0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

Krótko i na temat: najnowsze depesze OKO.press z Polski i ze świata

Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny

Google News

10:47 12-01-2025

Prawa autorskie: Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Robert Kowalews...

Atak zimy w Polsce. Trudne warunki na drogach, cofka na Bałtyku

Po przetoczeniu się przez Europę atak zimy dotarł do Polski. IMGW ostrzega przed opadami śniegu i marznącego deszczu. W górach prognozowane są śnieżyce, a nad morzem silny wiatr, który może spowodować tzw. cofkę na Bałtyku.

Co się wydarzyło?

Od wczoraj w całym kraju sypie śnieg. Jak informuje IMGW, nad Polską nadal będzie utrzymywać się polarna morska masa powietrza. Temperatura oscyluje jednak wokół 0 stopni Celsjusza, co może prowadzić do trudnych warunków na drogach.

IMGW wydawało ostrzeżenia przed oblodzeniami i marznącymi opadami dla całego kraju. Alerty obowiązują przez całą niedzielę aż do poniedziałku 13 stycznia rano.

W górach prognozowane są śnieżyce. Obecnie pokrywa śnieżna na Śnieżce wynosi 70 cm, a na Kasprowych Wierchu 65 cm. Poza górami najwięcej śniegu spadło w Częstochowie – 16 cm.

Nad morzem silnie wieje. Wzdłuż całego wybrzeża wydano alerty hydrologiczne. Wezbranie wód ponad stany alarmowe może spowodować tzw. cofka na Bałtyku. Jej skutki widać już m.in. w porcie w Łebie. Silny wiatr wtłacza morską wodę do kanału portowego.

Obecną sytuację w łebskim porcie pokazał w mediach społecznościowych Sebastian Kluska, dyrektor Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa:

Z podtopieniami spowodowanymi cofką walczą nadmorskie miejscowości na całym Wybrzeżu – od Świnoujścia przez Dziwnów, Rowy aż po Łebę.

Jaki jest kontekst?

Z początkiem nowego roku zima zaatakowała Europę. Z powodu opadów śniegu i oblodzenia w sobotę 4 stycznia zamknięto lotnisko w Bristolu i Manchesterze. Wiele dróg w Wielkiej Brytanii było nieprzejezdnych, pociągi kursowały z zakłóceniami, a kilkadziesiąt tysięcy gospodarstw domowych nie miało prądu.

Z powodu trudnych warunków pogodowych w poniedziałek 6 stycznia lotnisko we Frankfurcie odwołało 176 lotów, a holenderskie lotnisko w Schiphol w Amsterdamie 376 lotów.

W Skandynawii padały z kolei rekordy temperatury – Szwecja i Finlandia zmagały się z mrozami sięgającymi -40 stopni Celsjusza. Atak zimy zmusił nawet armatorów do zawieszenia niektórych połączeń promowych.

Podczas gdy w Europie szaleje zima, po drugiej stronie globu nie ustają ekstremalne pożary.

W aglomeracji Los Angeles ogień pochłonął już ok. 12 tys. budynków na obszarze wielkości San Francisco. Potwierdzono śmierć 16 osób. Służby podkreślają jednak, że liczba ta może wzrosnąć, bo dopiero przeszukiwane są zgliszcza.

Klimatolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego, którego cytuje RMF FM, przewiduje, że w najbliższych dniach pogoda będzie sprzyjać rozprzestrzenianiu się pożarów w okolicy Los Angeles. ”To jeszcze się nie skończyło” – ostrzega Daniel Swain.

Inne teksty OKO.press na podobny temat:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

17:30 11-01-2025

Prawa autorskie: Fot. Marcin Stępień / Agencja Wyborcza.plFot. Marcin Stępień ...

Powstaje nowe stowarzyszenie polityczne na lewicy, założycielką m.in. Magdalena Biejat

Polityczki, które w październiku 2024 zdecydowały o opuszczeniu partii Razem, powołały do życia nowe stowarzyszenie polityczne. „Wspólne jutro” ma jednoczyć tych, którym bliska jest prawdziwie progresywna agenda.

Co się wydarzyło?

