejscowego”. Takie obwody są wyznaczone w całej Polsce, na terenach leśnych i polnych – nie tylko państwowych, ale również prywatnych. I to właśnie o prywatne działki toczy się spór.
W 2014 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis, który pozwala na ustalanie obwodów łowieckich, jest niekonstytucyjny. „Nie dawał możliwości właścicielom prywatnych terenów, żeby zgłosić sprzeciw wobec tego, że ich tereny są obejmowane obwodem” – wyjaśniał w OKO.press Krzysztof Wychowałek z Ośrodka Działań Ekologicznych „Źródła”. Dzięki wyrokowi TK pojawiła się możliwość zaskarżania aktów miejscowych. Kolejną zmianę wprowadzono cztery lata później, w ramach nowelizacji prawa łowieckiego. Dodano właścicielom gruntów prawo do zgłaszania uwag podczas uchwalania nowych obwodów łowieckich.
"Kiedy sejmik wojewódzki zajmuje się uchwalaniem nowych obwodów, właściciele mają 20 dni na zgłaszanie uwag. To małe okienko czasowe, a informacja o nim pojawia się jedynie na BIP-ie sejmiku województwa, nikt z właścicieli nie uprzedza. W 2020 roku zgłoszono w całej Polsce ponad 500 takich uwag. Żadna z nich nie została uwzględniona” – mówił nam Krzysztof Wychowałek. Właściciele gruntów, jeśli nie zdążą zgłosić swoich uwag podczas krótkich konsultacji, tracą na 10 lat możliwość wyłączenia swojej działki z polowań.
Kolejnym elementem, który dał więcej szans właścicielom gruntów, był wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie ustalania obwodów łowieckich. Dał on możliwość złożenia oświadczenia o zakazie polowania na swoim terenie. To również jest obarczone wieloma problemami — m.in. tym, że takie oświadczenie trzeba zgłaszać osobiście w starostwie, a także tym, że myśliwi nadal mogą wchodzić na nieruchomość i np. wysypywać paszę dla zwierząt.
Hennig-Kloska wskazuje, że „obecny stan prawny budzi istotne wątpliwości z perspektywy konstytucyjnej możliwości ograniczania prawa własności prywatnej, które musi mieć charakter proporcjonalny, co wynika z Konstytucji RP. Uprawnienie właścicieli nieruchomości do partycypacji w procedurze tworzenia obwodów łowieckich ma w zaś w istocie charakter iluzoryczny. Wynika to z tego, że jest ono w pełni zależne od całkowicie uznaniowej decyzji marszałka województwa lub sejmiku, która ponadto nie podlega kontroli sądowej”.
To wymaga — pisze ministra klimatu – „wprowadzenia zmian i przewidzenia realnych mechanizmów ochrony własności właścicieli nieruchomości”.
Hennig-Kloska zapowiada zmiany w prawie łowieckim w odpowiedzi na interwencję rzecznika praw obywatelskich Marcina Wiącka. RPO w sierpniu wskazywał, że:
Polski Związek Łowiecki odpowiedział na te uwagi, że „postulat wyłączania nieruchomości z obwodów przez właścicieli nieruchomości oraz informowania o polowaniach indywidualnych jest jednym z postulatów ruchów antyłowieckich i w tym kontekście należy rozpatrywać działanie Rzecznika Praw Obywatelskich (a nie jako próba obrony praw właścicieli nieruchomości)”.