Wicemarszałkini Senatu Magdalena Biejat, senatorka Anna Górska oraz posłanki Joanna Wicha, Dorota Olko i Daria Gosek-Popiołek w sobotę 11 stycznia ogłosiły powołanie nowego stowarzyszenia politycznego „Wspólne jutro”.

Stowarzyszenie ma być „otwarte na wszystkich, którzy wierzą w bardziej sprawiedliwą, lepszą Polskę i samorząd”, a jego misją ma być „działanie na rzecz bardziej wspólnotowego, solidarnego i ambitnego państwa”.

Prezeską stowarzyszenia została posłanka Daria Gosek-Popiołek z klubu Lewicy, a wiceprezeską radna miasta stołecznego Warszawy Martyna Jałoszyńska.

„Wierzymy w Polskę, która jest krajem stawiające sobie ambitne cele, która zarówno troszczy się o klimat, jak i prawa człowieka” – mówiła Gosek-Popiołek podczas konferencji inauguracyjnej pod Kolumną Zygmunta przy pl. Zamkowym w Warszawie.

Wiceprezeska stowarzyszenia Martyna Jałoszyńska tłumaczyła, skąd decyzja o tym, by powołać stowarzyszenie, a nie partię polityczną.

„Lewica powinna szukać nowych sposobów działania, a nie dzielić się na kolejne mniejsze podmioty (...). Stowarzyszenie daje nam możliwość nawiązania szerokich współpracy i wyjścia trochę poza działalność polityczną. Myślimy o działalności badawczej, edukacyjnej i społecznej” — mówiła podczas konferencji prasowej.

Magdalena Biejat, która jest kandydatką Nowej Lewicy w wyborach prezydenckich, została zapytana przez Polską Agencję Prasową, czy stowarzyszenie jest otwarte dla wszystkich, bez względu na jego przynależność partyjną. Odpowiedziała „tak”.

„Chcemy budować to stowarzyszenie jako przestrzeń dla osób myślących progresywnie, chcących rozwoju polski w kierunku europejskim, cywilizacyjnym” — tłumaczyła w rozmowie z PAP.

Jaki jest kontekst?

Założycielki stowarzyszenia: senatorki Magdalena Biejat i Anna Górska oraz posłanki Dorota Olko, Daria Gosek-Popiołek i Joanna Wicha to byłe polityczki partii Razem, które w październiku 2024 roku opuściły szeregi partii.

„W partii Razem dzieliła nas fundamentalnie wizja tego, jak chcemy działać w polityce” – napisały w opublikowanym w czwartek 24 października 2024 oświadczeniu.

Już wtedy zapowiadały, że pozostaną w klubie Lewicy, nie zapiszą się do żadnej partii i stworzą własną platformę, która ułatwi wspólne działania. Tą platformą ma być powołane 11 stycznia 2025 stowarzyszenie.

Magdalena Biejat, wicemarszałkini Sejmu, jest kandydatką na prezydenta Lewicy.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

16:13 11-01-2025

Prawa autorskie: fot. Unia Europejska, 2023fot. Unia Europejska...

Liderzy UE przypominają Trumpowi: Będziemy stać na czele integralności naszych demokracji

Europejscy politycy i liderzy UE reagują na szokujące zapowiedzi Donalda Trumpa dotyczące m.in. chęci uzyskania kontroli nad Grenlandią, która jest półautonomicznym terytorium Danii.

Co się wydarzyło?

„Przypominajka dla tych, którym się pomieszało” – takim zdaniem wpis na platformie X opatrzył swój wpis Guy Verhofstadt, były belgijski europoseł, znany w Polsce z walki o praworządność przeciwko rządom PiS.

Verhofstadt do wpisu dołączył mapkę Ameryki Północnej, na której teren USA podpisany jest jako „USA”, a teren Kanady, Meksyku i Grenlandii jako „nie USA”. Do tego doklejona jest analogiczna mapka Rosji i Ukrainy, gdzie Rosja podpisana jest jako Rosja, a Ukraina jako „nie Rosja”.

Kontrowersyjne zapowiedzi Trumpa o chęci zakupu Grenlandii, odzyskania Kanału Panamskiego od Panamy, czy uczynienia Kanady jednym ze amerykańskich stanów, wywołały dość ostrożne reakcje najważniejszych przywódców Europy.

Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen (na zdjęciu powyżej) w bardzo dyplomatycznym i może nieco zbyt łagodnie brzmiącym wpisie przypomniała Trumpowi, że USA owszem są „jednym z najbliższych partnerów Europy”, ale UE będzie zawsze „chronić swoich obywateli oraz integralności naszych demokracji”.

Von der Leyen podkreśliła też, że „oczekuje pozytywnej współpracy z nową amerykańską administracją”, która będzie zakorzeniona we „wspólnych wartościach i interesach”.

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz napisał jasno: „Granice nie mogą być zmieniane siłą, to odnosi się do każdego państwa, bez względu na to, czy na wschodzie, czy na zachodzie”. Scholz zdradził, że z rozmów z europejskimi partnerami wynika, że „ostatnie doniesienie z USA” spowodowały pewien dyskomfort, ale odpowiedź na to jest jedna: musimy trzymać się razem.

Na wypowiedzi Trumpa zareagowała także jego wielka zwolenniczka, premierka Włoch Giorgia Meloni. Meloni zbagatelizowała nieco wypowiedzi Trumpa, mówiąc, że nie wierzy w to, by nowy amerykański prezydent zamierzał użyć siły celem przejęcia kontroli nad Grenlandią czy Kanałem Panamskim. Jej zdaniem słowa Trumpa to bardziej „ostrzeżenie dla Chin i innych globalnych graczy, aby trzymali ręce z daleka od strategicznie ważnych obszarów”.

„Myślę, że możemy wykluczyć scenariusz, że Stany Zjednoczone w najbliższych latach będą próbowały użyć siły, aby zaanektować terytorium, które je interesuje” – powiedziała Meloni podczas konferencji prasowej w Rzymie w czwartek 9 stycznia. Podkreśliła, że jej zdaniem takie komentarze to element "rozgrywki między wielkimi mocarstwami” – cytowała agencja AP.

Podobnego zdania co Meloni jest premierka Danii Mette Frederiksen, która do wypowiedzi Trumpa odniosła się już trzy dni temu w wywiadzie z duńskim nadawcą publicznym TV2. Powiedziała, że nie wierzy, że Stany Zjednoczone wykorzystają siłę militarną lub gospodarczą, aby zapewnić sobie kontrolę nad Grenlandią. Dodała, że „z zadowoleniem przyjmuje większe zainteresowanie USA regionem arktycznym”, ale podkreśliła, że musi ono uwzględniać „szacunek dla ludności Grenlandii”.

W sobotę 11 stycznia portal Axios doniósł, powołując się na dwa źródła, że Dania wysłała do ekipy Donalda Trumpa pismo w sprawie Grenlandii. Kancelaria premiera miała dać w nim znać, że jest otwarta na dyskusje w sprawie ewentualnego zwiększenia wpływów Amerykanów na Grenlandii, w tym ich obecności wojskowej.

Portal twierdzi, że duński rząd chce w ten sposób przekonać Trumpa, że jego „obawy co do bezpieczeństwa narodowego” mogą zostać zaadresowane „bez konieczności przejmowania kontroli nad wyspą”.

Jaki jest kontekst?

Wypowiedzi europejskich polityków to reakcja na szokujące zapowiedzi prezydenta elekta Donalda Trumpa, który w ostatnich dniach niejednokrotnie dał do zrozumienia, że integralność terytorialna innych państw nie jest dla niego świętością.

O Kanadzie stwierdził (m.in. podczas konferencji prasowej w Mar-a-Lago 7 stycznia 2025, ale też podczas wystąpienia na konferencji Turning Point USA w Arizonie 22 grudnia), że ta jest „w pełni uzależniona od Stanów Zjednoczonych” i funkcjonuje tylko dzięki temu, że „USA kupują od niej towary, których nie potrzebują” oraz że może liczyć na wsparcie militarne ze strony USA. Dlatego zaproponował, żeby znieść tą „sztucznie wyrysowaną granicę” i uczynić z Kanady 51. stan USA.

“Kanada i Stany Zjednoczone – to by było coś! Wystarczy pozbyć się tej sztucznie wyrysowanej linii i patrzysz na coś, co jest znacznie lepsze z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego” – mówił podczas wystąpienia w Arizonie.

Równie kontrowersyjne zapowiedzi dotyczyły Grenlandii, czyli półautonomicznego regionu pod kontrolą Danii, oraz Kanału Panamskiego, który należy do Panamy.

Odnośnie Grenlandii Trump mówi, że ta ma ogromne znaczenie strategiczne dla USA i powinna znaleźć się w jej orbicie – stąd propozycja zakupu Grenlandii od Danii i wizyta syna prezydenta elekta Donalda Trumpa Juniora na wyspie we wtorek 7 stycznia. Trump nie wykluczył też użycia siły militarnej lub szantażu ekonomicznego celem odbicia wyspy z rąk Duńczyków.

Odnośnie Kanału Panamskiego Trump twierdzi, że Panama łamie postanowienia traktatu z 1977 roku, na podstawie którego działający od 1914 roku Kanał Panamski został przekazany w zarząd Panamie, na której terytorium się znajduje. W związku z tym Trump nie wyklucza, że USA zwrócą się do Panamy o „natychmiastowy, bezwarunkowy zwrot kanału”. Nie wyklucza też ewentualnego użycia siły.

Przeczytaj także:

13:44 11-01-2025

Prawa autorskie: Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.plFot. Kuba Atys / Age...

„Spoza układu”: Adrian Zandberg kandydatem Razem na prezydenta

„Polskę, nasz kraj, stać na coś znacznie więcej niż wieczna wojna Tuska z Kaczyńskim” – powiedział Adrian Zandberg, przewodniczący partii Razem podczas konwencji w sobotę 11 stycznia 2024, w trakcie której ogłosił swój start w wyborach prezydenckich. Oto wszyscy kandydaci na prezydenta 2025.

Co się wydarzyło?

„Tak, wystartuję w wyborach prezydenckich” – ogłosił Adrian Zandberg, przewodniczący partii Razem podczas konwencji w sobotę 11 stycznia 2024. Zandberg przyznał, że jego start w wyborach jest wyrazem ogromnego rozczarowania obecną polską polityką. Pozycjonuje się jako kandydat „spoza układu”.

„Mam, tak jak wy, kompletnie dość tej szarpaniny, z której nic nie wynika, mam dość słuchania non stop o tym, kto kogo za chwilę wsadzi do więzienia i tych sporów o nic” – powiedział Adrian Zandberg.

W ten sposób odniósł się do „wojny Tuska z Kaczyńskim”. „Ta durna wojna szkodzi Polsce, świat nam ucieka, musimy się wyrwać w końcu z tego klinczu” – powiedział.

Służba zdrowia, walka z biedą, innowacyjność gospodarki

W swoim wystąpieniu, które trwało ponad 40 minut, kandydat na prezydenta partii Razem poruszył wiele istotnych kwestii: problemu z dostępem do świadczeń zdrowotnych i funkcjonowania służby zdrowia, tego, że po 30 latach od transformacji Polska wciąż nie doczekała się elektrowni jądrowej („Polska jest 21 największą gospodarką świata, to nie jest tak, że nas nie stać”), małej innowacyjności polskiej gospodarki oraz obaw ludzi związanych z inflacją.

Zandberg podkreślił, że chce być prezydentem „zwykłych ludzi, którzy pracują i chcą spokoju”.

Kandydat Razem uderzył też w obecny rząd, mówiąc, że ten „niczego nie dowozi”. Jako przykład podał kwestię liberalizacji i dekryminalizacji prawa aborcyjnego, jednej z najważniejszych obietnicy Donalda Tuska z kampanii wyborczej w 2023 roku, która do dziś pozostaje niezrealizowana.

Zwrócił też uwagę na to, że polskie państwo nie walczy skutecznie z ubóstwem dzieci. „Podnieśliśmy ostatnio z Marceliną Zawiszą na komisji temat biedy wśród dzieci. Usłyszeliśmy, że nie ma na to pieniędzy” – relacjonował.

Tymczasem jego zdaniem to państwo jest od tego, by skutecznie walczyć z ubóstwem.

„Państwo jest od tego, żeby systemowo walczyć z biedą, żeby każdy dzieciak w tym kraju miał w szkole bezpłatny posiłek i żeby nie czuł się gorszy dlatego, że jego rodzice są biedniejsi” – mówił Zandberg.

Zandberg uderzył też w sposób relacjonowania trwającej już od jakiegoś czasu prekampanii przed wyborami prezydenckimi. Tylko dwóch kandydatów – Karol Nawrocki z PiS i Rafał Trzaskowski w PO – przedstawianych jest jako możliwi zwycięzcy. Uderzył w kandydata PiS i PO twierdząc, że to tak naprawdę wciąż starcie Donalda Tuska z Jarosławem Kaczyńskim.

„Bardzo proszę, nie dajcie sobie wmówić, że to jedyny wybór. Przyszły prezydent Polski powinien być w końcu spoza tego układu” – apelował Zandberg. „Czas wysłać Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego na emeryturę, czas na nowe otwarcie” – mówił.

Areszt dla Netanjahu, a nie czerwony dywan

Zandberg poruszył też kwestię niezwykle kontrowersyjnej zapowiedzi polskiego rządu, który ogłosił, że nie zamierza aresztować poszukiwanego międzynarodowym listem gończym premiera Izraela Benjamina Netanjahu.

Netanjahu ma się pojawić w Polsce na obchodach 80. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Tymczasem premier Izraela jest objęty nakazem aresztowania wydanym przez Międzynarodowy Trybunał Karny, który ściga go za zbrodnie wojenne w Strefie Gazy. Polska jest sygnatariuszem traktatu o MTK, jest więc zobowiązana do aresztowania poszukiwanego.

„Chciałem przypomnieć panu premierowi Tuskowi i prezydentowi Dudzie, że Polska zobowiązała się do tego, żeby ścigać zbrodnie wojenne” – powiedział kandydat na prezydenta partii Razem. Zwrócił uwagę na to, że polski rząd głośno krytykował Mongolię, gdy ta nie zatrzymała prezydenta Rosji Władimira Putina, za którym MTK także wystawił nakaz aresztowania.

„W takich sprawach nie może być podwójnych standardów (...) W Polsce na Netanjahu powinien czekać areszt, a nie czerwony dywan” – mówił Adrian Zandberg.

Zandberg zauważył też, że takie zapowiedzi jak ta dotycząca Netanjahu, „kompromitują Polskę” i stawiają pod znakiem zapytania przywiązanie obecnej ekipy rządzącej do praworządności. Dodał, że to sprzyja tym, którzy chcą „wysadzić w powietrze międzynarodowy system prawny”.

„Mamy wybór, możemy być Norwegią, a możemy być Mongolią” – podsumował Zandberg.

Kandydat na prezydenta partii Razem ostrzegł też przez skrajnie prawicowym kandydatem Sławomirem Mentzenem z Konfederacji. Przypomniał, że Mentzen „chciał wsadzać kobiety do więzienia za przerywanie ciąży z gwałtu” i „wprowadzić w Polsce ślubu z zakazem rozwodu”.

„To są chore pomysły, drugi Iran. Nie dajcie się wrobić” – apelował.

Podkreślił, że jest „wolnościowcem” i uważa, że państwo nie powinno wtykać nosa w to, „kto z kim układa sobie życie”. „Ani polityk, ani ksiądz nie powinien wam wsadzać nosa pod kołdrę” – stwierdził.

Zaapelował też do innych kandydatów, by otwarcie mówili o swoich poglądach.

Jaki jest kontekst?

Adrian Zandberg to w tym momencie dziesiąty kandydat, który ogłosił swój start w majowych wyborach prezydenckich.

Oto kandydaci na prezydenta 2025:

  • Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, kandydat Koalicji Obywatelskiej,
  • Karol Nawrocki, szef Instytutu Pamięci Narodowej, kandydat Prawa i Sprawiedliwości,
  • Szymon Hołownia, założyciel Polski 2050, wspólny kandydat Trzeciej Drogi, czyli koalicji Polska 2050 oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego,
  • Magdalena Biejat, wicemarszałkini Sejmu, kandydatka Lewicy,
  • Sławomir Mentzen, biznesmen i poseł, kandydat Konfederacji,
  • Marek Jakubiak, poseł na Sejm, kandydat koła Wolnych Republikanów,
  • Marek Woch, kandydat Bezpartyjnych Samorządowców,
  • Piotr Szumlewicz, działacz związkowy, kandydat Związkowej Alternatywy,
  • Katarzyna Cichos, doktor nauk prawnych, która chce stworzyć nową partię centroprawicową Platforma Rozwoju Polski,
  • Adrian Zandberg, przewodniczący partii Razem i jej kandydat na prezydenta.

Pierwsza tura odbędzie się w niedzielę 18 maja. Jeśli tego dnia nikt spośród grona kandydatek i kandydatów nie uzyska przynajmniej 50 proc., dogrywka odbędzie się dwa tygodnie później, w niedzielę 1 czerwca.

Tegoroczne wybory odbędą się w cieniu ogromnych problemów z praworządnością w Polsce i paraliżem obsadzonego przez neosędziów Sądu Najwyższego, którego zdominowane przez neosędziów izby, w tym orzekająca o ważności wyborów Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, w świetle prawa europejskiego i wyroków europejskich trybunałów, w ogóle nie są sądem. To, jakie problemy prawne ta sytuacja powoduje, widać było już w sprawie orzekania przez PKW o prawidłowości sprawozdania finansowego z kampanii PiS.

Więcej o tej niezwykle ważnej sprawie tutaj oraz najnowszych prognozach przed wyborami prezydenckimi:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

12:09 11-01-2025

Prawa autorskie: Zdjęcie: Patrick T. Fallon / AFPZdjęcie: Patrick T. ...

Pożary w Los Angeles wciąż szaleją. Ewakuują się kolejne luksusowe dzielnice

Już czwarty dzień amerykańscy strażacy walczą z gigantycznymi pożarami, które pustoszą obrzeża Los Angeles, w tym luksusowe dzielnice mieszkalne. W pożarach zginęło już 11 osób, ogień spustoszył teren wielkości San Francisco. Eksperci wskazują, że straty będą najwyższe w historii.

Co się wydarzyło?

Służby Los Angeles wciąż walczą z sześcioma gigantycznymi pożarami, które pustoszą kilka lokalizacji na obrzeżach Los Angeles, najludniejszego miasta w Kalifornii i drugiego najludniejszego miasta USA.

Jak wynika z na bieżąco aktualizowanych danych ze strony kalifornijskiej agencji rządowej Cal Fire, aktywnych pożarów jest obecnie sześć i obejmują w sumie teren o powierzchni 37 tysięcy akrów, czyli około 15 tysięcy hektarów (akr to jednostka powierzchni używana w krajach anglosaskich). Mniej więcej tyle, ile wynosi powierzchnia San Francisco.

Największy z pożarów — The Palisades Fire (nazwa pochodzi od nazwy dzielnicy, na której obrzeżach pożar wybuchł; Pacific Palisades, jednej z najbardziej luksusowych dzielnic mieszkalnych w LA, położonych między górami Santa Monica a Pacyfikiem) wybuchł na wschodnich obrzeżach Los Angeles. Spustoszył już 21 tysięcy akrów, czyli 8,5 tysiąca hektarów. W nocy z piątku na sobotę przesunął się dalej na wschód, tym samym stwarzając bezpośrednie zagrożenie rozprzestrzenienia się na kolejną luksusową i gęsto zabudowaną dzielnicę – Brentwood. Władze miasta już ogłosiły kolejne ewakuacje.

Zobacz mapę pożarów najbliżej centrum Los Angeles (stan na sobota 11 stycznia godz. 12:00 czasu polskiego):

Mapa pożarów na terenie Los Angeles, na mapie widać dwa największe pożary - obejmujący obszar na wschodzie od centrum miasta Palisades Fire oraz znajdujący się na północ od centrum Eaton Fire.
Mapa pożarów na terenie Los Angeles, na mapie widać dwa największe pożary - obejmujący obszar na wschodzie od centrum miasta Palisades Fire oraz znajdujący się na północ od centrum Eaton Fire.

Wielkim wyzwaniem jest ograniczanie pożaru. W piątek 10 stycznia służby informowały, że pożar został ugaszony zaledwie w sześciu procentach. W sobotę 11 stycznia dane na stronie Cal Fire wskazują, że pożar jest powstrzymany w 8 procentach.

Los Angeles płonie w kilku miejscach

Bardzo słabo idzie powstrzymywanie także drugiego co wielkości pożaru – Eaton fire, który płonie w tej chwili na powierzchni 14 tysięcy akrów, czyli około 6 tysięcy hektarów. Pożar wybuchł na północnych obrzeżach Los Angeles, na terenie Angeles National Forest. Został zgłoszony we wtorek 7 stycznia 2025 około godziny 18:12 w pobliżu Eaton Canyon w Pasadenie w Kalifornii. Pożar jest na razie ugaszony zaledwie w 3 procentach, więc wciąż się rozprzestrzenia.

Dużo lepiej idzie gaszenie znacznie mniejszych ognisk pożaru. Rozgorzały na obszarze około 400 hektarów (1000 akrów) Kenneth Fire, który wybuchł 9 stycznia na terenie na północ od pożaru Palisades, zagrażając domom w pobliżu Calabasas i Hidden Hills, został ugaszony już w 50 procentach.

Obejmujący teren nieco ponad 300 hektarów (770 akrów) Hurst fire udało się ugasić już w 70 procentach. Pożar Hurst został zgłoszony we wtorek, 7 stycznia 2025 r., o godz. 22:25 w pobliżu autostrady 210 Freeway i Yarnell St. w Sylmar w Kalifornii.

Obejmujący obszar 160 hektarów (395 akrów) Lydia Fire ugaszono już niemal całkowicie. Pożar Lydia Fire został zgłoszony w środę, 8 stycznia 2025 r., około godziny 13:08 na Soledad Canyon Road w Acton w Kalifornii.

Aktualny stan pożarów w Kalifornii można sprawdzić tutaj.

Dane o miejscach wystąpienia pożaru i dacie ich zgłoszenia pochodzą ze strony amerykańskiej służby leśnej.

Jaki jest kontekst?

Eksperci już dziś szacują, że straty spowodowane pożarami będą najwyższe w historii.

„Przy silnym wietrze, w warunkach suszy i niewiadomej co do tego, kiedy pożary uda się ugasić, analitycy przewidują, że łączne straty gospodarcze w wysokości od 50 do 150 miliardów dolarów” – pisał w piątek 10 stycznia Washington Post. Powodem tak ogromnych strat jest to, że pożary pustoszą jedne z najbardziej luksusowych dzielnic i miejscowości w okolicach i na terenie Los Angeles.

Utratę domu w szalejących pożarach ogłosiło już wielu amerykańskich celebrytów czy aktorów, m.in. Paris Hilton, Anthony Hopkins i Mel Gibson.

W jednym przypadku — Kenneth Fire, służby podejrzewają podpalenie i zatrzymały już jedną osobę. Ale tak dotkliwe pożary byłyby niemożliwe bez specyficznych warunków pogodowych – suszy i silnego wiatru, który pomaga w rozprzestrzenianiu się ognia.

„Nie mieliśmy większego deszczu od kilkuset dni” – zauważył w rozmowie z telewizją NBC News Max Moritz, naukowiec University of California. Okres od grudnia do lutego zwykle przynosi w regionie spore opady. Południowa część stanu mimo to zmaga się z wyjątkowo suchą pogodą od ośmiu miesięcy. Przez ostatni rok najwięcej deszczu przyniósł maj, gdy w południowej Kalifornii spadło 25 milimetrów wody.

Według raportu unijnej agencji klimatycznej Copernicus miniony rok okazał się nowym najcieplejszym rokiem w historii w liczącej ok. 250 lat historii instrumentalnych i weryfikowalnych pomiarów temperatury na świecie. Był aż o 1,6°C cieplejszy od średniej z okresu przedindustrialnego. Dotychczasowe cele ustalone na forum ONZ mówiły o staraniach utrzymania ocieplenia klimatu na poziomie poniżej 1,5 stopnia Celsjusza.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także: